
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
-Jesteś na malowniczej Japońskiej wyspie, krajobrazem można zachwycać się godzinami, klimat dalekiego wschodu można ciąć kataną, podziwiasz ukryte głęboko w lesie starożytne dzieła, piękno rzeźb jest powalająca, ale nie tak bardzo, jak uroda twojej towarzyszki. Asia, jej uśmiech jest nieśmiały, ale widzisz skrywaną radość w jej oczach, jak z polskim akcentem, mówisz jej imię. Azjatycka i europejską krew, dała życie egzotycznej piękności. Podziemia zaginionego, zapomnianego świata są na nowo odkrywane, przez parę żądnych przygód, wtulonych w siebie odkrywców. Byłbyś szczęśliwy? Tak! Byłbym szczęśliwy głupcem, gdyby nie jeden szkopuł. Jesteśmy na muszce pistoletu, pewnego jegomościa, którego miałem za przyjaciela.
-Co tam gadasz? – przerwał mi Ash.
-Nic, tak tylko – słuchająca mojego monologu Asia, rozjaśniła podziemia uśmiechem.
-Masz nerwy ze stali, w takiej chwili sobie żartować.
-Przestańcie szeptać! Wiem, że coś kombinujesz Tony. Zanim zrobisz jakieś głupstwo, zastrzelę, co najmniej jedno z was, a co do celu tej wycieczki, to niekoniecznie interesuje mnie rezultat. Zapłacono mi znaczną sumkę, tylko za podjęcie się tego zlecenia, a za artefakt bonus.
-Panie Ashur! Jest pan człowiekiem bez honoru i sumienia! – wyrwała się Asi dość cienka obelga – Tony, nie byłam jeszcze nigdy tak głęboko. Z tym miejscem, wiążą się tylko złe legendy, od niepamiętnych czasów zabronione było zbliżanie się do tej części wyspy – ukrywa w cieniu uśmiechniętą twarz – ale jako niesforne, ciekawskie dziecko poznałam las i rozsypane ruiny na powierzchni.
-Dość pogaduszek! – Ash popchnął Japonkę – Widzę jakieś światło, ruszaj dziewczyno. Wynająłem ją, by poprowadziła mnie twoim śladem, ale teraz niech idzie przed tobą.
Strach w jej oczach jest nie do zniesienia, ruszyłem w jej stronę. Błysk, prąd bólu przepłynął od szyi, w dół po kręgosłupie. Upadłem.
-Nie bardzo bym się przejął, gdybyś nie odzyskał świadomości – syczy mi do ucha – leż spokojnie.
Dziewczyna z wycelowanym w plecy pistoletem, przeszła dystans dzielący nas od oświetlonego pomieszczenie, weszła wen i zniknęła w blasku. Ash podniósł mnie i weszliśmy do pomieszczenia, które w środku, już nie wydawało się tak jasne. Światło dochodziło z jednego punktu, na piedestale stał w kunsztownie zdobionej ramie, nieregularny kryształ, o niebieskim zabarwieniu.
-Czy to, jest… to? – w oczach dziewczyny, odbił się blask artefaktu.
-Tak, jeśli wierzyć legendom.
-„Zwierciadło Amaterasu"! A niech mnie szlak! Dobra laleczko, odsuń się, teraz kolej mojego drogiego przyjaciela – judaszowy uśmiech nie schodził mu z twarzy – Przynieś mi go, bez żadnych wygłupów, a wszystko skończy się dobrze – dodaje po cichu bez emocji.
Pomieszczenie o dziwnej konstrukcji wpisanej w okrąg, wydaje się być wolne od pułapek, starożytny przedmiot przyciąga wzrok, zdobienia na ramie przedstawiają splecione w tańcu, ludzkie i boskie postacie, płynące nieskończenie, a sam kryształ nie odbija światła, ale je lekko emituje – delikatny, niebieski blask.
Jeśli jest to lustro Amaterasu, to ktoś nadał mu nazwę na wyrost. Zbliżając się do kamiennego piedestału, zauważyłem ruch, ktoś jeszcze tu był, wyłaniał się naprzeciw mnie, owinięty linami, w przybrudzonej koszuli i z wysłużoną torbą przepasującą bok – moje odbicie w bardzo dobrej jakości lustrze, polerowany stop złota i srebra, nie mógłby uzyskać takiej przejrzystości, i ostrości.
Piedestał jest solidną, kamienną kolumną i wydaję się, że lustro można podnieść bez obawy. Delikatnie kładę na artefakt dłonie, chwila niepewności, serce się rozbudziło, w niepewności następnego uderzenia. Nic się nie stało.
Zwierciadło nie powinno dostać się w ręce prywatnego kolekcjonera, jego miejsce jest w muzeum wśród najpiękniejszych relikwii zapomnianych czasów, namacalna część legendy Japonii. Rzucę przedmiot do Asha, co zaskoczy go, tak, jak następujący błyskawiczny cios w twarz. Szkoda jednak ryzykować zniszczenie artefaktu.
