- Opowiadanie: Vivax Falciparum - V.F. - Walizka

V.F. - Walizka

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

V.F. - Walizka

Forlorare 4 wchodził w atmosferę pod niewłaściwym kątem. Kapitan wiedział i wszyscy w sterowni wiedzieli jak to się skończy. Wiedzieli też, że nawet właściwy kąt nie pomoże, jeśli w tylnej części kadłuba znajduje się dziura wielkości ciężarówki. Lewe skrzydło nie miało zasilania, tak samo jak obydwie wyrzutnie i pomieszczenia dla załogi. Ale tam i tak nikt nie miał prawa przeżyć.

Najdłużej przeżyją ci w sterowni. Od reszty statku zdążyli oddzielić się pancerną grodzią. Niepotrzebny wysiłek, skoro i tak nie uda im się wylądować.

Dod spojrzał na monitor nawigacji i zauważył statek lecący równolegle do nich.

– Kapitanie?

– Hm?

– Mam Stolliga trzy kilometry nad nami.

– Połącz mnie z nim.

Dod połączył.

– Mówi kapitam Forlorare 4, numer 37/12, kim jesteście? Co macie uszkodzone?

Głośnik zatrzeszczał.

– Stollig 13, numer 44/01 wszystko sprawne. – odpowiedział zachrypnięty głos.

– Dlaczego schodzicie z orbity?

– Spierdalamy.

– Jak to?

– Po prostu. A tak między nami mówiąc, zauważyliście u siebie dziurę za lewym skrzydłem? Jebana jest wielkości ciężarówki.

– Czy rozmawiam z kapitanem?

– Nie.

– W takim razie proszę mnie z nim połączyć.

– Nie ma takiej możliwości.

– Dlaczego?

– Nie żyje.

– Mówiłeś, że nie macie uszkodzeń.

– Nie mamy.

Kapitan zamilkł na chwilę, spojrzał na Doda, potem na obydwu pilotów i blondyneczkę z obsługi systemów wewnętrznych.

– Dlaczego wasz kapitan nie żyje?

Cisza.

– Stollig 13, jesteście tam?

– Jesteśmy.

– Dlaczego wasz kapitan nie żyje?

– Bo umarł.

– Nie rozumiem.

– Porucznik Tolp zapierdolił go gaśnicą.

– Jak to?

– Ma pan mnóstwo zbędnych pytań, zważając na to, że za kilka minut pierdolniecie w powierzchnie, panie kapitanie Forlorare 4.

Słychać piknięcie podłączanego drugiego mikrofonu.

– Nie woli pan porozmawiać z nami o dokonaniach swojego życia i poglądach na to co się dzieje po śmierci? – Do rozmowy włączył się przyjemnie brzmiący bas.

– Chce wiedzieć co dzieje się na waszym pokładzie i z kim w ogóle rozmawiam, do cholery.

– Drugi pilot Skamt. – Odpowiedział zachrypnięty głos.

– Porucznik Tolp. – Przedstawiła się niska tonacja. – Musieliśmy usunąć kapitana, oszalał.

– Oszalał?

– Owszem, zamierzał zostać na orbicie i czekać aż nas zapierdolą, tak jak to zrobili z wami. Czy to pana zadowala, panie kapitanie Forlorare 4? – Zapytał drugi pilot Skamt.

– Czeka was sąd wojenny.

– Szczerze wątpie. Tankujemy tylko i spierdalamy z tego gówna, zanim założą bariere.

– Dokąd polecicie?

– Pewnie na Ziemię.

Dod podłączył swój mikrofon.

– Poruczniku Tolp, mogę mieć do was prośbę? – Zapytał.

– Dod? – Kapitan odwrócił się zdziwiony.

– Mów. – Zgodził się Tolp.

– Skoro wchodzicie tym korytarzem, wylądujecie pewnie w Storakuk Stad.

– Owszem.

– Na zatankowanie potrzebujecie jakieś trzy godziny.

– Zgadza się.

– Mam pokój w pasażu numer siedem, poziom minus trzy. To blisko lądowiska. Numer pokoju to 12867, niech pan zapisze.

– Ok, chwilka.

– Co to ma znaczyć, Dod? – Odezwał się Kapitan.

Blondyneczka i piloci też patrzyli na niego.

