
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Kolejna niedziela skończyła swój żywot w pustym mieszkaniu Roberta. Nie czół się z tego powodu winny. Tak po prostu miało być, zresztą już od przeszło roku niedziele i pozostałe dni tygodnia duszone były pustką, która zapuściła się w jego duszy. Oczywiście nie dokonał tego na własne życzenie. Może, właśnie tak miało być..? A wszystko zaczęło się w momencie, gdy dziewczyna Roberta– Dorothy łaskawie raczyła uświadomić go o swoich planach związanych z wyjazdem za granicę w sprawach służbowych. Robert z początku brał tą zapowiedź za naiwną próbę wymuszenia na nim deklaracji uczuć, która powinna być według Dorothy jasna i klarowna. Cóż, tak właśnie zrobił, a ona po kilku tygodniach wyjechała. Wyjazd służbowy miał trwać zaledwie pół roku. Dziś mija właśnie rok od tamtej deklaracji..
Tak po prostu miało być..
Robert jako typowy marzyciel wciąż wierzy, że powrót Dorothy jest nieunikniony, a kiedy to już się stanie szczęśliwie zamieszkają razem, wezmą ślub, a potem kto wie, może przyjdą na świat dzieci? Teraz musi tylko cierpliwie czekać. Czekanie jest jego głównym zajęciem jeśli nie brać pod uwagę pracy, która zabiera mu codziennie osiem godzin jego życia. Robert zajmuje się szukaniem kolejnych klientów dla firmy telekomunikacyjnej. Praca jak każda inna i jak każda inna powoduje po powrocie do domu głęboką chęć podcięcia żył choćby tępą żyletką, co zresztą próbował zrobić dwa razy w tym roku. Był to akt desperacji, szalony krzyk rozpaczy, frustracji i tęsknoty za kimś kogo się kocha nawet jeśli adresat owej miłości już dawno odnalazł swój nowy cel w życiu. Koledzy z pracy Roberta widząc stan w jakim jest stanie i zatraca się z miesiąca na miesiąc poklepywali go po plecach mówiąc przy tym „ stary nie łam się jak nie ta to inna". Na imprezach firmowych gdzie atmosfera znacznie odbiegała od tej panującej w biurze podsuwano mu różne kobiety. Z niektórymi nawet sypiał. Żadna nie miała jednak tego czaru, który tak go onieśmielał w Dorothy. Budząc się w nieswoim łóżku z obcą kobietą zaczynał rozmawiać czasem nawet z samym sobą o tym jak bardzo zgrzeszył, skoro jego ukochana wkrótce wróci po to by wyjść za niego. Po tym monologu przeważnie zostawał spoliczkowany w najlepszym wypadku wyśmiany co w konsekwencji odbijało się na stanie emocjonalnym Roberta. Później w pracy tłumaczył kolegom, że w nocy było wszystko w porządku, ale nad ranem kiedy alkohol spakował swoje manatki z głów kochanków nie mieli sobie nic do powiedzenia. Nigdy nie wspomniał o swoich porannych rozmowach z kochankami. Czy ktoś w dużej firmie telekomunikacyjnej mógłby go zrozumieć? Koledzy Roberta byli szczęśliwie żonaci albo przynajmniej zaręczeni.
Wspominając Dorothy wstał z łóżka. W mieszkaniu panowała absolutna cisza, która dawała zmysłom ukojenie. Podchodząc do okna Robert zrozumiał że za oknem szaleje w najlepsze noc. Wciągnął na nogi wytarte dżinsy, poczym poczłapał w stronę szafy. Po krótkiej chwili miał już na sobie ulubiony sweter, który był zresztą prezentem na urodziny od Dorothy. Odruchowo spojrzał na lustro w drzwiach szafy i wyszedł z mieszkania. Na ulicach nie mijał nikogo. Nie przejmował się tym, tylko patrzył tępo w światła okien małych i dużych kamienic, które mijał po drodze. Robert nie szukał celu swojej wędrówki, nie martwił się również możliwością napadu lub pobicia o tej porze. Nie miał również nic do stracenia. Czasem nawet marzył, żeby właśnie w taki sposób skończyć swój nędzny żywot. Przynajmniej nie musiałby się tłumaczyć z tego kolegom w pracy. Po około godzinie jego oczom ukazała się czerwona tablica wisząca na wysokości pierwszego piętra z napisem „ lokal samotnych".