W oddali słychać, głuchy dźwięk rozpryskującego się szkła, rozglądając się trafiłem wzrokiem na obraz, walczących ludzi, uderzają z furią i do upadłego, a obok nich leży rozbite lustro Amaterasu – walczący to nie są obcy mi ludzie, jeden wygląda jak Ashur, drugi jest do mnie podobny. Po chwili pojawia się kolejne lustro na ścianie, kolejne i kolejne. W zwierciadłach nie odbija się realny świat, w jednym niezwierciadle widzę siebie zastrzelonego, w następnym Ash z obitym ryjem, w innym jest ranna Asia, a ktoś podobny do mnie, patrzy się jak lelak z otwartą mordą. Dziesiątki luster i tyle samo kombinacji nierzeczywistości.
-Co to do cholery? – wydusił Ash.
Chrzęst uruchamianego mechanizmu, podłoga zaczyna osuwać się spod nóg, wpadamy jeden po drugim w czeluść rozsuniętej podłogi, w rynnę, która wyrzuca nas, jedno na drugie, do ciasnego pomieszczenia.
-Co z lustrem?
-Mam. Asia? Nic ci nie jest?
-Jestem cała. Gdzie jesteśmy? Ciemno, nic nie widzę.
-W cholernej pułapce na rabusiów! Dawać mi lustro, bo rozświetlę tu wystrzałami z pistoletu! Co się znowu dziej? Podłoga się przesuwa!
Pomieszczenie zdawało się toczyć, w jednym kierunku. Ktoś napiera na mnie z tyłu, przewraca się, przekleństwo i krzyk, dwójka leży, przebieram nogami, ręce nie mają na ścianach oparcia, jesteśmy w staczającym się okręgu, które nie zwalnia, a wprost przeciwnie nabiera prędkości. Przewracam się i dołączam do turlającej dwójki, ale nie na długo, gdyż prędkość przerywa akrobacje i przykleja do podłogi. Błędnik wariuje, mózg nie ma żadnego oparcia w zmysłach, żołądek pod gardłem, pomieszanie zmysłów, smak wirującej ciemności. Uczucie wypadania, przetoczyłem się, ciało w spoczynku, głowa i zmysły nie, mokro, świat wiruje przed oczami, woda.
Próba wstania nie powiodła się, wypadliśmy z okręgiem, do ledwie rozjaśnionego pomieszczenia zalanego wodą.
-Asia!
Dziewczyna się nie odzywa, jakieś ciało leży twarzą w wodzie, niedaleko, wyciągam… Ash! Krztusi się wodą, prycha, puszczam go z powrotem.
-Tu jestem! – krzyk dochodzi z głębi pomieszczenia, ale jest słabo słyszalny– Znowu, nic mi nie jest!
-Dobrze… Dobrze! – krzyczę by przebić się przez zagłuszający szum – Nie ruszaj się, idę do ciebie! – coś jest nie tak. Ból! Noga zaczyna rwać promieniującym bólem, padam w wodę, która dzięki Bogu sięga do kolan. Na czworakach dochodzę do Asi.
-Co ci się stało? – troska w głosie dziewczyny, już niesie ulgę – Usiądź tu. Opatrzę ciebie. -pomogła mi usiąść na spiżowym okręgu, w pomieszczeniu jest ich razem trzy – Ściągnij but – Po ścianach spływają wodospady wody, pod nimi jakieś postumenty, a powierzchnia wody emituje światło, które nieznacznie rozświetla otocznie i twarz Asi, skoncentrowanej na opatrzeniu mi obolałej stopy, bandażami tworzonymi z kawałków kimona.
-Pewnie uderzyłem się w nogę wypadając z diabelskiego koła.
-To masz szczęście, ja jebnąłem łbem! – wrzask Asha unosi szum wodospadów – Opatrz mnie laleczko! – prośbie tej trudno jest odmówić, gdyż patrzył przez muszkę pistoletu.
-Nie musisz mi grozić, opatrzę ciebie.
-Tony? Gdzie jest zwierciadło? – wyciągnął jedną ręka papierośnice.
-Nie mam go, jest gdzieś w wodzie – nie widząc twarzy Asha, wiem, co ona teraz wyraża „ to nie było pytanie, dupku"– Zaraz je znajdę – kulejąc ruszyłem na poszukiwania, pod okiem strażnika więziennego. W nadarzającej się chwili, będzie trzeba się go pozbyć. Jest zguba, lśni w wodzie, sięgam… odbicie twarzy w lustrze wody, jest zaskakująco jasne. Zapominam o lustrze Amaterasu.
