
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Salka skąpana była w bladym świetle. Niedbale porozstawiane krzesła mogły pomieścić zdecydowanie więcej osób niż zgromadzona tam szóstka młodych kleryków, lecz salka, podobnie jak i wszystko co ją otaczało pamiętała lepsze czasy. Cichy szmer jaki wytwarzali urwał się wraz z wkroczeniem nowej postaci. Znacznie starszy od nich, osobnik raczej wątłej postury wyposażony był w czuprynę siwych włosów, do których nieodłącznym dodatkiem była gęsta, siwa broda zabarwiona jeszcze tu i ówdzie resztką czarnych włosów. Starzec stanął na czymś w rodzaju katedry, podciągnął długi, ciemnoszary płaszcz inkwizytora, rzucił krótkie, roztargnione spojrzenie po swych uczniach i zaczął wygłaszać ostatni wykład, jaki młodzieńcy mieli od niego usłyszeć .
-Jest źle. Może nie aż tragicznie jak kilka lat temu ale biorąc pod uwagę ciągle malejącą liczbę ludności oraz opowieści i dokumenty opisujące dobrobyt poprzedniej epoki, mamy prawo ponarzekać. Nie do końca wiemy jak to się stało i co właściwie rzuciło ludzkość na kolana. Mogliśmy powybijać się sami ale myślę, że to było coś innego. Wielkiego. Coś, co w ciągu doby na zawsze oddaliło od naszej planety groźbę przeludnienia i ciągle, profilaktycznie kontynuowało ten zacny cel. Kiedy otrząsnęliśmy się z pierwszego szoku okazało się, że noce nie są bezpieczne. Nie było żadnych wybuchów ani wystrzałów, a jednak ciągle ginęli ludzie. Czasem dało się usłyszeć tylko to cholerne warczenie. Zdezorientowane tłumy zaczęły szukać pomocy w religii, duchowni błyskawicznie zyskiwali na znaczeniu aż w końcu całkowicie przejęliśmy władzę. Bestie nie atakowały jednak kościołów, a ataki na kapłanów należały do rzadkości, ponieważ tylko my byliśmy w stanie dostrzec sprawców owych dźwięków. Zmieniliśmy więc kościoły w warownie, a warownie w ufortyfikowane ośrodki mieszkalne. Tak było wszędzie, największe obiekty tego typu znajdowały się w Jeruzalem, Fatimie i mieście Rzym, a na terenach gdzie do niedawna znajdowała się Polska, w Częstochowie. Papież w obliczu nowego, nieznanego zagrożenia reaktywował potęgę Świętego Oficjum, a co za tym idzie i instytucje Inkwizycji. Inkwizytorom nadano szereg przywilejów i pchnięto do walki z nieznanym wrogiem. Wtedy po raz pierwszy udało się schwytać jedną z Bestii. Teraz mogę mówić o tym spokojnie, lecz gdy widziałem ją po raz pierwszy, jeszcze w podziemiach klasztoru, zapewniła mi wiele bezsennych nocy które spędziłem na przemian na pijaństwie, modlitwie i nagłych napadach histerii. Bydle było mniej więcej wielkości sarny, lecz na tym podobieństwa się kończyły. Oczywiście zakładając, że na ziemi nie żyje gatunek saren z nieproporcjonalnie wielkim łbem będącym jedyną częścią ciała pokrytą obrzydliwą czarna sierścią. Reszta maszkary była naga, pod trupio szarą skórą rysowały się wyraźnie mięśnie i splątane nitki żył. Stwór ogona nie posiadał, co nieco rekompensowały mu cztery krótkie łapy wyposażone w zakrzywione szpony. Czarę goryczy przelewał jednak pysk. Pomijam już milczeniem paszcze, której niejeden gatunek rekina przyglądałby się z zazdrością, bo to te oczy były apogeum strachu i odrazy jaką wzbudzały Bestie. Były ślepe, jakby zamglone, a mimo wszystko czuło się bijącą od nich bladą poświatę. Może to tylko psychika płatała nam figla… W każdym razie efekt jaki wzbudzały nakazywał każdemu atomowi obecnemu w moim ciele odwrócić się i dogłębnie zbadać linię horyzontu. Z bliska.
