
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Ciemne, deszczowe chmury zawisły nad miastem niczym cień olbrzyma. Ciężkie krople deszczu zaczęły spadać na ziemię z głośnym chlapnięciem, tworząc w parę chwil rwące potoki, spływające chodnikami i ulicami, które jeszcze przed chwilą były pełne ludzi. Jakiś kot przebiegł mi drogę szukając kryjówki. Zaciągnąłem na głowę kaptur od kurtki i powoli ruszyłem przed siebie. Omijałem bogate wystawy sklepów, zakłady fryzjerskie i kawiarenki. Wszędzie za szybami majaczyły te same, smutne ludzkie twarze, tak znudzone życiem. Gdy doszedłem do skrzyżowania skręciłem w prawo, tam droga zaczynała wznosić się leniwie ku górze. Wspinałem się mając wody po kostki. Studzienki ściekowe nie nadążały odbierać takiej ilości deszczówki. Lubię gdy pada. W ten sposób natura pozbywa się wszech otaczającego nas syfu i brudu.
Cel mojego spaceru znajdował się tuż przede mną. Trzypiętrowa kamienica zbudowana z szarych cegieł w stylu art deco. Dopaliłem papierosa i powoli wszedłem do środka. W środku unosił się zapach taniej chemii do mycia podłóg. Schody zaskrzypiały gdy zacząłem po nich wchodzić na drugie piętro. Stanąłem przed drzwiami. Miedziany numerek „pięć" był lekko przekrzywiony w prawo. Wyrównałem go i wsadziłem klucz w zamek. Najciszej jak umiałem otworzyłem drzwi. Znalazłem się na korytarzu. Ściany pokrywała tania boazeria. Z pokoju po lewej dochodziło ciche jęczenie i posapywanie. Spod płaszcza wyjąłem rewolwer S&W model 629. Głęboki oddech. Przecież już to robiłem. Powoli uchyliłem drzwi. Ich spocone ciała wiły się w miłosnej ekstazie. Jego silne ręce trzymały ją za uda gdy w nią wchodził, krople potu spływały po jej kształtnych piersiach. Było im jak w raju. Sam to kiedyś z nią przeżyłem i doskonale wiedziałem do czego jest zdolna. W zadowalaniu mężczyzn była mistrzynią. Istną boginią miłości.
Odbezpieczyłem broń. Powoli odwrócili głowy w moim kierunku. Pokój wypełnił huk i zapach prochu. Jego martwe ciało wyrzucone siłą wystrzału wyrwało się spomiędzy jej ud. Suka zaczęła krzyczeć gdy krew i fragmenty mózgu jej kochanka obryzgały jej twarz i nagie ciało. Kolejny strzał i zamilkła na zawszę. Spojrzałem ostatni raz na jej piękne, idealne ciało. Nasze życie miało być takie piękne… Wsadziłem lufę do ust. Podobno przed śmiercią człowiek widzi całe swoje życie. Nic bardziej mylnego.
Piekło. Ile razy człowiek zastanawiał się w swoim życiu czy ono naprawdę istnieje? Setki, tysiące? Ile razy byliśmy bombardowani jego różnymi wizjami? Lasciate ogni speranza, voi ch'intrate, taki napis według Dantego widnieje na piekielnej bramie. Dziewięć kręgów. W islamie mamy siedem piekieł. Buddyzm? Naraka, szesnaście piekieł, chociaż tam mamy urozmaicenie, bowiem połowa z nich jest cholernie zimna. Ale jakie jest to prawdziwe piekło? Dla wielu jest domeną demonów, upadłych aniołów, gdzie trafiają grzesznicy. Wszędzie płonie ogień i płyną rzeki krwi. Jak to pięknie wygląda gdy pokażą nam to spece od efektów specjalnych z Hollywood. Niestety. Wszystko to kłamstwo. Prawdziwe piekło jest dużo gorsze. Jest najstraszniejszą karą jaka może nas spotkać.
Białe płatki śniegu osiadały leniwie na wszystkim dookoła. Jeszcze przed chwilą kolorowe miasto szybko zamieniło się jakby w czarno białą pocztówkę. Hałas podobnie jak kolory uciekł gdzieś zostawiając jedynie ciszę i wrażenie spokoju, które opanowało całą okolicę.
