
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
(8)Wszyscy święci idą do… – Bilard
Dzień był wyjątkowo pochmurny, ale wysokie na kilka metrów, fasetowe okna sali bilardowej zapewniały znakomite doświetlenie. Od kilku godzin siąpił ciepły deszcz, rozmazując kontury wypielęgnowanych żywopłotów, rzeźb i ozdobionej posągiem Neptuna, nieczynnej fontanny. Alejki i trawnik nadal uwalniały smugi pary.
Radju rozgrywał ze sobą partyjkę przy inkrustowanym masą perłową stole, zaś ja, umierałem na lśniącym czystością, mozaikowym parkiecie. Kiedy nie byłem już w stanie wytrzymać w pozycji embrionalnej, przekręcałem się na plecy i przewracając zapuchniętymi oczami, błądziłem bezmyślnie wzrokiem po sięgających sufitu regałach zastawionych starodrukami, lub malowidłach wypełniających pozłacane plafony. Alegorie poezji, muzyki i dramatu, otoczone bandą spasionych amorków, przypomniały mi wycieczkę do Wiednia. Wtedy byliśmy razem…
– Radju, proszę… daj mi jeszcze – wybełkotałem przez zapchany smarkami nos.
– Nie, homo, bo skończysz jak Brejtle. Nie wolno ci przesadzać z naszymi lekami. Twój organizm tego nie wytrzyma.
– Radjuuu! Ty gnoju…! Nienawidzę cię! Nienawidzę was wszystkich! Pieprzone gady! Zabij mnie… Odwal się… Pomóż mi… – Moje żałosne zawodzenia wyprowadziłyby z równowagi nawet świętego, mimo to, mój towarzysz od dobrych trzech kwadransów dzielnie znosił dziecinne napady histerii. – Dlaczego mi ją odebraliście? Przecież obiecałem, że będę współpracował… Dlaczeeego!?
– Już to przerabialiśmy, homo. Twoja samica żyje i nic jej na razie nie grozi. – Stukot uderzających o siebie bil upewniał mnie, że jak dotąd, jassi ani na chwilę nie przerwał gry.
– Wiesz, kurwa, że nie o to mi chodzi!
– Wiem… kurwa.
– Daj mi jeszcze tego białego. Tak mi było po tym dobrze…
– Nie.
– No, to ociupinkę różowego… Radjuuu!
– Nie.
– Ty parszywy, pozbawiony uczuć gadzie!! – Zabrakło mi nagle tchu, jednak nie musiałem dłużej wysilać gardła. Radju odrzucił kij bilardowy i błyskawicznie mnie dopadł. Nim byłem w stanie zareagować, schwycił głowę w imadło swych sześciopalczastych dłoni, przyciągając w taki sposób, że moja twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jego wyszczerzonej gniewnie paszczy. Owionął mnie kwaśny odór gadziego oddechu.
– Przyjrzyj mi się dobrze, homo! Jestem wojownikiem jassich, nie twoją niańką! Na wzwód Wszystkojeba! Jeśli zaprzepaścisz nasz plan, to przysięgam, nim ja i Brejtle wydamy ostatnie tchnienie, odgryzę ci ten twój pusty łeb! – Pomimo gniewu, z obu par oczu ciekły cieniutkie, błękitne stróżki. Tym razem nie miałem wątpliwości – płakał.
– Przepraszam, Radju. Przepraszam… – Puścił mnie i zwinnym ruchem wskoczył na stół bilardowy. Siedział tak, dyndając w powietrzu obutymi w czerwone ciżmy, wielgachnymi stopami. Obserwując go z żabiej perspektywy, odniosłem wrażenie, iż patrzę na przebranego w halloweenowy kostium dzieciaka, a nie Obcego, zdolnego jednym machnięciem przetrącić kręgosłup.
– To jak będzie, homo? Chcesz się nadal nad sobą użalać, czy wreszcie coś postanowisz?
Gorycz paliła niczym szufla rozżarzonych węgli. Oczy piekły niemal tak mocno, jak wtedy, gdy w lesie Brejtle przywalił mi wiązką ogłuszającą z lopa. Poczucie życiowej straty dławiło boleśnie. Aż dziw bierze, że wytrzymałem spotkanie ze Starszymi. Radju wpakował we mnie przedtem połowę specyfików ze swej podręcznej apteczki. Tylko dzięki temu mogłem znieść jej obecność i wszystkiego nie spieprzyć. Nadal nie byłem w stanie uwierzyć w to, co się stało. Musiałem to usłyszeć jeszcze raz, tym razem bez niej.
– Opowiedz mi to jeszcze raz, Radju.
– Ocipłeś?
– Mówi się „ocipiałeś”. Jeszcze raz, Radju. Potrzebuję tego. Muszę to jakoś przetrawić – wzdychając ciężko, rozpoczął powtórkę swych zwierzeń poprzedzających ceremonię ofiarowania Czarnej Kostki.
