- Opowiadanie: Jacek Riter - Zespolenie

Zespolenie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zespolenie

Witam,

 

Niniejszym tekstem debiutuję na stronie Nowej Fantastyki, choć jednocześnie nie jest to mój pierwszy tekst w ogóle – jak dotąd kilka już udało mi się "popełnić". Miłej (mam nadzieję) lektury. Wszelkie komentarze i uwagi – mile widziane.

 

Tekst zawiera treści o zabarwieniu erotycznym – mam nadzieję, że nie jest to sprzeczne z regulaminem (tzn. nie zostanie uznane za niecenzuralne, ani też nie godzi w niczyje dobra osobiste). Jeśli jednak jest – Moredatorze, czyń swoją powinność.

 

Jacek "Jacur" Riter

----------

 

Obserwował ją od dłuższej chwili i wciąż nie był pewien, czy jest tą kobietą, której szukał. Długa wieczorowa suknia, której śnieżna biel wyraźnie kontrastowała z czernią włosów opadających swobodnie na odkryte ramiona, skrywała wysokie, szczupłe, ale jednocześnie nie pozbawione kobiecych kształtów ciało. Kiedy podszedł do niej młody mężczyzna z żelem na włosach i dwoma kieliszkami szampana w wypielęgnowanych dłoniach, stwierdził, że chyba jednak faktycznie się pomylił i zaczął rozglądać się po sali w poszukiwaniu właściwej osoby. Chwilę później zauważył jednak, że gładko ogolony amant odchodzi, trzymając szkło z musującym trunkiem, ale bez towarzyszki przy boku. Ponownie spojrzał na kobietę w bieli. Jej oczy, wpatrzone w niego, były radosne, podobnie jak jej twarz. Ten uśmiech dodał mu odwagi. Powoli ruszył w kierunku jego właścicielki.

– Nie zaproponujesz mi szampana? – rzuciła zalotnie, gdy dzieliła ich jeszcze odległość kilku kroków.

– Jeden już próbował – odparł zatrzymując się naprzeciw niej – i z tego, co widzę, popłynął wsamotny rejs.

Zaśmiała się z jego żartu. Miała piękny uśmiech. Nigdy wcześniej takiego nie widział.

– Przyszłaś tu sama, czy z kimś? – zagadnął.

– Naomi Campbell – odparła. Albo nie usłyszała jego pytania, albo zwyczajnie je zignorowała.

Błyskawicznie przeanalizował w myśli jej słowa:

Naomi, N, Campbell, C. N jak niedziela, C jak czerwiec. Dziś mamy niedzielę, 5 czerwca. Podała mu imię i nazwisko stworzone zgodnie z umówionym kluczem. Wszystko się zgadzało. To musi być ona – odetchnął z ulgą.

– Palmer Runciter, miło mi. – przedstawił się, czym ponownie wzbudził w niej wybuch śmiechu. – Coś nie tak? – zapytał, lekko zbity z tropu. Nagle zorientował się, o co jej chodzi. – Kogo tym razem pomieszałem?

– Palmera Eldritcha z Glenem Runciterem z „Ubika". Znów nie odrobiłeś pracy domowej. – rzuciła z poważną miną, a on od razu wyczuł, że jej irytacja jest udawana. – Będę cię musiała srogo ukarać. – Sposób, w jaki wypowiedziała ostatnie zdanie, wywołał w nim dreszcz podniecenia, który nie zdołał jednak do końca przytłumić pretensji o to, że jej sposób ustalania imion-kluczy był znacznie mniej skomplikowany od tego, który ona narzuciła jemu.

Dlaczego ona może sobie być Naomi Campbell czy Sheryl Crow, a ja mam zawsze pamiętać imiona i nazwiska bohaterów książek jakiegoś zdziwaczałego autora science fiction, który pół życia leciał na prochach i był bywalcem zakładów dla obłąkanych? – pomyślał z wyrzutem, ale zanim zdążył uzewnętrznić narastający w nim bunt, zbliżyła się do niego i lekko opierając ciało o jego tors, szepnęła mu do ucha:

– Przyszłam sama, ale mam nadzieję, że sama nie wyjdę.

Miękkość jej piersi, wyczuwalna przez delikatny materiał białej sukni, sugerowała, że nie ma na sobie stanika. Nagość jej pleców, odkrytych od szyi, aż po krzyż, którą dostrzegł w chwili, gdy obracając się do niego tyłem, ruszyła w kierunku wyjścia z sali, tylko potwierdzała jego przypuszczenia. Odchodząc, obejrzała się na moment, a jej wzrok mógł mówić tylko jedno:

– Na co czekasz? No, chodź!

