
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
I.
Tysiące świetlnych punktów migało delikatnie na suficie, niemal prawdziwy szum morza wzmagał się by po chwili zaniknąć. „Idealne warunki do snu" i kolejna bezsenna noc. Podszedł do okna, ruchem ręki zwiększył przejrzystość. Widok ze 126 pietra czwartej wieży „Midnight summerdreams" był niezwykły, światła pozostałych wież, rozświetlone powietrzne drogi, migające światła promów i statków z platform startowych. Na ziemi wstawał nowy dzień, 30 marca 10230 roku. W nowym świecie żył już od 12 lat, ale wciąż się zachwycał, „gdyby wszyscy wiedzieli jak piękna będzie ziemia za 8000 lat", „podjąłem dobrą decyzję, dobrą". Często wracał myślami do deszczowego dnia na uniwersytecie i Jana który zaczepił go na korytarzu wręczając mu kartkę z równaniami. Pierwsza myśl „świr", ale w gabinecie z każdą sekundą serce biło mocniej „Boże co to jest?", nie pojmował części zapisanych wzorów ale wiedział, czuł, że są prawdziwe, wybiegł na korytarz. Jan opierał się o ścianę z lekkim uśmiechem.
– Chyba musimy porozmawiać.
– Co to jest? Kto…?
– Panie Kovalsky, wszystko wyjaśnię, proszę o parę minut rozmowy.
Jan mówił o fizyce, fizyce przyszłości, o podróżach do innych galaktyk, o podróżach w czasie, świecie w którym żyje i z którego przybył do niego z propozycją, …z propozycją pracy.
„Tom Kovalsky proszony jest do Service roomu o godzinie 10, dziękuję" po komunikacie ekran komputera złożył się i zawisł w powietrzu czekając na polecenie.
– połącz mnie z Yvette, przygotuj kąpiel i śniadanie, śniadanie jak zwykle.
– Pani Yvette na linii.
Ekran rozłożył się i przesunął do Toma. Yvette była „nowym człowiekiem" jak nazywali ich ludzie z przeszłości. Czyli po prostu żyła w swoich czasach i była na właściwym miejscu. „Nowi ludzie" różnili się do ludzi z przeszłości, byli smuklejsi, wyżsi, mieli większe oczy i delikatniejszą szaro bladą skórę. Tom spojrzał na Yvette czując to co zwykle, zachwyt, „piękna nawet jak niewyspana", z potarganymi włosami i zaspanymi wielkimi oczami w elegancki sposób próbowała walczyć z ziewaniem.
– No proszę Tom, wiesz która jest godzina? Ja pracuję do późna, w odróżnieniu do ciebie nie wiem co to bezsenność i wcale nie musze być pierwsza w firmie.
W jej głosie nie było złości, Tom widział wesołe iskierki w błękitnych oczach.
– Wiem, wiem, po prostu chciałem cię zobaczyć, no i cieszę się że wiedzę cię samą,
– Łajdak, jestem sama bo mój macho już sobie poszedł, jest wyobraź sobie komandosem z North Star,
– Jasne, gustujesz w takich, silnych brutalach,
– Bo wiesz w pracy mam tylko takich co potrafią złamać ołówek a i tak się zmęczą, po pracy szukam odmiany,
– Miło cię widzieć, kłamczucho, uwielbiasz łamaczy ołówków,
– Znasz mnie, zjemy razem lunch?
– W tej sprawie dzwonię, potem bym się nie dopchał,
– O 11, u „ładnego Bena" Ok.?
– Ok., pa.
II
Service room był pomieszczaniem do prowadzenia rozmów i odpraw. Wyposażony w tradycyjne drewniane meble i wyglądające na skórzane kanapy i fotele z wielkim kolorowym dywanem na podłodze i obrazami na ścianach, dobrze kojarzył się ludziom z przeszłości. Tom różnił się w tym od innych. Wystój przypominał mu przeszłość, zawsze czuł ukłucie w sercu przekraczając próg, „nie myśl o tym, nie myśl".