Starzec urwał na chwile i wziął kilka głębszych oddechów. Sprawiał wrażenie jakby samo myślenie o Bestii odbierało mu odwagę i zdolność trzeźwego myślenia. Były to jednak tylko pozory, gdyż przed sześcioma świeżo wyświęconymi kapłanami stał ojciec Lucjusz. Był to jeden z najbardziej zasłużonych i oddanych wierze inkwizytorów, jacy przebywali na Jasnej Górze, a o jego czynach wszyscy duchowni, przebywający w tym klasztorze, uczyli się jeszcze w niższym seminarium. Po krótkiej pauzie, pod presją zaciekawionych spojrzeń swych podwładnych mistrz wznowił wątek.
-Szybko okazało się, że bydle ciężko rozstaje się z życiem. Skóra okazała się niesamowicie twarda a wystrzelenie serii z karabinku przeważnie kończyło się jedynie skowytem. Przełom nastąpił gdy jeden z braci oblał zwierze wodą święconą. Paradoksalnie duchownym było w to uwierzyć najtrudniej. Mieliście już okazje widzieć ryciny i martwe okazy Bestii, ale to nigdy nie odda spotkania z nią oko w oko. Poza tym pamiętajcie jakie zagrożenia stanowią bandyci i członkowie sekt, którym poświęciłem tyle wykładów. Odejdziecie stąd w dwóch grupach: jedni wyruszą na zachód, a drudzy na wschód. Szkolenie bojowe przeszliście bez zarzutu, a i wasza wiara, i lojalność kościołowi nie wzbudza zastrzeżeń. Wyjdziecie z klasztoru po raz pierwszy, a na zewnątrz czeka na was wiele pokus i niebezpieczeństw, lecz nie martwcie się bracia, idźcie głosić Słowo Pana i bronić jego owieczek. Gdy wrócicie tu w kolejną pełnie zostaniecie wcieleni do wielkiej wspólnoty Inkwizycji! Powodzenia bracia, przeznaczcie tę noc na modlitwę.
Szelest płaszcza, trzaśnięcie drzwiami i oddalające się kroki oznajmiły że starzec odszedł i nie ujrzą go przed końcem próby.
***
Lucjusz szedł powoli klasztornym korytarzem. Znajdował się on kilkanaście metrów pod ziemią i w prostej linii prowadził z pomieszczeń szkoleniowych do komnat wyższych kapłanów. Miał dobre parę minut drogi przed sobą, więc postanowił pogrążyć się w myślach. Zastanawiał się, jakie mają szanse na przeżycie młodzieńcy, których przed chwilą opuścił. Niewielkie, ale gdyby dowiedzieli się całej prawdy mieliby jeszcze mniejsze. Jedyna bronią która mieli przeciw Bestią była wiara i modlitwa, jednak kiedy jest się oko w oko z uosobieniem zła i niszczycielskiej potęgi istnieje ryzyko chwilowego zaniku zdrowego rozsądku, a co za tym idzie i możliwości wypowiedzenia egzorcyzmu. Namiastkę tej potęgi daje woda święcona. Oblanie zwierzaczka tym specjałem powoduje u niego niesamowity ból, który zmusza go do ucieczki, a odpowiednia ilość może nawet zabić. Lucjusz nie podzielił się z nikim swoimi refleksjami, na temat podobieństwa działania na Bestie wody święconej, nie popartej żadnym zabiegiem duchowym, z kwasem siarkowodorowym i teraz był z tego dumny. Przetrwał już ponad dwadzieścia lat jako ojciec przełożony ośrodka szkoleniowego młodych kleryków, a opat wciąż był zadowolony z sukcesów jakie osiągał. Refleksje starego mnicha przerwało dotarcie do pięknie zdobionych, dębowych drzwi. Dwóch paulinów w białych szatach, mających pecha stać na straży podczas wieczerzy otworzyło mu drzwi mrucząc od niechcenia „Dzień dobry ojcze". Starzec nie podszedł jednak do swojej komnaty, gdzie czekał go pieczony bażant i flaszka przedniego wina. Miał inne zobowiązania. Skręcił w lewo, w słabiej oświetlony korytarz, lekko schodzący w dół. Po kilkunastu metrach spotkał kolejnych strażników, Ci przyjrzeli mu się najpierw uważnie, zażądali hasła i dopiero później przepuścili, przez ciężkie, stalowe wrota z wygrawerowanym krzyżem ankh, okalanym dwiema różami. Za drzwiami ukazało mu się niewielkie pomieszczenie z trzema wejściami, każde w innej ścianie. Podszedł do tego na wprost i zapukał trzy razy. Usłyszał kroki za drzwiami i przytłumiony przez solidne dębowe deski głos:
-Si Deus pro nobis…
-Quis contra nos, Macieju. Otwórz
W pomieszczeniu oprócz posiadacza owego głosu znajdowało się jeszcze dwóch innych osobników. Białe krzyże, na czerwonym polu, wyhaftowane na płaszczach zdradzały w nich wysokich dostojników inkwizycji. Pochylali się nad łóżkiem, które było z resztą jedynym meblem w tym niewielkim pokoju.