– Co za dziwna nazwa – pomyślał Robert– Nigdy nie słyszałem o tym barze. Właściwie kto miałby o nim słyszeć skoro tylko ja jestem sam– Zażartował sam z siebie i udał się w stronę drewnianych drzwi tuż pod szyldem.
Przekraczając próg Robert zdał sobie sprawę, że nazwa knajpy jest nieadekwatna do faktycznego stanu rzeczy. Przy każdym stoliku siedziały pary zajmujące się tylko sobą w dodatku robiąc to w taki sposób, że miało się nieodparte wrażenie oglądania samego początku filmu porno.
– Wychodzę.– pomyślał w duchu.– Nie muszę oglądać takich świństw. Czemu oni to robią właśnie tutaj? Przecież to ponoć miejsce dla samotnych
Nikt nie zwrócił na Roberta nawet najmniejszej uwagi, tylko barman wpatrywał się w niego tajemniczo, niemal zapraszająco. Nieśmiałym krokiem Robert podszedł do pierwszego z brzegu stolika i usiadł ciężko. Z głośników dobiegała łagodna muzyka, w całym pomieszczeniu unosił się dym papierosowy, który drażnił oczy i nos.
– W czym mogę pomóc ?
Na pytanie barmana, który niepostrzeżenie zjawił się przy stoliku Robert aż podskoczył.
– Dobry wieczór ale mnie pan właśnie wystraszył, czy coś się stało?– Spytał nerwowo Robert
Barman nie przestając się uśmiechać spytał ponownie – Czy życzy pan sobie czegoś do picia ?
– Wezmę jedno piwo.
– Znakomicie.– Odpowiedział barman, poczym odwrócił się z zamiarem nalania nowemu klientowi piwa
– Proszę pana….chyba nazwa lokalu nie pasuje do tego co się tu dzieje….myślał pan kiedyś nad tym?
Na uwagę Roberta barman zareagował wymownym gestem wzruszenia ramionami.
Po dwóch minutach na stole stało już zimne piwo. Reszta klientów nie przestawała nawet na moment fizycznych przyjemności. Zapewne będą to robić do zamknięcia baru, czyli do samego rana.– Pomyślał ze znużeniem Robert.
Zawartość pokala znikała w zatrważająco wolnym tempie. Właściciel jednego zimnego piwa, siedzący samotnie znów rozmyślał o swojej dziewczynie, która miała czelność okłamać i uciec bez żadnego proszenia o zgodę,
– Przepraszam czy jest tu wolne miejsce?
Robert nawet nie spojrzał na swojego rozmówce.
– Czy pan mnie słyszał, pytałam czy mogłabym się przysiąść.
Ze znudzeniem w głosie, nie odrywając wzroku z pokalu piwa odpowiedział– Jest tu tyle stolików, że zapewne znajdzie sobie pani miejsce, więc pytanie uważam za niebyłe.– kolejny łyk piwa.
– Jeśli pan jeszcze nie zauważył to wszystkie stoliki są już zajęte, a jedyne miejsce jakie jest wolne znajduje się właśnie koło pana, poza tym to bar dla samotnych. Ja też jestem dzisiejszego wieczoru samotna.
-Przykro mi, ale nie znalazłem się tutaj po to by szukać znajomości.-odpowiedział szyderczo Robert.
– Nazywam się Kristine– oznajmiła odsuwając sobie krzesło
Robert spojrzał na Kristine dopiero w momencie kiedy usiadła naprzeciw niego. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że kobieta, która niemal siłą dosiadła się do jego stolika jest niewypowiedzianej urody. Kiedy tak siedziała wpatrując się w niego mimowolnie ucieszył się z tego nieoczekiwanego spotkania.
– Ja już się przedstawiłam, a ty panie….?
– Robert, po prostu Robert.
– No właśnie Robercie co cię sprowadziło do tego miejsca? Nie jesteś tu często prawda? Pamiętałabym ciebie, poza tym nie wyglądasz na kogoś kto szykuje się na szybki podryw.