 

W pokoju była tylko jedna lampka, której słabe światło nadawało jego wnętrzu intymny klimat. Wszedł za kobietą w bieli do środka i rozejrzał się dookoła. Dłuższą chwilę zajęło jego oczom wyłowienie z wszechobecnego półmroku konturów obszernego łóżka oraz zaledwie kilku sztuk mebli. Wielkość łóżka oraz ilość pozostałego wyposażenia nie pozostawiała wątpliwości co do przeznaczenia pokoju. Nie zauważył, kiedy mijając go wróciła do drzwi i je przymknęła. Odwrócona do niego nagimi plecami przekręcała właśnie klucz w zamku, gdy podszedł do niej i położył swoją dłoń na jej gładkiej dłoni trzymającej w palcach chłodny metal. Zerknęła na niego przez ramię, a jej oddech stał się płytszy i szybszy. Zbliżył się jeszcze bardziej, tak że ich ciała dzieliła już tylko grubość ich ubrań i odgarnął dłonią włosy z jej lewego ramienia. Zaczął je delikatnie całować, zmierzając w kierunku szyi. Prężyła swe ciało dając do zrozumienia, że jest głodna pieszczot. Chwyciła jego dłoń, spoczywającą dotąd najej dłoni i przesunęła ją na swoje biodro, po czym własne dłonie oparła o zamknięte drzwi. Kiedy skończył składać pocałunki na jej drugim ramieniu i przygryzł lekko jej szyję najpierw z jednej, a później z drugiej strony, zasyczała z podniecenia. Widział, jak z każdym ugryzieniem jej ciałem wstrząsa dreszcz, jakby impuls biegł od karku w dół po kręgosłupie. Tę samą drogę zaczął pokonywać jego palec wskazujący, a zaraz za nim ciepłe i miękkie usta. Lewa dłoń z biodra przesunęła się na brzuch. Pochylił się lekko. Jego wargi samotnie wędrowały wkierunku jej krzyża, a dłonie równocześnie wspinały się po wzniesieniach okrągłych piersi. Wypięła je w jedną, a pupę w drugą stronę i odchyliła głowę do tyłu wydając z siebie przeciągłe westchnienie. Nagle wyprostował się i delikatnie zaczął lizać jej ramiona. Odczytała jego zamiary i opuściła nieco ręce, a wtedy zsunął ustami najpierw jedno, a potem drugie ramiączko jej sukienki, która ześlizgnęła się w dół po jej gładkiej skórze. W ostatniej chwili przycisnęła dłonie do brzucha, dzięki czemu białe okrycie nie wylądowało na podłodze. Stała tak, oddychając szybko, jakby czekając na jego ruch. Jego ciepłe dłonie zsunęły się w dół po dekolcie, a palce zaczęły bez pośpiechu kreślić spirale od zewnątrz nagich piersi do ich środka. Zamknął jej ciepłe ciało w uścisku silnych ramion. Kiedy jego wędrujące palce dotarły do środka spirali, zatrzymały się na chwilę. Wstrzymała oddech czekając na kolejny jego ruch ipoczuł, jak cała drży, zawieszona w podniecającej niepewności tego, co za chwilę nastąpi. Nieznacznie się od niej odsunął, chcąc, by odczytała to jako zakończenie pierwszego etapu pieszczot. Wypuściła głośno powietrze i w tej samej chwili dwa palce zsunęły się po jej sterczących sutkach. Jęknęła z rozkoszy. Zatoczyła się nieprzytomnie, jakby wraz z powietrzem uszło z niej życie, i żeby nie upaść, znów oparła się o drzwi. Uwolniona z uścisku sukienka spłynęła na dywan odsłaniając jej jędrne pośladki. Walczył ze sobą, aby w jednej chwili nie zedrzeć z niej resztek ubrania, pchnąć ją na łóżko i zacząć się z nią szaleńczo kochać.