Przeżyłem wiele zim lecz w każdej powracam do tej jednej, w której wszystko się zaczęło. W ciągu dwóch miesięcy całe moje życie zamieniło się w koszmar, który nigdy miał się nie skończyć. Wierzcie mi, że nie warto wypowiadać życzeń na głos bo nigdy nie wiadomo, kto może ich wysłuchać.
Nie byłem kimś sławnym, czy też rozpoznawanym. Mieszkałem w dzielnicy portowej na piętrze rozsypującego się domu należącego do nijakiej pani Colmej, staruszki, która co noc rozmawiała ze swoim zmarłym przed piętnastoma laty mężem. Pomimo tego, że dokładnie o trzeciej nad ranem śpiewała, tańczyła i kłóciła się z powietrzem było mi jej żal. Samotność jest naprawdę czymś strasznym, zwłaszcza dla starszych. Jako dwudziesto paro letni chłopak nie miałem stałej pracy. Latem pomagałem w porcie za jakieś drobne, które wieczorami przepijałem z pobliskiej tawernie. Wolne chwile poświęcałem pisaniu. Odkąd pamiętam pragnąłem pisać. Teraz po całym pokoju walały się zapisane kartki, wizje mojego świata, do którego uciekałem w każdym możliwym momencie. Moja dziwna pasja przypadła do gustu Javierowi, znajomemu od czasów szkoły, który był moim stałym i jedynym czytelnikiem. Obiecałem mu, że poszukam wydawcy, ale jak do tej pory nie miałem szczęścia takowego spotkać. Javier pochodził z dobrej rodziny, miał pieniądze i zapewnioną przyszłość u boku ojca jako jego zastępca w firmie. Od dwóch pokoleń jego rodzina produkowała jedne z najlepszych butów w tej części kraju. Zimą, kiedy port zasypiał pracowałem właśnie u jego ojca. Zajmowałem się drobnymi naprawami na hali produkcyjnej.
Pewnego wieczoru Javier zjawił się u mnie niespodziewanie w wyśmienitym humorze, który jak się później okazało zawdzięczał nowym kontraktem ojca, co miało przynieść im olbrzymi zyski. Odciągając mnie od maszyny do pisania, siłą zaciągnął do portowego baru. Taki sukces należało odpowiednio uczcić. Kiedy weszliśmy do środka uderzył w nas zapach taniego tytoniu, alkoholu i zbyt dużej ilości ludzi stłoczonych w jednym miejscu. Pomimo tego, że lokal nadawał się do całkowitego remontu czy też rozbiórki od zawsze panował tam dziwny rodzinny klimat. Każdy po kilku kuflach piwa stawał się miły i rozmowny. Głośne piosenki wypełniały całą przestrzeń skutecznie zagłuszając rozmowy. Nigdzie indziej nie spotkałem się z podobną atmosferą. Kochałem tamto miejsce podobnie jak właścicielkę, nijaką Ev. Oczywiście mam tu na myśli czysto przyjacielską miłość, bo jednak starsze kobiety o długich kruczoczarnych włosach do pasa, z pokaźnym biustem i lekko zgarbionym nosie nie odnajdywały miejsca w moich fantazjach. Pomimo tego, że Ev potrafiła by położyć rosłego mężczyznę jedną ręką wielu bywalców lokalu próbowało zalotów, które najczęściej kończyły się słowami „Ogień nie kobieta. Skąd ona bierze tą siłę?" i wycieraniem krwi z rozciętej wargi czy też masowaniem obolałej szczęki.
Tego wieczoru wypiliśmy o parę drinków za dużo. Javier zaraził mnie dobrym humorem i szybko przestałem się kontrolować, świat zaczął niebezpiecznie wirować w szalonym tempie. Było już dawno po północy kiedy padła propozycja zabawienia się jak nigdy dotąd. Normalnie nie zgodziłbym się na to, ale alkohol zrobił swoje. Szybko złapaliśmy dorożkę i ruszyliśmy do miasta. Naszym celem była „Róża", najlepszy burdel w całej okolicy oferujący wiele egzotycznych przyjemności i to nie tylko cielesnych.
