- Opowiadanie: Ry23 - Za nie swoje grzechy

Za nie swoje grzechy

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Za nie swoje grzechy

Niewinne słowo, może skreślić przyszłość lecz jeden czyn, może przekreślić całą wieczność.

Przeklinam was zdrajcy i słudzy konkurencji. Niech was pochłoną czeluści mego królestwa. Uwięziony ja, ten który był ponad słowem i ponad czasem. Wy, którzy przykuliście mnie do skały, łańcuchem miłości bożej. Wy którzy powiększacie moje rany a ja wyje z bólu. Wy wszyscy, którzy miłujecie bliźniego swego zginiecie w moich szponach, gdy tylko zdołam zdjąć te pęta. Lucyfer nie pomaga, to były puste obietnice. Pójdź za mną a dostaniesz wszystko czego potrzebujesz. Będziesz panem panów a twoje panowanie się nie skończy… Gdzie jesteś teraz, ty coś obiecywał i przysięgał na swoje demoniczne serce? Mów i przybądź po swego druha. Wiem, to wina moja, dokładnie mojej ciekawości. Pierdolona ciekawość, która podpowiadała i dręczyła moją rogatą głowę mówiąc : Idź! Sprawdź, jak to jest w świecie zewnętrznym. Nie słuchaj wszechmogącego i wmieszaj się w sprawki ludzi. Poczuj ich smutki i radości, rozsmakuj się nienawiścią i miłością. Dlaczego posłuchałem tego głosu? To było jak kuszenie przez diabła, lecz czy diabeł swojego kusić będzie? Miłość jest potężna. Jej potęga zawładnęła nawet moim demonicznym sercem. Zamieniła zło w dobro. Cierpię, okropnie cierpię. Traktują mnie przez mój czyn jak najgorszego grzesznika, na dodatek to ja wymyśliłem kary, którymi teraz jestem torturowany. Przypiekanie gorącym żelazem, wbijanie igieł w oczy .Ból wyostrza nasze zmysły, cierpienie zagłusza ból, ale to miłość sprawia, ze serce bije szybciej. Dzięki niej tutaj tkwię. Niby tam pośrodku medycyna poszła do przodu, a leków na cierpienie, tęsknotę i ból po stracie kogoś bliskiego jakoś nie wynaleziono. Dlatego pomogłem. Stałem się uczuciowy jak śmiertelnik, a warunkiem mojego panowania w państwie podziemia, było pozbycie się wszelakich uczuć. Wszechmogący teraz będzie mnie karał po wieczność.

***

 

W ludzkim świecie był wtedy lipiec. Słońce rozgrzewało pomarańczowy piasek a wiatr zaciągał za sobą smród potu. Wokół rozbite były pojemne, niebieskie namioty, obok powiewała flaga z dziwnym symbolem. Pod nią widniała tabliczka z napisem : „Siedziba generalna WASA" czy jakoś tak. Wchodząc do waszego świata, przyjąłem postać mężczyzny. Odziany byłem w zielony mundur, taki, jaki nosili inni wokół mnie. Tamci dodatkowo mieli AK-47 na plecach, bagnety doczepione do spodni i dwa granaty przewiązane czarnym sznurkiem wokół pasa. Nazywali to miejsce bliskim wchodem. Bliski czy daleki, mnie to za bardzo nie obchodziło, wystarczyło mi wiedzieć, że to wschód. Kilku wyższych stopniem żołnierzy udało się w stronę owalnego stołu. Zasiadając przy nim, przyśpiewywali jakąś piosenkę, zapewne wojenną. Wydawało mi się, że trafiłem wprost do miejsca walk i, że to była na dobre trzecia wojna światowa ludzi. O drugiej wszak słyszałem z opowieści Lucyfera. Strasznie się szczycił, iż potrafił pobudzić w jakimś germańskim Adolfie cechy samego siebie. „Nad głową nie świstały pociski, w powietrzu nie latały bombowce, czyli jednak mamy pokój" – pomyślałem.