– Wywnioskowałaś to z wyrazu mojej twarzy, czy z wolnego miejsca przy moim stoliku?
– I na dodatek z poczuciem humoru. Lubię takich.
– Często męczysz w ten sposób mężczyzn?– spytał z udawaną przymilnością
– Jeśli uważasz to za męczenie czy też znęcanie się nad mężczyznami to bardzo często. Jeśli widziałeś szyld przed wejściem Robercie, to powinieneś być przygotowany na tego typu sytuacje nie sądzisz?
Robert spojrzał jej głęboko poczym odpowiedział znów sarkazmem– Sądzę, że chciałbym napić się tylko piwa i nic poza tym. Właściwie jestem tu zupełnie przypadkiem.
Kristine uśmiechnęła się mrugając przy tym łapczywie czarnymi oczkami. Robert podziwiał jej symetryczny owal twarzy oraz burzę kruczo czarnych włosów powiewających niemal w rytm muzyki tlącej się w głośnikach gdzieś poza nimi. Robert przypomniał sobie wszystkie kobiety jakie dotychczas spotkał i stwierdził, że żadna z nich nie miała w sobie tyle żaru co Kristine. Kiedy upijała co jakiś czas łyk swojego piwa Robert z cichą lubieżnością zastanawiał się jaka ona może być w łóżku. Było to o tyle dziwne, że nigdy wcześniej czyli po odejściu Dorothy nie myślał tak o kobiecie.
– Powiedz mi Robercie, czym się zajmujesz?
Pytanie, które właśnie dotarło do uszu Roberta było tak zdumiewająco banalne, że aż trudne. Poczuł, że się czerwieni jak mały gnojek w momencie ujrzenia pierwszy raz nagiej kobiecej piersi– Kurwa, jeszcze tego mi brakowało, pomyśli jeszcze, że coś ze mną nie tak– Dodał
– Nie przejmuj się tak swoim rumieńcem, nie tobie jednemu….Ja jestem nauczycielką.
Robert czół się nieswojo, ale odpowiedział jednym tchem.
– Pracuję w firmie telekomunikacyjnej, nic nadzwyczajnego, szukam nowych klientów.
– Och nie bądź taki skromny. Wydaje mi się, że jest to bardzo ciekawa praca, na pewno bardzo absorbująca.
– Masz racje Kristine, nie raz i nie dwa swoje obowiązki kończę w domu przy komputerze i z ręką na telefonie, mimo wszystko nie jest to coś na co mogę nalegać. Wystarczy się przyzwyczaić. Powiedz czego uczysz, zdaje się, że jesteś nauczycielką
Kristine na krótką chwilę zasępiła się
– Jestem nauczycielką zajęć praktycznych…
– A zdradzisz mi w jakiej szkole uczysz ?
– Uczę w prywatnej szkole na pewno nie jest ci ona znana, więc nie będę się nad nią wywnętrzać. Napijemy się po jeszcze jednym piwie ?
– Myślę, że to dobry pomysł.
Po drugim piwie przyszła kolej na trzecie, a potem i na czwarte piwo. Robert stracił poczucie czasu. W towarzystwie Kristine czół się jak zaczarowany. Rozmawiali praktycznie o wszystkim, w sposób w jaki rozmawiają drodzy sobie przyjaciele po długim rozstaniu. Siedząc w zatłoczonym barze dla samotnych Robert ani razu nie pomyślał o Dorothy.
Kristine po kolejnej kolejce zaproponowała, że przeniosą swoje rozważania do jej mieszkania, co niewątpliwie spodobało się Robertowi. Mieszkanie nowopoznanej piękności mieściło się w samym sercu miasta w dziesięciokondygnacyjnym budynku dwadzieścia minut jazdy taxi. Po wyjściu z samochodu złapała go za rękę i szybkim krokiem skierowali się w stronę klatki schodowej. Robert już dawno zapomniał o swojej nieustannej tęsknocie, wyzbył się również skrytości. Jadąc windą żadne z nich nie wypowiedziało nawet jednego słowa. Była to cisza przed swoistą burzą. Kiedy zatrzymali się pod mieszkaniem dziewczyny Robert zbliżył dłoń do piersi, które w tej chwili wydawały znacznie większe niż w barze
– Zaczekaj! – usłyszał nagle– Zanim przekroczymy próg mojego mieszkania musisz wiedzieć, że to co się tu zdarzy zmieni na zawsze twoje dotychczasowe życie.
Dla Roberta nic już nie miało znaczenia co może zmienić jego życie. W tej chwili liczyły się pragnienia, te najprostsze i najbardziej wyuzdane, które siedzą na dnie duszy każdego faceta. W mieszkaniu było zimno, co wydało się Robertowi nieco dziwne, zwłaszcza, że okna były pozamykane.
– Nie zapalaj światła– szepnęła– chcę ci coś pokazać…..
Strzępki wspomnień upojnej nocy z piękną nieznajomą i ból głowy promieniujący na resztę ciała przyćmiewały pytanie rodzące się w zmęczonym umyśle Roberta– czy to był tylko sen? Czemu do kurwy nędzy leżę sam we własnym łóżku, skoro jeszcze kilka godzin temu uprawiałem sex z najpiękniejszą kobietą na świecie. Nagi poczłapał do łazienki, która zawsze dawała schronienie po każdej nocy spędzonej z nowo poznaną niewiastą. Odwracając się od muszli klozetowej spojrzał w lustro. Przekrwione oczy, blada cera, zadrapania na szyi były dowodem burzliwego spędzania ciszy nocnej. Czemu jednak pamięta tak nie wiele i w jaki magiczny sposób znalazł się w swoim mieszkaniu? Pytania, które sobie zadawał wierciły czaszkę niczym stare zardzewiałe wiertło. Siedząc w kabinie pod prysznicem oblewał się szamponem, mydłem w płynie i kojąco gorącą wodą. Było to prawie jak rytuał ku czci nieznanej bogini płodności, który powtarzał się już od pewnego czasu. Spłukując mydliny zauważył w okolicach wzgórka łonowego dwie małe ranki.
– Skąd u diabła się to wzięło?– spytał sam do siebie. – Może lata tu para zakochanych komarów?– samo skojarzenie pary trzymających się za chudziutkie nóżki komarów siedzących sobie na jego łonie wydało się co najmniej komiczne.
Jadąc do pracy nie czół potrzeby wcześniejszego informowania kogokolwiek o przyczynie swojego spóźnienia – po co szukać nowych wrażeń, skoro ma się ich w nadmiarze?– pomyślał. Po wejściu do budynku szara codzienność niemal uderzyła go obuchem w twarz. Tony papierów do wypełnienia i klienci, klienci i jeszcze raz klienci, którzy włażąc drzwiami i oknami wyrażali swoje opinie na temat proponowanych przez firmę usług telekomunikacyjnych. Nie wszyscy byli tak jednomyślnie dobroduszni, bo i zdarzały się zerwania umów pod groźbą wejścia na drogę sądową. Rzecz jasna każda ze stron z należytym sobie wdziękiem, w zależności od sytuacji wytaczała tego kalibru działa. Robertowi służbowy zgiełk bardzo upraszał sprawę. Brak czasu na wszelkie pogaduchy z pracownikami dawał komfort zachowania w tajemnicy zdarzeń odbywających się w czasie ostatniej nocy.
Wieczorem siedząc wygodnie z butelką piwa w ręku siłą woli przywoływał obraz pięknej Katrine, jednocześnie zastanawiając się czy warto poświęcać kolejnej przypadkowej kobiecie w jego życiu tyle czasu. Im bardziej stawał się senny tym bardziej wspomnienie przeradzała się w coraz śmielszą fantazję erotyczną. Wylewając piwo na dywan przebudził się. Odstawił prawie pustą butelkę, wskakując w buty zabrał kurtkę i wybiegł z mieszkania. Robert nie musiał się wiele zastanawiać, ponieważ tym razem dokładnie wiedział gdzie musi się zjawić…Ludzie, którzy go mijali po drodze odwracali na jego widok głowy z grymasem na ustach, który mógł tłumaczyć ich zdziwienie a nawet rozdrażnienie wywołane biegnącym chodnikami mężczyzną. Będąc pod drzwiami zrobił trzy głębokie wdechy, poczym wszedł do środka. Rozglądając się nerwowo nie zauważył nikogo znajomego. Nawet barman był inny niż poprzedniego wieczoru. Zmęczony podszedł do pierwszego lepszego stolika i usiadł. Tym razem jednak przywołał kelnera gestem ręki.
