- Opowiadanie: lbastro - Kwantowy sejf

Kwantowy sejf

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kwantowy sejf

Kwantowy sejf

 

 

 

Ruvanda le Blank,wysoka i smukłaCapellanka o pięknie rzeźbionej, seledynowej twarzy, patrzyła z tarasu widokowego wprost w zagęszczające się, szybkozmienne smugi defektów przestrzennych. Była zachwycona, gdy dano jej szansę samodzielnego lotu z ważną misją dyplomatyczną na Gator Prime. Liczyła, że mimo braku obycia, poradzi sobie bez problemów w negocjacjach, związanych z uruchomieniem kilku punktów czerpania energii w pobliżu centrum galaktyki i stworzeniem tunelu transferowego wprost do jej macierzystego układu. Zapewniano ją, że wszystko jest już uzgodnione i chodzi tylko o osobiste dopilnowanie terminów.

 

Przed podróżą Ruvanda otrzymała możliwość wyboru środka transportu. Mogła skorzystać z niezwykle szybkich, aczkolwiek bardzo drogich, skoczków wormholowych i wtedy podróż trwałaby niewiele ponad dwie doby capellańskiej rachuby czasu, czyli blisko dwa megacykle UCP[1] . Mogła jednak poprosić o wykupienie biletu, niewiele zresztą tańszego, na jeden z kilku luksusowych transgalaktyków. Spośród nich dwa bliźniacze kolosy, zbudowane w portach Gedynea Bis, były absolutnym szczytem komfortu. „Oscar Klein" obsługiwał rejsy pomiędzy Drogą Mleczną a kilkunastoma jej karłowatymi satelitami, natomiast „Theodor Kaluza" krążył regularnie, odwiedzając największe porty ramion spiralnych i galaktycznego jądra. Czynił to zdecydowanie wolniej od skoczków, przez co podróż trwała blisko dziesięciokrotnie dłużej, jednak taki sposób przemieszczania dawał Ruvandzie le Blank znacznie więcej radości oraz to co ceniła – takimi statkami nie podróżowali ludzie zwyczajni ze społecznych nizin.

 

Błyszczące punkciki gwiazd, widoczne poza zniekształcającym je polem defektów, zmieniały z wolna swoje położenie. Taras widokowy czteroapartamentowej loży, pozwalał cieszyć wzrok zarówno czernią kosmosu umykającego gdzieś na boki, jak i wielkimi wytwornicami odpowiedzialnymi za kolorowe defekty popychające gigantyczny sześcian kosmolotu ku celowi podróży. Zachwycał je obraz kosmosu widoczny za pięknie rzeźbionymi balustradami, wykonanymi z czarnego drewna, ale też rośliny zgromadzone na tarasie, a wśród nich obsypane kremowymi kwiatami drzewo o białej korze.

 

Spokój i romantyczne uniesienie zmąciło wspomnienie pewnej dodatkowej misji, o wykonanie której, w tajemnicy poprosił panią delegat le Blank bardzo grzecznie, aczkolwiek stanowczo, pewien wysoko postawiony wojskowy. Nie znała go wcześniej i nie przedstawił się inaczej, jak tylko szarżą, ale jego cyfrowa rekomendacja nie budziła zastrzeżeń.

 

– Sprawa jest absolutnie najwyższego priorytetu – jego granatowe oczy lśniły, gdy wypowiadał te słowa. – Nikt, oprócz mnie, a teraz także pani, nie wie, że powierzam w jej czcigodne ręce ów skarb naszej wiedzy.

 

– A cóż to takiego jest? – Zapytała biorąc do ręki niewielki, ale masywny sześcian, ozdobiony kilkoma dziwnymi znakami, święcącymi blado w cieniu bujnej roślinności portu Capella Prime.

 

– Mogę powiedzieć tylko tyle, że są to istotne dane techniczne, zakodowane kwantowo w specjalnym typie holopamieci,. Poziom kodu jest skrajnie wysoki i opiera się o rozmyte, kwantowe procedury N-poziomowe, co sprawia, że odczytanie danych jest niemożliwe bez skomplikowanego układu kluczy. Mimo takiego zabezpieczenia danych, nie chcemy ryzykować nadawania ich kanałem tachionowym; wolimy dmuchać na zimne. Tak więc dane razem z nośnikiem muszą zostać dostarczone na Deberath, gdzie będzie pani zmieniać kosmolot. Proszę przekazać to do rąk własnych naszego konsula. – Popatrzył w oczy Ruvandy i dodał: – To nie jest tylko prośba, pani delegat.

 

Ruvanda le Blank dobrze wiedziała, że niektórym osobom nie warto odmawiać drobnych przysług, schowała pudełko do torby. Udała się za małym, połyskującym jej przed głową i podskakującym jak balon na wietrze e-kamerdynerem, ku jednej z tysiąca lóż i swojemu apartamentowi na pokładzie.

 

***

 

Teraz, przypomniawszy sobie to oraz niedawny wykład doktora Holla, który nieco znudził ją zbytnią szczegółowością wywodów, Ruvanda poczuła lekkie mrowienie w brzuchu i postanowiła sprawdzić, czy ukryty w sejfie przedmiot, jest tam nadal w niezmienionej postaci. Ruszyła szybkim krokiem ku wyjściu z tarasu i w drzwiach niemal zderzyła się z Muhmanem Anajdu. Wysoki, postawny Ziemianin o oliwkowej cerze, spojrzał wzrokiem wyrażającym zaskoczenie i zdumienie.

 

– Pani le Blank – powiedział powoli. Ledwie kilka cykli wystarczyło, by na jego gładkiej twarzy zagościł szeroki uśmiech ukazujący białe zęby. – Jakże miło mi panią spotkać. Czyżby szukała pani idealnego kwiatu na mandeliańskiej moreli? – Wyciągnął swoją dłoń, zakończoną długimi, zadbanymi palcami. Ruvanda nieznacznym ruchem wydala polecenie i tunika szybko zaplotła delikatne kokony wokół jej dłoni. Powoli wyciągnęła jedna z nich, już zabezpieczoną, w stronę mężczyzny. Ten musnął ją tylko delikatnie, ale i to wystarczyło, że poczuła przebiegający ciało dreszczyk, mimo szczelnej bariery kokonu.

 

Była to jedna z dziwniejszych i wciąż niewyjaśnionych zależności w znanym Kosmosie. Dotyk Ziemian działał na Capellan w sposób niezwykły, powodujący euforię i uniesienie. Z kolei już sam widok posagowo pięknych Capellan, o gładkiej skórze koloru karaibskiego morza, działał zniewalająco na istoty wywodzące się z Ziemi. Międzygatunkowe mezalianse w zasadzie nie zdarzały się, przynajmniej na poziomie wyższych kast. Wyjątek stanowiły te dwie rasy i choć różnice fizjologiczne wykluczały mieszanie, to nierzadko wygrywały emocje i uczucia, z których słynęli Ziemianie i Capellanie.

 

Ruvanda cofnęła swą dłoń i zauważyła katem oka dziwną, kanciastą wypukłość w bocznej kieszeni surduta Muhmana Anajdu. Pomyślała, że ubranie to nie jest chyba najwyższej jakości, skoro samo nie maskuje takiego defektu, powiedziała jednak:

 

– Mnie także miło pana widzieć. To fakt, odziwiam piękno,kwiatów moreli także. Ale nie w tym celu innego, niż estetyczne doznania. A jakże upływa panu rejs?