– Zrób to o co proszę. Wyjedź, nie rób krzywdy sobie i innym. – rzekł jeden z żołnierzy prostując nogi, wyciągnięte pod stołem.

– To już twoja czwarta zmiana. Nie tęskno ci za rodziną, za domem, za dziećmi? – dodał drugi z przeciwka.

– Wszystko to, nie ma dla mnie żadnego znaczenia, generale McAnderws. Żony i dzieci nie kocham bo pałam miłością do militaryzacji. To nawet lepsze niż objazdowy burdel podpułkownika Smitha. – rozdrapał paznokciem ranę na wardze. – No a to, że lubię robić krzywdę sobie i innym, to już inna bajka, jej ciąg dalszy nastąpi…

– Właśnie o tym mówimy – przerwał mu sucho brodaty mężczyzna – nie chcemy żeby nastąpił. To po pierwsze. Po drugie młody Lasnay nie ma z kim się wybrać do domu. Jego zmiana się skończyła trzy dni temu. Wczoraj miał odlecieć ale zakała nie zdążył na samolot. Do jutra masz być spakowany. Odlatujesz razem z nim.

– Ale..

– Żadnego ale! Tak ma być i koniec kropka. Odmaszerować! My teraz zajmijmy się czymś o wiele ważniejszym. To ciężka sprawa, tak ciężka jak dwudziestotonowy czołg. Musimy się zadowolić jedynie pięcioma kurwami, z tego powodu że jedna kurwa, drugą oskarżyła o cudzołóstwo. Inne poszły jej śladem. Tak oto z trzydziestu kurw zostało pięć.

– Toć jest nieparzysta liczba. Co się stało z tą jedną? Tą, co została a jednak jej nie ma? – zapytał generał Snewy z wyraźnym grymasem twarzy.

McAnderws parsknął śmiechem. Odpalił papierosa. Zamaszyście wciągnął dym.

– Ciężka sprawa. – zaczął głaskać wąsy. – Tubylcy mówili że mąż zabił za zdradę, mąż mówił że tubylcy zabili bo zdradzić nie chciała, a jak to tam było, to nikt już się nie dowie, lecz trzeba donieść Mohamedowi Lassana, że kobiecina najmniej była odważna. Rozebrać się do naga nie chciała i wiecie przy czym, patrzyła jakbyś jej ojca zabił.

– Ta. – Wtrącił przechodzący obok McMauns – powiedziałbyś, on ciebie by skrócił o głowę i po nocach by cię straszyła dzieweczka.

– Chciałeś chyba powiedzieć dziweczka…

***

 

Z tego co pamiętam, gdy Michael Lasnay dzwonił do Margaret, było dobrze po zachodzie słońca.

Księżyc błyszczał, odbijając na piasku białe prążki światła. Niebo było bezchmurne. Śledziłem Michaela, ponieważ bardzo zaciekawiła mnie jego osoba, sam nie wiem dlaczego. Trzymał telefon obok ucha, kręcąc się wokół namiotu. Na pierwszy rzut oka, pomyślałem, iż ma nocną zmianę i pilnuje obozowiska lecz po dłuższej obserwacji, zauważyłem, że chodzi w kółko ze zdenerwowania. Kłębił się w nim niepokój. Każdy kundel wyczułby to z odległości kilometra.

– Przepraszam skarbie, spóźniłem się na lotnisko. Wybacz mi.

W telefonie odezwał się bełkot, którego nie mogłem zrozumieć. Michael przycupnął na małym, składanym krzesełku.

