
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Jedno z dwóch któkich opowiadań jakie popelniłem dawno temu.
Jego ekscelencja czwarty inkwizytor królewski zatrzymał się w lochu przed solidnymi dębowymi
drzwiami. Nasłuchiwał przez chwile dochodzących zza nich błagań o litość przeplatanych krzykiem oskarżonej.
Pytania jakie zapewne zadawał oprawca, zwykle dobrze słyszalny dźwięk narzędzi do wydobywania prawdy z
heretyków, oraz inne odgłosy były zagłuszane przez złorzeczenia i pogróżki więźniów osadzonych w celach
nieopodal. Wszyscy jak jeden mąż obiecywali mężczyźnie straszliwą śmierć tudzież nieludzkie cierpienia. No cóż
w końcu był inkwizytorem, ludzie tak reagują na inkwizytorów, zwłaszcza jeśli Ci inkwizytorzy mieli swój udział
w zesłaniu ich do lochu.
Powoli uchylił drzwi przed którymi stał i zajrzał do środka. Szeroki uśmiech wykwitł na jego ustach na
widok tego co działo się przed nim, ale już po chwili przybrał surową minę i chrząknął. Na ten dźwięk karzeł
będący zakonnym oprawcą i wydobywaczem prawdy, odskoczył jak użądlony od heretyczki, z której wydobywał
prawdę i z wściekłością odwrócił się w stronę drzwi. Zbladł jednak widząc kto mu przeszkadza i pośpiesznie
podbiegł do drzwi, wycierając dłonie o fartuch i podciągając opadłe spodnie.
– Słucham wasza miłość. -rzekł pokornie kłaniając się nisko.
– Wiem że zajętyś jednakże chciałbym pomówić z Toba.
– Jak wasza miłość sobie życzy. -ukłonił się ponownie i rzucił się truchtem za inkwizytorem znikającym już na
schodach.
– Czy oskarżona przyznała się już do win?
– Wasza miłość udało mi się złamać jej ducha ale zeznała że widziała tamtej nocy…
– Zeznała? – Mężczyzna zatrzymał się gwałtownie na schodach, i odwrócił powoli -Zeznała? Czy Ja mam, czy
imperator ma uwierzyć w zeznania ladacznicy?
– Nie panie, ale ona widziała mordercę, ona…
– Ona jest mordercą, zamordowała naszego brata.
– Panie zechciej mnie wysłuchać, ona jest niewinna.
– Niewinna? A kto jest winny? – inkwizytor pochylił się do przodu wpatrując lodowymi oczyma w karła – Kto jest
winny? Ty? Chciałbyś ocalić tę dziewkę od stosu? Ocalić tę opętaną ulicznice? Może i Tobą zawładnęły wdzięki
jej łona?
– Nie, wasza miłość, ja nigdy, ja służę -karzeł cofnął się, lecz jego stopa nie trafiła na stopień i zaczął tracić
równowagę. Łowca czarownic błyskawicznym ruchem schwycił jego kubrak i podciągnął w górę unosząc
naprzeciw swej twarzy.
– Przyznała się?
– Tak, wasza miłość, tak! Przyznała, jest morderczynią, zabiła naszego brata! Błagam wasza miłość! To wszystko
jej wina!
– Dopilnuj by jutro, przed kolegium powtórzyła to wyznanie. – Inkwizytor puścił zakonnego oprawce pozwalając
by ten stoczył ze schodów i nie oglądając się za siebie ruszył schodami w górę.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Niewysoki łotrzyk w szarym płaszczu, wbiegł do zaułka i przykucnął w cieniu między przegniłymi
beczkami, przez cały czas słyszał za sobą kroki biegnącego inkwizytora. Już po chwili i on wkroczył do zaułka,
zatrzymał się i zaczął rozglądać. Jednocześnie wetknął dłoń w zanadrze i zacisnął ją na czymś. Na ten widok
złodziejaszek dobył kuszy i umieścił w jej łożu skradziony z inkwizyorium bełt, prędko wycelował i wystrzelił.
Inkwizytor błyskawicznym ruchem wyciągnął przed siebie błogosławiony talizman niczym tarcze. Pocisk zwolnił,
zadrżał w powietrzu, a następnie rozpadł się na setki igieł, które niczym stado wściekłych os obsiadły brata
zakonnego. Ten bronił się zaciekle młócąc je krzyżem, ale choć w zetknięciu z nim drzazgi opadały na ziemie, już
wkrótce jego ruchy straciły płynność, opadł na kolana a następnie upadł w konwulsjach na ziemie drąc ją
palcami i rysując talizmanem, by po chwili znieruchomieć całkiem.
Upłynęły trzy kwadranse nim łotr odważył się podnieść, ostrożnie podszedł do ciała leżącego w zaułku,
przykucnął i spojrzał na leżące na ziemi czarne drzazgi, podniósł jedną z nich i obejrzał lecz była ona zwykłym
kawałkiem drewna. Następnie spojrzał na twarz martwego, z której przez niezliczoną ilość maleńkich otworków
sączyła się krew. Pokręcił głową i wypadł z zaułka, jego dłoń zamknęła się na worku z łupami. Wiedział że za tą
zbrodnie, za włamanie do inkwizytorium i zabicie sługi zakonu grozi mu kara o wiele straszniejsza niż śmierć.
Pokonał dwie przecznice nim zauważył kogoś kogo mógł obciążyć swoimi grzechami, kogoś kim nikt się nie
przejmie i komu nikt nie uwierzy. Podbiegł do wychodzącej pośpiesznie i ukradkiem z jakiejś posesji sprzedajnej
kobiety.
– Nie zechciałabyś udzielić schronienia mojemu przyjacielowi? – rzekł obejmując ją.
– Udzielam schronienia tylko bogatym przyjaciołom. – zmierzyła niegodziwca spojrzeniem i uśmiechnęła się
kpiąco. Jednakże na widok złotej monety jej uśmiech szybko zmienił się w prowokujący. Razem weszli w ciemną
uliczne, ona licząc że jemu zależy na szybkiej zabawie, on wiedząc że nie będzie im potrzebne łóżko.
Masz widać jakiś pomysł, choć opowiadanie należało rozwinąć, bo z tematu jak ten można uzyskać jednak trochę więcej. Inna sprawa to błędy, a jest ich sporo: niepotrzebne powtórzenia, zły zapis dialogów, interpunkcja, pisownia wielkich liter w niewłaściwych miejscach ( w listach stosuje się taką, grzecznościowa formę), literówki. Jest tego tak dużo, że zrezygnowałem z wypisywania. Nastepnym razem poproś kogoś o sprawdzenie tekstu, albo sam lepiej się do tego przyłóż. Pozdrawiam
Mastiff
Nad poprawą interpunkcji i ortografii staram się pracować. Z dialogami niestety mam spory problem, choć czytam książki setkami to wciąż trudno mi się je układa. Nie wiem czemu nie potrafię tego przeskoczyć. Jak zwykle dziękuję za konstruktywną krytykę.