– Przypal mi skarbie – wsadził papieros do ust i wręczył dziewczynie papierośnicę, wyjęła zapałkę odpaliła i podała mu ogień. Z widoczną przyjemnością wciągnął dym -No, tego mi było trzeba.
-To nie tytoń?
-Nie słodziutka, to jest wspaniałe zioło zesłane przez starych bogów, ożywia jedne zmysły, inne przytępia i obdarza nowymi. Marihuana, nie sadzę byś o nim słyszała. Co tam robisz!?
-Odbicie jest inne – z lustrem w dłoni, na zmianę spoglądam w taflę wody i na sufit – Na dole widzę własne odbicie oświetlane światłem z góry, a nasz sufit jest całkowicie ciemny, jeśli wyjście jest na górze to… – wsunąłem zwierciadło do torby i rozejrzałem się po otoczeniu.
-To mocno walnąłeś się łbem, w tej karuzeli – ze śmiechem wykrztusił dym – I czego teraz szukasz? Przynieś mi lustro! Ja też rąbnąłem się w łeb i widzę, że woda świeci, natura czasem tworzy takie zjawiska, glony fosforyzujące w wodzie, albo coś.
-To jak naturalnie wytłumaczysz to, co spotkało nas na górze. Te lustra?
Ashowi odebrało mowę i zmyło szyderczy uśmiech, przyssał się do papierosa, przez chwilę widać, że się zastanawiał, wypuścił z siebie kłąb dymu i dał za wygraną.
-Halucynacje – wolno i w zamyśleniu powiedziała Asia.
-Ooo właśnie, to miałem na końcu języka! – wystrzelił Ash.
-Więc, co widzieliście w lustrach? Ja myślę, że to samo.
-Widziałam coś niemożliwego, coś, co nie miało miejsca, walczyliście na śmierć i życie, z różnym rezultatem. W jednym widziałam, jak ja zabiłam, a winnym swoją śmierć.
-Tak? A można wiedzieć, kogo zabiłaś? – nazbyt teatralny głos Ashura ranił uszy – Nie radzę ci tego robić naprawdę laleczko i wątpię, żebym dał ci ku temu okazję – z sadystycznym grymasem uniósł broń.
-Myślisz, że działa po nurkowaniu? – chyba niepotrzebnie z tym wypaliłem.
-Nie miej obawy o moje bezpieczeństwo, mam jeszcze parę niespodzianek w zanadrzu – uchylił skórzaną kurtkę ukazując granat, wiszący obok kabury pistoletu – ale trzeba mieć pewność, co do skuteczności broni.
Widać czasem jak władza zmienia człowieka, w podnieceniu może zrobić każdą głupotę. Asia w bezpiecznej odległości, stoi przy spiżowym okręgu wpatrzona w jego środek, a Ash we mnie, celuje to w głowę, to w nogi, podejmując trudną decyzję.
-Tony? – Asia przywołuje mnie do siebie, Ash budzi się z transu i razem zbliżamy się, do spiżowej niecki. Woda w niej powinna być spokojna, wolna od zaburzeń, ale ona faluje. Odbicie jest zmącone bez powodu, nagle coś przepływa, wzburzając wodę. Prąd adrenaliny szarpnął ciałem, łomotanie krwi w żyłach odbiera na chwilę rozum, ale jasność wraca po chwili.
-Mamy mało czasu! – przypominam sobie przerwaną wcześniej myśl, rozglądam się po otoczeniu, woda wydaje się miejscami wariować, fale, plusk, zawirowania.
-Co tu się dzieje do cholery! – Ash nie wytrzymuje napięcia i strzela we wzburzenia wody – W wodzie coś pływa!
Brodzę w wodzie w kierunku posągów, ciągnąc za sobą Asię, lepiej być najdalej od wariata w zwariowanej sytuacji. Pomieszczenie ma przemyślaną konstrukcję, wodospady ścienne muszą mieć odprowadzenie wody, bo by zalało to miejsce.
-Czego szukasz Tony.
-Musimy znaleźć odpływ wody – pokazałem Asi pierwszy posąg z lewej strony. Posążek na bloku skalnym przedstawia roześmianego starca z wędką i rybą, całość jest nieokazała, drobniejsza od filigranowej Asi krzyczącej „Pod wodą jest spory otwór!", przy odrobinie siły udałoby się głaz przesunąć, zasłaniając odpływ wody. Za postumentem jest miejsce, można się zaprzeć ściany, chwila wysiłku i… posąg jest przytwierdzony do łańcucha, który wystaje ze ściany, napięty uruchamia mechanizm. Wodospady się ożywiają.
-Co się dzieje?! Woda nas zaleje! Taki był twój plan?! – łoskot tryskających ton wody zagłusza krzyk Asi.
-Nie panikuj! Wszystko mam pod kontrolą! Pomieszczenie zalewa się w gwałtowniejszy sposób niż myślałem, ale jest dobrze!