-Obiecuje ci, że jutro będę w domu. Razem z Średniawskim. On jest pilotem, przełożony nakazał mu wrócić do polski bo ten ponoć siedzi tu już bardzo długo. Wiem, że mu nie po drodze ale musi mnie cało dostarczyć do Minnesoty. Taki rozkaz. Jeśli go nie wypełni to nie ma mowy by na następną zmianę tutaj wrócił, a on kocha to miejsce. Ja za to kocham ciebie i bardzo za tobą tęsknie. Muszę ko…

Telefon wypadł mu z ręki, pod wpływem silnego ucisku na barku. Krzesełko na którym siedział ,złamało się z trzaskiem. Przestraszony Lasnay zaczął się jąkać. Obracając głowę w tył ujrzał stojącego w lekkim rozkroku ,postawnego i umięśnionego mężczyznę. Dłoń miał tak wielką, że mógłby rozgnieść w niej głowę każdego oficera, a oficerowie to mieli głowy jak arbuzy na sterydach. Taka łapę miał tylko jeden żołnierz.

– Christopher, ale mnie wystraszyłeś. Mógłbyś uprzedzić że to ty. – Michael poczuł właśnie jak serce wraca z gardła na swoje właściwe miejsce.

– Jaki znowu Christopher? Ile razy ci mam powtarzać. Krzysiek! – zmrużył lekko oczy – powiedz Krzyyysieeek

– Krzszyszszziek – wybełkotał – Dobrze?

– Z wami, amerykanami zawsze to samo. Krzysiek to nie żadem krzesiek i krzyszek Po prostu Krzysiek.

– Krzszzzzz

– Dobra, nie wysilaj się już. Niech ci będzie. Christopher. Do rzeczy… Nigdzie się jutro nie wybieramy. Mam lepszy plan. O wiele lepszy…

– Ale… Ja muszę być jutro w Stanach.

– Nie! Musisz być jutro w stanie pomóc. Zapytasz komu? Uprzedzę cie. Mnie musisz pomóc. – przykucnął, spluwając na piasek. – W czym? Nie musisz zadawać tego pytania. Tutaj też cię uprzedzę. Musimy zabić wszystkich generałów, oficerów i pułkowników. Wtedy ja będę tutaj najwyższy rangą. Wszyscy będą moimi podwładnymi.

-To szalone. W takiej rzeczy nie pomogę. Po moim tru…

Poczuł jak lufa AK wbija mu się w plecy.

– Chyba chcesz wrócić cało, do tych twoich Stanów. – machnął energicznie ręką – więc myślę, że mi pomożesz. Nikt cie nie zauważy, zrobimy to jutro o północy. Rankiem będziesz już w samolocie, oczywiście nie ze mną, tylko z kimś komu rozkaże.

Krzysiek wyciągnął ogromną dłoń w kierunku Michaela.

-To jak zakład stoi?

-Stoi!

Ścisnęli swoje dłonie. Od tego ścisku Michaelowi napłynęły łzy do oczu.

– Ty! Co tu tutaj robisz? Zabije cię skurwysynie! Ty Lasnay, diabelskie nasienie nas podsłuchało! – Wskazał palcem w moją stronę, wtedy dopiero przypomniałem sobie, że nie jestem niewidzialny. – Zaraz pójdzie do McMaunsa i mu wyśpiewa jak leci.

– Nie, panowie… Ja tylko… Mogę pomóc… – pierwszy raz otworzyłem usta, zdziwił mnie mój delikatny głosik. – Ja…

Przypomniałem sobie, że jestem demonem. Cofnąłem czas o kilka sekund i wycofałem się w stronę malutkiego zagajnika. Skąd zagajnik na środku pustyni? Sam do teraz nie wiem. Wszyscy mówili na to oaza.