Czekając na szefów, patrzył na obrazy plaż, gór i wodospadów na ścianach, gust „nowych ludzi" był równie beznadziejny jak i za jego czasów. Góry skaliste o świcie w złoconej plastikowej ramie wisiały na ścianie jego gabinetu gdy Jan zaczął swoją przemowę.
– Po pierwsze nie jestem wariatem, co oczywiście cię nie przekona, ale te równania dla tak wybitnego umysłu fizyka kwantowego powinny dać do myślenia, trzymasz się?
– Co to jest właściwie?
– Grawitacja, pola grawitacyjne i jeśli się nie mylę wasza stała Plancka, w skrócie oczywiście.
– „Wasza stała Plancka"?
– Dobrze, dobrze, bystrzaku, widzę że jesteś skupiony i chyba mentalnie przykuty do fotela, teraz wyjaśnię ci kim jestem i co ci proponuję, po wszystkim ogarnie cię niedowierzanie i bunt albo szok i szaleństwo ale wierz mi w końcu uwierzysz i porozmawiamy poważnie. Ok.?
– Mów.
Jan nie był dobrym mówcą, jego dziwny akcent, „Francuz albo Polak", dziwne dygresje i niezmącony dobry humor początkowo drażniło Toma a to co mówił było rzeczywiście bełkotem szaleńca. Gdy skończył w jego spojrzeniu było wielkie „a nie mówiłem". Tylko trzymana w ręku kartka powstrzymywała Toma od wezwania ochrony.
W Service roomie pojawili się szefowie, dwójka „nowych" i jeden zwykły człowiek, Zwykły człowiek nazywał się Casio Noover był historykiem, kosmologiem i fizykiem, pochodził z XXXII wieku i został zaproszony w „nowe czasy" w przededniu wybuchu ostatniej wojny. Tutaj nazywanej „wojną światów", chociaż toczonej tylko przez Koreę i Nową Brytanię. Po niej nic już nie było takie samo. Dawne czasy. „Nowi ludzie" byli dyrektorami operacyjnymi badań temporalnych i systemów kwantowych.
– Cześć Tom,
– Witam panie Noover,
– Sally i Virlo mają pytania dotyczące twoich ostatnich podróży, mamy problem jak wiesz, psycholog stwierdził u ciebie silne emocje związane z przeszłością, a to zawsze jest kłopot, musimy wiedzieć czy jesteś w stanie kontynuować pracę,
– Wiem że to trudne – kontynuował Sally – poświeciłeś wiele, dla wiedzy i przyszłości, chcemy wiedzieć co się dzieje, psychologowie maja swój bełkot ale nam zależy na twojej ocenie, chcemy ci pomóc…
– Po prostu myślę o nich, to nie ma nic wspólnego z pracą, wiem jaką decyzje podjąłem ale nie wiem dlaczego teraz, to trudne, rozmawiam z psychologiem, to musi przejść samo, ale na pracę nie ma wpływu…
Virlo Simmons podszedł do ściany, ekran rozłożył się bezszelestnie i pokazał dane 7 podróży Toma w XII wiek.
– Na pewno? Z logu powrotnego wynika że próbowałeś zmienić ustawienia wiru czasowego,
– Zmieniłem go z uwagi na rozrzut, celem był XII wiek, dokładność to zwykle 200-300 lat, spudłowaliście o 500, wir działał jeszcze, próbowałem poprawić, tylko tyle…
– Zmieniłeś ustawienia tak by wir wyrzucił cię w przyszłość o co najmniej 800 lat,
– Virlo, przy tej dokładności to niemożliwe, ustawiłem koordynaty w stosunku do rzeczywistości a nie celu, to przecież zwykła procedura, co sugerujesz?
– Myślę że chciałeś trafić w swoje czasy,
– Ty też tak myślisz Sally?