Wodotryski stopniowo się uspakajają, wody przybyło do wysokości szyi Japoneczki, która patrząc się za mnie i marszczy brwi.
-Tony, co ci mówiłem o niespodziankach!? – głos Asha jest zimny jak woda i lufa pistoletu na moim karku.
-Woda wypchnie nas z tej pułapki.
-Gdzie nas wypchnie!? Nie widzę wyjścia, może ty masz lepszy wzrok!
-Sufit! Nie widać otworu w tym nikłym świetle, woda nas tam podniesie.
-Skąd ta pewność, że tam jest otwór?
-Ja ci wierzę – w migotliwych refleksach światła widzę skośne oczęta, a w nich wojowniczą zawziętość – Woda znowu zaczyna opadać, musimy przesuwać posągi by wezbrała.
Asia popłynęła w kierunku najbliższego postumentu, a ja przesuwam poprzedni posąg już prawie po omacku, nikłe światło wody zaczęło zanikać, filigranowa kobietka dała nura pod wodę i przepycha posąg, w rezultacie, czego otworzy się otwór w ścianie, z którego chlusnęły litry wody i coś jeszcze. Nie dotykając już dna wyczułem, że coś otarło mi się o nogę.
-No to mamy przesrane!
-Tak. Ciemno jak w dupie!
-To też, ale coś z nami pływa w wodzie.
-Kappa!! – krzyk wyskoczył z wody, zatrzymując serce – Na postumencie był Kappa! Czemu jest tak ciemno! – Histeryczny krzyk dziewczyny rozdziera, ale nie ma czasu, trzeba działać. Ręką jeszcze nie można dosięgnąć sufitu, a woda znowu przestała wzbierać, trzeba ruszyć kolejny postument. Nurkowanie nie należy do moich ulubionych rozrywek i oby to nie był mój ostatni oddech, ale nie mając wyjścia schodzę na dno, szukając skalnej bryły, rozglądam się w prawie zupełnej ciemności. Z mojej torby wydobywa się niebieskawe światło, zapomniałem o lustrze Amaterasu, które w ciemności daje bardzo jasne światło. Odrobinie oświetlenia i nie jest teraz bardziej przyjazne, na obelisku wyrzeźbione są sploty węża o otwartym pyskiem w ataku. Niebieska łuna odkryła kolejne artystyczne dzieło przedstawiające trzy postacie i mniej artystyczny łeb płynący w moim kierunku. Panika wyparła resztki tlenu z płuc jak i ciało na powierzchnie.
-To Kappa! Czułam jego skorupę!
-Uspokój się. To żółw. Popatrz na dół – światło lustra przyciągnęło uwagę dużego żółwia, który unosił się pływając naokoło porzuconego lustra, ale ten widok nie uspokoił rozdygotanej dziewczyny.
-Na dole jest rzeźba przedstawiająca trzy kobiece postacie na skale, są połączone ze sobą falami.
-To Sannioshi, żeńskie bóstwa morskie.
-Dzięki. Oby nie wpłynęły tu do nas.
Żółw nadal pływa przy zwierciadle nie robiąc sobie nic z mojej obecności, ale bóstwa morskie czekają na mnie, bym poruszył pod nimi ziemię. Uruchomiony mechanizm ruszył po setkach lat, prąd wody uderzył we mnie, zdążyłem jeszcze chwycić zwierciadło zanim walnęło mną o ścianę i pociągnęło dalej. Wir wodny nagły i dziki, jak szybko się zaczął tak i skończył, przeradzając się w spokojny prąd niosący mnie, i szczątki śmiałka, który tu trafił przed nami. Czaszka wbiła we mnie czarne oczodoły, opływając na około wchodząc w głąb duszy, po czym odwróciła wzrok odpływając w ciemność. Na powierzchni przywitany zostałem paniką i niepokojem w głosie.
-Zalewa! Co teraz robimy? Już opadam z sił Tony!
-Głową dotykam sufitu, a wody przybywa! Dawaj tu lustro!
-Nie! – schowałem artefakt – Macajcie sufit! Powinniśmy znaleźć otwór.
-Powinniśmy?!
Niemożliwość przytrzymania się czegokolwiek, krańcowe wyczerpanie, zupełna ciemności, o tym trzeba zapomnieć, cholerne słabości na bok, do wyjścia! Kamienny strop jest niewzruszony na walkę o życie.
-Jest! Tutaj! – krzyk Asha przywołał ratunek wycieńczonemu ciału.
Nadmiar wody nie pozwala już płynąć z całą twarzą nad wodą, nurkuję w nadziei szybszego dotarcia do obiecanego miejsca. Podwodny prąd ciągnie mnie w finalnym kierunku, wtłaczając w lej skierowany ku górze. Po drodze obijam się o ściany tulejki i o coś miękkiego, by w końcu zostać wypchniętym przez ciśnienie litrów wody, na twarde nierówne podłoże. Oddychanie jeszcze nigdy nie było tak bolesne i trudne, wypompowane ciało nie ruszy z tego niewygodnego miejsca.