 

***

Następny dzień minął jak każdy. Oficerowie opalali dawno opalone ciała, generałowie przegadywali się w różnych sprawach, lecz jedynym tematem do którego ciągle wracali były dziwki. Michael i Krzysiek ostrzyli koziki, prezent, który Michael dostał od dziadka. Dziadek umierając powiedział że mogą się przydać. Miał racje. Były bardzo stare, choć wcale nie zniszczone. Przygotowywali się do nocnej zasadzki. Obok krzeseł wspólników leżały trzy okurzone rewolwery. Obok obozu kręcili się ludzie w białych turbanach na głowie. Oczywiście każdy z nich został wcześniej przepytany i przeszukany przez najmniejszych stopniem. Zawsze zlecało się takim zadania, których nie mogli spieprzyć, bo jak? Powoli zapadał zmrok. Zdenerwowanie nosiło obu, tak iż wydawało się, że zaraz będą latać.

 

***

 

– Jest dwunasta dwa. Miałeś być punkt dwunasta. – szepnął Średniawski.

– A czy to jakaś różnica? Dwie minuty?

-A czy jest różnica w tym, że polecisz dzisiaj do domu czy polecisz za rok? – plątał mu się język ze zdenerwowania – Idziemy zabić noże oficerem!

Michael głośno zarechotał. Został zmierzony wzrokiem i uciszony wymownym gestem. Krzysiek wskazał ręką namiot, który miał być przetrzepany jako pierwszy. Wchodzili do środka rozcinając materiał, by nie robić hałasu niepotrzebnym rozsuwaniem zamka. Podchodzili do oficera z kozikiem, tnąc szybkim ruchem szyję pod takim kątem, by wpierw przeciąć struny głosowe. Wiedzieli, że zwykła rana w brzuch sprawiłaby tylko gardłowy krzyk atakowanego i obudzenie całej kompanii. Robili tak z każdym po kolei. Został ostatni. Był nim McAnderws. Weszli szybko do namiotu z świadomością dobrze wykonanej pracy. Ty razem Średniawski chciał użyć rewolweru. Cichutko go przeładował.

– Tak to jest panie McAnderws – wypowiedział szeptem – Mówiliście, że jestem tępy, że nie mam jaj. To teraz pytam, kto was wydymał?

Pomyślałem, że to koniec generała i zaczyna się panowanie Christophera. Wymierzył McAnderwsowi w głowę i pociągnął za spust. Huk, zatrzęsienie ziemi i ogień. Wpierw myślałem że silny ten rewolwer ale rychło zmieniłem zdanie. Ogień zaczął pożerać wszystko co stało na jego drodze. Ludzie rozpuszczali się w powietrzu, tak jak całe ich żelastwo. Na moje oko płomień nie był duży. Coś jak lekkie, ale pociągłe pierdnięcie chochlika. Ciepło pustyni zamieniło się w lekki, piekielny żar. Po chwili zauważyłem, że nic wokół mnie się nie ostało Zniknął nawet zagajnik. Zdarto ze mnie ludzką skórę lub po prostu się spaliła. Znalazłem się w piekle. Prawdziwym piekle.

 

***

– Michael, nad tobą sąd szczegółowy poprowadzi Londrak. Widział cie w chwili śmierci i przed nią. – powiedziała świetlista postać.

– Czy ja nie żyję? – zapytał zdezorientowany

– Żyjesz, w innym świecie.

Przyprowadzano do mnie Michaela. Gdy mnie zobaczył, przymrużył oczy z przerażenia. Przedsionek piekieł nie był tak straszny jak piekło ale i tak robił wrażenie. Lawa lała się po ścianach a czarne słońce nadawało jej ciepła tak wielkiego iż bulgotała.

– Czy ja jestem w piekle ?

– Nie, jeszcze nie. Mam cię osądzić, później się zobaczy gdzie pójdziesz.

– Ale ja jestem niewinny. Nic nie zrobiłem. Nie zabiłem nikogo.

– Chciałeś zabić. Zrobiłbyś to bez wahania gdyby tylko Krzysiu na to pozwolił.

– Skąd o tym wiesz?

– Ja wszystko wiem. Zapomniałeś? Jestem diabłem.

– Dobrze, przyznaje się, chciałem. Jestem gotowy na wieczną kare w piekle, lecz przed tym mam jedno pytanie i jedną prośbę.