 

Oddychała głęboko i głośno, spodziewając się zapewne jego ataku, który jednak nie nastąpił. Obróciła się i zobaczyła go opartego o ścianę z twarzą ukrytą w mroku. Wyglądało to tak, jakby czekał. Podeszła do łóżka i usiadła na jego skraju nie spuszczając przy tym kochanka zoczu ani na moment. Wyszedł z mroku, uklęknął przed nią i położył dłonie na jej kolanach. Przesuwał palce po zewnętrznej stronie jej ud, aż dotarł do pośladków. Wtedy pochylił głowę nad jej nogami i rozchyliwszy je nieco podbródkiem zaczął całować jej uda od strony wewnętrznej, raz prawe, raz lewe, z każdym pocałunkiem nieuchronnie zbliżając się do koronkowej bielizny. Kiedy jego usta dotarły do pachwin, nie wytrzymała. Chwyciła jego koszulę tuż przy szyi i pewnym ruchem rozdarła ją na boki. Urwane guziki poszybowały na wszystkie strony. Złapała za jej sztywny kołnierzyk i szarpała mocno, z niecierpliwością ściągając mu ją przez głowę. Kiedy poradziła sobie z koszulą, zabrała się za spodnie. Po krótkiej walce stoczonej przez nią z kolejną częścią jego garderoby, stał naprzeciwko niej w samych tylko bokserkach. Chwilę później wsparła się na rękach i uniosła biodra. Bez słowa zsunął z niej stringi, które bezszelestnie upadły na miękki dywan. Jego bokserki wylądowały na lampie pogarszając i tak już słabą widoczność.

 

Leżał na niej i głaszcząc jej czarne włosy namiętnie się z nią całował. Czuł jej uda oplatające jego uda i jej brzuch pod swoim brzuchem. Spojrzał na jej uśmiechniętą twarz. Skinął lekko głową, pytając w ten sposób, czy jest gotowa. Przymknęła oczy, uśmiechając się i spokojnie pokiwała przytakująco głową. Przesunął dłoń na jej gorące udo.

 

Przy pierwszym jego ruchu odchyliła głowę do tyłu, a z jej ust wyrwał się cichy okrzyk. Spojrzał na jej twarz z niepokojem. Chwyciła go za pośladki i przysunęła do siebie, dając tym samym do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Jej przymknięte powieki i coraz głośniejszy oddech niezaprzeczalnie potwierdzały, że kolejne ruchy jego ciała, powolne i rytmiczne, sprawiały jej czystą przyjemność. Chwilę później oboje poruszali się już zgodnym, miarowym rytmem.

 

Pierwsze zniknęło otoczenie. Nie było pokoju ani łóżka – tylko dwoje ludzi, wplątanych wsiebie nawzajem, zmierzających wspólnie w kierunku rozkoszy. Po chwili zniknęła również przestrzeń między nimi. Przylegali do siebie tak ciasno, że wyglądali jak dwie idealnie pasujące części jednej całości. Jego ciało odnajdywało swoje miejsce w zagłębieniach jej ciała, ajej ręce i nogi oplatały go tak, jakby właśnie do tego zostały stworzone. Wreszcie, dotarli do tego etapu, w którym zatraca się poczucie własnej, indywidualnej świadomości. Osiągnęli stan jedności, w którym nie ma już dwojga kochanków, dwóch ciał, ale jedna siła, pędząca coraz szybciej do upragnionego celu. Z zamkniętymi oczami, mięśniami naprężonymi do granic możliwości i oddechem, spłyconym szaleńczym tempem, zmierzali do ostatecznego spełnienia.

 

Z chwilą, gdy pod ich powiekami wybuchło białe światło, zatrzymał się czas, umarła rzeczywistość, a wszystko dookoła ucichło – nawet ich rozpalony oddech. Jak w samym centrum burzy, podczas której najpierw dostrzega się piorun, przeszywający niebo, a dopiero po chwili ciszę rozdziera dudnienie grzmotu. Tak właśnie z otaczającej ich ciszy wydarł się jeden zgodny, przeciągły odgłos rozkoszy, który wprawił w drżenie całą ziemię.

 

Po chwili uczucie jedności zaczęło powoli gasnąć, stopniowo ustępując miejsca świadomości własnego ciała. Na powrót byli dwojgiem kochanków, dyszących ciężko od przebytej właśnie drogi do pełnego zespolenia.

 

Otworzył oczy i ujrzał jej rozpromienioną twarz, poprzecinaną kosmykami mokrych, czarnych włosów. Pogładziła go po spoconej czuprynie i pocałowała w wilgotne usta. Wysunął się spomiędzy jej mokrych ud i położył swe śliskie ciało obok jej ciała. Leżeli tak przez chwilę, trzymając się za ręce. Milczeli. Nie musieli nic mówić. W powietrzu wciąż jeszcze unosił się zapach spełnienia. Po kilku minutach gdy doszli już do siebie, obrócił się na bok, oparł głowę na łokciu i jeszcze raz przyjrzał się jej ciału. Było idealne. Może nie w sensie absolutnym, ale to nie miało dla niego najmniejszego znaczenia. Dla niego jej ciało było idealne. Dla niego ona była idealna.