Budynek był utrzymany nad wyraz elegancko, a jednocześnie schludnie. Wybudowany z czerwonej cegły dwu piętrowiec ozdobiony był delikatnymi, roślinnymi motywami wijącymi się przy oknach, w których powiewały czerwone zasłony. Nad solidnymi, pomalowanymi na biało drzwiami wyrastała dumnie kamienna róża. Javier wszedł do środka pierwszy, płaszcz rzucił na elegancką sofę i ze śpiewem ruszył przez hol. Ja stałem chwilę w milczeniu targany wątpliwościami. Te niestety przeminęły gdy zobaczyłem to co było tutaj najlepsze. Tuzin pięknych, młodych dziewczyn zapraszał mnie do środka, ich głosy brzmiały niczym syreni śpiew. W pokoju unosił się dziwny zapach, gęsty dym wyłaniał się z licznych kadzidełek i fajek. Wszędzie dookoła mnie leżeli ludzie pogrążeni w miłosnym tańcu, palący fajki i upajający się chwilą.
Javier wyszedł mi naprzeciw w towarzystwie znacznie starszej od wszystkich kobiety. Przedstawił ją jako Lady Emme, właścicielkę tego skrawka raju na ziemi. Kazał też jej się mną zająć i spełniać wszystkie moje zachcianki na jego koszt. Sam zniknął po chwili w towarzystwie dwóch dziewczyn. Emma wzięła mnie pod pachę i zaprowadziła w kąt sali, gdzie spocząłem na miękkich, pachnących poduszkach. Naga dziewczyna podsunęła mi fajkę. Świat zaczął wirować jeszcze szybciej. Dźwięki, zapachy, wszystko to uderzało we mnie z zdwojoną siłą. Nie wiem ile czasu minęło, ale następne co pamiętam to sześć dziewczyn stojących przede mną. Mogłem mieć je wszystkie, ale zamiast tego zobaczyłem ją. Schodziła ze schodów w długiej, ciągnącej się po ziemi czarnej, przezroczystej koszuli. Długie, blond włosy miła luźno rozrzucone na ramionach. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Emma zauważyła co się dzieje i poprosiła dziewczynę do nas. Powiedziała, że ta noc będzie dla mnie czymś szczególnym i nigdy jej nie zapomnę.
Obudziłem się rano w swoim łóżku. Głowa pulsowała niemiłosiernie, nie miałem siły się podnieść. Próbowałem sobie przypomnieć co się wczoraj działo, ale ostatnie co pamiętam to dotyk jej delikatnych dłoni gdy prowadziła mnie na górę. Nawet nie wiem jak się nazywała. Otwarłem szeroko okno. Blask dnia oślepił mnie. Chciało mi się rzygać. Usiadłem na krześle, schowałem twarz w dłoniach i próbowałem przypomnieć sobie wczorajszą noc. Nic nie przychodziło mi do głowy, nie wiem jak wróciłem do domu, ani co się stało z Javierem. Jedyne co doskonale pamiętam to zapach tej dziewczyny i jej niebieskie oczy. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że będą mnie prześladować nawet po śmierci.
Twarz w lustrze nie była moją twarzą, zaczerwienione, podkrążone oczy, suche usta, pijacki zarost. Obmyłem się pospiesznie i narzuciłem ubranie. Wybiegłem z mieszkania i ruszyłem w kierunku posiadłości Javiera. Kiedy znalazłem się na rynku mimo woli skierowałem wzrok na ulicę, na której znajdował się zamtuz. W głowie znowu pojawiła się ona. Chciałem poznać jej imię. Wypuściłem powietrze i ruszyłem w tamtym kierunku. Przed wejściem zawahałem się i chciałem zawrócić, wtedy drzwi otwarła mi Emma. Na jej pulchnej twarzy malował się uśmiech. Gestem zaprosiła mnie do środka.
-Co się stało wczoraj z Javierem? – zapytałem drżącym głosem.
-Pan Javier wyszedł długo przed panem. Dorożka zabrała go do domu. Przed wyjściem uregulował wszystko za pana, więc proszę się nie obawiać.
-Tu nie chodzi o pieniądze, tylko o to, że nie pamiętam wszystkiego z wczorajszego wieczoru. Jak ma na imię dziewczyna, z którą wczoraj byłem?
Emma uśmiechnęła się i poklepała po ramieniu.
-Vera. Ale oczywiście nie jest to jej prawdziwe imię. Czy chciałbyś ją dzisiaj mieć?
-Nie. To znaczy nie wiem… Bardzo… – głowa opadła mi bezsilnie.
-Poczekaj tutaj. Wszystko przygotuje.