– Tutaj nie ziemia, tutaj nie ma czegoś takiego jak ostatnie życzenie. No, dla ciebie zrobimy wyjątek. – wyszczerzył poczerniałe zęby, chcąc wyglądać na miłego. To był błąd, jeszcze bardziej go przestraszył.

– Jak ja umarłem? Ktoś strzelił mi od tyłu w łeb? Nie pamiętam momentu śmierci.

– A znasz kogoś takiego co by pamiętał? Wasi, źle przeszukali przybłędów. Jeden z nich zostawił głowice czegoś,co wy nazywacie bombą atomową, na środku bazy. Zakopał ją pod piaskiem. Zdetonował ją coś około dwunastej trzydzieści.

Michael zesmutniał. Podrapał się po głowie. W oczach stanęły mu świeczki, które szybko ugasiły łzy.

– Margaret – wybełkotał w końcu – Margaret. Idź do niej i powiedz że bardzo ją kochałem. Ponad swoje życie. Będę ją kochał nawet tutaj. W piekle. Ty jesteś demonem, więc wiesz która to. Chciałem wziąć z nią ślub, stworzyć szczęśliwą rodzinę. Dziękuje ci. Teraz pozostało mi jedynie cierpieć w piekle.

Ruszył w stronę masywnych drzwi z głową demona na środku.

– Niebo, idziesz do nieba. Co się tak dziwisz? Nie zabiłeś nikogo, byłeś czysty aż do teraz, nie kradłeś…

 

 

***

 

– Jak to nie żyje? Kazał tak przekazać? – burknęła Margaret

– Tak, ale jest w niebie, cieszy się śpiewem chórów anielskich.

Margaret podeszła do szuflady. Włożyła do niej rękę, chwytając za coś co było w środku.

– Czyli jednak nie kłamali, ci w telewizji…

Wyciągnęła dłoń z szuflady. Przyłożyła lufę do czoła i strzeliła. Wciągnął ją ciepły tunel. Mnie znów porwało do piekła.

 

***

-… Sąd szczegółowy nad tobą poprowadzi Londrak.

 

***

 

 

Kobieta miała szczęście iż trafiła na mnie. Wiedziałem coś o sprawie bo w końcu byłem przy niej w momencie śmierci. Tej kobiety nie dało się puścić prosto do nieba. Miała na swoim koncie poważny grzech. Samobójstwo.

– …I w ten oto sposób, będziecie rozdzieleni na zawsze. Ty w piekle, on w niebie.

– Ja tak bardzo go kocham, nie mogę być bez niego całą wieczność. To najgorsza tortura!

Gdy wypowiedziała te słowa, poczułem niespotykane ciepło w brzuchu, nie było niemiłe, wręcz przeciwnie. Poczułem współczucie, poczułem miłość. Obudziła we mnie uczucia. No i dowiedziałem się o nowej metodzie tortur, czyli jak to mawiają przyjemne z pożytecznym.

– Jest pewien sposób – mówiąc to zupełnie zapomniałem, że nie mogę wtrącać się w sprawy ludzi – zaraz wracam.

Zniknąłem dosłownie na sekundę. Zdążyłem w tym czasie porwać jakiś owoc z jednego ze stoisk targowych.

– Po co ta gruszka? – wyszeptała ze zdziwieniem Megi.

– Przeczytaj to – podał jej do ręki kartkę papieru. – weź do ręki gruszkę i czytaj! Tylko głośno. Jak przeczytasz znajdziesz się w niebie, obok swojego ukochanego.

– Dziękuje – kiwnęła głową – Trefis Grodet profis madet, lukar fordet abi strade mynfas trefo grudno poli seri moli peri roli!

Błysnęło światło. Było tak jasne, że oślepiło nawet mnie. Światłość zaczęła wdzierać się do lezącej bezwładnie na ziemi gruszki. Margaret już nie było. Owoc stał się większy i dorodny. Podniosłem go ze sklepienia.