– Nie wiem, ty nam powiedz,
– Znam zasady, nie mam sobie nic do zarzucenia, jeśli uważacie inaczej to wykreślcie mnie i problem zniknie,
– Przestań, nie o to chodzi – Sally patrzył w blat stołu – nie jesteś wykreślony, ale do podróży wrócisz po terapii i pozytywnej opinii psychologa, nawet jako obserwator bez możliwości ingerencji w czas możesz wyrządzić wielkie szkody, głównie sobie, musimy być ostrożni, mam nadzieję że to rozumiesz…
– Tak, rozumiem, ale …, zresztą dobrze, już podjęliście decyzję,
– Dziękuje Tom – Noover wstał – to wszystko.
III.
Często śnił o rozmowie z Janem, by we śnie znaleźć się w swoim domu, nie jako Tom Kovalsky, ale jako obserwator, chce powiedzieć o Janie żonie i synkowi, ale oni go nie widzą, mówi coraz głośniej w końcu krzyczy, czasem się wtedy budził z mocno bijącym sercem, czasem sen trwał dalej i to było gorsze, widział jak Lucy krząta się po kuchni, albo czyta książkę, widział Juniora robiącego coś ważnego ze starych gazet albo układającego wieżę z pilotów, nagle synek zwracał głowę w jego stronę i coś mówił, „synku, co mówisz?", budził się, „pieprzone sny".
„Odstawka, na długo", usiadł w ulubionej przez wszystkich knajpie „ładnego Bena", nazywanej tak od właściciela, jednego z podróżników, który w czasie jednej z wypraw jako „uczestnik" spotkał się twarzą w twarz z pijanym rzymskim legionistą, plotki głosiły że Ben badał napoje chmielowe cesarstwa i również był pijany co skutkowało różnicą zdań i zakończeniem sporu przez legionistę, dębowym taboretem. Po powrocie odmówił poddania się operacji twierdząc że z nową twarzą jako „uczestnik" wygląda wiarygodniej w starożytnym świecie. W knajpie realizował się kulinarny talent Bena, serwującego dania z różnych czasów, z pominięciem starożytności, którą uważał za wyjątkową nędzną pod tym względem.
– Witaj, marnie wyglądasz,
– Cześć Yv, ja też się cieszę że cię widzę, dostałem kopniak na boczny tor,
– Jednak. Przykro mi,
– Co zrobić, miałem zostać „uczestnikiem", teraz to już nieaktualne, nawet jeśli wrócę nie pozwolą mi na uczestnictwo, szkoda, polubiłem średniowiecze,
– Co zamierzasz? Zgłosisz się do badań dalekiego kosmosu, czy może emerytura?
Yvette w uśmiechu pokazała śnieżnobiałe zęby. Gdy to robiła miał wrażenie że „nowi ludzie" mieli ich ze dwa razy więcej.
– Nie. Zostaję na uczelni, przeszłość to teraz mój konik, zajmę się analizą danych i opisem, u Noovera oczywiście,
– Jasne, tylko wieki średnie?
– Tak. To piękne czasy, wbrew pozorom… Na co masz ochotę? Kaczka po pekińsku czy przegrzebki?
– No wiesz, tylko sałatkę warzywną, nie jestem barbarzyńcą…
IV.
Wpatrywał się w nocne niebo na suficie, Yv głośno sapała przez sen, przywołał komputer. Logi ostatniej podróży nie pozostawiały złudzeń. To był jego ostatnia wyprawa. Nie był aż tak sprytny. Wiedzieli. Trzeba ułożyć życie tutaj. W tym idealnie idealnym świecie. Przyzwyczaić się, chodzić na terapię, zapomnienie w końcu przyjdzie. Junior. Jego blond włoski, długie rzęsy i mądre oczy małego cwaniaczka który zawsze wie jak załatwić swoje sprawy. Lucy. „Wariuje", to było tysiące lat temu, nie ma nawet miasta w którym żyli. Teraz jest tam morze. Nie ma ich. Ostatnia rozmowa. Uśmiechali się. „Dokąd pojedziemy na wakacje?", „Może dla odmiany Kanada?", „Nieeee, mamo chcę nad cieplutkie morze". A on już wiedział, jego ciekawość innego świata, podróże w czasie, do innych galaktyk, nieprawdopodobna wiedza która będzie mu udostępniona, „Boże!". Podjął decyzję tego wieczoru. „Będzie mi was brakowało", „nie mogę odmówić, kto by odmówił?", „zniknę, po prostu, zniknę", „zapomnicie". Nigdy nie zapomniał.
– To twój gabinet, masz parę dni na przyzwyczajenie się, potem do pracy, mamy więcej danych niż jesteśmy w stanie obrobić, jak wiesz ciągle brakuje ludzi – Sylia Lossta „nowy człowiek" szef analiz temporalnych wycierała jakiś niewidoczny paproch na szklanym biurku – zamów sprzęt jak ci pasuje, Aleeh jest do dyspozycji, mam wrażenie że ona jest tu ważniejsza ode mnie,
– Dziękuję, wszystko załatwię z Aleeh, nie potrzebuję dni, jutro będę gotowy,
– Gorliwiec, to mi się podoba, na razie,
– Panie Kovalsky, jakie życzenia?
– Tom, jeśli ci to nie przeszkadza,
– Skąd, Aleeh, miło mi, masz Tom jakieś specjalne życzenia,
– Niewiele potrzebuję, wystarczy standardowe wyposażenie,
– Aktywne ściany?
– Nie, nie trzeba,
– Ok. za godzinę będzie gotowe, a teraz zapraszam do naszego barku, mają fantastyczny szczaw.
Ciemny błękit oceanu i złota plaża. Jan siedział za kierownica srebrnego Buicka.
– To ostatnia chwila, zgodnie z naszymi zasadami, musze ci powtórzyć to jeszcze raz, jeśli powiesz „tak", nigdy już nie zobaczysz swoich czasów, ani swoich bliskich, nie będziesz mógł podróżować w te czasy ani w ich pobliże. Niczego nie możesz ze sobą zabrać. Nie ma powrotu. Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, jeśli rozstanie z rodzicami, żoną i dzieckiem ma być dla ciebie za trudne, to jest ostatni moment żeby się wycofać.
– Już podjąłem decyzję, chce zobaczyć ten „nowy świat", odpowiedz brzmi TAK,
– Ok., ruszamy w nocy.
V.
Wlot w „nowe czasy" był zadziwiająco łagodny, rozglądał się po biało błękitnej sali, kilku zwyczajnie ubranych ludzi pozdrawiało go, wykonując jakieś czynności przy maszynie którą przybyli. Pierwszy raz zobaczył ją z zewnątrz. Nie za duża, co najwyżej dwuosobowa szklana kula, nie wyglądała jak maszyna czasu.
– Witamy w „nowych czasach" nazywam się Lella, będę twoim przewodnikiem, teraz udamy się do lekarza, Jan chyba ci to wszystko powiedział?
– Tak, jestem przygotowany,
Tom „nowych ludzi" zobaczył dopiero po dwóch tygodniach, nauka nowego świata był łatwiejsza niż sobie wyobrażał, żyło tu prawie 100 mln, „starych ludzi", z różnych okresów. Głównie z okresu sprzed „wojny światów", ale zawsze. Świat mimo że inny i technologicznie w innym wszechświecie niż jego, był zadziwiająco podobny do starego. Te same problemy, kariera, praca, wyzwania. I wciąż działał Mcdonalds. Muzyka była inna ale do zaakceptowania. Miliony stacji nadawały muzykę z każdych czasów, bez wątpienia najgorsza była z okolic Czterdziestego wieku. Od razu pomyślał, że musiał być wtedy jakiś kataklizm. Gdy się dowiedział jaki, żałował, że meteor zniszczył Japonię a nie muzyczne centrum tamtego okresu czyli Bukareszt.
