- Opowiadanie: deathhascome - -1- Porwanie (Nadzieja Umiera Ostatnia)

-1- Porwanie (Nadzieja Umiera Ostatnia)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

-1- Porwanie (Nadzieja Umiera Ostatnia)

Krótki, lekki tekst. Liczę na opinie i uwagi.

 

 

-----------------------------------------------

 

 

 

Me oczy. Sarnie, wilgotne, totalnie beznamiętne i wpatrzone w jedną rzecz – ogień. Zaciskam szczęki, moje gardło zamienia się na chwilę w stare drzewo. Chyba nawet przestałem już mrugać. Ale jestem twardy, trzymam się.

Patrzę w milczeniu, czując, jak mróz, który zrodził się gdzieś w mojej głowie, rozlewa się drętwą falą na całe moje ciało. Jak lodowate igły ścinając twarz i ręce.

Siedzę na wilgotnym pieńku wśród skał, oraz leśnych turni i podciągam kolana pod brodę. Opatulam je ramionami. Spoglądam martwo na mój zawalony dom, który trawią trzaskające płomienie wijące się w ekstatycznym tańcu. Ze smakiem pożerają kolejne kawałeczki drewna, nie mogąc się nasycić. Dlaczego nie chcą przestać?

Drewniany dom, który budowałem jeszcze z mym ojcem i dziadem, wygląda teraz jak zdechłe zwierzę. Jakiś diaboliczny skrzypek przygrywa płomieniom, a te w najlepsze tańczą do tej dzikiej, chorej melodii. To jak wieczność. Ciepło żaru czuje już niemal na sobie.

Ale nie, nie. Nie płaczę. Nie mam już czym.

Mieliśmy w domu zioła i kadzidełka. Ich zapach jest jeszcze gdzieś we mnie. Gdzieś głęboko. Jednak z każdym oddechem ulatnia się bezpowrotnie. Rozpływa się jak zapachy obiadu, który jeszcze wczoraj gotowała moja żona. Moja Elle.

Jej burza czarny włosów, wyglądająca jak stado kruków o rozpostartych skrzydłach. Ach, te gęste kosmyki opadające na jej czoło, a pod nimi okrągłe, naskrobane kawałkiem węgla oczy. Beztroskie, roześmiane i szkliste. Mógłbym oglądać w nich odbicie swojej twarzy bez końca. I tak też robiłem, do wczoraj.

Pełne usta, różowe jak płatki róży. Kształtne, śliczne piersi. Ciepłe, pokryte gęsią skórką. Chciałbym znowu smagać jej ciało opuszkami palców, mknąć jak wierzchowiec po jej równinach i skończyć na wzgórzach krągłych bioder.

Dlaczego ją zabrali? Bydlęta…

Przybyli tu dzisiaj, po południu. Mieli skórzane buty przewiązane rzemieniami i odziani byli w czarne opończe. Twarze oblepione zimnym, nieprzeniknionym mrokiem, schowane w głębi kapturów. A na plecach ostre jak brzytwy miecze w jaszczurach. Bezwzględne bydlęta. Jak mogli ich tak potraktować?

Moją Elle i mojego synka.

Mój Attalen. Moja krew. Kochany chłopak. Chciał być drwalem, tak jak ja i jego dziad. Przecież jeszcze wczoraj towarzyszył mi w lesie. Cieszyłem się jak dziecko, gdy patrzył na mnie z zachwytem. Zawsze szedł tuż obok i szarpał mnie za rękaw pytając, kiedy dam mu wreszcie siekierę. Kiedy pozwolę mu udowodnić, że jest tak silny jak ja.

Gdy zaczynaliśmy pracę, zdejmowałem szorstką koszulę i rzucałem ją do niego, a ten ubierał się w nią w milczeniu. Łudził się, że moje umiejętności przesiąkną przez jego skórę, gdy włoży moją ubrudzoną, poszarpaną koszulę, w której codziennie znikałem w gaju.

„Do drzew trzeba szeptać, Attalenie, pamiętasz? Trzeba traktować je z uczuciem, pokazać im, że nie jest się wrogiem, a częścią ich świata. Pamiętasz? Słyszysz? One też do ciebie mówią. Szeptają wspólnie. To jest melodia lasu. Trzeba być lasem, by ją słyszeć". „Nie słyszę, tatusiu", odpowiadał. „Jeszcze usłyszysz synku, jeszcze usłyszysz". To było jeszcze wczoraj.

Patrzył z zainteresowaniem na to, jak rąbię drzewa, a ja w międzyczasie mówiłem mu, jak powinno się je ścinać. Taki młody, a taki pojętny. Byłby z niego świetny drwal.

Ale dlaczego mówię o nim tak, jakby umarł? Wspominam go, jakby już nigdy nie miał pójść ze mną do lasu. A pójdzie jeszcze kiedyś?

Nie płaczę. Nie mam już czym.

Znów wracam do rzeczywistości i z żelazistego nieba, przenoszę wzrok na chałupę. A właściwie zgliszcza, jakie z niej pozostały. Jak z gigantycznego komina, unoszą się obłoki czarnego jak sadza dymu. Gdzieniegdzie jeszcze tlą się płomienie, trochę ognia przeniosło się też na kępki traw.