 

– Droga pani – odparł swobodnie, a uśmiech nie znikał z jego twarzy. – Ten rejs, to kilka tysięcy pasażerów, rozlokowanych po całym pokładzie „Kaluzy". Są wśród nich arystokraci ze starych rodów, osobistości znane, bogate i wpływowe. Dla mnie to wzmożony czas różnorakich interesów. Właśnie wracam z pewnego spotkania, tu proszę mi wybaczyć, ale muszę zachować dyskrecję i nie zdradzę szczegółów, ale jeśli wszystko ułoży się tak, jak przewiduję, to skończą sie dla mnie dni troski o materialny byt. Będę mógł poświęcić się innym zajęciom.

 

– A o czym pan myśli, mówiąc o innych zajęciach. – Ruvanda była szczerze zainteresowana.

 

– Wszechświat jest przeogromny i życia nie wystarczy na zwiedzenie wszystkich jego cudownych zakątków. – Spojrzał w wielkie, jak pestki mango, fioletowe i lśniące oczy Ruvandy i dodał jeszcze: – Chociaż przy pani urodzie blednie całe piękno i cała sztuka zgromadzone w kosmosie przez petacykle.

 

– Pan jest dla mnie zbyt łaskawy. – Opuściła wzrok, ale prawie natychmiast spojrzała w oczy Anajdu. Zadała pytanie nieco zaciekawiona, choć nie oczekiwała odpowiedzi. – A cóż takiego może być na tyle cenne, by zapewnić luksusowy byt do kresu dni?

 

– Jak zawsze to co niematerialne, czyli informacja – odparł z uśmiechem, po czym dodał: – Liczę, że przed końcem podróży pozwoli mi pani jeszcze, bym jej towarzyszył.

 

– Naturalnie – tym razem podała mu odsłonięta dłoń, którą Muhaman lekko uchwycił. Omal zemdlała, gdy delikatnie dotknął ustami jej gładkich, bardzo długich palców. Opanowała się jednak, chwyciła falbany tuniki, mieniącej się kolorami, losowo dobieranymi w całym zakresie widzialnym przez firmware ubrania.

 

– Pan wybaczy, muszę teraz już iść – powiedziała przypomniawszy sobie o sejfie. Uśmiechając się dodała frywolnie: – I tak zbałamucił mnie pan zbyt długo swą gładką mową.

 

Rwanda nie była kokietką, była nad wyraz inteligentna i na dodatek opanowała sztukę dyplomacji do perfekcji, lecz nie zdawało się całe jej doświadczenie i opanowanie na nic, przy kontaktach z Ziemianami. Otrząsnęła się szybko i nie zatrzymując się ruszyła do swego apartamentu przez bibliotekę-salon, na środku którego siedem pań Juno zajętych było jakąś dziwną grą słowną prowadzoną w ich ojczystym, szorstko brzmiącym, thuliańskim języku.

 

Muhaman Anajdu odprowadził wzrokiem piękna Capellankę uśmiechając się zagadkowo. Gdy już opuściła bibliotekę, wyciągnął z kieszeni niewielkie, lśniące pudełeczko ozdobione powierzchniowym wirtualnym wyświetlaczem, mieniącym się wskazaniami licznych parametrów i przyciskami. Pogładził artefakt, po czym na powrót umieścił w kieszeni surduta i szybkim krokiem udał się do swego apartamentu, kłaniając się grzecznie po drodze paniom Juno. Nie widział, że cały czas jedna z thulianek przygląda mu się bardzo uważnie.

 

***

 

Kiedy delegat le Blank dotarła do swego apartamentu, nad wyraz wielkiego i wytwornego, jak na potrzeby jednej capellańskiej damy, stanęła przed zamkniętą w przeźroczystej gablocie, lśniącą skrzynią. Wykonała niezbyt skomplikowaną procedurę biometrycznego uwierzytelniania, związaną z otwarciem sejfu, co polegało na umieszczeniu kropli dowolnego płynu fizjologicznego lub fragmentu tkanki i naciśnięciu odpowiednich klawiszy. Było to nieco krępujące, ale konieczne.

 

Po, nie więcej jak dwudziestu bezgłośnych cyklach, otoczony masą dziwnych rurek i przewodów sejf stanął przed nią otworem i…

 

…Był pusty. Ciemne wnętrze nie ukazało małego pudełka, jak spodziewała się le Blank. Jej serce zamarło na kilkanaście cykli.

 

Gdy już opanowała emocje zaczęła działać. Podeszła do konsoli i wezwała personel odpowiedzialny za ochronę loży, w której znajdował się jej apartament.

 

– Za mniej niż tysiąc cykli dotrze do pani apartamentu szef ochrony sektora – poinformowała holograficznie wyświetlona nad terminalem głowa, w charakterystycznym dla strażnika nakryciu głowy.

 

***

 

Gustardo Mac Millan,wielki jak szafa i na pierwszy rzut oka dosyć niezgrabny w ruchachHerkulianin w średnim wieku, poczłapał ciężkim krokiem do pokoju doktora Adriana Holla. System informacyjny „Theodora Kaluzy", do którego, jako jeden z szefów ochrony, miał dostęp na wysokim poziomie, poinformował, że doktor Holla udaje się na Sulfano, na konferencję galaktyczną, związaną z bezpieczeństwem informacji w stanach rozmytych. Dodatkowo znalazła się dosyć obszerna informacja o karierze naukowej doktora. Mac Millan zaanonsował się przez e-kamerdynera i otrzymał zaproszenie. Znalazł się jednak przed drzwiami pokoju Holla całe pięć kilkocykli wcześniej.

 

Zapukał, ale wobec braku odzewu oraz faktu, że drzwi nie zostały zablokowane przez lokatora, wszedł do środka. W apartamencie znajdowały się cztery pomieszczenia, co było zgodne z zamówieniem doktora, gdy kupował bilety. W lożach najwyższego standardu apartamenty były przygotowywane pod konkretne, ściśle określone wymogi przyszłego pasażera. Gustardo znalazł się pośrodku głównego pomieszczenia i miał widok na przejścia z niezbyt masywnymi drzwiami, prowadzące do pozostałych. Jego uwagę przyciągnęła spora skrzynia leżącą na posłaniu łóżka, widoczna za półprzymkniętymi drzwiami i kilka mniejszych przedmiotów porozrzucanych wokół.

 

W tym momencie z innego pomieszczenia wyszedł wyglądający bardzo młodo mężczyzna, ubrany w jasnobeżowy i zapewne drogi garnitur. Nie skierował się jednak bezpośrednio do gościa, tylko wpierw podszedł i zamknął drzwi, zasłaniając widok na ów ciekawy, wzbudzający zainteresowanie Mac Millana przedmiot.

 

– Przepraszam pana – zaczął Gustardo. – Pukałem, ale nie było odzewu, a może moje kończyny nie mają twardych narośli i dźwięk był niezbyt donośny – uśmiechnął się. – Jestem Gustardo Mac Millan, szef ochrony trzeciego wierzchołka – wyciągnął jedną czterech z macek.

 

– To ja przepraszam. Byłem odświeżyć się przed pańską wizytą i widocznie nie usłyszałem. Miło mi poznać pana osobiście.

 

– Przychodzę w sprawie bardzo rutynowej i zarazem oficjalnej – Gustardo przeszedł do rzeczy. – Uprzedzam, że jesteśmy teraz monitorowani. – Wskazał mikroprzekaźnik na swym czole.

 

Doktor Holla popatrzył z uśmiechem na mały bladobłękitny przedmiot z mikroskopijnym otworkiem.

 

– Słucham zatem uważnie.