– Proszę mi pozwolić dokończyć kapitanie.

– Mam to. – W głośnikach odezwał się miły, basowy głos porucznika Tolpa.

– Dobrze. W pokoju jest stolik, na stoliku leży mała, ciemnozielona walizka. Niech pan ją stamtąd zabierze.

– Ok…

– Niech pan zawiezie ją na Ziemię. I odda mojemu przyjacielowi w Linköping, to miasto w Szwecji. Skitstövel Gata, numer 44. Mój przyjaciel nazywa się Andre Myhrer. Zanotował pan?

Chwila ciszy. Słychać jęk, ustępującego przeciążeniom kadłuba.

– Taaak. Trochę to skomplikowane.

– Niech pan mu powie, że to walizka od Doda. Niech pan mu powie skąd pan o niej wie. I niech pan mu powie, że za dostarczenie jej, jest panu winien milion koron.

– milion koron?

– To jakieś dwieście tysięcy euro, na pewno zapłaci.

– Co jest w tej walizce?

– Nie mogę panu powiedzieć. Niech pan nie próbuje jej otwierać.

– Coś niebezpiecznego?

– Nie.

– Ja bym w to nie wchodził, Tolp. – Odezwał się zachrypnięty głos.

– Niech pan mi obieca, że to zrobi.

– Obiecuje.

– Wierze w pana.

Pisk kolejnego mikrofonu. Szum w głośnikach.

– Niech pan odnajdzie mojego chłopaka w Berlinie, nazywa się Karl Murnau. Niech pan mu powie o mnie.

Dod obejrzał się i zobaczył blondyneczkę z obsługi, pochyloną nad mikrofonem.

– I Niech pan mu powie, że zgodziłabym się, gdybym wróciła.

Kolejny pisk.

– Mam żonę i syna w Monachium, Anna i Otto Stiegel, mieszkają na Zuletzt Straße 18. Znajdzie ich pan? – Wychrypiał Fabian, nasz drugi pilot.

Znowu pisk. To nasz pierwszy pilot.

– Gdyby był pan kiedyś w Danii… Moja matka mieszka w Saksild, to mała wieś, niedaleko Kopenhagi. Na pagórku za kościołem stoi żółty domek. Tylko ten jeden jest żółty…

Słychać trzaski i szum w głośnikach. Tracimy łączność.

Nagle Kapitan podniósł głowę wyrywając się z jakiegoś odrętwienia.

– Tolp! Tolp! Jest pan tam?

Cisza.

– Moja żona mieszka w Lund, na południu Szwecji!

Cisza. Szum i trzaski.

– Tolp!

Kadłub jęczy.

Dod nigdy nie myślał, że tony kompozytów mogą śpiewać ludzkim głosem.

– Ida Carlsson! Tolp! Niech się pan odezwie! Tolp!

Dod wyłączył swój mikrofon.

Kształt na monitorze, oznaczający Stolliga, znikał powoli za zasłoną szumów i zniekształceń.

Kabina wpadła w wibracje.

Światło zamigotało i zgasło.

Forlorare 4 pikował w dół, płonąc i śpiewając.

Jakże pięknie on śpiewał.

 

Koniec

Komentarze

Boże, beznadzieja, serio... Jesteś pewien, że chcesz dalej pisać? Bo mam wrażenie, że nie przeczytałeś w życiu żadnej książki. Juz nawet nie czepiam się literówek i tego, że jest to jeden wielki chaos, ale co widziałeś w tym pomysle wartego opisania?

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nie rozumiem troszku Suzuki. Wg mnie dobra narracja (no, w pierwszym akapicie).
Dialogi nie są powalające, ale na bank poprawne i dobrze się to czyta. Wygląda to na studium ostatnich minut życia, ale ja wierzę, że właśnie tak mogły wyglądać.

Szkoda, ze taki krótkie, wygląda jak część czegoś większego.

Pozdrawiam,

Największym błędem jest zmiana narratora.
Na część czegoś większego raczej się to nie nadaje (chyba że po zmianach), ale jako scenka --- broni się, moim zdaniem.

Korekta. Nie wiem co, ale coś mnie zmyliło z tą zmianą narratora.

Jakos niespecjalnie to do mnie przemówiło. Fabularnie, cóż, nic zaskakującego.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka