
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
6. Noc na Śmietnisku
Cole obudził się i spojrzał na zegarek. Przez krótką chwilę jego organizm lawirował między jawą, a snem więc nie mógł odczytać godziny wyświetlanej na panelu komputera. Przetarł oczy i spróbował jeszcze raz. Odetchnął z ulgą. Miał jeszcze ponad godzinę. Zdąży się odpowiednio przygotować. Wstał z łóżka i podszedł do zlewu. Odkręcił wodę i przemył twarz. Zrobił kilkanaście pąpek i przysiadów, by rozgrzać mięsnie. Tak. Dopiero teraz był całkiem przytomny. Był głodny, więc sięgnął do schowanej wieczorem porcji jedzenia. Zjadł ją popijając chłodnym tonizerem który miał zregenerować jego siły i przygotować organizm do wysiłku.
Spojrzał na panel. Miał jeszcze pięćdziesiąt minut. Wyjął swojego MSP 13 i jeszcze raz go wyczyścił. Dopiero teraz ubrał się i schował pistolet. Był gotów, lecz pozostało mu jeszcze pół godziny do chwili gdy przyjdzie po niego Roberts.
Cole nie mógł siedzieć bezczynnie więc zaczął myśleć o Jamalu. Nie spodziewał się że kiedykolwiek stanie z tym człowiekiem ramię w ramię. Doskonale pamiętał ten zwiad. Szli spokojni, pewni siebie. Nie wiedzieli o czyhającym ich niebezpieczeństwie. Czaszki zaskoczyły ich sześćset metrów od obozu, tak by nikt nie mógł ich usłyszeć. Najpierw ich ostrzelali, a później zaatakowali nożami i prętami. Cole’a uratował pistolet. Tylko dzięki niemu wyszedł z tego cało. Zdążył wystrzelić jedynie trzy razy, lecz to wystarczyło. Utorował sobie drogę ucieczki. Pozostali już wtedy nie żyli. A Jamal, zasłonił mu drogę. Nie zdążył przeładować pistoletu. Jamal pchnął go nożem, ale zdołał się wywinąć. Rozciął sobie rękę. Życie zawdzięcza swojemu wyszkoleniu. Lata spędzone u Kirywella i w wojsku nie poszły na marne. Zdołał podciąć Jamala i wyrwać mu nóż, lecz na śmiertelne pchnięcie nie starczyło czasu. Pozostali nadbiegali, więc Cole rzucił się do ucieczki.
Spojrzał na zegarek. Już czas, pomyślał i wyszedł z pokoju.
Noce na Śmietnisku były przeraźliwie zimne. Wielokrotnie zdarzało im się odkrywać zamarznięte zwłoki Maniaków. Mimo dwóch warstw ubrań, Cole’owi doskwierał chłód. Razem z Robertsem, Jamalem i Grahamem, drugim przedstawicielem Klanu Czaszek, podążali w stronę miejsca gdzie dwaj olbrzymi zamordowali Maniaków. Z tego co mówił Graham ten mord odbył się cztery dni temu i mieli szansę odnaleźć jeszcze jakieś ślady.
Cole spojrzał w niebo. Dwa księżyce świeciły równym blaskiem. Gwiazdy zdawały się być powtykane w ciemną otchłań. Układały się w gwiazdozbiory, lecz Cole nie znał nazwy żadnego z nich. Przypatrując się dokładnie można było dostrzec tysiące różnych kształtów. Cole’a przerażała ta czarna otchłań. Ciemność zdawała się pożerać gwiazdy i wpełzać na księżyce. Była blisko, na wyciągnięcie ręki. Ciemność kosmosu, ciemność duszy. Tajemnice gwiazd.
Cole’m wstrząsnął dreszcz. Wyrwał go z zamyślenia. I dobrze, pomyślał. Co się ze mną dzieje? Skąd te myśli?
- Daleko jeszcze? – spytał Grahama.
- Nie jesteśmy już blisko.
- Spójrzcie – powiedział Jamal, wskazując ręką jakiś punkt – Tam coś jest.
- Coś albo ktoś?
- Ukryjmy się.
Po chwili z mroku wyłoniły się trzy postacie. Dwóch ludzi i olbrzym. Cole starał,
przyjrzeć mu się jak dokładniej. Miał ponad dwa metry i był potwornie umięśniony. Dziecko wychowane na sterydach, pomyślał Cole i uśmiechnął się pod nosem. Dwaj pozostali ludzie należeli do Klanu Diabłów. Dało się to rozpoznać po szkarłatnych chustach zawiązanych na głowach.
- Atakujemy? – spytał Roberts – Żywy olbrzym bardziej by się nam przydał niż ślady
jakie pozostawił.
- Nie – powiedział Jamal – Spójrzcie tam, nadchodzą inni.
W stronę pierwszej grupy zbliżała się druga. Również składała się z olbrzyma i dwóch ludzi. Kiedy zbliżyli się do siebie i powitali zaczęli o czymś rozmawiać. Jednak Cole nie był w stanie dosłyszeć żadnych słów. Jak zauważył, olbrzymy nie odezwały się ani słowem.
- Wracamy – rozkazał
7. Pustelnik
Rankiem wyruszyli do Pustelnika. Cole dowodził grupą w której skład wchodził jeszcze Jamal i Roberts. Pustelnik wyemigrował z Miasta. Był tam technikiem, był w grupie tych którzy odbudowywali i przebudowywali Miasto po katastrofie. Nie wiadomo dlaczego uciekł z Miasta gdzie czekały na niego zaszczyty. Na Śmietnisku Pustelnik słynął tym że potrafił naprawić wszystkie mechaniczne i elektryczne urządzenia o jakich Klany mogły zamarzyć. Pustelnik potrafił również zmontować wiele potrzebnych przedmiotów czy pojazdów. Jego najsłynniejszym wynalazkiem był łazik który zbudował z części jakie udało mu się znaleźć. Niestety łazik ten został zniszczony podczas jednej z walk.
Zbliżali się do chaty Pustelnika. Lepiej może powiedzieć Twierdzy. Teren na którym żył Pustelnik otoczony był czujnikami i kamerami tak żeby właściciel mógł śledzić wszystkie ruchy odbywające się wokół jego domostwa. Kiedy tylko Cole i reszta weszli w zasięg czujników uruchomiły się systemu obronne. Działka pojawiły się tam gdzie nikt się ich nie spodziewał. Normalnie wyglądające kupy śmieci pozamieniały się w śmiercionośną broń.
Cole wyjął płytę i pomachał nią do pierwszej widocznej kamery. To był ich znak rozpoznawczy.
Każdy ma jakieś słabości. Jeden lubi jeść drugi spać. Pustelnik lubił oglądać filmy porno. To właśnie one stanowiły walutę jaką płaciło się za jakąś informację czy naprawę. Cole wcale się temu nie dziwił. Człowiek który mieszka z dala od cywilizacji potrzebuje jakiejś rozrywki. Wiadomo czego potrzebuje mężczyzna.
Starzec wpuścił ich. Cole nie chciał tracić czasu i od razu przeszedł do rzeczy.
- Słuchaj – zaczął – Potrzebuje kilku informacji.
- Macie filmy?
Cole machnął ręką w stronę Robertsa. Ten wyjął małą torbę w której leżały płyty z filmami.
- Ze ostatniego zrzutu.
- Co chcecie wiedzieć? – spytał zabierając torbę
- Jak powstały olbrzymy. Czy to ty je stworzyłeś.
- Jakie olbrzymy?
- Nie udawaj głupiego. Olbrzymy które zniszczyły obóz Czerwonych. Które razem z Diabłami zaczynają panować nad Śmietniskiem.
- To nie ja. Ale Diabły kupowały ode mnie różne specyfiki z którymi eksperymentowałem. Same sterydy i hormony. Musieli to zrobić sami. Metodą prób i błędów. Niektóre specyfiki były śmiertelne kiedy testowałem je na szczurach.
- Ech – machnął ręką Roberts – Nie mamy tu czego szukać. Wracajmy.
Cole wiedział że nie ma czasu do stracenia. Należało jak najszybciej zniszczyć Diabły i zadbać o to by powrócił stary porządek. Czy raczej stary chaos, roześmiał się Cole i przyspieszył.
8. Ramię w ramię z wrogiem
To co zastali w bazie można określić jednym słowem. Chaos. Walka. Stało się to czego Cole najbardziej się obawiał. Diabły ich zaatakowały. Kiedy tylko usłyszeli odgłosy walki od razu ruszyli wspomóc swoich przyjaciół. Cole widział jak jeden z olbrzymów chwyta Trumana i uderza jego zwiotczałym ciałem w ścianę baraku. Krew bryzgnęła i zalała twarz jednego z Czaszek. Zaczął krzyczeć lecz po chwili padł bez tchu po kolejnym straszliwie silnym ciosie olbrzyma.
Cole wyciągnął swój pistolet i zaczął strzelać. Należało odciągnąć uwagę Diabłów od obozu gdzie można zorganizować obronę.
- Jamal strzelaj, strzelaj do cholery.
Kilkanaście osób ruszyło w stronę pozycji Cole’a. Obrona została na chwilę odciążona. Diabły kryły się wśród śmieci podchodząc coraz bliżej. Mimo że Cole i Jamal trafili kilku z nich to wrogowie nadal mieli przewagę.
Walka w obozie przybrała teraz inny wyraz. Walki odbywały się w kilku osobowych grupach. Cole starał się zobaczyć Ricka, ale widział tylko chaos i gmatwaninę ciał.