 

– Mam w zasadzie jedno tylko pytanie, doktorze. Jak spędził pan ostatnich dwieście kilocykli?

 

– To bardzo proste. Po powrocie z biblioteki, gdzie po posiłku spędzałem czas z państwem Juno z Thul Tercio – nawiasem mówiąc bardzo interesujący społecznie gatunek – resztę czasu zużytkowałem w swoim pokoju na pracę naukową.

 

– Czy nie będzie nietaktem, jeśli zapytam, jakim konkretnie oddawał się pan czynnościom.

 

Doktor Holla popatrzył piorunującym wzrokiem na ochroniarza.

 

– Jest to nietaktem, drogi panie – fizyk spochmurniał nagle. – Dla pana informacji podam jednak, że oddawałem się studiom nad nowymi metodami kodowania informacji w postaci dyskretnych stanów energetycznych pola skalarnego próżni kwantowej . – Złagodniał i znowu uśmiech zagościł na jego twarzy. – Już teraz mogę panu powiedzieć, że ta metoda zapisu będzie niedługo zapewne standardem. I to za mniej niż gigacykl. Wspomni pan tę rozmowę i moje słowa.

 

Przez chwile patrzyli na siebie w milczeniu. Pierwszy odezwał się doktor Holla:

 

– Czy zaszczyci mnie pan informacją, jakież to sprawy każą zadawać panu tak osobiste pytania?

 

– Owszem. Pani delegat le Blank zgłosiła kradzież ze swojego sejfu. Zaginał pewien drobiazg o bardzo dużym dla niej znaczeniu.

 

Doktor zrobił dziwna minę, po czym zaczął śmiać się prawie histerycznie, klepiąc swe uda.

 

– Kradzież z kwantowego sejfu?! – wykrzyknął. – To absolutnie niemożliwe. – Uspokoiwszy śmiech zapytał jeszcze szykującego się do wyjścia Mac Millan: – Czy przeskanowaliście statek?

 

– Naturalnie, zaczęliśmy od tego. Jednak gęstość prawdopodobieństwa dla tego obiektu nie wykazuje nigdzie podwyższonej wartości.

 

– Czyli nie zmaterializował się jeszcze i dalej jest rozmyty, ale poza zasięgiem. Ma zmienioną fakturę falową. To niesłychane i niepokojące – cicho, jakby do siebie powiedział doktor, ale Gustardo zanotował, że była to wypowiedź celowo intonowana na tyle głośno, aby została usłyszana.

 

– Do zobaczenia – rzekł wychodząc.

 

– Panie Gustardo – zawołał doktor za wychodzącym Herkulianinem. – Mam spore doświadczenie i jeśli mógłbym w czymś pomóc.

 

– Oczywiście, poprosimy o pomoc jeśli zajdzie taka potrzeba.

 

– Chwileczkę – rzekł jeszcze doktor. – Jest jeszcze jedna kwestia.

 

– Tak?

 

– Zdaje się, że ten zabawny jegomość podróżujący z M-żoną, ten Thulianin…

 

– Cóż takiego o nim może mi pan powiedzieć, doktorze?

 

– To dosyć znany specjalista od napędów Alcubierra i interesuje się nowymi typami napędów.

 

– Czy ma to jakieś znaczenie?

 

– Nie. W zasadzie nie – odparł doktor Holla i zamknął drzwi za wychodzącym szefem ochrony.

 

 

 

***

 

Wszystkie siedem kobiet Juno siadło w ciasnym kręgu, wokół pana Juno, wyglądającego na troszeczkę zagubionego. Z daleka można by pomyśleć, że to grupa ziemskich kobiet, adorujących niezbyt rosłego, łysego mężczyznę w średnim wieku. Dopiero z bliska uwidaczniały się różnice zewnętrze, choć prawdziwie pasjonujące dla wielu ras w galaktyce było studiowanie innych aspektów życia mieszkańców Thul Terico. Na szczególną uwagę zasługiwać mogłyby, dla przykładu, pewne kwestie społecznej organizacji życia Thulian, jak nazywali siebie. Spośród siedmiu kobiet, jedna zyskiwała miano malainatu, co tłumaczono, jako najważniejsza wśród równych. Gdy osiągały wiek około pięciu gigacykli, łączyły się z jednym osobnikiem płci męskiej. Związek tak dobranych ośmiu Thulian trwał aż do śmierci, która następowała zazwyczaj w tym samym momencie, dla całej rodziny.

 

Thulianki rodziły w swym życiu dwukrotnie, każda z nich wydawała na świat dziecko płci żeńskiej, z wyjątkiem malainatu, która rodziła bliźniaki. Płci rozdzielano natychmiast, a siedem samic z danego miotu stanowiło podstawę kolejnej społecznej komórki. Nigdy nie rozdzielano kobiet, gdyż wiązała je nie tylko emocjonalno-uczuciowa więź, ale także powiązania czysto fizjologiczne, sprawiające, że musiały być ze sobą zawsze. No, prawie zawsze.

 

W ten oto sposób Thulianin Juno, często podróżujący w interesach samodzielnie, obecnie spędzał czas w towarzystwie swej M-żony, jak złośliwi Ziemianie, przyzwyczajeni wciąż do monogamii, nazywali te dziwaczne dla nich związki.

 

– Miałeś nam wytłumaczyć jak latają takie transgalaktyki – dopraszały się o to od początku podróży, którą były niezmiernie podekscytowane. Pierwszy raz opuszczały bowiem swój lokalny układ i wyruszały, by, z dala od domu i zgiełku szesnaściorga dzieci z dwóch miotów, spędzić wspólne wakacje. Nie miały wakacji od przeszło pięciu giga cykli, dlatego były podekscytowane i zainteresowane wszystkim.

 

Generalnie kobiety thuliańskiej rodziny odzywały się osobno, ale często zdarzało się, że dwie lub trzy mówiły to samo, co brzmiało niczym chór. Nigdy jednak nie przekrzykiwały się i nie wchodziły sobie w słowo.

 

– No tak – chrząknął pan Juno i podrapał się pazurkiem środkowego palca w przegrody nosowe. – Jestem, co prawda ledwie specjalistą od zabezpieczeń cewek Alcubierra, ale niech wam będzie.

 

Panie Juno klasnęły z zachwytem, zaś pan Juno zaczął opis, starając się nie nadużywać fachowych sformułowań.

 

– „Theodore Kaluza", podobnie jak jego bliźniacza jednostka „Oscar Klein", mają budowę przypominającą czworościan, z którego wierzchołków wystają długie, błyszczące maszty. To właśnie one są końcówkami cewek Alcubierra. Maszty są cztery, ale w czasie lotu transgalaktyk używa zazwyczaj trzech. – Pan Juno znowu pogrzebał w fałdzie, która można by nazwać nosem. – W zasadzie nie traci zdolności lotu nawet z jedną czynna cewką, ale wydajność zakrzywienia przestrzeni spada wtedy znacznie i dosyć drastycznie maleje prędkość. Ale do rzeczy. Działające cewki uruchamiają się naprzemiennie co dwa koma siedem pikocykla i w ten sposób tworzą wirowe zakrzywienie przestrzeni. – Uśmiechnął się chrząkając. – Takie coś, jakby rurę zwężającą się w kierunku ruchu.

 

– A dlaczego w folderze napisano, że to nowy M-napęd Alcubierra z deformatorami KK? – Zapytały jednocześnie trzy panie Juno.

 

– Chodzi o to, że w cewkach Alcubierra stosowane są pewne mechanizmy, zwane ogólnie przestrzennymi deformacjami Kaluzy-Kleina, znacząco podnoszące wydajność samych cewek.