To koniec. Moje dotychczasowe życie wypuściło z siebie ostatnie tchnienie. Nadchodzi pustka. I co, mam wyczekiwać śmierci? Już teraz?

I nagle coś wezbrało się we mnie. Poczęło pełzać gdzieś pod skórą. Nie chce, by umarli. Nie chcę, by bezwzględnie podcięto im gardła, by w konwulsjach dusili się własną krwią. Nie mogę przyjąć do wiadomości tego, że mój syn będzie dorastał w niewoli, albo pracując ciężko całe dzieciństwo. Nie pozwolę, by moją śliczną Elle gwałciła banda spoconych, pijanych i szkaradnych barbarzyńców. Ubliżając jej i nie szanując jej piękna. By mój syn zapomniał o matce, ojcu, bądź co gorsza – przeklinał mnie po kres swych dni, że po nich nie przyszedłem. Że nie ruszyłem zada z tego pnia.

Podziwiał mnie zawsze za wprawę z jaką posługuję się siekierą. Za zaprawione w wieloletniej pracy mięśnie, i za siłę, z jaką ciągnę drewniane bele. Jestem dla niego najsilniejszym człowiekiem świata, a nie potrafę po nich przyjść i za nich walczyć?

Ocieram oczy i otrząsam się czym prędzej. Nie odeszli daleko. Są gdzieś w górach. Podążę ich śladem i odbiję moją rodzinę. Ruszam więc przed siebie i nie oglądam się.

Jeśli przyjdzie mi oddać życie, oddam je dla nich.

Koniec

Komentarze

Nie za bardzo rozumiem sens wrzucania podobnych tekstów, chyba ze autor chciał nim zepchnąć inne. Mógłbym przyczepic się do jedwabnej koszuli drwala, ale skoro nic nie jest wyjaśnione to, po co się w ogóle czepiać? Trudno jest tez oceniac styl, bo nad podobnej długości tekstem można siedzieć i tydzień poprawiając, poprawiając i poprawiając. Jako, ze nie ma zadnych zwrotów akcji i w rzeczywistosci sa to tylko wspomnienia ojca, czyli inaczej mówiąc opis zdarzeń, które miały miejsce, bez wyjaśnień po co i dlaczego, nie mozna sie też przyczepić do nielogiczności powodów i skutków. Czytelnik wierzy, że tak było, jak było. Ojciec cierpi po stracie rodziny, co również wydaje sie rozsądne.Był drwalem, i kształcił syna w tym kierunku. Standardowo zabójcy przybywają w skórach i w czerni, skąd o tym bohater wie? Przygladał się z ukrycia, bo był tchórzem? A może dostał po łbie i starcił przytomność, stąd jego sarnie cozy na początklu tekstu?  Byc może. Czytelnik musi się domyslic. I bardzo dobrze, bo to nie restauracja, żeby mu wszystko wylożono na tacy. Koncepcja jak najbardziej słuszna i bardzo dobrze wpisująca się w gro tekstow umieszczanych na portalu. Taka opowieść drogi. Bohater idzie ku słońcu a złocisto-pomarańczowe o odcieniu różu i czerwieni w obwódkach fioletu promienie słońca, pieszczą jego wypielęgnowana twarz o szlachetnych rysach, mówiących o arystokratycznej krwi i powiązaniach z najwyższymi rodami universum, i ze smakiem pożerają kolejne kawałeczki głowy.Przyjemnie się czyta, zbyt długie opisy nie rażą, bo są wyważone a zatem trudne do podważenia. Ogólnie wszystko się klei. Tylko, co z tego?

A już Ci mówię, gwidonie2 :) Byłem wielokrotnie oskarżany na tej stronie, za brak logiki w moich tekstach, że mój styl jest kiepski. Jeden użytkownik poradził mi pisać małe teksty, w miarę prostym językiem tak, by szkolić warsztat. Byłem po prostu ciekaw, czy rzeczywiście jest ze mną tak tragicznie, czy zwyczajnie jest tu całe gro maruderów, którzy lubią sobie pogadać (mowa tylko o niektórych). Cieszę się zatem, że jako tako to wygląda. Jeśli podstawy nie kuleją, napiszę coś większego :)

Czekam też na krytykę innych. Dzięki gwidon2. 

Sorry, drogi autorze, ale portal, to nie wyrocznia.Wiele nielogicznych tekstów dostało juz piórka.I wiele jeszcze dostanie.Tam gdzie dwóch znajomych decyduje o wyróżnieniu trzeciego nie ma mowy o obiektywiźmie. Najpierw ja dam ci słodki komentarz, potem ty dla mnie. I tak w kółko. Autor czyta opinię i mysli, że jest Bogiem Stwórca Wszechświata. I tworzy super extra wypasione znakomickie opki  a potem ma pretensje, że na portalu wszyscy znajomi sie nim zachwycają a redakcja wziąć do druku nie chce. jak chcesz dobrych opini napisz coś o Bogu, albo jak idzie fala anielska , to o aniołach. Jak ludzie proszą o horror, znajdź kij bejbolowy za firanką i wyjdź na ulice. Daj im horror 2011. pozdrawiam

Me oczy. Sarnie, wilgotne, totalnie beznamiętne i wklejone w jedno miejsce - pustkę. – Trochę ci się zakresy znaczeniowe pofajdały. Brzmi to tak, jakby te oczy było do tej pustki przyklejone. Zasadniczo używa się sformułowania, że: miał wzrok (nie oczy) wlepiony w coś tam.