Odetchnąłem głęboko. Vera leżała obok mnie dysząc ciężko. Mokre od potu włosy spływały jej na twarz. W świetle świec wyglądała niczym bogini. Przetarła czoło i wstała z łóżka. Chwyciłem ją za dłoń. Była delikatna jak u małego dziecka. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko. Chciałem trwać w tej chwili. Mieć ją przy sobie.
– Czy moglibyśmy się spotkać? – zapytałem.
-Oczywiście. Jestem tu codziennie – pogładziła mnie po policzku.
-Chodziło mi o spotkanie w innym miejscu. Kolacja…
Uciszyła mnie przykładając palec do moich ust. Pokręciła przecząco głową i odeszła do toaletki, gdzie narzuciła na siebie koszulę.
-Pieniądze zostaw na stoliku.
Nie mogłem spać. Nocami powracałem do niej myślami, gładziłem jej delikatną skórę, czułem zapach jej włosów. Na myśl, że teraz spędza czas z jakimś grubym wieprzem trafiał mnie szlag. Próby pisania kończyły się wybuchem agresji. Maszynę roztrzaskałem po dwóch tygodniach. Nie chciałem tak żyć. Pragnąłem być z nią. Każde zarobione pieniądze traciłem w „Róży", gdybym mógł siedziałbym tam całymi dniami. Javier szybko odszedł na dalszy plan. Przestałem się z nim widywać. Kiedy mnie odwiedzał traktowałem go jak powietrze. Wolałem uciekać do świata mojej wyobraźni gdzie Vera na mnie czekała. Zawszę śmiałem się z zakochanych ludzi. Teraz sam padłem ofiarą tego uczucia. Gdziekolwiek się pojawiałem wydawało mi się, że słyszę jak ludzie o niej rozmawiają. Kilka razy wpadałem w furię. Trafiałem do aresztu za pobicia. Nikt nie będzie źle o niej mówił ani nazywał kurwą.
Pewnego wieczora wracałem z gospody. Świat wirował mi przed oczyma. Na progu kamienicy, w której mieszkałem siedział pies. Przysiągłbym, że wyglądał jak wilk. Może nim był. Spojrzał mi prosto w oczy. Nogi ugięły się pode mną. Wydawało mi się, że słyszę jego myśli. Chciał, żebym za nim poszedł. Zignorowałem to.
Wilk powracał każdej nocy. Czekał pod moim oknem, bądź przy drzwiach. Nawiedzały mnie koszmary. W końcu poddałem się jego woli.
Prowadził mnie bocznymi uliczkami, o których nie miałem pojęcia. Szedłem za nim bardzo długo, kiedy myślałem, że mnie zgubił pojawiał się nagle przy mnie. W końcu stanął przed starym, rozwalającym się kościołem. Nigdy przedtem go nie widziałem. Wszedłem powoli do środka. Opanowało mnie dziwne uczucie chłodu i strachu. Ciężko było mi oddychać. W ciemności, przed ołtarzem majaczył jakiś kształt. Ktoś tam stał i czekał na mnie. Mrok rozświetlił żar papierosa. Gość podszedł do mnie. Był wysoki. Nosił czarny płaszcz, twarz skrywał pod gustownym kapeluszem. Czułem na sobie jego wzrok.
-Zapalisz? – w jego głosie dało się wyczuć mądrość tysiąca lat, chodź ciężko to wytłumaczyć.
-Kim jesteś?
-Kimś, kto chce ci pomóc Adamie.
-Nie przypominam sobie byśmy byli sobie kiedykolwiek przedstawieni – krople potu zaczęły spływać mi po czole.
-To prawda. Prawdą jest też, że znam twoje imię i wiem o tobie wszystko. Wiem, że ulokowałeś swoje uczucia w dziwce i nie wiesz co zrobić.
-Nie nazywaj jej tak! – chciałem się na niego rzucić.
-Kiedy to prawda. Jest dziwką, kurwą, szmatą, kto wie komu daje teraz dupy za garść drobnych, które wpadną do sakwy tej tłustej baby, dla której pracuje.
Nie wytrzymałem. Widziałem już jak moja pięść dosięga jego twarzy. Wtedy on, prawie się nie ruszając chwyta ją w żelazny uścisk i wykręca. Ból przeszywa całe moje ramię. Padam twarzą do ziemi.
-Chcę ci pomóc. Mogę sprawić, że Vera cię pokocha.
-Jak? – poczułem na karku jego oddech.