– Wracamy? – zapytała. Odpowiedział jej skinieniem głowy. Dotknął palcem skroni i w jednej chwili wszystko zniknęło.

 

Znów był w swojej łazience, wewnątrz tuby środowiskowej. Pompa próżniowa łapczywie wysysała z jej wnętrza neuro-żel. Pozostała jeszcze połowa objętości. Jedną ręką zdjął receptor, przyklejony do skroni, a drugą wyciągnął spomiędzy warg ustnik. Po chwili pozbył się również dwóch stoperów olfakondukcyjnych, umieszczanych w nosie. Kiedy z tuby zniknął już cały żel, drzwiczki otworzyły się z głośnym syczeniem i chwilę później stawiał chwiejne kroki w kierunku prysznica. Wszedł do kabiny, zamknął ją i ustawił temperaturę wody. Zanim jego śliskie ciało ogarnęło przyjemne ciepło, przez ścianę usłyszał, jak jego żona w swojej łazience właśnie zmywa z siebie resztki neuro-żelu.

 

Leżał rozpostarty na łóżku – czysty i pachnący po kąpieli i jednocześnie zmęczony po sesji. Spojrzał przez uchylone drzwi łazienki na lekko podświetloną przezroczystą tubę środowiskową, na której widniał niebieski znak producenta „Zespolenie sp. z o.o."

 

Przypomniał sobie, jak pięć lat temu ten sprzęt wchodził na rynek jako zbawienie dla osób sparaliżowanych lub mających problemy z postrzeganiem otaczającego ich świata za pomocą zmysłów. Szybko jednak okazało się, że można go wykorzystać w innym celu – dla seksualnej rozrywki. Niewierni mężowie mogli ze swoimi kochankami używać do woli, bez najmniejszej obawy, że spłodzą na boku zachłannego spadkobiercę. Biznesmeni natomiast rozładowywali stres po ciężkim dniu pracy na sesjach z luksusowymi paniami do towarzystwa, które gotowe były spełnić każdą ich zachciankę. „Biznesowe meetingi" obsługiwane przez produkt „Zespolenie sp. z o.o." były pozbawione ryzyka zarażenia się HIV, chorobami wenerycznymi, a ich uczestnicy pozostawali całkowicie anonimowi. Odpowiednie zabezpieczenia programistyczne oraz opcje ustawiane indywidualnie przez użytkownika wykluczyły właściwie możliwość zgonu lub doznania obrażeń podczas sesji.

 

Kolejną grupą, której producent nie przewidział w swojej kampanii marketingowej były pary przeżywające kryzys. Ludzie tacy, jak Patryk i Agnieszka. Mieli wspólny dom, jedno nazwisko i dwa różne życia. Czasami zdarzało się, że zjedli razem posiłek, czasem, gdy akurat się spotkali, wymienili ze sobą kilka słów, najczęściej o pracy. Nigdy nie rozmawiali o przeżyciach z „tuby" – jak nazywał ją Patryk – lub „Nibylandii" – jak wolała o niej mówić Agnieszka. Dawno temu, na początku zabawy w „seks-randki" zawarli niewypowiedziane przymierze, że nie będą mieszać ze sobą tych dwóch światów: szarej rzeczywistości i pełnej cudownych uniesień iluzji. Jak to stwierdziła wtedy Agnieszka:

– Nie chcę, aby postępujący rozkład naszego związku niszczył cudowne obrazy wspólnych przeżyć, jakie zostają mi w pamięci po każdej sesji.

– Co za ironia. – pomyślał gorzko, wciąż patrząc na tubę środowiskową – Rzucić się w wir wirtualnego seksu, aby ratować rozpadający się związek i osiągnąć jedynie jeszcze głębszy jego rozkład. Mieć w ręku narzędzie, które wytwarza między ludźmi silną więź i nie móc jej przenieść z tej zaczarowanej krainy do świata rzeczywistego.