 

– Niezwykłe! – Wykrzyknęły niektóre Thulianki. – To stąd nazwa statku.

 

– Dokładnie. Ale nie jest to nic nowego. Takie rozwiązania stosowane są już od przeszło trzydziestu gigacykli. Teraz mówi się o nowym, rewolucyjnym napędzie capellańskim, stosującym mechanizmy kwantowego rozmycia struktur wewnątrz wytworzonego wormhola, na który ziemianie mówią most Rosena-Einsteina. – Pan Juno zamyślił się i cichutko dodał. – Wiele bym dał, by mieć w rękach plany budowy tego napędu. Każda federacja zapłaci za nie krocie… Niestety, moja wyobraźnia i wiedza nie są w stanie sięgnąć tych pomysłów. – Rozpogodził się i powiedział nieco głośniej. – Ale cóż począć. Zresztą, gdyby każdy inżynier był w stanie stworzyć trak wyrafinowane projekty, nie byłoby tego całego cyrku, podchodów i walk federacji transportowych.

 

– Niezwykłe – raz jeszcze, tym razem ciszej powiedziały panie Juno. Kilka z nich zaczęło głaskać pana Juno i drapać pazurkami za uszami. – Dla nas i tak jesteś najmądrzejszy.

 

– Jesteście takie miłe i takie kochane – rzekł zadowolonym głosem.

 

– Zadziwiające i niezwykle jest dla mnie zainteresowanie szanownych pań sprawami techniki – odezwał się Gustardo Mac Millan, który w salonie loży, nazywanym z racji wystroju także biblioteką, pojawił się kilka hektocykli wcześniej i przysłuchiwał bacznie rozmowie.

 

– Moje drogie małżonki interesuje wiele spraw – odparł pan Juno srożąc nieco minę. – Podejrzewam, że w tej chwili najbardziej dręczy je to, któż taki odwiedził salon naszej loży.

 

– Najmocniej przepraszam za ten nietakt. Nazywam się Gustardo Mac Millan i jestem szefem ochrony sektora, w którym państwa loża jest usytuowana.

 

– Cóż sprowadza pana do nas, detektywie? – zapytała jedna z pań Juno.

 

– Jest pani zbyt łaskawa nazywając mnie detektywem – ukłonił się lekko. – Pani delegat le Blank zgłosiła zaginięcie pewnego drobiazgu.

 

– Ojej! – wykrzyknęły Thulianki. – Kradzież na pokładzie. To ekscytujące.

 

– Wołałbym uniknąć tak radykalnych sformułowań, zanim sprawa nie rozstrzygnie się w stu procentach – odrzekł Gustardo. – Aby zaś rozstrzygnęła się, musze zadać kilka pytań.

 

– Czekamy zatem, panie MacMillan – powiedział pan Juno, a jego głos nadal był chłodny w brzmieniu.

 

– Interesują mnie państwa zajęcia od posiłku aż do teraz.

 

Pan Juno zabrał głos w imieniu całej rodziny, mówiąc spokojnie, aczkolwiek stanowczo.

 

– Moje panie cały wskazany przez pana okres czasu spędziły tutaj, natomiast ja, przez większość czasu towarzyszyłem im. Wyszedłem na kilka kilocykli w czasie, gdy doktor Holla opowiadał o kwantowych metodach przechowywania przedmiotów.

 

– Gdzie pan wyszedł?

 

– Udałem się do swojego apartamentu.

 

– Wiem, że pana apartament dzieli niewielką wnękę balkonową z apartamentem pani delegat.

 

– Co pan sugeruje? – pan Juno wyraźnie zdenerwował się słowami Gustardo, czego dowodziły szybkie ruchy fałdów nosa.

 

– Absolutnie nic, to tylko taka luźna uwaga, która nie powinna był się tu pojawić.

 

Pan Juno uspokoił się nieco i rzekł:

 

– Drzwi do przejścia są zamknięte, a wcześniej poinstruowano mnie, że ta cześć tarasu jest udostępniana tylko na prośbę mieszkańców obu apartamentów.

 

– Wiedziałem o tym, ale dziękuję za wyjaśnienie. – Gustardo jakby zamyślił się nieco, po czym kierując miękkie odnóże w stronę Thulianina zapytał jeszcze:

 

– Wspomniał pan chwile temu, iż w wymienionym przeze mnie wcześniej okresie, w salonie był obecny doktor Holla?

 

– Owszem – przytaknął pan Juno. – Doktor Adrian Holla zabawiał moje drogie żony opowieściami o naturze kwantowych skrytek. Jak sam twierdzi, jest w tej dziedzinie wybitnym specjalistą. – Thulianin rozluźnił się nieco i rzekł jeszcze: – Osobiście uważam, że jest bardzo nieskromny.

 

– Być może ma pan rację. Czy byłby pan tak łaskawy i przytoczył tematy, jakie poruszaliście w tej rozmowie.

 

– Tu wypada poprosić o pomoc moje drogie panie, gdyż ich kolektywna pamięć notuje dosłownie wszystko i wyprzedzają mnie w tej kwestii znacznie. – Mrugnąwszy do pana Gustargo rzekł jeszcze – taka pamięć u żon to skarb.

 

Pan Gustardo nie skomentował tego, albowiem w kwestii posiadania żony nie był doświadczony wcale i doświadczenia tego nie szukał. Zwyczaje jego rasy nie znały bowiem seksualności innej jak tylko prokreacyjnej, zaś samice interesowały go jedynie w trakcie okresu godowego. Młode na planetach zamieszkałych przez jego pobratymców oddawane były do specjalnych ośrodków; osobno młode samce i samice.

 

Poprosił zatem grzecznie o relację, a Thulianki spełniły skrzętnie jego prośbę, często zmieniając się i nie pomijając nawet takich detali jak poprawienie przez doktora fularu, czy przełożenie nogi.

 

***

 

– Drodzy państwo – doktor Holla uśmiechał się i czarował manierami podczas spotkania w salonie jakiś czas po posiłku. – W temacie skrywania i zabezpieczania mamy dwa poziomy. Zazwyczaj chcemy ukryć i zabezpieczyć informację. Robimy to na wiele mniej lub bardziej skutecznych sposobów, zależnie od wagi owej informacji. Samą jednak informację, zakodowaną lub nie, trzeba gdzieś zapisać. Holopamieci, wielopoziomowe kwantowe kropki, organiczne M-kubity czy też powszechnie ostatnio stosowane pamięci molekularne z programowalnymi stanami pól skalarnych. Taką pamięć, jako artefakt materialny, można jednak fizycznie zabrać i poświęcając odpowiednie środki odczytać jej zwartość. – Mówił gładko i płynnie, spokojnym głosem wykładowcy. Krótkie przerwy poświęcał na drobne gesty i sączenie słomkowego płynu z masywnej szklanicy.

 

– Zachodzi zatem niejednokrotnie potrzeba, by nośnik informacji ukryć możliwie bezpiecznie i skutecznie. I tu pojawiają się kwantowe sejfy. – Popatrzył triumfalnie na zebrane postaci.

 

– Czekamy zatem na wyjaśnienie, panie doktorze – odezwała się Ruvanda le Blank, gdy pauza przeciągnęła się do kilku hektocykli i dodała: – Sama korzystam z takiego przyrządu i chciałabym wiedzieć, na jakich zasadach działa.