– Tak słucham?– spytał przymilnie barman
– Dżin z tonikiem proszę– odezwał się przeciągle Robert
– Chwila..
Barman podając szklaneczkę skłonił się niczym sługa sułtanowi i odszedł wolnym, dostojnym krokiem. Poza nowym barmanem Robert nie dostrzegł żadnych istotnych zmian jakie mogły się pojawić od jego ostatniej wizyty w lokalu. Muzyka wciąż przynudzała swoim żółwim tempem, a pary usadowione leniwie przy swoich stolikach znów nadawały swój kod godowy. Robert siedział i czekał, miejąc niejasne wrażenie, że coś się tego wieczoru jeszcze wydarzy.
– Cześć– usłyszał – wiedziałam, że cię tu dzisiaj spotkam. Dziś jak widzisz kochany nie jestem sama.
– Czyżby koleżanki z kółka nimfomanek?– pytanie wyskoczyło z niego niczym z armaty.
– Jak zwykle przesadnie zabawny co?
– Kristine jestem tu, ponieważ muszę z tobą pogadać, ale jak widzę, jesteś zajęta.
Siadając odpowiedziała – to są moje siostry, przyjechały do mnie z bardzo daleka, ale nie mamy przed sobą tajemnic, więc zamieniamy się w słuch.
Robert poczuł, że się czerwieni. Nie przywykł do tak silnej inicjatywy kobiety zwłaszcza w tak delikatnej sprawie jaką zamierzał za chwilę wyłożyć. Czując na sobie palące spojrzenia czterech par oczu odchrząknął kontynuując – Cóż, zacznę od tego, że nie wiem czy to co się nam przydarzyło zeszłej nocy było przypadkiem? Chciałbym wierzyć, że wręcz przeciwnie. Od dawna nie spotkałem takiej kobiety jak ty i nareszcie uwolniłem się od …Dorothy.
– Nie spuszczaj tak głowy! Kim byłą ta Dorothy, kimś ważnym? Sądząc po naszej wspólnej nocy chyba nie, więc nie ma się co zadręczać.
Robert ostatkiem sił próbował trzymać nerwy na wodzy. Spytał ponownie tym razem bardziej stanowczo.
– Byłem dla ciebie tylko przygodą?
Kristine spojrzała na niego spod przymrużonych oczu. W takiej pozie z lekko odchyloną głową do tyłu wydawała się być zbuntowaną panią obsługującą okienku w urzędzie skarbowym.
– Nie, nie byłeś dla mnie jednonocną przygodą– reszta sióstr patrzyły tempo w jakiś bliżej nieokreślony punkt .– Udowodnię ci dziś, że naprawdę zmienię twoje życie, ale najpierw musisz poznać moje siostry.
Robert ze znudzeniem skinął porozumiewawczo głową na znak, że się rozumie.
– To jest Miranda, a to Mira i Beatrice
Uśmiechając się, skromnie odpowiedział– miło mi.
– Skoro już się wszyscy znamy muszę ci powiedzieć, że jesteśmy tu wszystkie, ponieważ dziś przypada rocznica śmierci naszego nieodżałowanego ojca. W tą szczególną rocznicę spotykamy się co rok na grobie ojca oddać mu sześć i zwyczajnie pomodlić się za jego duszę.
Słowa, które usłyszał Robert wydały mu się w jakiś sposób dziwne, ich sens miał się nijak do sytuacji w jakiej się obecnie znajdowali. Siostry Kristine choć piękne, wydawały się również tajemnicze co cała ta historia.
– Robercie mam do ciebie prośbę.
– Zamieniam się w słuch, ale jeśli powiesz mi, że masz narkotyki, które mam ci przechować to nie licz na mnie ok.?
Żart jednak nie wypalił przy ich stole panowała lodowata cisza.
