- Opowiadanie: yoda_87 - Prawda

Prawda

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Prawda

Jedno z dwóch któkich opowiadań jakie popelniłem dawno temu.

 

 

Jego ekscelencja czwarty inkwizytor królewski zatrzymał się w lochu przed solidnymi dębowymi

drzwiami. Nasłuchiwał przez chwile dochodzących zza nich błagań o litość przeplatanych krzykiem oskarżonej.

Pytania jakie zapewne zadawał oprawca, zwykle dobrze słyszalny dźwięk narzędzi do wydobywania prawdy z

heretyków, oraz inne odgłosy były zagłuszane przez złorzeczenia i pogróżki więźniów osadzonych w celach

nieopodal. Wszyscy jak jeden mąż obiecywali mężczyźnie straszliwą śmierć tudzież nieludzkie cierpienia. No cóż

w końcu był inkwizytorem, ludzie tak reagują na inkwizytorów, zwłaszcza jeśli Ci inkwizytorzy mieli swój udział

w zesłaniu ich do lochu.

Powoli uchylił drzwi przed którymi stał i zajrzał do środka. Szeroki uśmiech wykwitł na jego ustach na

widok tego co działo się przed nim, ale już po chwili przybrał surową minę i chrząknął. Na ten dźwięk karzeł

będący zakonnym oprawcą i wydobywaczem prawdy, odskoczył jak użądlony od heretyczki, z której wydobywał

prawdę i z wściekłością odwrócił się w stronę drzwi. Zbladł jednak widząc kto mu przeszkadza i pośpiesznie

podbiegł do drzwi, wycierając dłonie o fartuch i podciągając opadłe spodnie.

– Słucham wasza miłość. -rzekł pokornie kłaniając się nisko.

– Wiem że zajętyś jednakże chciałbym pomówić z Toba.

– Jak wasza miłość sobie życzy. -ukłonił się ponownie i rzucił się truchtem za inkwizytorem znikającym już na

schodach.

– Czy oskarżona przyznała się już do win?

– Wasza miłość udało mi się złamać jej ducha ale zeznała że widziała tamtej nocy…

– Zeznała? – Mężczyzna zatrzymał się gwałtownie na schodach, i odwrócił powoli -Zeznała? Czy Ja mam, czy

imperator ma uwierzyć w zeznania ladacznicy?

– Nie panie, ale ona widziała mordercę, ona…

– Ona jest mordercą, zamordowała naszego brata.

– Panie zechciej mnie wysłuchać, ona jest niewinna.

– Niewinna? A kto jest winny? – inkwizytor pochylił się do przodu wpatrując lodowymi oczyma w karła – Kto jest

winny? Ty? Chciałbyś ocalić tę dziewkę od stosu? Ocalić tę opętaną ulicznice? Może i Tobą zawładnęły wdzięki

jej łona?

– Nie, wasza miłość, ja nigdy, ja służę -karzeł cofnął się, lecz jego stopa nie trafiła na stopień i zaczął tracić

równowagę. Łowca czarownic błyskawicznym ruchem schwycił jego kubrak i podciągnął w górę unosząc

naprzeciw swej twarzy.

– Przyznała się?

– Tak, wasza miłość, tak! Przyznała, jest morderczynią, zabiła naszego brata! Błagam wasza miłość! To wszystko

jej wina!

– Dopilnuj by jutro, przed kolegium powtórzyła to wyznanie. – Inkwizytor puścił zakonnego oprawce pozwalając

by ten stoczył ze schodów i nie oglądając się za siebie ruszył schodami w górę.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Niewysoki łotrzyk w szarym płaszczu, wbiegł do zaułka i przykucnął w cieniu między przegniłymi

beczkami, przez cały czas słyszał za sobą kroki biegnącego inkwizytora. Już po chwili i on wkroczył do zaułka,

zatrzymał się i zaczął rozglądać. Jednocześnie wetknął dłoń w zanadrze i zacisnął ją na czymś. Na ten widok

złodziejaszek dobył kuszy i umieścił w jej łożu skradziony z inkwizyorium bełt, prędko wycelował i wystrzelił.

Inkwizytor błyskawicznym ruchem wyciągnął przed siebie błogosławiony talizman niczym tarcze. Pocisk zwolnił,

zadrżał w powietrzu, a następnie rozpadł się na setki igieł, które niczym stado wściekłych os obsiadły brata

zakonnego. Ten bronił się zaciekle młócąc je krzyżem, ale choć w zetknięciu z nim drzazgi opadały na ziemie, już

wkrótce jego ruchy straciły płynność, opadł na kolana a następnie upadł w konwulsjach na ziemie drąc ją

palcami i rysując talizmanem, by po chwili znieruchomieć całkiem.

Upłynęły trzy kwadranse nim łotr odważył się podnieść, ostrożnie podszedł do ciała leżącego w zaułku,

przykucnął i spojrzał na leżące na ziemi czarne drzazgi, podniósł jedną z nich i obejrzał lecz była ona zwykłym

kawałkiem drewna. Następnie spojrzał na twarz martwego, z której przez niezliczoną ilość maleńkich otworków

sączyła się krew. Pokręcił głową i wypadł z zaułka, jego dłoń zamknęła się na worku z łupami. Wiedział że za tą

zbrodnie, za włamanie do inkwizytorium i zabicie sługi zakonu grozi mu kara o wiele straszniejsza niż śmierć.

Pokonał dwie przecznice nim zauważył kogoś kogo mógł obciążyć swoimi grzechami, kogoś kim nikt się nie

przejmie i komu nikt nie uwierzy. Podbiegł do wychodzącej pośpiesznie i ukradkiem z jakiejś posesji sprzedajnej

kobiety.

– Nie zechciałabyś udzielić schronienia mojemu przyjacielowi? – rzekł obejmując ją.

– Udzielam schronienia tylko bogatym przyjaciołom. – zmierzyła niegodziwca spojrzeniem i uśmiechnęła się

kpiąco. Jednakże na widok złotej monety jej uśmiech szybko zmienił się w prowokujący. Razem weszli w ciemną

uliczne, ona licząc że jemu zależy na szybkiej zabawie, on wiedząc że nie będzie im potrzebne łóżko.

Koniec

Komentarze

Masz widać jakiś pomysł, choć opowiadanie należało rozwinąć, bo z tematu jak ten można uzyskać jednak trochę więcej. Inna sprawa to błędy, a jest ich sporo: niepotrzebne powtórzenia, zły zapis dialogów, interpunkcja, pisownia wielkich liter w niewłaściwych miejscach ( w listach stosuje się taką, grzecznościowa formę), literówki. Jest tego tak dużo, że zrezygnowałem z wypisywania. Nastepnym razem poproś kogoś o sprawdzenie tekstu, albo sam lepiej się do tego przyłóż. Pozdrawiam

Mastiff

Nad poprawą interpunkcji i ortografii staram się pracować. Z dialogami niestety mam spory problem, choć czytam książki setkami to wciąż trudno mi się je układa. Nie wiem czemu nie potrafię tego przeskoczyć. Jak zwykle dziękuję za konstruktywną krytykę.

Nowa Fantastyka