-Złaź ze mnie -wystękał As.
-Ty ze mnie złaź-oddychanie igiełkami przeszkadza rozmawiać, rozkaszlałem się.
-To ty na mnie leżysz idioto.-Ash zwalił mnie z siebie, w bardziej niewygodne miejsce. Otwierając oczy spostrzegłem, że leże na kupie kości, co najmniej dwójki ludzi.
-Te kości blokowały wylot tunelu. Uderzyłem w nie niesiony wodą.
-To by się zgadzało. Gdzie Asia?– uniosłem się z namokniętych szczątek.
-Co by się zgadzało? Tam leży. Jak przewidziałeś, że tu będzie wyjście.
Asia leżała nieprzytomna, jej twarz osłania welon mokrych włosów, z ust wypływała nić krwi. Oddech ma rytmiczny i dochodzący powoli do normy, nie ma złamań.
-Później ją pomacasz i oddaj mi te przeklęte lustro. Zobaczyłeś w nim wyjście, z tamtej katakumby?
-Nie, w odbiciu wody.
Ukląkłem przy głowie Asi i ułożyłem ją na kolanach.
-Że jak?
-Spójrz w lustro – Ash zmarszczył brwi – te, o które jesteś oparty plecami. Moje odbicie w nim, ma złamany nos, jest to widok innego mnie, który doznał obrażeń w czasie podróży przez tuleję.
-Zidiociałeś kompletnie, masz przecież złamany nos.
-Faktycznie, nieźle ciebie poobijało– zaskoczył mnie głos z kolan, uniosła się by dotknąć mojej twarzy.
-Leż spokojnie.
-Nie czas na wylegiwanie – Ash wstając, przełożył sobie torbę z lustrem przez ramię – prowadź nas na zewnątrz, mam dość tego zatęchłego miejsca.
Wstaliśmy wsparci o siebie, noga dała o sobie znać, uśmiechnęłam się do niej by podtrzymać ją na duchu, ale Asia nie była obecna myślami.
Ash szedł pierwszy badając tunel, co jakiś czas przemiennie, to po lewej, to po prawej stronie, było zwierciadło. Nasz „przewodnik" zatrzymał się, patrząc w jedne z nich z otwartą buzią. W lustrzanej powierzchni nie było naszych odbić.
-Słabiutki trik, łatwy do odgadnięcia, to przezroczysta szyba – z triumfem oznajmił Ash.
Przyznałbym mu rację, gdyby nie jeden szkopuł, na mniemanej szybie widniał napis „Byłem tu. Tony". Starcie jego okazało się być niemożliwe i bezcelowe, zwłaszcza, że nikt nie był tym zainteresowany. Asia wyminęła mnie, i chcąc wyprzedzić Ashura, osłabła, osunęła się na niego, ale w mgnieniu oka szybko od niego odskoczyła. Huk wtłoczył się w uszy bólem, kurcząc wszystkie mięśnie twarzy. Dzwonienie w uszach, dezorientacja, Asha na podłodze, dziewczyna z pistoletem w jednej dłoni i torbą z urwanym paskiem w drugiej. Pod nogami miałem ciało Asha, z kwitnącym czerwonym kwiatem na piersi. Osłupiały wlepiłem oczy w Asię, była spokojna i opanowana, coś zwróciło jej uwagę, spojrzała w bok. Było tam lustro, a w nim odbicie, dziewczyny z granatem w ręce i stojący cało Ashem. Opuściły torbę i spotkały się dłońmi, prawie identyczne odbicia, z wyjątkiem granatu bez zawleczki, który był na pasku obok kabury martwego Asha. Błysk, napięta struktura lustra pęka z trzaskiem i krzyk, przeszywający pierwotnym bólem. Gdy sparaliżowany umysł wrócił do normy, w obłędzie świata ujrzałem skulone w bólu ciało, pokryte szczątkami kryształu. Zmiotłem z torturowanego ciała odłamki, obróciłem ją na plecy, kurczowo trzymała ręce na okrwawionej piersi, z oczu płynęły krwawe łzy, a z czoła i policzków sterczały kryształy. Usztywniona udręką, zamknięta w cierpieniu, na dotyk zareagowała silniejszym spięciem.
-To ja. Pomogę ci – ostrożnie zaczęła się rozluźniać. Wewnętrzna strona prawej ręki, była pocięta i wysadzana kryształami, reszta ciała mniej ucierpiała osłonięta kimonem, z wyjątkiem twarzy. Przytomna dziewczyna krzywiła się w bólu, agonalne doznania nie pozbawiło jej przytomności.