 

– Służę zatem swoją wiedzą – Adian Holla skłonił się ku Capellance. – Rzecz cała odbywa się dwustopniowo. Po pierwsze ma miejsce submolekularny skan zawartości wnęki aż do poziomu sztucznie wygenerowanych stanów próżni. Rejestruje się też część stanów wirtualnych, gdzieś tak do poziomu dziesięć do minus trzydziestej siódmej cyklu. Dane zazwyczaj przesyłane są do kieszeni podręcznego rejestru, a w przypadku wielkich sejfów, do pamięci sprzężonego z nimi komputera i zapisywane w sposób rozproszony losowo dzięki jakiejś kombinacji kluczy. W sejfach najprostszych jest to najczęściej biometryka organizmu, wykorzystywana w uwierzytelnianiu, taka jak ludzki łańcuch DNA albo capellański ortokod. – Uśmiechnął się lekko. – Zresztą ich struktura jest bardzo podobna. Wracając jednak do tematu, teraz zaczyna się najciekawsza sprawa. Cała zawartość sejfu zostaje poddana rozmyciu i operacji superpozycji z funkcją wspomnianego klucza. Falowa struktura zawartości staje się czystą matematyką. Pewne operacje – rozejrzał się – państwo wybaczą, że pominę detale, doprowadzają do powstania rozmytych multipaczek falowych. Oczywiście niezwykle ważne są kontrolery debugujace – zaśmiał się – błędy nie mogą mieć miejsca. Obiekt makro zaczyna mieć wielowymiarowe właściwości falowe, zwane obserwablami, które sprawiają, iż zaczyna on być obecny wszędzie. W pewnym obszarze, rzecz jasna.

 

– Jak to wszędzie? – kilka pan Juno zdziwiło się.

 

– Obiekt z sejfu staje się dosłownie, po opisanych operacjach, pewną M-funkcją o ściśle określonym rozkładzie prawdopodobieństwa. Żeby lepiej to przedstawić, niech państwo przypomną sobie czym jest cząstka elementarna, niech będzie elektron.

 

– Jest falową paczką naturalnie – zdecydowanie odrzekł pan Juno.

 

– Tak, jest rozmytą w przestrzeni falą, co sprawia, że tak naprawdę nie wiemy, gdzie ów elektron jest. Znamy tylko rozkład największego prawdopodobieństwa. Każdy elektron może być, z niezerowym prawdopodobieństwem, wszędzie w znanym kosmosie ale reguła wag, zwana przez Ziemian zasadą nieoznaczoności Heisenberga minimalizuje rozmycie poszczególnych stanów poprzez działanie na nie. W przypadku rozmycia w sejfie mamy kombinacje bardzo wielu komutujących wielkości. Każda jest rozmyta i trzeba specjalnej procedury obserwacyjnej, by zminimalizować rozmycie do poziomu stanów próżni kwantowej.

 

– Zatem, jeśli dobrze rozumiem, – odezwała się jedna z pań Juno – gdy zamkniemy sejf, obiekt zwyczajnie zaczyna być obecny wszędzie.

 

– Otóż to, droga pani. To właśnie chciałem powiedzieć. – Doktora wyraźnie uradowało zrozumienie, nawet na poziomie pozbawionym matematycznej abstrakcji. – W zależności od rodzaju sejfu rozmycie określane M-funkcją gęstości prawdopodobieństwa obejmuje obszar pokoju, kosmolotu lub planety.

 

– A co z dekoherencją? – odezwał się pan Juno. – czy informacja nie zostanie utracona w taki sposób, choćby częściowo.

 

– Oj, panie Juno. Dekoherencję już jakieś czterdzieści gigacykli temu nauczyliśmy się zerować poprzez mechanizm kwantowego schładzania. To załatwia sprawę utraty informacji. Zresztą wspominałam o poważnym traktowaniu debuggingu.

 

– No tak, to oczywiste – rzekł chyba nieco zawstydzony swa niewiedzą Thulianin.

 

– Czyli nie ma możliwości zabrania czegokolwiek z takiego sejfu, bo po jego nieautoryzowanym otwarciu w środku nic nie znajdziemy. Czyż tak? – zapytała przysłuchująca się wykładowi delegat Ruvanda le Blank.

 

– Teoretycznie istnieją pewne rozwiązania matematyczne, które pozwalają zagęścić M-funkcję w innym obszarze przestrzeni, ale to tylko teoria i narzuca znaczne ograniczenia praktyczne.

 

– Jakie konkretnie ograniczenia? – Dopytywały panie Juno.

 

– No cóż. Dla przykładu znajomość algorytmu deszyfrującego, który wiąże się z kluczem, chociaż i to też można teoretycznie obejść. – Rozejrzał się po zebranych w salonie. – Zapewniam jednak, że tylko teoretycznie. Do tej pory technologia rozmywania w kwantowych sejfach była niezawodna.

 

– Zatem rozumiemy, że uspokaja nas pan, panie doktorze twierdząc, iż procedura związana z sejfami jest bezpieczna – rzekła Capellanka.

 

– W zasadzie ma pani rację – odparł doktor i uśmiechając się tajemniczo dodał: – Nieautoryzowane otwarcie powinno uruchomić tylko alarm, zaś rozmycie pozostawić bez żadnej szkody dla przedmiotu. Z drugiej jednak strony historia uczy nas, że złodziej jest zawsze o jeden krok do przodu.

 

Wszyscy uśmiechnęli się życzliwie.

 

Doktor, poproszony przez thulianki zaczął wyjaśniać zawiłe szczegóły działania sejfów i dziwiła go niezmiernie dociekliwość zadawanych pytań.

 

W pewnym momencie, zapewne znudzona zawiłością wywodów, pani le Blank stwierdziła, że chciałaby wyjść na taras widokowy, ale jej pomysł podchwycił jedynie pan Juno. Pozostał jednak na miejscu spiorunowany wzrokiem swej M-żony. Ostatecznie Ruvanda wstała i przeprosiwszy towarzystwo, sama skierowała się ku drzwiom, prowadzącym na obszerny taras z bogato zdobionymi poręczami. Bariera energetyczna oddzielała ją od szalejącej poza statkiem, zdeformowanej przestrzeni, a systemy wentylacyjne nawiewały delikatny podmuch ciepłego, rześkiego powietrza.

 

– Ja też muszę wyjść na moment do swego apartamentu – powiedział nieoczekiwanie pan Juno, zerkając ukradkiem na stojącą w posagowej pozie panią delegat i zwrócił się do doktora. – Czy nie zechciałby pan zaopiekować się paniami do mojego powrotu. Przez kilka kilocykli?

 

– Och, bardzo mi przykro – wstał, a jego marynarka wygładziła się. – Czeka na mnie dosyć pilna praca, która ma związek z konferencją, do której muszę się przygotowywać. – Rozejrzał się. – A gdzież podziewa się nasz towarzysz, pan Muhman Anajdu. Nie widziałem go od czasu posiłku?

 

– Kto wie, drogi panie doktorze. „Theodore Kaluza" jest ogromny i nasza niewielka loża z kilkoma apartamentami to ledwie kropelka objętości tego kolosa. – ukłonił się Thulianin i rzekł: – Życzę miłej pracy.

 

– Do zobaczenia – rzekł Adrian Holla i w tym momencie zauważył katem oka, że pan Juno chowa w kieszeni skrawek materiału. Przysiągłby, że to niewielka chustka, jaką widział jeszcze chwile temu w dłoni pani delegat le Blank. Uśmiechnął się w duchu i odszedł szybkim krokiem w kierunku korytarza prowadzącego do jego pokojów.