Jeden z Diabłów przeskoczył wał za którym się ukrywali i zaatakował. Roberts chwycił go za nogę i przewrócił. Jamal dokończył dzieła wbijając mu nóż w gardło. Roberts podniósł się i po chwili jego głowa eksplodowała. Diabły były tuż tuż. Cole przeturlał się w stronę małego zagłębienia i wystrzelił w stronę dwóch następnych przeciwników. Reszta wkroczyła na wał. Cole wyjął nóż i rzucił się do walki. Nożem utorował sobie drogę i zaczął biec w stronę obozu. Odwrócił się i zobaczył że Jamal nie zdołał się przebić i teraz walczy z czterema Diabłami.
Pierwszego zastrzelił ostatnią kulą jaka mu została. Następny podbiegł do niego chcąc uderzyć go metalową rurą. Uchylił się od ciosu i złapał rękę przeciwnika. Wytrącił mu rurkę i wbił nóż w oko. Jamal również rozprawił się z jednym przeciwnikiem, lecz drugi skoczył na niego i uderzył w tył głowy. Cole w ostatniej chwili natarł na niego od tyłu i złamał mu kark.
- Wstawaj – powiedział wyciągając rękę do Jamala – Nie ma czasu do stracenia.
- Dzięki – dawny wróg chwycił podaną mu dłoń i wstał – Chodźmy.
Wbiegając do obozu rozprawili się z trzema Diabłami którzy szukali rannych. Okazało się że Diabły zniszczyły prawie wszystko i wygrały tą bitwę. Okupili ją jednak ogromnymi stratami. Dwa olbrzymy leżały martwe, a wokół nich leżały ciała Czaszek i innych Diabłów. Rozpoznał także kilku członków swojego Klanu. Między innymi leżeli tu Truman i Misaro.
Odgłosy walki dobiegały jeszcze ze składziku. Cole i Jamal od razu się tam skierowali atakując Diabły od tyłu. Przy życiu pozostał jeszcze jeden z olbrzymów. Diabły atakowane z dwóch stron straciły orientację i zaczęły ginąć. Jednak potrafiły jeszcze kąsać. Ludzie wybiegający ze składziku trafiali wprost na rozwścieczonego olbrzyma który dosłownie rozszarpywał ich gołymi rękami.
Po kilku chwilach na placu boju pozostali jedynie Jamal, Cole i olbrzym. Diabeł natarł na nich lecz zdążyli uskoczyć. Olbrzym jednak dalej atakował. Cole nie zdążył uskoczyć i znalazł się w żelaznym uścisku potwora. Uratował go Jamal który wbił nóż w plecy olbrzyma sprawiając że uchwyt zelżał i Cole mógł uciec. Jednak Jamal nie zdołał się uratować. Potwór złapał go za głowę i uderzył nią w ziemię. Sześć razy. Cole odnalazł żelazny pręt, naostrzony na końcu i z impetem ruszył na olbrzyma. Trafił go w miejsce gdzie normalny człowiek powinien mieć serce. Jednak olbrzym zdołał się jeszcze odwrócić, lecz nagle upadł przygniatając oniemiałego Cole’a swoim ciałem. Cole nie mógł na niego patrzeć. Olbrzym miał dziecięcą twarz.
Przeżył tylko Cole. Kiedy zdołał wydostać się spod ciała olbrzyma poszedł sprawdzić kto jeszcze żyje. Nikt się nie uratował. Parnella zabili w jego gabinecie, ciało Laxgoffa znalazł wbite na pal ogrodzenia, a Ricka w składziku. Zginął jako jeden z ostatnich. Cole odwrócił się w stronę obozu. Padł na kolana i zaczął płakać. Nie czuł nic. Tylko pustkę.
9. Epilog
W tej samej chwili w stronę Śmietniska zbliżały się dwa myśliwce należące do Sirelman & Son Corp. Ich zadaniem było zniszczenie Śmietniska gdyż w tym miejscu miała powstać nowa fabryka korporacji.
Myśliwce nadleciały od strony Miasta. Pierwsze pociski spadły na Śmietnisko.
Porównałam z tym szortem sprzed siedmiiu lat i ogólnie jest lepiej.
Niemniej tekst jest tak na 2/3.
Przede wszystkim mnóstwo powtórzeń. Równie denerwujące są krótkie, jakby wystrzeliwane z karabinu maszynowego zdania. Czytający nie nadąża i gubi wątek. Oczywiście nie mam nic przeciwko krótkim zdaniom, po prostu to musi mieć ręce i nogi. A może lepiej by wyszło, gdyby krótkie zdania przeplatać długimi? I przeczytać to sobie na głos na koniec?
Jak zauważyli poprzednicy, osobny tytuł dla każdego akapitu rozprasza jeszcze bardziej.
Ten tekst też nie jest najnowszy ma już z pięć latek. Coś świeższego postaram się sklecić w najbliższym miesiącu. Dzięki za komentarz i konstruktywną krytykę...