Nasłuchiwał jeszcze przez chwilę, czy coś nie dzieje się w pokoju jego żony, ale nie dochodził stamtąd żaden dźwięk. Uznał, że Agnieszka z pewnością już śpi. Westchnął ciężko i zamknął zmęczone oczy. Kwadrans później oddychał miarowo, pogrążony w spokojnym śnie.

 

Obudził go dźwięk komunikatora. Otrzymał nową wiadomość. Wstał z łóżka i podszedł do komputera. Przecierając zaspane oczy otworzył okienko programu i chwilę później odczytał treść wiadomości. Obraz kołysał się na boki, jak zwykle, gdy coś wybudzało go z krótkiego snu. W końcu dotarł do niego sens słów, na które patrzył.

 

„Mam ochotę. Wejdziesz?

Agnieszka"

 

Spojrzał na zegarek na pulpicie monitora. 01:28. Minęły niecałe trzy godziny od ich powrotu z poprzedniej sesji. Dotąd wchodzili do Nibylandii nie częściej niż raz w tygodniu. Tym bardziej zdziwiła go wiadomość od żony. Przeciągnął się leniwie, ziewnął kilka razy i wystukał na klawiaturze:

„Będę za 20 minut."

 

Uruchomił program aktywacyjny dla tuby środowiskowej i kliknął pole „Rozpoczęcie sesji". Tradycyjnie program poprosił go o wybranie nowej sesji lub podłączenie się do którejś z otwartych wcześniej przez inne osoby. Wybrał drugą opcję. Przed oczami pojawiła mu się długa lista wyrazów, najczęściej imion lub nazw miejsc wraz z nickami użytkowników, którzy je rozpoczęli. Próbował odnaleźć tę utworzoną przez użytkownika „Agn85" ale bezskutecznie. Przeszedł do opcji wyszukiwania sesji po użytkownikach biorących w niej udział. Wpolu wyszukiwania wpisał „Agn85" i po chwili program zwrócił odpowiedź. Sesja nazywała się „temple of the doom" i aktualnie brało w niej udział 327 użytkowników.

– Chyba żartujesz. – mruknął pod nosem – To jak szukanie igły w stogu siana. – Po chwili zaznaczył jednak wyświetloną nazwę i zaakceptował wybór. Następnym krokiem było wskazanie jednego z ponad miliona dostępnych avatarów lub stworzenie własnego. Jak zwykle zaznaczył „Wybór losowy". W przeciwieństwie do Agnieszki, nigdy nie przywiązywał zbytniej wagi do swojego wyglądu w wirtualnej rzeczywistości. Przez myśl przeszło mu, że może jednak powinien. Jej ostatnia tożsamość – szatynka w bieli – robiła wrażenie. Zastanawiał się, czy sama ją stworzyła, czy wybrała gotowy wzorzec. Obiecał sobie, że kiedyś to sprawdzi. Albo ją zapyta. W Nibylandii, rzecz jasna.

Wstał i niezdarnie poczłapał w kierunku łazienki, gdzie rzucił szybko okiem na tubę środowiskową, wypełniającą się neuro-żelem. Miał jeszcze chwilę czasu. Spojrzał w lustro i stwierdził, że trzeba jednak było skorzystać z gotowych avatarów. Bez wątpienia powinien był teraz wybrać Harrisona Forda. Po chwili zastanowienia przypomniał sobie, którego z dickowych bohaterów grał ten aktor.

To będzie cholernie długa noc, Ricku Deckardzie – pomyślał, zmywając resztki snu ze sklejonych powiek. – Obyś nie wrócił z pustymi rękami. Choć ten jeden raz.

Koniec

Komentarze

Fajne. Ja poproszę namiary na sprzedawcę ;)
Co prawda pomysł wydaje sie byc dosyć banalny, ale opowiadanie czyta się płynnie i nie bez przyjemności. Najdłuższy akapit pominąłem, bo nie chciałem psuć sobie wrażenia - wiem, że dobra scena erotyczna wymaga maestrii [może wróce i skusze się] ;) Zanotowałem trochę drobnych niedociągnięć technicznych, takich jak  brak przecinków, ale nie wpływają negatywnie na odbiór. 

Niezłe. Nawet dobry pomysł. Realizacja też niezła. Po co ten fragment przemyśleń Patryka kursywą? Myśli zapisujemy jak dialog, dając objaśnienie lub sugestię, że o myśli chodzi.
Błędów niewiele, ich kaliber mały, szukać specjalnie nie chce mi się.
Nic nie napiszę o scenie łóżkowej, bo mnie lbastro ochrzani za spojler.