 

Thulianki też to spostrzegły, lecz pominęły ten fakt w relacji składanej detektywowi Mac Millanowi

 

***

 

Gustardo podziękował żonom pana Juno za bardzo szczegółową relację i skierował się ku wyjściu, ale zanim wyszedł odwrócił się na moment i zapytał jeszcze unosząc jedna z macek:

 

– Panie Juno, wiem, że zawodowo zajmuje się pan technicznymi kwestiami napędów gwiazdolotów. – Juno przytaknął skinieniem głowy, zaś Gustardo kontynuował: – Czy w tej dziedzinie nastąpił ostatnio jakiś przełom powiązany z inżynierami z układów Capelli?

 

– W zasadzie to tylko plotki krążące od kilkudziesięciu megacykli – zaczął troszkę niepewnie Thulianin. – Jest w nich mowa o znacznym przełomie. Myślę, że niedługo któraś ze stoczni ujawni zakup tych technologii od Capellan. O ile to prawda, a nie tylko plotka oczywiście.

 

– Czy taka informacja, w sensie koncepcji, albo wręcz planów nowych rozwiązań, może być wiele warta?

 

– Zależy jak jest szczegółowa. Jednak nawet koncepty, a nie ścisłe plany i rozwiązania, warte mogą być majątek.

 

***

 

Gustardo Mac Millan wyszedł i podażył wprost do drzwi niewielkiego apartamentu, zajmowanego przez Muhmana Anajdu. Zniknął za drzwiami, witany szerokim uśmiechem tymczasowego mieszkańca. Odprowadzał go zaś dziwnym wzrokiem doktora Adriana Holla, stojący za załomem korytarza.

 

Doktor stał nadal w tym samym miejscu, gdy nie dalej jak dwa kilocykle później Gustardo i pan Anajdu żegnali się w wesołych nastrojach. Usłyszał rozmowę detektywa z Muhamanem:

 

– Taka informacja to fortuna, drogi panie. Może pan liczyć na moją całkowitą dyskrecję oraz fakt, że zapewne sam z niej skorzystam. W pewnym ograniczonym, rzecz jasna, zakresie, związanym z aktualnymi zasobami mego portfela.

 

– Cóż, z konieczności zdradziłem swój sekret, ale myślę, że można panu zaufać. Zresztą osobiście już wydałem moim sekretarzom dyspozycje łączem tachionowym i liczę, że na Deberath będę opuszczał pokład „Kaluzy" jako człowiek, który nie musi martwić się stanem swojego konta.

 

Jeszcze raz pożegnali się i Gustardo wolno poczłapał w stronę głównego weejścia do loży uśmiechając się. Doktor Holla ruszył w jego stronę udając zamyślenie i nieomal wpadając na szefa ochrony.

 

– Pan doktor – nieco zdziwionym tonem rzekł Gustardo. – Cóż pan tu robi?

 

– Nic szczególnego, łaskawy panie. Nie daje mi spokoju pewien problem – głos miał lekko roztargniony. – A jak tam pańskie śledztwo w sprawie zniknięcia przedmiotu z kwantowego sejfu. Osobiście nadal będę bronił stanowczo tezy, że to niemożliwe przy stosowanym na pokładzie „Theodora Kaluzy" systemie zabezpieczeń. Może Capellanka wyimaginowała sobie ów fant, by zyskać odszkodowanie od armatora?

 

– Ależ drogi doktorze – Gustardo skarcił wzrokiem Adraina. – Traktując sprawy jednak zupełnie poważnie, to już wiem co było w sejfie. Poczyniłem kwerendę, rozpytałem przyjaciół rozsianych po galaktyce – postukał się jednym z odnóży w mikroskopijny neurokomunikator tachionowy, przypominający szarą narośl w okolicach czoła.

 

– Znakomity sprzęt komunikacyjny – w głosie doktora czuć było uznanie. – Wcześniej sadziłem, że to zwykły rejestrator. I cóż takiego udało się ustalić?

 

– Pan wybaczy, muszę zachować dyskrecję. Skradziona informacja to jedna z największych tajemnic handlowych galaktyki ostatnich czasów, dlatego znalazła się na pokładzie, bo…

 

– No tak – wtracił doktor. – Przesylanie takich danych, nawet zakodowanymi kanałami jest ryzykowne.

 

– Właśnie. Jest pan niebywale bystry. – Adrian wyszczerzył żeby połechtany tym komplementem. – Ale mimo, iż teoretycznie tylko dwie osoby wiedziały o obecności informacji na pokładzie „Theodora Kaluzy", to została skradziona. Eksperci pokładowi oraz producenci sejfu wykluczają awarię.

 

– Ja mimo to cały czas uważam, że nie sposób okraść sejfu kwantowego. Eksperymentuje ostatnio i staram się ów problem naukowo rozwikłać. Moje wyniki jednak, jeśli okazują się być pozytywne, to realizowane są w nierealistycznych symulacjach.

 

– Powiem panu jedno, drogi doktorze. Ktokolwiek to zrobił, czy to przypadkiem, czy też specjalnie, musi mieć się na baczności, bo capellańskie służby bezpieczeństwa nie spoczną. A jako emerytowany funkcjonariusz herkuliańskich służb wywiadowczych wiem, że są bardzo skuteczne.

 

Doktor Adrian Holla zbladł nieco. Pożegnał się ze spuszczonym wzrokiem i powiedział jeszcze cicho kierując się już wolno ku swemu apartamentowi:

 

– To oznacza, że zginęło coś naprawdę ważnego…

 

***

 

– Onieśmiela mnie pan swoimi komplementami – powiedziała Ruvanda wyciągając dłoń owiniętą niezbyt szczelnym kokonem ku Muhmanowi Anajdu.

 

– A pani onieśmiela mnie swą urodą – dotykając jej dłoni uśmiechnął się, co siedzący niedaleko doktor Holla pewnie zinterpretowałby jako cyniczne szczerzenie się do pięknej Capellanki.

 

– Za mniej niż megacykl będziemy na miejscu i liczę, że nadal jest pani zainteresowana złożoną przeze mnie propozycją wspólnej kolacji.

 

– Naturalnie – uśmiechnęła się mrużąc oczy, których barwa zmieniła się na intensywnie fiołkową. – Jednak wybrał pan Alabaster, a to jeden z najdroższych lokali nie tylko na Deberath ale i w całej galaktyce.

 

– Moja droga – odparł nadal trzymając dłoń Ruvandy, którą przechodziły delikatne dreszcze. – Lot „Theodorem Kaluzą" był dla mnie osobiście podwójnie szczęśliwym trafem.

 

– Jakże to? – odezwał się Adrian Holla

 

– Cóż, panie doktorze, korzystając z okazji, dokonałem transakcji życia i na dodatek – skłonił się ku Rvandzie – poznałem najbardziej czarującą i najpiękniejszą istotę w całej galaktyce. Ba! W całym kosmosie.

 

– Pan przesadza, panie Muhamanie – kokieteryjnie powiedziała Capellanka, zaś doktor rzekł z przekąsem:

 

– Ciekaw jestem, jakież to interesy prowadził pan w czasie rejsu transgalaktykiem.

 

– Pan wybaczy, doktorze, ale nie zdradzę panu tego sekretu.

 

– Jednak naszemu detektywowi mógł pan ten sekret przekazać? – zapytał doktor i dodał: – A może to coś, co mija się nieco z prawem…

 

– Widzę, że pan doktor ma nie tylko naukowe, ale i szpiegowskie talenty – odezwał się stojący w drzwiach Gustardo Mac Millan. – Witam państwa.