– Tym razem słuchaj uważnie, bo nie będę tego tłumaczył po raz trzeci. Zielona samica nie jest twoja. To imitacja. Musieliśmy ją tworzyć w warunkach polowych, dlatego pozostała trochę nie dopracowana. Zapewne przyczyną była zbytnia koncentracja na aspektach mentalnych, no i wyszło, jak wyszło. Starsi trafnie przewidzieli wasze reakcje. Istniało ryzyko, że kontakt z nami odbierze wam rozum…
– To akurat prawie wam się udało.
– Słuchaj i nie przerywaj! – ofuknął mnie.
– Dobrze już, dobrze. Mów dalej.
– Kiedy było jasne, że twoja samica…
– Proszę, Radju… Magda.
– Kiedy zyskaliśmy pewność, że Magda nie wytrzyma, pozostało jedynie zastosować plan awaryjny.
– No, ale sam mówiłeś… mataxbanum!
– Aleś ty durny, homo. Taka substancja nie istnieje. Wymyśliłem to na poczekaniu. Trzeba ci było jakoś wytłumaczyć jej wygląd.
– Czyli Brejtle jej nie skrzywdził?
– Zrobiłby to z pewnością, ale na pewno nie byłby w stanie jej zgwałcić. My… Jassi nie mają organów służących rozmnażaniu. Jesteśmy kształtowani w tyglach bionicznych.
– To jakim cudem Brejtle jest twoim bratem?
– Ech, homo… Wasze myślenie jest sztywne jak…
– Wzwód Wszystkojeba?
– Dokładnie. Dojrzewamy połączeni w parach. Wymiana informacji na wczesnym etapie wzrostu, wzmaga rozwój centralnego układu nerwowego. Osobnik, z którym tworzysz parę, to twój brat.
– A czemu nie siostra? No wiesz, skoro nie macie… ten… tego?
– Aleś się czepił! Mnie tam wszystko jedno. Chcesz o mnie myśleć jak o samicy, twoja sprawa.
– Przepraszam, prawdziwy z ciebie macho. Powiedz lepiej, o co chodzi z tym Wszystkojebem?
– Tego dowiesz się później i na pewno nie ode mnie.
– Dobra, mów o niej.
– Po prostu, podmieniliśmy Magdę na imitację. Wątpiłem, czy chwycisz przynętę, ale jak ją zobaczyłeś, od razu poczułem w powietrzu fluidy namiętności, hreee…
– Nie kpij! Ja ją kocham.
– Kogo?
– Magdę, do cholery!
– Magda śpi smacznie w komorze neutralizacyjnej. Gdybyśmy jej nie wytłumili, jak nic, ściągnęłaby na nas uwagę ontów. Emitowała niezwykle silne fale mentalne. Z taką sztuką szalejącą na pokładzie, nie dalibyśmy rady niepostrzeżenie przebyć strefy Ugoru.
– Czyli nie ma szans na to, żeby Magda była jak imitacja?
– O czym ty gadasz, homo?
– Powiedz mi! Czy możecie sprawić, żeby Magda zachowywała się jak imitacja?
– Nie, bo co?
– Macie tak zaawansowaną technikę i nie potraficie tego zrobić!?!
– Nawet Starsi tego nie potrafią. Gdybyśmy byli w stanie manipulować uczuciami w taki sposób, to po co tworzyć imitację? Nie tylko ty masz kłopoty z rozeznaniem, co jest prawdą. Wiesz jak zmuszają jassich do posłuszeństwa?
– No, jak?
– Wywołują wojny z sąsiednimi światami. Rozumiesz?!
– Nie.
– Atakują, żeby wywołać kontratak. Jedna generacja ginie w obronie granic, a kolejna dojrzewa, przyswajając spreparowane informacje. Kiedy nowa armia opuszcza tygle, wojna trwa w najlepsze, więc zastana rzeczywistość odpowiada naukom wpajanym w trakcie dojrzewania. Potem wystarczy pokazać autentyczne materiały z frontu i w ten sposób podsycić rządzę odwetu. Ranni i weterani potwierdzają konieczność kontynuowania oporu i tak w kółko. Nim ktokolwiek zdoła ochłonąć po opuszczeniu tygla, już musi walczyć o życie.
– To chore.
– Nie praw kazań, homo! Starsi są w tym o wiele lepsi. Wiemy, jak to wygląda u was.
– W gruncie rzeczy… faktycznie, różnice są kosmetyczne.
– Żebyś wiedział. Tu wszystko się wali. Trzy obroty temu, armia liczyła prawie dwadzieścia milionów jassich. Cztery razy tyle harowało w fabrykach, laboratoriach, kopalniach, na farmach… Teraz ledwo wiążemy koniec z końcem. Na froncie pozostało niespełna siedemset tysięcy wojowników zdolnych do walki. Tygle pęcznieją od dojrzewającej w nich nienawiści. Starsi rozpętali kampanię indoktrynacji, jakiej nie pamiętają nawet weterani Bitwy Cmokających Oraczy.
– Tak przy okazji, te trzy obroty, to długo?
– Daj pomyśleć… od początku potrójnego cyklu, wasz glob okrążył macierzystą gwiazdę prawie dziewięć razy.