Po siedmiu miesiącach wybrał mieszkanie w centrum dawnej Ljublany teraz nazywanej Laiblin, mieście podróży temporalnych i pięknych oceanicznych plaż. Wieże „Midnight summerdreams" wyglądały dostojne a mieszkania w nich nic nie kosztowało. Szybko przyzwyczaił się do wyglądu „nowej ziemi", nowego oceanu i braku na mapie Australii. Reszta też była do zaakceptowania. Jedynie kosmiczne lotniska na orbicie Ziemi działały niepokojąco.
– Wir czynny, stabilny, Panie Noover, Panie Sally, jesteśmy gotowi, Samuel gotów,
– No to ruszamy,
– Cel, rok 3085, Italofrankonia, pozycja 345 827, start,
– Wykonane, koniec odczytów,
– Mamy problem, interferencja czasowa, cel nie osiągnięty, koniec wiru niestabilny!
– Cała moc na osłonę wiru! Szybciej. Stracimy go!
– Boże, wir się rozpada, nie wiemy gdzie jest, próbuję szerokiego skanu,
– Nie działa! Wir się zapada,
– Koniec.
– Co się stało, dlaczego…
– Miejmy nadzieję, że gdzieś go wyrzuciło… Jaki zakres…?
– Trudno powiedzieć, to chyba kwantowa niestabilność, nie wiemy…
– Do rana chcę wszystkie dane z podróży, zbudźcie wszystkich, musimy go odnaleźć.
– Straciliśmy pilota, Samuela Loggio, – głos Sally'ego brzmiał cicho, nie jest chyba wyłącznie technokratycznym biurokratą – wszyscy go znaliście, nadal nie wiemy co się stało, wir rozpadł się w kilka sekund. Stacja przesyłu energii N1 z orbity słonecznej zarejestrowała kwantowe przeskoki energetyczne, N2 ich nie zarejestrowała, to wygląda na jakąś kosmiczną pomyłkę, przypadek, niestety Samuel był w czasie skoku temporalnego, jeśli przeżył, może być w każdym czasie. Symulacje rozpadu wiru niewiele wniosły, może być i 300 mln lat od nas, mogło go też wyrzucić nie w czas a w przestrzeń… Mamy mało czasu, na razie uznajemy go za zaginionego.
Sala powoli pustoszała, Tom wpatrywał się w ekran. Znalezienie pilota przy takim rozrzucie nie jest możliwe, tym bardziej, że zakres czasu w którym mógłby przeżyć był niewielki, kilka milionów lat, z kilkuset. Kula w której podróżowali pozwalała przeżyć 30 dni w niekorzystnej atmosferze. To było wystarczająco w awaryjnych sytuacjach, powrót następował po siedmiu dniach. Kula mogła też zawisnąć nad powierzchnią ziemi i czekać na powrót. Ale jeśli nie było wiru ani wiedzy o czasie…
Zerwał się na równe nogi.
– Sally!
– Tak, Tom?
– Powtórzmy to…, te same parametry, te same współrzędne, polecę, zasymulujemy rozpad wiru, jeśli był kwantowy to przerwiemy, wrócę, nic nie stracimy, ale jeśli doszło do niestabilności samego wiru to powinien ułożyć się w podobny sposób, bozony i trizony oddziaływań grawitacyjnych nie rozpadają się przypadkowo, sczytamy ich trajektorie, porównamy z lotem Samuela, dane z nowego logu pozwolą na określenie okresu z dokładnością do… no nie wiem, 300 lat? Może 400?
– Rozpad był kwantowy na 90 %,
– Więc mamy 10 % szans,
Oczy Sallego powędrowały w stronę Noovera,
– Nie mamy nic do stracenia, spróbujmy…
– Tom chcesz polecieć?
– Tak, szkoliłem się z Samuelem,
– Potrzebujemy 6 godzin panie Noover,
Noover podniósł ręce,
– Wszystkie ręce na pokład!