 

Otaksował bibliotekę swym czujnym wzrokiem i zarejestrował obecność wszystkich pasażerów loży. Państwo Juno zajmowali obszerny kącik w rogu pomieszczenia rozmawiając w thuliańskim, co bez translatorów było dla pozostałych zupełnie niezrozumiałe. Jednak powitanie szefa ochrony przerwało ich konwersację. Wszystkie osoby zwróciły się ku Herkulianinowi.

 

– Jak doskonale państwo wiecie – zaczął Gustardo – z sejfu kwantowego obecnej tu pani delegat le Blank zginął przedmiot niezwykłej wagi. To dosyć przykre zdarzenie i dlatego otrzymałem wszelkie pełnomocnictwa, by jak najszybciej przedmiot ów odzyskać, a także ujawnić, w miarę możliwości, sprawcę tego haniebnego czynu. – Rozejrzał się naokoło. Wszyscy pasażerowie loży patrzyli wzrokiem pełnym przejęcia i zrozumienia powagi chwili. „Świetnie ukrywacie emocje" – pomyślał Gustardo i kontynuował:

 

– Na początku podejrzani byli wszyscy i choć doktor Holla przekonywał nas o niemożliwości skradzenia czegokolwiek, co zostało umieszczone w kwantowym sejfie o stosowanym na pokładzie 'Kaluzy" poziomie zabezpieczeń, to oględziny miejsca wykazały jednoznacznie na taki właśnie fakt. Z sejfu w apartamencie pani delegat Capelli, Ruvandy le Blank, skradziono zasobnik pamięci, którego zawartość poznałem, ale zobowiązałem się nie ujawniać. Dodam tylko, że jest to niezwykle pożądana informacja i służby capellańskie już wysłały skoczkami swoich przedstawicieli, którzy będą oczekiwać na nas w porcie Deberath.

 

Przez słuchających przeszedł delikatny szmer.

 

– Najlepiej dla nas wszystkich, także dla armatora, by wyjaśnić całe zajście, jeszcze zanim dotrzemy do Deborath i całą rzecz załagodzić. Mówię to, bo przypuszczam, iż sprawa sejfu pani le Blank to tylko pewien uboczny skutek działań podjętych przez kogoś z tu obecnych.

 

– Złodziej jest wśród nas? Na czym pan opiera taką hipotezę? – zapytał spanikowanym tonem pan Juno.

 

– Postaram się w największym skrócie przedstawić tok mojej dedukcji oraz wiedzę, jaka posiadam. Po pierwsze, nikt z zewnątrz tej loży nie mógł dokonać bezpośredniej kradzieży. Monitoring korytarzy między poszczególnymi lożami to wyklucza. Po drugie, nie stwierdzono żadnej ingerencji w strukturę sejfu, ani żadnych śladów pobytu kogokolwiek poza panią Ruvandą w jej apartamencie. Wykluczył to głęboki, subatomowy skan zarówno sejfu, jak i pewnych kluczowych miejsc. Początkowo podejrzewany przeze mnie pan Juno, który przywłaszczył sobie część garderoby, choć zapewne mógłby domyślać się misji przewiezienie ważnych, poufnych i, co najważniejsze, interesujących go danych, nie przywłaszczył ich sobie. Nie będę opisywał, co stało się ostatecznie z przywłaszczona częścią garderoby, by oszczędzić tego szanownym małżonkom – skłonił się ku paniom Juno. – Pan Juno zapomniał, że większość capellanskich strojów ma C-monitoring, pozwalający na ustalenie pewnych faktów, dla przykładu danych telemetrycznych.

 

Pan Juno skurczył się pod spojrzeniem siedmiu par oczu swej thuliańskiej M-żony. Aż do tej pory nikt nie zauważył, że zadurzył się w pięknej Capellance i choć było to tylko platoniczne uczucie to już teraz myślał jak długo i jak przekonująco będzie musiał tłumaczyć się swym paniom, by uzyskać choć cień przebaczenia.

 

– Pan Anajdu znalazł się z początku na samym szczycie listy podejrzanych, bo krótko po zdarzeniu zauważono u niego przedmiot bardzo podobny do tego, który zginał z sejfu, ale już pierwsza rozmowa ujawniła całą prawdę i sprawiła, że tak szybko jak Muhaman Anajdu stał się w mym śledztwie podejrzanym, równie szybko z listy został skreślony. Jego alibi jest niepodważlne.

 

– A ja podejrzewam – odezwał się znienacka doktor Holla, – że to szybkie wykluczenie pana Anajdu wynikać może ze spisku. Widziałem osobiście jak żegnali się panowie w doskonałych nastrojach. Rzekłbym wręcz, że w komitywie.

 

– Cóż, odpowiem panu pytaniem i liczę na szczera odpowiedź. Czy w pańskim apartamencie znajduje się przewożony przez pana prototyp urządzenia skanującego obecność paczek falowych, które może dokonywać modulacji i derozmycia?

 

– Tak. – Doktor odpowiedział bardzo pewnym tonem na zadane pytanie, po czym dodał już ciszej, tłumacząc: – Starałem się, by pozostało to tajemnicą aż do czasu konferencji na Sulfano. Właśnie tam się udaję, co tajemnicą nie jest. Chciałem ów prototyp zaprezentować… To czysto naukowe.

 

– W czasie naszej rozmowy, krótko po fakcie kradzieży, stwierdził pan, że najprawdopodobniej fant z sejfu kwantowego jest nadal rozmyty.

 

– Tak, przypominam to sobie.

 

– Czy pański przyrząd, o ile udałoby się przy jego pomocy zmaterializować rozmyty z jakąś gęstością prawdopodobieństwa obiekt, byłby w stanie dokonać ponownego rozmycia z ustalonymi funkcjami modulacji.

 

– Naturalnie – stwierdził bez namysłu. – I wtedy można by w dowolnym sejfie dokonać derozmycia… – Zrobił wielkie oczy. – Ale chyba nie przypuszcza pan, Gustardo, że to ja?! Przecież ja bym nigdy w życiu. Jestem fizykiem, a nie złodziejem!

 

– Wszystkie fakty wskazują na pana, panie doktorze – z naciskiem powiedział herkuliański detektyw. Po pełnej napięcia chwili dodał z uśmiechem: – Bo taki był zamysł sprawcy.

 

– Jak to!? – zakrzyknął Muhaman Anajdu. – Toż to oczywiste, że doktor Adrian Holla okradł kwantowy sejf w apartamencie pani delegat.

 

– Też tak myślałem przez dłuższy czas, ale pojawiło się kilka faktów. Zastanowił mnie bowiem ów fragment ubioru naszej pani delegat. Skanery telemetryczne stroju pani Ruvandy wskazały, że na około dwa kilocykle owa chusta była w innym miejscu niż pan Juno. To był czas wystarczający na pobranie z niej mikropróbki dla biometrycznego uwierzytelnienia, co potrzebne jest przy otwarciu sejfu lub próbie zmaterializowania rozmytego przedmiotu w innym miejscu. Drugi zaś fakt to niezwykle zainteresowanie, jakie panie Juno wykazywały, gdy mowa była o technikach przechowywania przedmiotów w kwantowych sejfach. Była to jednak tylko i wyłącznie próba zwiedzenia wszystkich dociekliwością. O wielkiej wiedzy obecnych tu Thulianek, a wręcz znawstwie tematu przekonałem się analizując, wraz z technikami „Kaluzy", poziom zadawanych w czasie dyskusji pytań.