-Wszystko będzie dobrze – zaciskam jej pasek od spodni na ramieniu, wyciągnięcie odłamków i zatamowanie krwi z dłoni jest najważniejsze, podarta koszula musi wystarczyć, jako bandaż. Na szczęście szkło nie naruszyło poważnie dłoni i krwawienie ustaje, teraz twarz. Szczęściem trzymała rękę na lustrze, osłoniła jej usta i tętnice szyjne. Gładka skóra została naznaczona sterczącymi szpilkami, kryształy w delikatnej twarzy były głęboko wbite.
-Co ci przyszło do głowy, aby jego atakować?
-Wiedziałeś o tym, że on albo my – zza zamkniętych powiek płynęły następne krwawe łzy -moje oczy?
-Nie przejmuj się, nie jest tak źle – trzęsącymi się rękoma trudno jest o precyzję, wyjmuję odłamki z czoła.
-Nie kłam! – poderwała się chcąc usiąść, oparłem ją o ścianę.
-Pozwól mi skończyć – odłamek wbity w policzek, rozciął opuszek – Mieliśmy na tyle szczęścia, że jeszcze żyjemy, Asia po drugiej stronie lustra, nie miała go. Nie wiem jak to tłumaczyć, chyba każda chwila życia stawia nas przed różnymi wyborami, w lewo, czy w prawo, wziąć parasol czy nie, albo przypadek, granat…
Spokojnie siedząca Asia nie słucha, zanurzona w ciemności myśli. Oddech zaczyna się jej urywać, płacze, czerwone strugi łez skupiają się na podbródku. Ocieram jej łzy i bandażuję oczy, kiedy obwiązuję jej głowę wtula się mi w ramiona. Przez chwilę siedzimy w ciszy, aż spokój spłynął na zbolałą duszę. Oparła się o ścianę i wyciągnęła papierośnicę zza pasa kimona, kiedy ta diablica zwinęła Ashowi papierosy?
-Podpalisz? – drżącą dłonią wręczyła mi papierośnicę, włożyłem skręta do ust i podpaliłem, zaciągnąłem się – to zioło działa przeciwbólowo, stary środek leczniczy – wziąłem kolejny wdech – Przez całe życie próbowałam spełnić oczekiwania, pokładano we mnie wielkie nadzieje -wsunąłem w rozedrgane usta papieros, dziewczyna głęboko się zaciągnęła – „ona ma wielki talent, zajdzie daleko" – słowa, były tak ulotne i nietrwałe, jak dym – dziadek prowadził dojo, on mnie wszystkiego nauczył… kiedyś we mnie wierzył, lecz moja świeca dopalała się, nie mogąc sprostać oczekiwaniom, a teraz światło zupełnie zgasło – na jej usta wypłynął gorzki uśmiech, palce ze skrętem w dłoni przestały drżeć, uniosła go i pocieszyła się ziołowym dymem.
Cisza oplatała nas smugami, tańczyła z oddechem dziewczyny i ulatywała, rozpływając się w powietrzu.
-To jeszcze nie koniec – wstałem i z teatralnym zacięciem zacząłem tyradę(orację) – Znam ciebie jakiś czas i wiem, że o tobie nic nie wiem, mydlisz mi oczy łzawymi historyjkami, by mnie zwieść na manowce – wziąłem ją za dłoń i pomogłem wstać – Ale nie dam się zwieść – wysyczałem cicho w roześmianą twarz.
-W porządku, nie będę niczego kombinowała– odpowiedziała uśmiechem– swoją droga to jednak za mało groźnie brzmiałeś, popracuj nad tym.
Spod tłuczonego kryształu wyciągnąłem torbę, zawiązałem supeł na pasku i przepasałem ramię dziewczyny. Bez spojrzenia w oczy nie odgadłem emocji, jakie wzbudziłem, ale na chwilę przytuliła torbę z lustrem. Czy ona też pożąda tego artefaktu? Pozbyła się piątego koła, a sposób, w jaki to zrobiła, był, co najmniej spektakularny, zwinność i szybkość, pokrzyżować jej plany mógł tylko tragiczny przypadek.
Tunelem bez końca, idziemy trzymając się za ręce, lustrzane dobicia przyprawiają o obłęd, obrazy ukazujące się, są niewiarygodne, postrzelona Asia podtrzymywana przez Asha, zakrwawiony Ash idący sam.
-Te zwierciadła, motają w głowie, niemożliwe wariackie, zwariować można od tych wizji.
-Lustro ukazuje to, co mogło się zdarzyć, decyzje niepodjęte, ale jednak te, które kłębił się w głowie, odbicie duszy ludzi – zastygła w zamyśleniu.
