
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Kiedy szliśmy wraz z Nubem wzdłuż Śpiewających Witraży, pomimo zakazu prowadzenia w tym miejscu rozmów, nie potrafiliśmy powstrzymać się od ożywionej dyskusji. I tak wymienialiśmy się poglądami i spostrzeżeniami, każdy dzielnie broniąc własnego zdania. Ja uważałem, że budowanie zbiornika retencyjnego nie ma sensu. Nub miał zgoła inny pogląd.
– Ale przecież to spiętrzyłoby wodę w miejscu, gdzie zaczyna się nasz Kanał Nawadniający! Dzięki temu moglibyśmy szybciej nawilżać obrzeża Locus.
Nub był Ssakiem II, to znaczy drugiego rzędu, co oznaczało w praktyce tyle, że jego działaniami w dużej mierze kierowały emocje.
– Masz rację, ale woda równie dobrze mogłaby zatopić wszystko. Żeby zrealizować twój pomysł potrzeba by było specjalnych przekładni i regulatorów.
Nub spochmurniał i już chciał coś powiedzieć, ale nie dałem mu szansy.
– Zbiornik retencyjny to ogromne koszta, odwrotnie proporcjonalne do uzyskanych w ten sposób korzyści. Poza tym nasz system nawadniający jest bezbłędny.
Neb spuścił głowę, a mi zrobiło się trochę przykro z tego powodu. Mogłem przyznać mu rację albo przynajmniej puścić to wszystko mimo uszu. Wiedziałem jednak, że jeśli tak zrobię, przyjaciel uzna moją reakcję za bezgłośną pochwałę, i zacznie intensywnie myśleć nad wprowadzeniem idei w życie. Jedynym, na co udało mi się odważyć, było milczenie. Dalszą drogę pokonaliśmy więc w ciszy, choć wiedziałem, że Nub nie jest na mnie zły, tylko intensywnie nad czymś rozmyśla.
Ściana śpiewających witraży dobiegła końca i odruchowo przyspieszyliśmy, bojąc się spóźnić na najważniejsze spotkanie życia. Przeszliśmy ogrodem, przez który pląsał mały strumyczek poprzetykany mostkami, a następnie wspięliśmy się po kręconych schodach na trzecie piętro Krzyżomuru. Jakby było nam mało, musieliśmy jeszcze wejść po drabinie, ponieważ ktoś zbudował Pokój Świadczeń na półpiętrze, i nie umieścił tu platformy, co zakrawało o absurd.
W końcu znaleźliśmy się na niewielkim podeście. Poczekaliśmy, aż uspokoi nam się oddech i przemierzyliśmy okropnie długi korytarz, na końcu którego czekał na nas Sukub.
Znajdował się w lewitującym inkubatorze, niecały metr nad ziemią. Na ścianach roztaczał się chłodny żółty kolor, efekt bioluminescencji.
Sukub był w środku podłączony do urządzeń filtrujących organizm. Od czubka jego segmentowanej powłoki biegła wiązka nerwów, łącząca się z translatorem drugiej generacji, którego zewnętrzna część odpowiadała za emisję informacji w postaci dźwiękowej.
Stanęliśmy przed obliczem Jednego z Niewielu i całkowicie zapomnieliśmy języka, choć w obecnej sytuacji bez wątpienia to nie na nas spoczywał obowiązek rozpoczęcia konwersacji. Podobno Wyżsi potrafili zwlekać z wydaniem pierwszego dźwięku nawet przez parę godzin, więc wcale nie było mi do śmiechu. Z drugiej strony nie mogłem mówić o znużeniu – dopuszczenie nas do Świętej Rozmowy było zdarzeniem bez precedensu, w związku z czym wszystko we mnie wrzało.
Chłody żółty przeszedł powoli w chłodny zielony. Dawało nam to otwarty wgląd w emocje Sukuba, a raczej w to, co by czuł, jeśli w ogóle miałby emocje.
– Przyszliście – stwierdził oczywisty fakt.
Wypowiedzenie tak prostej myśli nie zgadzało mi się z faktem legendarnej inteligencji Jednych z Niewielu. Ale szybko doszedłem do wniosku, że dla Sukuba to jedno słowo wcale nie jest takie proste – on rozumiał przez nie jednocześnie bardzo wiele rzeczy, zapewne analizował je pod kątem semantyki, logiki i wszelkich konotacji, jakie ono ma lub może mieć podczas naszej rozmowy.