-Przysługa za przysługę. Będzie cię to wiele kosztowało, ale czyż dla miłości nie jesteśmy w stanie robić rzeczy niemożliwych?
-Co miałbym zrobić?
-Śmierć za życie. Cierpienie kogoś innego za twoją miłość. Wydaje mi się, że to sprawiedliwy układ.
-Czyli chcesz żebym kogoś zabił?
-Tak.
-Niby jak sprawisz, że Vera mnie pokocha?
-Ona już cię kocha. Możesz iść i to sprawdzić. Jeśli nie kłamię odezwę się do ciebie, abyś wykonał swoją część umowy.
-Ale ja nie powiedziałem, że się godzę! – głos rozszedł się echem po pustej sali.
Zmęczony wróciłem do kamienicy. Wchodząc po schodach zauważyłem, że drzwi do mojego pokoju są uchylone, ze środka wydobywało się delikatne światło. Uchyliłem je szerzej. Całe pomieszczenie tonęło w świetle świec, których były tu dziesiątki, w powietrzu roznosił się przyjemny zapach kwiatów i perfum. Moje serce waliło jak oszalałe, krew pulsowała. Siedziała tam. Odziana w białą, lekka suknię siedziała na krześle przy oknie i układała moje notatki. Na stoliku stała butelka wina. Nie wiem z jakimi czarami miałem do czynienia, ale nie chciałem się tym przejmować. Rzuciliśmy się sobie w ramiona.
Od tamtego czasu wszystko zaczęło się dziwne, dobrze układać. Natchniony napisałem powieść, która sprzedawała się jak świeże bułeczki, wydawcy kłócili się o mnie i za prawa wydania kolejnej płacili kolosalne sumy. Vera porzuciła swoje dawne życie i powróciła do gry na skrzypach, której uczyła się będąc mała dziewczynką. Jej talent szybko został dostrzeżony. Również Javier powrócił do mojego życia. Spędzał z nami niemal każdą wolą chwilę, których niestety nie miał za wiele po śmierci ojca. Od niego dostaliśmy też najwspanialszy prezent ślubny. Podróż po Europie. Zwiedziliśmy Barcelonę, Paryż, Londyn i Rzym. Po powrocie okazało się, że kupił nam kamienicę, w której do tej pory wynajmowaliśmy jedynie piętro. Moje życie zamieniło się w bajkę.
Po czterech wspaniałych latach, pewnego jesiennego wieczoru wydawało mi się, że widziałem wilka siedzącego pod jedną z bram. Sytuacja ta zaczęła powtarzać się coraz częściej. W nocy zaczęły nawiedzać mnie koszmary. W snach widziałem Verę oddającą się dzikim orgiom. Nie chciałem zasypiać. Nocami wykradałem się by odszukać tego przeklętego psa. Wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał wypełnić swoją część umowy. Pół roku było dla mnie męczarnią. Nie mogłem pisać ani spać. Vera twierdziła, że postarzałem się o dziesięć lat, na co wybuchałem atakiem wściekłości. Alkohol stał się moim największym przyjacielem.
Którejś nocy wracając do domu po całej nocy picia chciałem się zabić. Kiedy tak stałem na moście, patrząc w rwący prąd rzeki oprzytomniałem. Biegiem ruszyłem do domu. Gdy wychodziłem za rogu zobaczyłem siedzącego w cieniu wilka. Podszedłem do niego, a ten odwrócił głowę w stronę mojego domu. Spojrzałem w tamtym kierunku. Zrobiło mi się słabo, świat zawirował gdy zobaczyłem wychodzącego Javiera. Wilk zniknął. Zostałem sam płaczący w głos. Zacząłem udawać, że o niczym nie wiem. Musiałem się upewnić, że mnie zdradzają. Być może przyszedł tylko ją pocieszyć, w końcu miała męża alkoholika i skurwysyna. Minął kolejny miesiąc. Javier nie pojawił się od tamtego momentu, a Vera jakby usychała. Nie potrafiłem z nią już normalnie rozmawiać, cieszyć się jej obecnością. To był koniec pomimo tego, że bardzo ją kochałem.
Wilk przyszedł podczas pełni. Wyczułem jego obecność. Ubrałem się i poszedłem za nim do miejsca gdzie po raz pierwszy spotkałem jego pana. Czekał tam podobnie jak ostatnio paląc papierosa.
