- Opowiadanie: Ogórke - Nowe i nowsze.

Nowe i nowsze.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nowe i nowsze.

Wielkie zderzenie dwóch ciał. Wstrząs dla całego układu. Od tego wszystko się zaczęło. Ich połączenie w jedno, scalenie. W tym momencie obudziła się mglista świadomość, jakby z głębokiego snu. Jednak nie pamiętał o czym śnił, ani co było wcześniej. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że myśli. Przez gęstą mgłę, powoli zaczynał pojmować najprostsze rzeczy. Dotarło do niego, że istnieje. Nie myślał o przeszłości. I tak niczego by sobie nie przypomniał. Jednak wyczuwał istnienie przestrzeni. Z czasem…, lecz czym jest czas? Nie miał pojęcia, lecz tym nie różnił się zbytnio od innych ludzi. Jego upływ poznawał po zmianach w swoim ciele. W półmroku dostrzegał charakterystyczne cechy miejsca, w którym się znajdował. Nigdy nie widział czegoś takiego. Laboratorium? Chyba tak. Leżał zanurzony do połowy w mazistej, przeźroczystej cieczy. Tlen dostarczał mu skomplikowany aparat. Czuł się normalnie. Tak, nie było mu ani dobrze ani źle. Nie znał przecież innego życia. Temperatura była idealna. Ani za ciepło ani za chłodno. Nigdy nie był głodny. Czasami odczuwał lekkie wstrząsy. Poruszył się. Zmienił pozycję. A to nowość! „Więc nie muszę czekać na wstrząśnięcie żeby się obrócić". Zrozumiał, że nie wie kim jest. Nie wiedział po co żyje. Dopiero teraz to do niego dotarło. Dziwne uczucie. W klatce piersiowej poczuł lekki ucisk. „Znowu jakaś nowość". To mu się nie podobało. To nie było przyjemne. Lecz z każdą nową zmianą, uczucie narastało – niepokój, strach. Wraz z upływem czasu przeskoczył pewien pułap. Zauważając coraz szersze postępy zmienił priorytet myślenia z „kim jestem?" na „kim będę?". Tak, to było przerażające. Mutacje ciała były coraz wyraźniejsze. „Nie jestem już normalny. A może nigdy nie byłem normalny? Z boku ciała wyrasta jakiś dziwny kikut. Nim też mogę ruszać! Ale jaja." W pewnym momencie wyczuł zmianę w środowisku. Dotarły do niego jakieś dźwięki. „Czyli istnieje jeszcze coś poza tym laboratorium!" Zauważył mglistą staruszkę dymu. Zaczął się krztusić. „To pali. O fe, paskudna trucizna. Umrę? Oby nie." Na szczęście po chwili nieprzyjemności ustały. Czuł się trochę dziwnie. Kręciło mu się w głowie. Nie zauważył, że stopniowo, powoli przechyla się do góry nogami. Dopiero, kiedy się otrząsnął spostrzegł nową pozycję. „Nie jest dobrze. Źle. Wszystko jest całkiem inaczej!" Ucisk w klatce piersiowej wzmógł na sile. Tętno przyspieszyło. Wyraźne zdenerwowanie odzwierciedlało się w niekontrolowanych odruchach. Po kolejnej nieokreślonej jednostce czasu ujrzał coś oszałamiającego. Przejście laboratorium powoli otwierało się. Czyżby tą drogą się tu dostał i tą samą miał wyjść? Więc już nie jest tu potrzebny? Wyrzuca się go? „Nowy świat. Ale ja nie chce stąd iść! Tutaj jest dobrze. O tak! Jak tutaj jest dobrze! A może TAM jest lepiej?" I w pewnej chwili poczuł nacisk z góry. Jakaś nieznajoma siła pchała go przed siebie. Lecz przejść było zbyt ciasne. Parcie było jednak potężne. Poczuł rozsadzający ból w czaszce. Wstrząs, który wywierał potężne znamię. Ból, który czuł w całym ciele. Potężne ciśnienie omal zgniatające po kolei wszystkie narządy. Chwila stawała się wiecznością. I do tego ten krzyk. Ktoś wrzeszczał. Czy to ktoś podobny do niego? Większością ciała był już na zewnątrz. Wtem spojrzał w górę i zamarł. Serce waliło jak oszalałe. To co zobaczył przerastało jego najśmielsze oczekiwania. Potężny owłosiony, olbrzym wyciągał po niego swoje grube łapska. „NIE! NIE! NIE!".

I wtedy dokonała się ostatnia przemiana jego „nadnaturalnych" zdolności.

– Łeeee! Łeeee! Łeeee! – zawył z mocą, która jemu samemu wydawała się oszałamiająca.

 

***

 

– Co za piękny zdrowy chłopczyk! Zuch chłop. Będzie z niego pociecha. Jak będzie miał na imię? – lekarz uśmiechnął się do wycieńczonej kobiety i polecił ocucić pielęgniarce zemdlałego ojca.