-Chcesz powiedzieć, że w środku jesteś kamikaze? – dziewczyna w odpowiedzi olśniła mnie uśmiechem, lecz spłynął on w chwili – W końcu coś nowego, mam już dość luster – Asia zacisnęła palce, na mojej dłoni – Wejście do komnaty, a nad nim napis „Niegodni nie ujrzą, oblicza Amaterasu, nasyceni odejdą".
-Mamy zwierciadło, podarunek dla bogini, nie mamy tylko naszyjnika. W legendzie zwierciadło i naszyjnik obłaskawiły, i wywabił Boginię – mówiąc to, wyciągnęła artefakt. Kryształ zwierciadła nadal nie odbijał światła, ale emitował własne – Bez obawy musimy tam z nim wkroczyć.
-Tak, ale niepokoi mnie bardziej ostatnia część napisu, brzmi trochę złowrogo. Przekonajmy się – przekraczając próg, Asia przycięła artefakt do piersi zabandażowaną ręką – Nie! No znowu lustrzany tunel.
-Co w nich jest?
-Tunel jest trójkątny, na szczęście nie mamy, w nich odbić – zatrzymałem się, na widok odbicia w głębszej części tunelu -Poprawka, w odbiciu są dwa ciała, nie umarli spokojną śmiercią. Nieborak najgłębiej, został postrzelony w plecy, druga nieszczęsna dusza, osłania twarz ramieniem, a w drugiej delikatnej dłoni ściska pistolet – wyrzuciłem z goryczą.
Staliśmy w milczeniu, okaleczona dziewczyna nie broniła się przed zarzutem, wiszącym w powietrzu, który przekreśla jej plany, jakie by one, nie były. Ciało lustrzanej Asi, było nienaruszone, jedynie osłaniała głowę ramieniem. Cała, aczkolwiek bez życia..
Dotknęłam dłoni obcej kobiety, odskoczyła zaskoczona, zwiesiła głowę, przygarniając mocno lustro do piersi, jakby było ono jej pluszowym misiem, u którego szuka ratunku, ale ratunek nie przychodził. Dumnie uniosła podbródek, podając mi rękę.
Ruszyliśmy do przodu, zamknąłem oczy w nadziei, że dobrze odgadłem przesłanie ostrzeżenia znad wejścia. Chodzenie z zamkniętymi oczyma, nie jest komfortowe, zwłaszcza, że korci by spojrzeć na pojawiające się, niewinnie światło, delikatnie przezierające przez powieki, systematycznie zwiększające swoją moc, przeradza się w nieznośną bolesną biel, kłującą szpilkam w oczy. Zasłonięcie dłonią niewiele pomaga, twarz mam gorącą i mokrą od łez, grymas męki wykrzywia twarz.
-Oślepienie grabieżców to wybitny pomysł! – wymacałem w jasności jakiś przedmiot.
-Nic nie widzisz?
-Widzę perfekcyjną biel. „Niegodni nie ujrzą, oblicza Amaterasu", jako niegodnym nie wolno spojrzeć, a „nasyceni odejdą", to odejście, w znaczeniu ostatecznym, jak sądziłem. Biel jest naokoło – zdałem sobie sprawę, że widzę siebie i Asię – nie oślepłem, tu jest idealnie biało.
-Tu jest ściana – Ślepa dziewczyna ruszyła na poszukiwania – Ściany nie są idealnie okrągłe, ale skłaniają się do tego kształtu, jak pomieszczenie, w którym znaleźliśmy artefakt. Na środku jest obelisk?
-Tak, wydaje się być, doszliśmy do punktu wyjścia, a raczej wejścia – kierując się moim głosem, Asia zbliżyła się do postumentu.
-Nie mamy innej możliwości. Idealny starożytny system zabezpieczeń, zmuszający rabusia do odstawienia łupu, na miejsce.
Wyciągnęła dłonie z lustrem i ustawiła ostrożnie na kamieniu. Dziwne rzeczy w tym miejscu powszednieją, ale ukazanie się dziesiątek lustrzanych odbić artefaktu na ścianach, robi wrażenie, tak jakby w te lustrzane odbicia wróciło zwierciadło bogini, tak jak powinno być. Ruch z boku zwrócił moją uwagę, stała tam nieludzko obdarta męska postać, jedną rękę miał zabandażowaną i niewładną, drugą przyciskał artefakt do piersi i patrzył na mnie, uśmiechnęliśmy się do siebie, zanim lustro szyby zmatowiało, i zniknęło, razem z bielą pomieszczenia.
-Ciekawe, czy uda mu się go wynieść? – zadałem pytanie kamiennej ścianie.
-Co? – niespokojna dziewczyna szukała pomocnej dłoni.
-Nic, nic. Wyjdźmy na powierzchnię – złapałem raptownie małą dłoń i przyciągnąłem ja do siebie, ćwicząc twardziela – i pogadamy sobie, o twoich morderczych skłonnościach.
-Ty też mnie nie oszczędziłeś, łotrze.