– Wyruszamy zaraz na cmentarz. Pod lokalem czeka na nas samochód, chciałabym abyś nam towarzyszył, abyś mi towarzyszył. Nie zajmie to na wiele czasu. Obiecuję, że ci sowicie wynagrodzę.
Propozycja Kristine była komiczną interpretacją „wkupywania" się rodzinę. Po chwili namysłu Robert zgodził się. Opuszczając „lokal samotnych" muzyka przerwanie grała, kelner sumiennie wykonywał swoje obowiązki.
W samochodzie było ciasno może dlatego, że był to stary model forda, a pasażerki czuły się w nim jak we własnym domu. Każda z sióstr rozpostarła szeroko nogi niby w lubieżnym zaproszeniu. Przez całą drogę Robert zastanawiał się czy robią specjalnie, też jego wyobraźnia płata znów ogromnego figla. Pasażerowie jechali w przygniatającej umysł ciszy. Co jakiś czas Kristine siedząca obok kierowcy odwracała głowę aby zerknąć na Roberta.
Cmentarz znajdował się na obrzeżach miasta. Była to stara nekropolia. Wszędzie stare bazaltowe krzyże– nieme członki dawno zmarłych mieszkańców wielkiego miasta.
– Robercie jesteś dziwnie blady, coś nie tak? – spytała z udawanym smutkiem Kristine
– Nie, nie wszystko jest w porządku. To pewnie ta pogoda…
Siostry Kristine w niemym pochodzie udały się w stronę grobu ojca, a ona chwyciła go delikatnie za rękę składając delikatny pocałunek na ustach Roberta.
– Od dziś jesteś mój…-szepneła.
Odszukanie właściwego nagrobka nie trwało wiele czasu. Siostry znalazły go pierwsze, więc para maruderów przyszłą na „gotowe". Jako pierwsza odezwała się Miranda.
– Zgromadziłyśmy się tu ojcze aby znów oddać ci hołd. To ty nas nauczyłeś wszystkiego, co jest nam potrzebne w życiu i jesteśmy ci za to dozgonnie wdzięczne. Dzięki tobie nasz przewodniku nasze życia– tak nierozerwalnie związane z twoją osobą mają obecny kształt. Dziękujemy.
– Dziękujemy!- zagrzmiały wszystkie cztery kobiety.
Po wspólnym okrzyku sióstr Robert poczuł się jak w wojsku, w którym zresztą nie był. Stojąc cicho obserwował sytuację, której właśnie był uczestnikiem. Kobiety zdawały się nie przejmować obecnością nowo poznanego mężczyzny. Ich oczy w blasku księżyca dawały złudzenie odblasku podobnego jak u kotów po zmroku.
– Dziękujemy ci ojcze za wszystkie rady, które pozwoliły nam przeżyć w tak trudnym miejscu jakim jest to miasto.– zaintonowała tym razem Kristine, poczym znów chór sióstr odezwał się jednym głosem– Dziękujemy !
Po drugim okrzyku Kristine podeszła do Roberta i cicho szepnęła– to co teraz zobaczysz niech cię nie dziwi, to co wykonujemy jest ostatnią wolą naszego kochanego ojca. Nie chcemy narazić się na gniew zmarłego z za grobu.
Robert wymownie kiwnął głową. Nie potrafił wyksztusić z siebie żadnego słowa. Nie był zupełnie przygotowany na taki rodzaj modlitwy do zmarłego. W pewien sposób zaczął się nawet bać, nie wiedział jednak czego miałby dotyczyć owy strach. Było w nim coś irracjonalnego, coś niewytłumaczalnego.