– A tutaj?
– Tutaj to po prostu trzy obroty. Kojarzysz E = mc²?
– Jasne.
– Zatem wiesz, że bariera czasu to kwestia względna. Homo nawet nie dostrzegają ułamka możliwości zakreślonych ramami tego równania. Prędkość fotonów w próżni, stanowi granicę nieprzekraczalną jedynie na wstępnym etapie rozwoju technologicznego. Po osiągnięciu wyższego poziomu, czas i przestrzeń ujawniają nowe właściwości.
Kolejne ukąszenie żalu po stracie ukochanej odebrało mi chęć kontynuowania rozmowy. Myśl, że moja cudowna, czuła, cicha i oddana żona, jest jedynie produktem bezwzględnej manipulacji, nadal niemiłosiernie dewastowała psychikę. Jeszcze boleśniejsza była świadomość, iż prawdziwa Magda, nawet przy założeniu, że oboje opuścimy kiedyś matnię Ox-Hox, zapewne nigdy nie obdarzy mnie choćby cieniem uczucia, jakiego zaznałem w kontakcie z jej imitacją. Radju chyba zrozumiał przyczynę mego milczenia.
– Nie łam się, homo. Musisz być silny. Czeka nas wiele pracy.
– Trudno mi się pogodzić z jej stratą.
– Nie masz wyboru. Cierpisz nie dlatego, że ją straciłeś, bo do tego nie doszło, tylko z powodu konieczności porzucenia samej koncepcji straty jako takiej.
– Żartujesz sobie.
– Bynajmniej. Jako weteran, zaliczyłem wiele obrotów w fabryce. Wcześniej musiałem odsłużyć swoje na froncie. Kiedy wróciłem, miałem sporo czasu na uzupełnienie wykształcenia. Doktryna pustki odkryta w waszym świecie przez Tathagatę, ma charakter uniwersalny. Na przestrzeni dziejów była odnajdywana i gubiona wielokrotnie, niezależnie w milionach wymiarów. Jak dotąd, nikt nie podważył jej założeń na gruncie naukowym, a przynajmniej nam nic o tym nie wiadomo.
– Jaki to ma związek z moją sytuacją?
– Otóż to, homo. Nieliczni przedstawiciele twojej rasy, wznieśli się na poziom budzący podziw, jednak w masie jesteście beznadziejni. Trwonicie czas na bezmyślne rozrywki. Macie za nic własny dorobek. Za mało czytacie.
– Miało nie być kazań.
– Sam zacząłeś. Przypomnij sobie swój żenujący występ przed Starszymi. Nie potrafiłeś podać nawet najbardziej oczywistych argumentów.
– To z powodu jej bliskości. Zupełnie straciłem głowę. Poza tym, buzowała we mnie cała twoja apteka.
– Dzięki temu okiełznałeś rozsadzające cię emocje.
– Zrozum, dla mnie jest tak, jakby żyła i jednocześnie była martwa.
– Cóż, przypomina to historię pewnego kota. Jeden z waszych…
– Wiem… Schrödinger. Przestań żonglować słowami. Jestem zdruzgotany.
– Tak, oczywiście. Ale nadal masz zamiar jeść, spać i srać?
– Co?
– Właśnie to! Będziesz żył. Apatia, euforia, na koniec histeria. Potem, gdy już nie macie sił histeryzować, ponownie dopada was otępienie. Cykl ulega zapętleniu i zaczynacie od zera. Tacy właśnie jesteście, homo.
– Skąd tyle wiecie o ludziach?
– Obserwujemy was od jakiegoś czasu.
– Pomimo tak wielu wad, wybraliście ludzi.
– Ja tylko wykonuję rozkazy. Osobiście nie podzielam optymizmu Godota.
– Wątpisz w moje możliwości?
– Jeszcze przed chwilą wiłeś się w męce u mych stóp, żebrząc o porcję reduktora. Nie znasz nauk przedstawicieli twego własnego gatunku, którzy jako nieliczni spośród was, zasłużyli na miano istot rozumnych. Można cię okpić za pomocą prymitywnej sztuczki, na którą nie nabrałbym nawet embriona jassich. Od momentu, kiedy cię zgarnęliśmy, kilka razy traciłeś przytomność i gdyby nie interwencje medyczne, pewnie już by cię nie było. Nie potrafisz odwzajemnić upragnionego uczucia, tylko dlatego, że źle ci się kojarzy słowo „imitacja”. Pomyśl, czy powierzyłbyś los milionów swoich rodaków komuś takiemu jak ty?
– A jednak Starsi postawili właśnie na mnie.
– To prawda. My, jassi, nie rozumiemy tej decyzji. Dlatego jeszcze żyjesz, homo. – Radju cisnął w moim kierunku kij zgarnięty ze stołu. Ledwo zdołałem go schwycić. Podchodząc do stojaka wybrał dla siebie nowy i odsłaniając potrójny garnitur drobnych kłów, wychrypiał. – To jak, szybka partyjka przed kolacją?
***
"za mało czytacie" xd to mi się podoba ;D