– Zostaliśmy wezwani – nie wytrzymał Nub. – Nie wiemy tylko dlaczego.
We wnętrzu inkubatora coś cichutko zazgrzytało. Na ścianie z tyłu zielony kolor przybladł jeszcze bardziej, co z jakiegoś powodu skojarzyło mi się ze starymi telewizorami, które kiedyś posiadały podobnie wyglądającą wizualną funkcję.
Nub też musiał zauważyć subtelną zmianę koloru, gdyż zamilknął.
– To jest Pokój Świadczeń – powiedział wreszcie Sukub. – Co to jest Pokój Świadczeń?
Nowicjusz z pewnością uznałby to za pytanie wynikające z niewiedzy Sukuba, jednak prawda jest taka, że on zadał je nam. Sprawdzał naszą wiedzę.
Tylko dlaczego? – pomyślałem.
– Pokój Świadczeń to miejsce, gdzie omawia się sprawy najwyższej wagi – powiedział Nub, drapiąc się po łysej głowie.
– Związane z naszym Locus, lecz mogące mieć również szerszy kontekst – dodałem.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z powagi sytuacji. Poczułem na piersi ciężar.
Miałem nadzieję, że Nub nie zemdleje.
– Jesteście jednymi z najzdolniejszych adeptów – powiedział segmentowy stwór. – To powód, dla którego zostaliście wezwani.
Odchrząknąłem i z pewnym oporem spojrzałem na dziesiątki ruchomych punkcików okalających najwyższy segment Sukuba. Stanowiły one swoisty odpowiednik ludzkich gałek ocznych. Były nie większe niż opuszek kciuka i posiadały, ze względu na bioluminescencję, trudny do określenia kolor.
– Z dziesięciu zostanie was sześciu.
– Zostaniemy poddani jakiemuś testowi? – domyśliłem się.
– Zostaną przeprowadzone dwie próby. Zręcznościowa pierwsza. Rozumowania druga.
Nub poruszył się niespokojnie.
– Chodzi o test logiki? – spytał.
Wszystkie oczne punkciki Sukuba zastygły i powoli zogniskowały się na Nubie.
– Rozumowanie to nie tylko logika. Rozumowanie to coś więcej. Po teście najlepsi dostaną dalsze wskazówki.
-Kiedy mamy przystąpić do testu? – spytałem.
Oczne punkciki Sukuba zastygły i znów zaczęły delikatne falowanie we wszystkie strony.
– Teraz.
***
Z jakiegoś powodu w sali znajdowało się nie dziesięć a osiem osób. Uznałem, że powodem jest ogromna presja, tworząca wokół każdego adepta aurę nerwowości.
Nie wszystkie twarze znałem; Kojarzyłem jedynie Deannę, która była tak samo jak ja Ssakiem I, oraz Thulusa, Gada II. Na widok jego surowych rysów i przenikliwych oczu zrobiło mi się słabo.
– Wiesz, dlaczego Sukub tak świeci? – zagaił Nub.
– Co? – spytałem rozkojarzony. – Ah, tak. Nie. Nie mam pojęcia.
Oblicze mojego przyjaciela pociemniało.
– Chcesz powiedzieć, że nic nie czytałeś o Najwyższych?
– Niewiele – przyznałem.
– Przed spotkaniem…
– Wezwali nas z gwałtu – przypomniałem mu.
– Faktycznie. Ale to, że kolor Sukuba coś odzwierciedla wiesz?
– Wiem. Odzwierciedla on rodzaj nastroju, albo inaczej emocję towarzyszącą…
Przerwałem, widząc, jak usta Nuba wykrzywiły się w niesmaku.
– Żadną towarzyszącą. One są jakby obok Najwyższego. Trudno to wytłumaczyć.
– Emocje wyrażane za pomocą zmieniających się kolorów są ubocznym efektem wyzbycia się tychże przez Jednego z Niewielu – włączyła się do dyskusji Deanna. – Innymi słowy oni nie posiadają emocji.
– Raczej nie odczuwają ich – poprawił ją Nub.
Deanna zarumieniła się, odgarnęła kosmyk włosów.