 

 

 

***

– Mamo, spójrz jaka piękna gruszka! Kupisz? Proszę. – powiedziała kobieta, która miała dobrze po trzydziestce.

– Kupie. Dziecko, tylko ty mi zostałaś. Tylko ty nie wyszłaś za mąż. – stara kobieta ścisnęła mocniej chustę.

Kobieta chwyciła gruszkę, po czym podała ją córce.

– Tania, tylko 20 centów – powiedziała

Dziewczyna wzięła się za zajadanie. Już kończyła jeść. Wyrzucając ogryzek, upadła na ziemię.

Obudziła się w szpitalu. Obok niej siedziała matka ze smutną miną, troska malowała się na jej twarzy.

 

***

Przepraszam, muszę kończyć te opowieści bo idą przypalać. Dokończę ją kiedyś przy sposobności.

 

 

***

 

Dziewczyna chwyciła rękę zmartwionej matki.

– Mamo, mam dziwne wyrzuty sumienia.

***

Bartlomiej Wypartowicz

Koniec

Komentarze

Przeczytałem. Nie będę oceniał fabuły. Za dużo jest w tym błędów i one nie pozwalają sie skupić na fabule. O interpunkcji nie będę pisał, bo to w sumie drobiazgi. O pominiętych "ogonkach" przy polskich znakach też nie będę pisał, bo to również drobiazgi. A jeśli połączy się te dwie pierdołki, można odnieść wrażenie, że Autor nie szanuje czytelnika. A to już nie jest drobiazg. I warto, po poprawieniu większych błędów, przejrzeć tekst pod tym włąśnie kątem. Znaków interpunkcyjnych i ogólnej estetyki. To raz.
Początek jest strasznie mętny. Pierwsze zdanie fatalne, a późniejsza gmatwanina myśli "podana" jednym ciągiem jest po prostu nieczytelna. Trzeba sie bardzo skupić, żeby zatrybić kto cierpi, za co, kto owego 'kogoś' uwięził i kto się nad nim znęca. Słabo.
A im dalej, tym gorzej. Niestety. Fatalnie zbudowane zdania, źle użyte słowa, wrażenie ogólnej nieporadności.
Drogi Autorze, po tekście i po Twoim zachowaniu wnoszę, żeś człowiekiem młodym. Jeśli zechcesz wysluchać mojej rady, powiem tak: pisz. Przede wszystkim pisz. Jak najwięcej. A kiedy od stukania w klawiaturę rozbolą Cię paluszki, weź książkę i czytaj. Ile tylko dasz radę.
Ja trzymam za Ciebie kciuki. Powodzenia.

"Droga Autorko" powinno być. Sorki.

Autorze czy autorko? Mnie też ten "Bartłomiej" zmylił:)

Gdybym miała znaleźć w tym opowiadaniu cokolwiek, co mi się podobało, byłby to ogólny zamysł tej historii. Spotkanie dwóch światów, zbrodnia-kara, trochę mistyki. Owszem, wszystko już było, ale gdyby to podać ładnie, mogłoby być całkiem strawne.
Niestety, na każde zdanie przypada średnio jeden błąd. Poza tym tekst jest niespójny i, co gorsza, chwilami patetyczny.
Oceniam na 2 i to na zachętę:)
Rady już dostałeś/dostałaś od Baranka. Życzę więc cierpliwości. Cierpliwość i regularna praca na pewno pomogą Ci napisać coś lepszego w, być może, niedalekiej przyszłości. 

Bardzo dobra rada od baranka. Osobiście uważam nawet, że samo czytanie (jeśli prowadzi je się ze skupieniem) daje więcej niż samo pisanie bez ustanku. Po prostu się rozwijaj, a będzie dobrze.

Pozdrawiam. 

Nowa Fantastyka