***
Nie lubię wstawać wcześnie z łóżka, ledwo otwartymi oczyma przykro się patrzy na otaczający świat, chyba, że trafią one na miły widok, kobiecych pleców. Siedząca bogini nie odwróciła się, tatuaż wykonany japońskim stylem nie szpecił, ale dodawał uroku, łuk ciała spleciony z wężowym splotem, kunszt artystów – Boski i ludzki, spotkał się w jednym miejscu. Dotknięciu, nie można się oprzeć.
-Obudziłam ciebie? Przyszła wiadomość – wręczyła mi telegram – kolejne wyzwanie?
-Czytałaś, prawda.
-Wyjedziesz? -spojrzała na mnie, jej oczy miały lustrzany blask, małe blizny na twarzy, nie szpeciły pięknych rysów.
Wyjazd byłby wspaniałym przeżyciem, niosącym nowe wrażenia, może splendor. Myśli zaciągnęły mnie w dalekie miejsca, kusząc przygodą: kraje piękne, barwne, niezbadane ruiny, wspaniałe artefakty, przełomowe odkrycia… Z myśli, wyrwała mnie zastygnięta w oczekiwaniu twarz Asi. Rozchyliła usta i powiodła wzrokiem, podążającym za czymś. Czasem tak ma, urywa się z rzeczywistości, nie mówi, co widzi. Dotknęłam jej dłoni.
-Zostałeś? -wróciła do mnie lustrzanym wzrokiem i wślizgnęła się pod przykrycie.
Decyzje nas kształtują, mają diametralny wpływ, na bliskich i otoczenie. Podjąłem dobrą, czy złą decyzję? Nie wiem, ale jestem szczęśliwy, patrząc w anielską twarz. Nasze losy mogły potoczyć się różnie, nie zabiliśmy się jeszcze nawzajem, ale wszystko jeszcze przed nami.
Jezu, niech ktoś temu panu zabierze połowę przecinków.
Hej, podobał mi się ten tekst. W porównaniu z poprzednim kompletne zaskoczenie, na plus. Znów, z mojego punktu widzenia, widzę tu talent. Lubię taki charakter opisu. Nawet myślałem,czy jest możliwe zastosowanie taktyki - wyboru opisu przez czytelnika, tzn parę słów np ociężały,leniwy,zasztywniały od tego całego metalu łeb statku = wystraczyłby ociężały,ale ja wolę wiecej charakterystki, aby się opisem delektować. I tak było w przypadku twojego opowiadania.Delektowanie - jeśli są jakieś błedy to w tym stanie sam rozumiesz...:))) i trzsnę oceną o zieleń, nich piśnie 5
Aaa,ten szkic, fajny.
Przecinki wrzuca się do przecinki dot pl. tam dopiero wychodzi fujara.
@ Achika Serio pytam. Czy jest gdzieś w necie -Zasady ortografii i interpunkcji- w wersji elektronicznej? Chciałbym to mieć, bo mam dalej kłopoty z właściwym rozumieniem zasad.
Proszszsz:
http://so.pwn.pl/zasady.php
Zasady odmiany obcojęzycznych nazw własnych nieco zbyt lakonicznie opisane, ale przynajmniej jakieś podstawy są.
Pomieszczenie o dziwnej konstrukcji zbliżonej do okręgu, wydaje się być czyste od pułapek, starożytny przedmiot przyciąga wzrok, zdobienia na ramie przedstawiają splecione w tańcu, ludzkie i boskie postacie, płynące nieskończenie, a sam kryształ nie odbijał światła, ale je lekko emitował - delikatny, niebieski blask.
Zasadnioczo nie powinno się w jednym zdaniu narracyjnym używać dwóch różnych czasów bez wyraźnego powodu. Tu powodu brak. Generalnie językowo takie sobie - pomieszczenie o konstrukcji zbliżonej do okręgu? Gdzie pomieszczenie ma konstrukcję? Autor chyba miała na myśli, że na planie koła? Czyste od pułapek? Znaczy, eee... wolne od nich?
Chodzenie z zamkniętymi oczyma, nie jest komfortowe, zwłaszcza, że korci by spojrzeć na pojawiające się, skromnie światło, delikatnie przezierające przez powieki, systematycznie zwiększające swoją moc, przeradzając się w nieznośną bolesną biel, kłując szpilkami oczy.
Notoryczne literówki czy nieznajomość zasad stosowania imiesłowów? Światło widziane zza zamkniętych powiek to raczej czerwień niż biel, no i jego "skromne" pojawianie się też brzmi nieco dziwnie.
No i tak ogólnie: nie stawia się, k****, przecinka między podmiotem a orzeczeniem!
Dziękuję bardzo.;))
Fajny pomysł z lustrami. Tylko te błędy!Przydalaby się korekta i redakcja.