– Celna uwaga. Choć trudno orzec to z całkowitą pewnością. Ja jednak obstawiałabym, że emocje u nich nie istnieją.
– Dlaczego? – zdziwił się Nub.
– Chyba rozumiem – wtrąciłem. – Emocje z góry określone są jako coś, co się odczuwa. Jeśli jest przeciwnie, to znaczy, że ich nie ma.
Nawet nie zauważyłem, kiedy podszedł do nas Thulus. Musiał przysłuchiwać się rozmowie.
– Niekoniecznie – powiedział. – U nas każdy afekt wyraża się poprzez mowę ciała, mimikę i modulację głosu. U Jednych z Niewielu objawia się świeceniem i zmianą koloru. Jak widzicie są one bardzo różne.
Jeśli Thulus chciał zrobić na nas wrażenie tak trywialnymi spostrzeżeniami, musiał być wariatem.
– Tak samo różne może być przeznaczenie emocji – kontynuował. – U Najwyższych służą one jedynie komunikacji, udzielania pewnych wskazówek.
– Bzdura – prychnąłem.
– Nie zapominaj, Arron, że sprowadzając ich całokształt do naszego, popełniasz błąd egocentryzmu wspólnej świadomości.
Tu nie mogłem się sprzeczać, Thulus miał rację. Błąd egocentryzmu wspólnej świadomości polegał na tym, że obcych próbowaliśmy przyrównać do naszej populacji, praw fizyki i innych ogólnie znanych ludzkości prawd. Sztuka polega na tym, że starając się zrozumieć inne cywilizacje, powinniśmy wyzbyć się ze wszelkich oków wiążących i ograniczających nasz poziom poznania.
Num mnie szturchnął i zobaczyłem, że modre oczy Deanny zwrócone są na Thulusa.
– Jak myślicie, w jakim celu zostaniemy wysłani? – spytałem.
Thulus prychnął.
– To bez sensu – powiedział, wciąż patrząc na Deannę.
Wstawił się za mną adept o okrągłej twarzy i przemądrzałym spojrzeniu. Po ID zobaczyłem, że nazywa się Hrann i jest
– W obecnych okolicznościach to lepsze niż stanie jak słup soli.
Thulus zdążył oddalić się z Deanną i resztą adeptów, rozpoczynając jakiś inny, absorbujący temat.
– Ciekaw jestem kto najlepiej przejdzie próby – powiedział Hrann, odpieczętowując batonik energetyczny. – Cztery osoby odpadną. Obym tylko zaliczył.
– Czemu tak ci na tym zależy? – zaciekawił się Nub.
– Żartujesz?
Wymieniliśmy z Nubem porozumiewawcze spojrzenia.
– Nie żartujemy – powiedziałem. – Co w tym zabawnego?
Hrann wzruszył ramionami.
– Naprawdę niczego się nie domyślacie?
Zgodnie pokręciliśmy głowami.
– Piątka najlepszych wyruszy do Stagnacji.
Zanim zdążyliśmy zaprotestować, w sali podniósł się szmer. Przez zdobne sklepienie wysokiego portalu wszedł Mentor, wysoki mężczyzna o surowym obliczu porośniętym siwą szczeciną. Po ziemi powłóczyła jego karminowa szata.
Uniósł dłoń, w sali zapadł cisza. Jedna ze ścian pojaśniała i powoli nabrała przejrzystości szkła. Za nią ujrzeliśmy pomieszczenie o kształcie półkola.
– Witam. To dla mnie zaszczyt gościć w jednym miejscu najlepszych adeptów – Przywitał nas jowialnie Mentor. – Jak wiecie, to pierwszy raz, kiedy podejmujemy tego typu działania. Wcześniej nigdy nie dopuszczaliśmy adeptów do Próby Zręczności z przyczyn czysto kalkulacyjnych.
– To znaczy? – wyrwało się Nubowi.
Mentor rozejrzał się, wyłowił go wzrokiem z tłumu.
– Każdy z was jest na wagę złota – powiedział. – Najlepsi rodzą się niezwykle rzadko. Kiedy znajdziesz diament, nie wyrzucasz go bezmyślnie w morskie fale, lecz szlifujesz na kryształ.
– Coś nam grozi? – spytał ktoś inny.