Ostatnia z sióstr– Beatrice zaczęła ceremonialnie wyjmować z torebki kadzidła, które po ustawieniu wokół grobu zapaliła. Po paru chwilach w powietrzu unosił się dziwny zapach, który Robertowi kojarzył się nieodparcie z jakimś rodzajem przyprawy, której nazwy nie potrafił sobie w tej chwili przypomnieć. Podczas tych czynności echo niosło niezrozumiale wymawiane słowa. Nagle wszystkie kobiety w zniosły ręce ku niebu głośno śpiewając, ich ciała zaczęły kołysać się to w prawo, to w lewo. Robert nerwowo rozglądał się naokoło. W tej właśnie chwili gorączkowo zastanawiał się czy zostać i patrzeć na te szalone matrony, czy też jak najszybciej uciec z całego tego zamieszania do swojego ciepłego i przytulnego mieszkanka. Nie zdążył zrobić nawet kroku, gdyż w jednej chwili Katrine, Beatrice, Miranda i Mira przylgnęły do niego niczym pijawki, nie przestając przy tym śpiewać sowich dziwnych modłów. Każda z dłoni łaknęła zupełnie inną część jego ciała. Śpiew wznosił się jeszcze bardziej pośród nielicznych drzew jakie znajdowały się na cmentarzu. Robert próbował się wyrwać z kobiecych kleszczy, a im bardziej próbował się oswobodzić tym bardziej nachalne stawały się siostry. W pewnej chwili zdał sobie sprawę, że krzyczy, jak nigdy wcześniej, w swoim marnym życiu. Podczas szamotaniny zamknął oczy powtarzając na głos– obudź się to tylko sen, obudź się !!
Podczas gdy Robert walczył ostatkiem sił machając rękami, siostry w amoku zdzierały nie tylko z niego ubrania, same pozbywały się siłą swoich bluzek, staników, spódnic ocierając się przy tym o Roberta i o siebie nawzajem. Podczas szamotaniny i rozdzierania nawzajem ubrań Kristine zawołała donośnym głosem– ROBERCIE OBIECAŁAM CI, ŻE BĘDZIESZ MÓJ !!!- po tych słowach mężczyzna znalazł się na ziemi, przygnieciony pół nagimi ciałami całujących go kobiet.
– Wraz z siostrami oddamy naszemu ojcu największą z możliwych ofiar!!
– A-ach…chce– chcecie mnie zgwałcić i zabić?– wykrzyczał zdumiony
– Wręcz przeciwnie mój drogi. Sprawimy ci wiele przyjemności, a potem damy nowe życie, które będziesz wiódł razem z nami!!
– Nie chcę waszego życia, nic od was nie chce! Wypuście mnie natychmiaaast! Pójdę na policję, jesteście zboczone, powinno się was leczyć!
Wiedział, że to już koniec nie miał już sił na obronę, ale gdzieś w zakamarkach jego umysłu rodziła się myśl, że to co z nim wyprawiają sprawia mu wyraźną przyjemność. Jego wola słabła, choć wciąż próbował przekrzyczeć szaleńcze modły pięknych sióstr……
EPILOG
– Doktorze, co pan o tym myśli? Od wczoraj nie zmrużył nawet na minutkę oka.
– Doprawdy? Myślałem, że środki uspakajające zadziałają tak jak zawsze.
Doktor Fern spojrzał z pobłażaniem na siostrę salową.
– Czy już wiadomo skąd się wzięły małe podwójne ranki wokół szyi i w okolicach wzgórka łonowego?
– Nie mamy jeszcze w tej sprawie ekspertyz doktorze Fern.
– Ustalono już personalia pacjenta?
– Nie panie doktorze, czekamy aż pacjent się uspokoi, nadal wykrzykuje imiona jakiś kobiet…
– A więc proszę go dalej trzymać w izolatce i o wszystkim mnie informować.
"Nie czół się z tego powodu winny"... I jakoś przeszła mi ochota na czytanie... :o/
...always look on the bright side of life ; )
Opuszczając „lokal samotnych" muzyka przerwanie grała, kelner sumiennie wykonywał swoje obowiązki.
Po jakiemu to i co to ma znaczyć?
Daję słowo, że w czwartej klasie podstwówki pisałem składniej i sensowniej...
Zazwyczaj pierwsze zdanie zachęca by brnąć dalej albo odrzuca. Niestety, mnie końcąca swój żywot niedziela, skutecznie odstaraszyła.
@ jacek001 - tych (spoconych z wysiłku) 'czół' jest więcej. Ale teraz, gdy na maturze ortografia nie odgryuwa roli, uodpornilem sie na ten bul ;)
Ogólnie rzecz biorąc - tekst słaby na wielu płaszczyznach.