Ja tam tylko miejscami dojrzałem brak spacji, ale poza tym to nic nie rzuciło mi się w oczy. Tekst zaskakująco dobry. Zaskakująco, bo naprawdę uwierzyłem, że na erotyźmie się skończy, a jednak dałeś coś więcej i przede wszystkim fajnie przedstawiłeś, dlatego tekst na plus.
Pozdrawiam

Niestety, według mnie, erotyzm, na którym w dużej mierze opiera się opowiadanie jest jednocześnie jego najsłabszą stroną. Po pierwsze dlatego, że mnie ta scena erotyczna znudziła, bo miałem wrażenie, że czytam instrukcję obsługi przyrządu liżąco-macającego i niestety, co najgorsze, stylistyka opisu leży. 

Podzielam opinię przedmówcy, że scena łóżkowa jakoś nie buduje moich zmysłów i wyobraźni. Ale to bardzo subiektywna opinia, więc się nią nie przejmuj. Natomiast pomysł na opowiadanie fajny i na dodatek z subiektywnych powodów bliski memu sercu. Dam 4, po nowej znajomości :)

...always look on the bright side of life ; )

Po tym wstępie byłem przyjemnie zaskoczony, zwykle są one warte więcej niż reszta utowru, U ciebie podobała mi sie plastyka opisu i dośc swobodne poruszanie się w materii słowa. Chyba przybył niezły autor. :)

@ Wszyscy na raz i każdy z osobna: Dziękuję za poświęcenie Wszego czasu na przeczytanie tekstu i za dotrwanie do końca (a może jednak ktoś nie dał rady?). Wszelkie komentarze i uwagi, są dla mnie bardzo cenne - również te, dotyczące możliwości wykorzystania tekstu (producent sprzętu ero- zaproponował współpracę przy pisaniu instrukcji obsługi jego gadżetów). ;) Wstyd mi za interpunkcję oraz "spacje-widmo". Następnym razem postaram się bardziej przyłożyć do szczegółów.

@lbastro: Niestety, producent zwinął kasę i interes i teraz pewnie siedzi sobie na Kajmanach popijając drinki ze szklanek z parasolkami w towarzystwie kajmankowych babeczek.

@AdamKB: Pozwalam bohaterom myśleć kursywą, żeby czytelnik wiedział, że właśnie siedzi w ich głowie. Mogę pisać tradycyjnie, nie mam na to uczulenia. ;)

@Redil: Dziękuję za "+" i cieszę się, że Cię zaskoczyłem.

@flesz: Czyli tekst ma też mocniejsze strony? :) Nad stylem popracuję. Co do zanudzenia - testy wykazały, że tekst bardziej działa na kobiety (serio). I w ten oto sposób znalazłem kolejne jego zastosowanie - jako test określający, czy czytelnik jest mężczyzną czy kobietą. ;)

@jacek001: j.w. (@flesz), a także: nie przejmuję się, przyzwyczaiłem się, że każdy lubi co innego, każdy widzi w tekście co innego (często gęsto nawet co innego niż autor :) ). Czy będę wścibski, jeśli zapytam o "subiektywne powody"? Dziękuję za 4. Traktuję ją jako "pozytywnego kopa" na zachętę.

@jahusz: Moja radość jest wprost proporcjonalna do liczby zaskoczonych czytelników. :) Tak po pierwszym tekście "wyzywać" mnie od "niezłych autorów"? Chyba trochę za wcześnie. Problem z tym, że w pisaniu jestem raczej detalistą niż hurtownikiem.

Jeszcze raz, Wielkie Dzięki.

Pozdrawiam,

Jacek

I już błąd, no. "Waszego", a nie "Wszego". Wybaczcie.

Sympatyczne :D. Zarówno pomysł jak i wykonanie.
pzdr

@JR : "Czy będę wścibski, jeśli zapytam o "subiektywne powody"?" Nie, nie będziesz. Właśnie piszę opowiadanie w podobnym klimacie,  z podobnym motywem. Rzeczywistość wirtualna to motyw, który można rozpisać na wiele wariacji. Twoja nie jest zła. Zobaczymy jaka będzie moja :) Pozdrawiam

...always look on the bright side of life ; )

@agazgaga: Dziękuję i pozdrawiam, sympatyczna Ago Zgago :)

@jacek001: Trzymam zatem kciuki za Twoją wariację. Pozdrawiam.

Jacek

Nowa Fantastyka