– Nie sądzę. Przeciętny mieszkaniec Locus mógłby mieć problemy, lecz wy… Hmm… Omówię teraz na czym polega test. Będziecie wchodzić do sali treningowej pojedynczo. Każdy dostanie Tarczę Supermaterii. Posłuży wam ona jako ochrona przed kulami energii.
Mentor przeleciał wzrokiem po sali.
– Teraz słuchajcie mnie uważnie. Za każdym razem, kiedy unieszkodliwicie kulę energii, będzie pojawiać się następna. Próba kończy się w momencie, gdy nie uda się wam obronić przed nią, i tu zaznaczę, że brawura nie jest pożądana, ponieważ piąta kula energii stanowi zagrożenie dla życia, szósta i siódma – chyba nie muszę mówić… Jakieś pytania?
– Czy nadal wybrana zostanie szóstka?
– Widzę, że umiecie liczyć – zażartował nieudolnie Mentor. – Tak. Dwójkę waszych konfratrów wyeliminował stres.
– A czy to nie mógł być przypadek?
– Nie. Eliminacja zaczęła się w momencie, kiedy dostaliście polecenie. Nawet przeziębienie złapane chwilę po inicjacji uznajemy za skutek słabszej odporności organizmu, w tym także psychicznej.
Zrozumiałem nagle, jak ważny w całym przedsięwzięciu jest czas. Skoro stosowali tak okrojone i niepewne (choć najskuteczniejsze z możliwych) kryteria eliminacji, musieli mieć przysłowiowy nóż na gardle.
– Dobrze, jako pierwszy wejdzie Govik.
Chudy i blady na twarzy chłopak podszedł do Mentora, wziął od niego obręcz z aluminium i zapiął ją sobie na przedramieniu. Kiedy wchodził przez okrągłą śluzę, dostrzegłem na jego ID napis Ssak III.
Śluza zamknęła się, lecz Govik nie włączył Tarczy Supermaterii. Ze ściany wychynęła kula energii, zatoczyła okrąg, leniwie ruszyła w kierunku adepta. Minęła go o niecały metr i zawróciła, pulsując niebieskim światłem.
– Tym razem trafi go – stwierdziłem stanowczo, widząc brak determinacji Govika.
– Dlaczego on to robi? – spytała zaskoczona Deanna.
Thulus słabo się uśmiechnął.
– Bo to tchórz – powiedział. – Wie, że jeśli obroni się przed pierwszą kulą, drugą poczuje znacznie dotkliwiej. Myślę, że robi to umyślnie.
– To po co w ogóle przystępował do Próby?
– Bo dzięki temu, bez względu na wynik, nadal ma szanse zakwalifikować się do piątki.
Govik dostał kulą w brzuch, zgiął się. Po chwili wyszedł do nas i stanął z tyłu, widocznie zawstydzony swoim występem.
Następny wszedł Nub. Podobnie jak poprzednik nie uruchomił tarczy. Kula energii wyłoniła się z generatora i ruszyła prosto na jego pierś. Nub zaczął uderzać nerwowo w niedziałającą obręcz. Udało mu się uruchomić ją w ostatniej sekundzie; Wyglądało to tak, jakby z jego przedramienia wyrósł czerwony płatek kwiatu, od którego odbiła się spadająca kropla wody. Kolejna kula zaatakowała z góry, czego Nub najwyraźniej się nie spodziewał, ponieważ nie zdążył zrobić uniku. Zatoczył się, upadł, zwymiotował. Na szczęście medyczni asekuranci nie byli potrzebni.
– Nie obroniłeś się przed drugą kulą – zagaiłem, gdy pojawił się u mojego boku.
Nub skrzywił się, rozmasował czubek głowy.
– Kto by przypuszczał, że poziom trudności będzie rósł wykładniczo.
– Żartujesz? W takim razie nie widzę sensu w ostrzeżeniach Mentora.
Na arenę wkroczył kolejny adept. Uruchomił tarczę i bez problemu osłonił się przed pierwszą kulą. Spojrzał do góry, ale kolejna zaświeciła z boku, nabierając szybkości w zawrotnym tempie. Nie wiem, czy udało mu się uchronić przed nią szczęściem, czy po prostu był na tyle szybki, ale wyglądało to imponująco. Trzecia zaatakowała od dołu. Nie spodziewał się tego.