Taksówka zatrzymała się przy tarasie wieży, było to zakazane, ale sytuacja była nadzwyczajna.
– Proszę poczekać,
– Ok. Nie ma sprawy,
Rozejrzał się po apartamencie, polubił go, nawet te kiczowate aktywne ściany i sufity. Zabrał z biurka kilka rzeczy.
– Stan czuwania…
Komputer posłusznie przygasił światła
– Wykonane.
– Jeszcze godzina, – Sally objął Toma pod rękę – masz pełne uprawnienia, mam nadzieję że wiesz co robisz,
– Chyba wiemy co robić?
– Doskonale wiesz o czym mówię, nie chcemy cię stracić,
– Sally, nie zrobię niczego co zagrażałoby stabilności czasu,
– Tak, tak, ale rozmawiałem z twoją psycholog, uważa że zrobisz wszystko żeby wrócić do swoich czasów, wiesz jakie mogą być skutki,
– A więc niech leci ktoś inny,
– Myślałem o tym, już za późno, życzę ci powodzenia,
VI.
Kula zawisła w absolutnej ciemności, podróż się zaczęła. Przeskok czasowy zajmował zwykle kilka sekund, teraz było inaczej. Tunel czasoprzestrzenny stabilizował się, za chwilę energia zostanie zmniejszona, tunel zacznie się zamykać a czujniki oddziaływań zaczną poszukiwania śladów poprzedniej podróży. Struny kwantowe układały się w dynamiczne ale stabilne konstrukcje zamykające przestrzeń a ich ślad miał wskazać prawdopodobną trasę Loggio.
„Cisza i ciemność", tak nazywali podróż w przeszłość. Potem nagłe przebudzenie w innej rzeczywistości, obserwator w kuli otulonej zakrzywieniami przestrzeni był niewidoczny dla innych ludzi. Nieliczni mogli liczyć na status „uczestnika" by opuścić kulę i zanurzyć się w świecie do którego trafili.
Kula zadrżała, impuls energii był sygnałem, za chwilę tunel się zamknie. Spisany na straty jako uszkodzony, stary temporalny procesor z danymi podróży nr 285 cicho zapiszczał po uruchomieniu, wolno powędrował w kierunku ściany. Połączył się z kulą i rozświetlił przestrzennym obrazem. „Nigdy nic nie wyrzucać, zawsze może się przydać", pierwszy raz uśmiechnął się. Dowiedzą się dopiero z logów podróży. Najwcześniej za siedem dni.
Słoneczne światło zalało wnętrze kuli, w pośpiechu nie uruchomił zwykłych podróżnych procedur.
– Alfa 16, do diabła!
– „wykonane" – komputer mówił miękkim kobiecym głosem,
Światło powoli przygasało, pulpit kontrolny otoczył pilota podając setki nieistotnych informacji,
– Satelity!
– „brak danych, satelity nie wykryte",
Ciężar na ramionach urósł i ścisnął skronie,
– Sygnał radiowy?
– „brak danych, sygnał radiowy nie wykryty",
– Sterowanie,
Srebrzysta kropla metalu otoczyła prawą dłoń. Szkło kuli ponownie stało się przejrzyste tym razem na połowie obwodu i na wysokość 1 metra. Patrzył na pnie otaczających kulę drzew. Powoli uniósł się. Pod nim rozpościerał się las. Obrócił kulę. Znał ten obraz. Wisiał nad sięgająca horyzontu tysiącletnią puszczą.
– Mam nadzieję że nie straciliśmy kolejnego pilota?
– Sally, wszystko ok. wykonał skok temporalny, powrót za siedem do dziesięciu dni, wiek XXXI, myślę, że bez komplikacji, plus minus 100 lat, to zawodowiec… Były niewielkie skoki oddziaływań kwantowych ale w normie…
– Sprawdzaliście logi startowe?