 

Spoglądam martwo na mój zawalony dom, którego trawią trzaskające płomienie wijące się w ekstatycznym tańcu. – który. Zresztą, można było i tego uniknąć. Np. Patrzę na mój dom, trawiony płomieniami, wijącymi się w ekstatycznym tańcu.

 

Drewniany dom, którego budowałem jeszcze z mym ojcem i dziadem – znów to samo. Który. W tej formie, mogłoby być np. którego budowę rozpocząłem jeszcze za życia ojca czy dziada…

 

Rozpływa się jak zapachy obiadu, którego jeszcze wczoraj gotowała moja żona. – Co ty masz z tą odmianą? Którego i którego…

 

Gdy zaczynaliśmy pracę, zdejmowałem jedwabną koszulę i rzucałem ją do niego – Nadziany musiał być ten drwal, że do roboty w jedwabnej koszuli biegał.

 

Ruszam więc przed siebie i nie oglądałem się. – pogmatwałeś czasy.

 

A ja tak wyłapałem. Hmmm no to teraz czekam na część drugą, opowiadającą jak to nasz drwal bierze odwet za swoją rodzinę. Mam nawet świetny tytuł. "Mściciel z siekierą". :P Nie no, żart oczywiście. Fakt, że nic się zbytnio nie dzieje, ale jesli potraktować to jako wstęp do czegoś dłuższego i krwawego, to może coś z tego być.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Byłem po prostu ciekaw, czy rzeczywiście jest ze mną tak tragicznie, czy zwyczajnie jest tu całe gro maruderów, którzy lubią sobie pogadać (mowa tylko o niektórych).
Mnie też miałeś na myśli, pisząc powyższe?
Me oczy. (...)  wklejone w jedno miejsce - pustkę.
Oczy / wzrok /spojrzenie miewamy wlepione, wbite itp. W pustkę? Dalej piszesz o przygladaniu się jeszcze płonacemu domowi, jego zgliszczom --- pasuje ta pustka czy nie?
Spoglądam martwo na mój zawalony dom, którego trawią trzaskające płomienie wijące się w ekstatycznym tańcu.
Chciałeś zaimkiem doprecyzować --- niech będzie. Ale dom, którego trawią płomienie? Przecinek przed 'wijące'.
Drewniany dom, którego budowałem (...).
Powtórka z rozrywki.
Do drzew trzeba szeptać Attalenie, pamiętasz?
Imiona w wołaczu, jeśli w środku wypowiedzenia, ujmujemy w dwa przecinki --- przed i za.
Gdzie niegdzie (...).
Razem.
Jest takich potknięć więcej, ale nie chodzi o ich ilość, ale o sam fakt istnienia. Jest oczywiste, że błędy wkradają się każdemu pod pióro czy też palce na klawiaturze, ale czym innym ewidentna literówka, czeski błąd i pojedynczy przecinek, czym innym zaś grzechy systematycznie popełniane przeciw gramatyce i jej siostrom. Trenuj, trenuj autokorektę... Osobistą, nie programową. Tyle różnych słowników dookoła...
Sam tekst --- dobry. Ani nadmiernie mazgajowaty w opisie emocji, ani nie skracany na siłę. Nie przekoloryzowany, moim zdaniem. Widzę go jako początek dłuższej historii --- wszak bohater w końcu ruszył się, odkleił tyłek od pieńka. Może poniesie klęskę --- ale chce zawalczyć. Dopiszesz?

P.S. Fasoletti równolegle pisał i wczesniej skończył, no to Go przebiję:
A na plecach ostre jak brzytwa miecze w jaszczurach.
Jak brzytwy. Liczba musi się zgadzać...

Dzięki Panowie! Już poprawiam i biorę do serca! :)

AdamKB - Nie, Ciebie nie miałem na myśli. Twoje opinie, Fasolettiego i gwidona2, są konstruktywnę i pomocne. Mówiłem o tych, co czasem wchodzą i wypisują głupoty nawet nie podając żadnych przykładów, czy bardziej logicznej krytyki. Was Panowie słucham z przyjemnością, bo Wy i wielu innych tutaj, bardzo mocno przyczyniacie się do moich postępów.

Całkiem fajne, ale gdyby nie te drobne potknięcia o kórych wspomnieli przedpiścy w komentarzach, byłoby lepiej. Ale źle też nie jest, bo widać że tekst poprawiałeś. Jest git :) W stosunku do innych Twoich tekstów - widać postęp. Tak trzymaj i rozwijaj się. Czekam na dalsze losy bohatera. Mam nadzieje, że będzie dalszy ciąg. Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Nowa Fantastyka