Koniec

Komentarze

Według mnie mocno przewidywalne. Podobne do pewnego tekstu o plemnikach, którego nie potrafię przywołać.

No i zasadnicze pytanie: Czy to jest fantastyka?

Jak dla kogo; niektórzy uznają to za fantastykę.
Zauważył mglistą staruszkę dymu. Zaczął się krztusić.
Kogo / co zauważył? Jakim sposobem?

zgadzam się z wcześniejszymi komentarzami
przewidywalne
fantastyki zero, jak dla mnie
i od siebie dodam jeszcze, ze nie pasuje mi jakoś koncepcja płodu, który zna pojęcia: laboratorium, trucizna, śmierć. Bo i skąd by miał znać, chyba, że chodzi o jakąś formę ponownych narodzin czy czegoś w tym stylu ale nie jest to wyjaśnione.

pewnie macie racje, nie bd sie kóci. Jednak to opowiadanie to tylko taki szybki pomysl który wpadl mi do glowy. W trakcie pisania zauwaylem jak trudno pisac z punktu widzenia kogo, kto nie wie o niczym. Wydaje mi sie ze kto móglby mnie jednak pochwalic za styl, bo w mojej ocenie jest niezly. Moe ogólnie mi nie wyszo :/

Styl taki sobie, mógłbyś popracować nad tekstem, bo jest troszkę niechlujny. Zreszta widać po Twoim wpisie powyżej, że niezbyt dbasz o formę ;) A ja osobiście nie lubie czytać takiego kloca 'monoakapitowego'.
osobna kwestią jest pytanie, które już się tu pojawiłou claymana: czy to fantastyka? Chyba tak, bo jest poza naszym zasięgiem stwierdzenie 'co sobie myśli' plód ;) Z drugie jednak strony, to w takim razie film "I kto to mów?" jest juz klasyką s-f ;)))

Ucisk w klatce piersiowej wzmógł na sile. Źle. Albo po prostu wzmógł się, albo przybrał na sile, albo ewentualnie urósł w siłę.

Forma zdecydowanie przyciasna; dałbyś więcej akapitowego powietrza, Ogórke!

I teraz: zakładając, że to język wyznacza kategorie myślenia człowieka, to taki noworodek (o ile rzeczywiście jest to noworodek, a nie na przykład półmaszyna z zaprogramowaną aparaturą poznawczą), nie ma możliwości wygłoszenia monologu:
bo jego procesy myślowe nie przybierają formy słów (jak to zdarza się ludziom, choć to nie reguła :p), bo ich zwyczajnie nie zna;
A nawet i to pal licho! W końcu jesteśmy na stronie z fantastyką i możemy powiedzieć, że jako dziecko czarownicy i rycerza jedi, jest nadzwyczaj silny Mocą, to co widzi, nazywa i na swój sposób tłumaczy.
Ale kiedy wyłania się z mroków niebytu i stwierdza, że znajduje się w laboratorium, uprzednio wzmiankując, że w życiu czegoś podobnego nie widział, to pytam: skąd on wie, że szafki z odczynnikami, stół z dymiącą aparaturą, dziwne urządzenie z wielką rurą w rogu - spełniają konkretną funkcję, jako całość stanowią miejsce, gdzie się prowadzi badania, pracuje, laboratorium. Skąd wie, czym to laboratorium jest, czym jest praca? Ktoś mu powiedział? Usłyszał?
Albo gdzie indziej stwierdza, że nie jest normalny. A skąd wie, co jest normalne, a co nienormalne, skoro na oczy nie widział wzorca normalności i nie miał okazji do porównania.

I tak dalej.

I jeśli ma być na poważnie (I kto to mówi jest komedią), ja widzę dwie drogi; jedna prowadzi przez SF, druga przez metafizykę. Innymi słowy albo dziecko pozyskało doświadczenie w wyniku jakiegoś eksperymentu, albo jest czymś w rodzaju kolejnego wcielenia Buddy, albo pomysł z gadającym płodem należy wyrzucić do kosza.

Tak więc, obecny kształt tekstu (tekściku), według mnie, jest niekceptowalny, bo pozbawiony sensu. Oczywiście zachęcam: jeśli masz pomysł, rozwiń, napisz dłuższe opowiadanie, będzie co poczytać.

 

 

rozumiem. szczerze mówiąc to jedno z pierwszych rzeczy które napisałem więc calkowicie brak mi doświadczenia. dobrze ze tacy ludzie jak Wy wytykają moje błedy i dzięki za wszystkie komentarze które pomogą mi następnym razem lepiej przemyśleć temat. nie mam zamiaru tego rozwijać. pisze coś innego na całkiem inny temat. Mam nadzieje ze wtedy też zechcie przeczytać i ocenić ;) pozdrowienia.

Nowa Fantastyka