Kolejny wszedł Secum, Gad I stopnia. Cudem udało mu się obronić przed pierwszymi trzema pociskami. Czwarty plasnął go w lewy policzek. Adepci wznieśli nerwowe „och", Mentor ich uspokoił.
– To nawet nie jest poparzenie trzeciego stopnia – powiedział, odprowadzając wzrokiem wynoszących Secuma asekurantów – Zostaną mu najwyżej słabo widoczne blizny. Musimy teraz chwilę poczekać na powrót medyków. Nie spodziewałem się, że w ogóle będą potrzebni.
Korzystając z okazji, Nub postanowił dać mi radę.
– Nie bierz na siebie więcej niż dwóch – pouczył mnie. – Dalej jest niebezpiecznie.
– Zostało nas ośmioro – przyznałem mu rację.
– Odpadnie więc dwójka.
Na takie wnioski nie mogłem pozostać obojętny; Prawie pewnym było, że uda nam się wejść do ostatecznej piątki. Pytanie brzmiało, czy chcę udać się na ekspedycję. Przypomniały mi się słowa Hranna, stojącego teraz obok z ledwie widocznym uśmieszkiem na pucułowatej twarzy. W głowie miałem mętlik, nie potrafiłem jednoznacznie ustosunkować się do podróży w rejony Stagnacji. Z jednej strony, myślałem, dlaczego nie? To będzie z pewnością fascynujące doświadczenie. Z drugiej rozum podpowiadał mi, że mogę stamtąd nigdy nie wrócić.
Z gonitwy myśli wyrwał mnie zdumiony głos Mentora.
– Próba zakończona – powiedział, i widząc nasze zdumienie, dodał. – Bracia samowolnie zrezygnowali ze swojego uczestnictwa.
– A jeśli ktoś z naszej piątki chciałby teraz zrezygnować? – spytała Deanna.
Mentor zaprzeczył głową.
– Przykro mi. Jutro o świcie będzie na was czekał Jeden z Niewielu.
Chciałem się sprzeciwić, ale zbyt długo zabiegałem o dostanie się do Locus, żeby zostać wydalonym za niesubordynację.
Mentor odwrócił się i ruszył w stronę portalu, powłócząc za sobą karminową szatą.
***
Na horyzoncie zachód słońca cieniował pola pszenicy i żyta, przebijał ostatnimi promieniami przez korony przepastnego lasu.
– Ciężko znaleźć chwilę dla siebie – Nub dosiadł się do mnie na trawę.
– Ciekawe wieści szybko się rozchodzą – powiedziałem obojętnie.
– Jedzie z nami Hrann, Deanna i Thulus. Dość ciekawa konfiguracja, nie uważasz?
– Bardziej interesuje mnie cel wyprawy.
Nub poruszył się niespokojnie, odchrząknął, podrapał po łysej głowie.
– Stagnacja – bąknął wreszcie. – To obietnica niesamowitej przygody.
– Doprawdy? Zdawało mi się, że nazwa nie jest przypadkowa.
– W pewnym stopniu z pewnością nie. Ale czy nadawanie nazwy miejscu, o którym posiada się znikomą, niemal zerową wiedzę, nie jest dziełem przypadku? Pewnego rodzaju przypuszczeniem?
Słońce niemal całkowicie zaszło, niebo pokryła purpura przechodząca wyżej w indygo.
– Czas na mnie – wstałem, otrzepałem szatę z piasku. – Spakuj się, Nub. Weź tyle, ile zdołasz.
Przyjaciel spojrzał na mnie pytająco.
– Nie wiemy, czego będziemy tam potrzebować – wyjaśniłem i ruszyłem zaczerpnąć snu.
Ciekawe. szykuje sie jakas wyprawa? Nie jest to mistrzostwo świata, ale przynajmniej rzetelna proba napisania czegoś fajnego zasługująca na ocenę. na zachetę daję 4. Ćwicz dalej.
Dzięki. Mam nadzieję, że ocena jest za tekst, a nie za "próbę" napisania czegoś ciekawego ;)
Swoją drogą zawsze wolałem tworzyć dłuższe formy od opowiadań, więc jestem w tym polu mało doświadczony.