– Nie mamy ich, skok nastąpił już po rozpoczęciu procedury odcięcia energii, pole grawitacyjne uniemożliwiło…
– Dobrze, monitorujcie go,
Nie wiedział gdzie jest ani kiedy. Brak satelitów i sygnału radiowego oznaczał że trafił w czasy przed XX wiekiem, puszcza wskazywała że była to odległa przeszłość. To gdzie był mógł łatwo ustalić, wystarczył charakterystyczny element geograficzny, wzgórza, góry, duża rzeka. Nie miało to jednak znaczenia. Gdziekolwiek był, nie było tu jego rodziny, nie było Juniora. Ruszył, po chwili osiągając prędkość maksymalną. Tysiąc kilometrów na godzinę. Kula mogła poruszać się znacznie szybciej, ale uznano że nie matackiej potrzeb. Zakrzywienie przestrzeni uniemożliwiało rozbicie, a zderzeniom z masywną materią kosmiczną sama istota kuli i jej właściwości. Puszcza przesuwała się monotonnie, rzadko przecinana jakąś rzeką. Parametry powietrza wokół kuli były pozytywne. „Nie dalej niż 10 mln lat", na horyzoncie pojawiły się góry. Nie musiał pytać, komputer ciepłym głosem oznajmił,
– Pozycja 284 927, stan dla czasu Yggo, Federacja indyjska – czas Yggo to czas z którego wyruszył, ale dla niego to były rumuńskie Karpaty.
Stary procesor temporalny z którego ukrycia i wyniesienia był tak dumny, naprawdę był uszkodzony, wymiótł go w daleką przeszłość, skutecznie zacierając ślady podróży, będzie kolejnym zaginionym pilotem. Odczytają logi startowe i dowiedzą się że celem był XXI wiek, okolice Miami. I że nigdy tam nie dotarł.
Może spróbować powrotu, gdy otworzą wir ale skupienie energii i oddziaływań grawitacyjnych będzie w odległej przyszłości XXXI wieku. Będzie połączony z przyszłością cienką pajęczą nicią, małym kwantowym oddziaływaniem którego nawet nie zauważą. Musi tu zostać, mając dwie drogi. W każdej kuli był „złoty klucz". Mała tabletka, która położona na języku powodowała szybką i bezbolesną śmierć. Na wypadek pechowego utknięcia w czasie i przestrzeni, lub czekać na rozpad kuli. Też bezbolesny.
Rozprostował palce, kula uniosła się.
– Źródła ciepła?
– „brak w zasięgu", – brak w zasięgu oznaczał, że w promieniu tysiąca kilometrów nie było różnic temperatur większych niż 100 C,
– Istoty żywe, ludzie?
– „29000 obiektów, ludzie prawdopodobni w 33 przypadkach",
– Skieruj do najbliższego prawdopodobnego obiektu,
Kula obróciła się i zniżając zbliżyła do pokrytych wysoką trawą wzgórz, zobaczył ich z daleka, troje poruszających się postaci, hominidzi. Jeden stary, siwy osobnik, dwoje młodych, samiec i samica, samiec wyciągał głowę i węszył gestykulując. Idąca za nim samica ciągnęła po ziemi ciężki kij. Zobaczył też dziecko, chude, z kudłatą głową, próbujące nadepnąć nogą na poruszający się koniec kija. Gdy mu się to udało wykonywało prawdziwy taniec radości. Starzec szedł uważnie, przygięty w pół.
Uniósł kulę i zobaczył białe, wapienne plamy na zielonych wzgórzach. Musiały tam być jaskinie. I do nich pewnie wracali. Patrzył na bawiące się dziecko, patrzył nawet gdy wzgórza stały się siną linią na horyzoncie.
cdn
Mocno niedporacowany tekst. Nieraz trudno się domyślic, o co ci chodziło.
No i tradycyjnie - sztampa, nic, co nie byłoby powiedziane już w temacie podróży w czasie.