-Jak on się czuje?– Spytał Lucjusz, zamykając za sobą drzwi
-Coraz gorzej, chyba go tracimy…– Powiedział inkwizytor stojący bliżej wejścia. Był postawnym mężczyzną, krótko po czterdziestce. Jak wielu inkwizytorów w tym klasztorze należał do wychowanków Lucjusza. Utkwił on w pamięci swojego mistrza jako jeden z najzdolniejszych i najodważniejszych kadetów jakich miał okazje uczyć. Teraz piastował urząd dowódcy gwardii opata. – Demon jest silniejszy niż myśleliśmy, żadne egzorcyzmy nie działają, a stan jego zdrowia pogarsza się z minuty na minutę. Dobrze, że przybyłeś tak szybko ojcze, teraz wszystko w twoich rękach.
"Obawiam się, że przeceniasz moje zdolności" pomyślał starzec, podchodząc do łóżka.
Leżał tam młody mężczyzna. Unosiła się na nim nieprzyjemna woń choroby. Patrzył z przerażeniem, a rozbiegane oczy zdawały się nie dostrzegać otaczającej go grupki osób. Włosy i twarz oblane były potem, młodzieniec wręcz płonął od gorączki. Wykrzywione z bólu usta powtarzały w kółko jedno zdanie: "To stanie się tej nocy".
***
Rafał spał niespokojnie. Najpewniej było to spowodowane jutrzejszym opuszczeniem klasztoru, wraz z piątką innych adeptów. Długo nie mógł zasnąć, a gdy wreszcie mu się udało, śnił bardzo dziwny sen. Widział wykrzywioną szyderczo twarz dziecka, która pochylona nad nim, krztusząc się ze śmiechu szeptała: – Masz trzy opcje księżulku, którą nie wybierzesz dołączysz do mnie jeszcze tej nocy. Opcja pierwsza: możesz się nie budzić, wtedy umrzesz we śnie, niemal bezboleśnie. Opcja druga, możesz zaryglować się w celi, wtedy zginiesz trochę później. Możesz też próbować walczyć lub uciekać, wtedy twoje zwłoki spoczną w jakimś malowniczym zakątku tego przybytku. Wybór należy do ciebie, księżulku, ale co byś nie wybrał i tak dołącz do mnie jeszcze tej nocy!
Zbudziło go głuche warczenie, powoli narastające, dochodzące z wielu stron jednocześnie. Zerwał się przerażony z łóżka i skoczył do drzwi, lecz było już za późno. Usłyszał tylko huk wywarzanych drzwi i świst powietrza. Zanim upadł był już martwy.
Fajne. Dla mnie, dużo lepsze niż pierwsze opowiadanie, któe zamieściiłeś tutaj. No i ma coś Lovecrafta, którego uwielbiam.;)))
Za drzwiami ukazało mu się niewielkie pomieszczenie z trzema wejściami, każde w innej ścianie. – Brzmi to, jakby pomieszczenie było czymś żywym, chowającym się za tymi drzwiami. Gdybyś napisał, za drzwiami ujrzał niewielkie pomieszczenie, to już inna sprawa. - takie jedno złapałem.
Takie sobie. Brakuje mi w tym wszystkim odrobiny szerszego sensu. No chyba, że to jakis prolog, to w porządku.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Czarę goryczy przelewał jednak pysk. Pomijam już milczeniem paszcze, której niejeden gatunek rekina przyglądałby się z zazdrością, bo to te oczy były apogeum strachu i odrazy jaką wzbudzały Bestie. Były ślepe, jakby zamglone, a mimo wszystko czuło się bijącą od nich bladą poświatę. Może to tylko psychika płatała nam figla... W każdym razie efekt jaki wzbudzały nakazywał każdemu atomowi obecnemu w moim ciele odwrócić się i dogłębnie zbadać linię horyzontu.
Gratuluję, Sartherionie, umiejętności takiego pisania, że dokładniejsze omówienie popełnianych przez Ciebie błędów zaowocowałoby doktoratem. Ponieważ na przerost ambicji nie cierpię, habilitować ani rehabilitować się nie zamierzam, poprzestanę na powiedzianym.
Wiem, bo to widać, że dobrych chęci Tobie nie brakowało, ale cóż, one same nie wystarczą.