 

– To insynuacje, panie Gustardo Mac Millan – powiedziało siedem pań Juno jednocześnie. – Nie życzymy sobie takich słów, bo uznamy to za gwałt na naszych osobach i wystąpimy z oskarżeniem. Żeby zaś oszczędzić panu kolejnych, szkalujących słów, dodamy tylko, że większość czasu byłyśmy w tym dokładnie miejscu, w bibliotece. Wszystkie! – Dodały na koniec z naciskiem.

 

Gustardo uśmiechnął się i rzekł:

 

– Skąd zatem thuliański włos wziął się w sypialni doktora Holla. – Doktor był wyraźnie zaskoczony i już chciał się odezwać, ale detektyw wyjaśnił. – Dokonaliśmy skanu pana apartamentu podczas pańskiej nieobecności. Jeśli czuje się pan urażony, proszę wnieść skargę do armatora.

 

– Ależ, panie Gustardo – odparł troszkę zmienionym głosem doktor. – Wszystko dla dobra sprawy.

 

– Reasumując – powiedział Herkulianin – jestem pewny, że zaginiony nośnik danych obecnie bezpiecznie spoczywa w kwantowym sejfie, w apartamencie państwa Juno. Oczywiście jest teraz rozmyty w ramach tego sejfu, dlatego skan nic nie wykazał.

 

– Ale jak tego dokonały? – dopytywał Anajdu.

 

– Jest ich siedem i z łatwością potrafią tak pokierować konwersacją, że nikt nie zauważy, iż jedna z nich na wyszła na kilka kilo.

 

– Gratulacje – odezwała się swym aksamitnym, mocnym głosem Ruvanda. – Jestem niezmiernie wdzięczna, ale cały czas nie padło ani jedno zdanie na temat motywu.

 

– Nudy – nad wyraz spokojnie powiedziało kilka Thulianek. – Całe nasze życie spędziłyśmy w domu, najpierw w rodzinnym gnieździe, a potem z założonym wespół z naszym, obecnym tu mężem. Chciałyśmy zabawy i przygody, i byłyśmy niestety naiwne myśląc, że nam się uda. Nie chodziło wcale o przedmiot, bo przed końcem podroży i tak chciałyśmy go zwrócić. Nie planowałyśmy wręcz zaglądać do sejfu, ot miał to być taki test naszego ostatniego hobby. Nie przypuszczałyśmy, że pani delegat zechce w trakcie lotu sprawdzać zawartość sejfu. Studiowałyśmy technologie wykorzystywane w sejfach, wiedziałyśmy o prototypie – zwróciły się do doktora. – Prowadziłyśmy korespondencję z pana asystentem. Reszty pewnie domyślacie się państwo. Świadome działanie i szczęśliwy zbieg okoliczności. – Spojrzały na detektywa. – Panie Gustardo, przepraszamy za obraźliwy ton, który wynikał ze źle pojętej obrony. Oddajemy się do pana dyspozycji, a zasobnik pamięci rzeczywiście znajduje się we wskazanym przez pana miejscu.

 

Popatrzyły na pana Juno, który siedział ze zwieszoną głową i rzekły:

 

– Ciebie, nasz drogi mężu też przepraszamy, bo nasz nierozsądny wybryk splamił gniazdo.

 

– Myślę, że wobec powyższych faktów, trzeba już teraz, wspólnie zastanowić się, co czynić dalej – spokojnie rzekł Mac Millan. – Nie sądze, by sprawę trzeba było nagłaśniać…

 

– Ale faktem stało się to, co powiedział pan, panie doktorze – odezwał się radośnie Anajdu. – Złodziej jest zawsze o jeden krok do przodu.

 

 

 

KONIEC

 

 

[1] Uniwersalny Czas Pulsarowy – miara galaktyczna oparta o timing około setki najbardziej stabilnych pulsarów. 1 cykl ~ 0.123 sekundy

Koniec

Komentarze

Uprzedziłeś mnie. Właśnie przebywam w podobnym świecie,może nie tak starannie skomponowanym jak twój,ale nareszcie space opera na tych stronach.Od razu ogarnęło mnie ocenowe szleństwo. Fajny tekst. W teorii kwantowej łatwo się pogubić,zasada nieoznaczoności rozumu.Ha. Dla mnie,jako literackiego nie profesjonalisty, styl jest bardzo wyrazisty, spokojny i przemyślany. Jak zauważyłem,fakty astro, są podane jasno,klarownie i przez to profesjonalnie. Pomysł, jak zauważyłem nie jest ci obcy taki poziom, bomba.No dość ,daję szóstkę i zmykam.

Witam,

no rewelacja! Brawurowe połączenie angielskiego kryminału i science-fiction (z naciskiem na science) wyszło msz prześwietnie. Szczególnie że - a początkowo miałem obawy, że stanie się zupełnie odwrotnie - technikalia nie były tutaj czymś w rodzaju sztuki dla sztuki, a odegrały rolę motoru dla intrygi, fabularnego wspornika. Nie mniej, odniosłem wrażenie, że akcja miała w tym opowiadaniu drugorzędne znaczenie. Że - niech mnie Autor poprawi, jeśli się mylę - tak naprawdę chodziło o przedstawienie pewnej wizji, pokazanie świata, innych realiów - a kryminał był tu tylko dopełnieniem. Nie, żebym miał Autorowi za złe; wręcz odczułem niedosyt ciekawostek, charakterystyk ras, zwyczajów, możliwości danych poprzez nowe technologie. W sam raz na dłuższą formę pisemną?

Pomijając drobne błędy literkowe, zakłuło mnie w oczy to, że co nowa postać, to pojawia się przymiotnik "postawny". Słowna mania czy sekowanie ludzi o skromniejszej budowie ciała? ;p

PS Końcówka skojarzyła mi się z hasłem "Dziewczyny na Politechnikę".

Dziekuję za tak pochlebne opinie.
Rzeczywiście, jak zauważył Julius Fiord, to scenografia była motorem dla fabuły. Szersze i dokładniejsze opisy techniczne, naukowe czy zwiazane z rasami mogłyby hamować intrygę, co w opowiadaniu nie jest chyba plusem, a na dodatek im wieksza objetosć tym mniejsza ochota na zabranie sie do przeczytania ;)
Nie zdawałem sobie sprawy z nadużywania słowa 'postawny' - dziekuję za zwrócenie uwagi.

To opowiadanie, jak zauważył Julius Fiord, aż się prosi byś przerobił je na wielowątkową powieść, bo w takiej formie to się wszystko ze sobą dusi. Nie, że mi się tekst nie podobał. Nie, nie. Wręcz przeciwnie. Tekst jest więcej niż bardzo dobry. Jest po prostu cudowny. Masz wspaniałe pomysły i do tego wszystkiego rewelyjne wykonanie w wielkim stylu. Tak trzymaj. Nie sądziłem, że dzisiaj przywita mnie na poczatku dnia tak rewelacyjny tekst :) Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Cieszę się, że na Forum istnieje wątek "Najlepsze opowiadania", bo dzięki temu przeczytałem ten tekst. Jest świetny. Znakomicie oddałeś zależności społeczno obyczajowe i relacje międzyrasowe. Sam "kryminalny" wątek jest zepchnięty na drugi plan, ale to wcale nie zarzut; to jest jakby pretekst do pokazania całej reszty. 6.

Przy opisie działania sejfu zaskoczyło mnie jak bardzo jest to przemyślane. Same relacje między rasami są na 6. Mam nadzieję że napiszesz więcej opowieści umieszczonych w tym uniwersum! :)

Nowa Fantastyka