-Dałem ci to o co prosiłeś Adamie – powiedział nim przestąpiłem próg kaplicy. – Teraz ty musisz zrobić coś dla mnie.
-A co jeśli tego nie zrobię?
-Nie wyobrażasz sobie bólu jakiego byś zaznał. Cierpienie milionów byłoby niczym w porównaniu z tym czego byś doświadczał każdej sekundy.
-Co mam zrobić?
-Właśnie w tym momencie twój najlepszy przyjaciel pieprzy twoją żonę. Chcę abyś to zakończył i go zabił. Dasz mi jego życie, a w zamian odzyskasz utraconą miłość.
Nie mogłem oddychać. Czułem, że zaraz zemdleje, czy to z wściekłości czy ze strachu. Nie wiedziałem.
-Chodzi mi tylko o niego. Nie próbuj niczego. W przeciwnym razie spotka cię kara.
Gość rozpłynął się przede mną, zostawiając po sobie jedynie delikatną chmurkę zimnego powietrza. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do domu. Podczas drogi targały mną wszystkie możliwe uczucia, od panicznego strachu do wściekłości, którą mógłbym zniszczyć cały świat.
Do domu wszedłem po cichu i od razu skierowałem się do piwnicy. Wilk wszedł za mną bacznie mnie obserwując. Sięgnąłem po siekierę. Kciukiem sprawdziłem ostrze i wróciłem na schody. Wilka zamknąłem w środku. Powoli zacząłem się wspinać. Gdy byłem w połowie drogi doszły mnie posapywania i jęczenie Very. Krew zagotowała się we mnie. Serce omal nie wyskoczyło mi z klatki piersiowej.
Vera dosiadała go go jak ogiera, rzucając się w ekstazie. Włosy spływały jej na piersi. Javier zaciskał dłonie na jej pośladkach. Śmierdzieli potem i miłością. Przez chwilę zrobiło mi się ich żal, ale uczucie to szybko minęło. Wpadłem do pokoju niesiony szaleństwem. Nim zdążyli zorientować się co się dzieje odrąbałem Javierowi głowę. Krew wytrysła na wszystko dookoła. Vera zaczęła krzyczeć, zwlokłem ją z łóżka i wywaliłem na korytarz. Błagała mnie i przepraszała. Na nic się jej to zdało. Następnie wróciłem do piwnicy zająć się wilkiem. Pamiętam jego wzrok gdy siekiera wbiła mu się w czaszkę. Po wszystkim podłożyłem ogień. Usiadłem na schodach czekając na śmierć. Gdy płomienie zaczęły mnie otaczać zacząłem się śmiać. Nie czułem bólu.
Podobno samobójcy trafiają do piekła….
Obudziłem się o świcie. Budzik pokazywał godzinę 5:00. Miałem jeszcze chwilę dla siebie. Przeciągnąłem się i głęboko odetchnąłem. Musiałem zasnąć bo obudził mnie telefon. Dzwonił Javier. Powiedział, że zaraz mamy spotkanie z wydawcą. Momentalnie się rozbudziłem. Po pół godzinie jechałem już taksówką na umówione miejsce. Javiera spotkałem przed wejściem i razem weszliśmy do środka gdzie przywitała nas młoda blondynka. Na imię miała Vera i wywróciła moje życie do góry nogami. Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, a już na pewno nie w to, że sam padnę jej ofiarą. Niestety tak się stało.
Ciemne, deszczowe chmury zawisły nad miastem niczym cień olbrzyma. Ciężkie krople deszczu zaczęły spadać na ziemię z głośnym chlapnięciem, tworząc w parę chwil rwące potoki, spływające chodnikami i ulicami, które jeszcze przed chwilą były pełne ludzi. Jakiś kot przebiegł mi drogę szukając kryjówki. Zaciągnąłem na głowę kaptur od kurtki i powoli ruszyłem przed siebie…
Dobrze jest, przynajmniej ja przeczytałem z przyjemnością. Może niezbyt oryginalne, ale w końcu nihil novi sub sole czy-jakoś-tak.
Tylko- "Miedziany numerek „pięć" był lekko przekrzywiony w prawo. Wyrównałem go i wsadziłem klucz."- zaznacz gdzie wsadził ten klucz, bo moża sobie różne rzeczy wyobrażać:).
Poprawione ;)
Generalnie to opowiadanie jest szkicem pod coś co chodzi za mną od bardzo dawna, ale pewnie na marzeniech się skończy...