
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
(15)Wszyscy święci idą do… – Cuda
Skaning mentalny miał swoje ograniczenia. Starsi potrafili monitorować zmiany zachodzące w ciele na poziomie molekularnym, jednak prawdziwy wgląd telepatyczny umożliwiały jedynie translatory. To była nasza szansa. Mąż włożył wiele wysiłku w proces pełnej integracji implantu. Pomagałam mu, jak mogłam. Ćwiczenia trwały dniem i nocą, przez cztery dni. Pomimo wyraźnych postępów, efekty nadal były dalekie od założonego celu co, w miarę upływu czasu, pogłębiało frustrację skutecznie blokując progres. Jednocześnie, im dłużej rozważałam przebieg ostatniej rozmowy z Radju, tym bardziej prawdopodobna wydawała się opcja rewolucyjna. Istniała szansa, że regularne oddziały jassich odmówią udziału w pogromie secesjonistów. Władze Autonomii nie miały żadnego realnego wpływu na bieg wydarzeń. Mogły jedynie obserwować rozwój sytuacji, by w odpowiednim momencie wspomóc którąś ze stron, zatem na planszy pozostawała jedynie Wieczna Rada i Radju z zaledwie dwudziestotysięcznym korpusem Gwardii. Wszystko zależało teraz od decyzji jakie podejmą dowódcy sztabowi poszczególnych frontów. Kolejna niewiadoma to moc karty przetargowej, trzymanej przez Starszych w rękawie. Czy życie Brejtle będzie dla brata warte więcej, niż szansa ostatecznego zrzucenia jarzma? Wątpiłam w to. Zapewne wątpili też członkowie Rady. Grali tym, co mieli, jednak bezdyskusyjnie zostali zepchnięci do defensywy. Rewolta Eurupiona musiała być dla nich poważnym wstrząsem. Bez względu na losy wyprawy wojskowej Radju, tkwiliśmy z mężem w centrum sieci intryg, zaś każdy nieostrożny ruch oznaczał ryzyko uderzenia wyprzedzającego. Lojalność dowódcy naszej ochrony nie budziła wątpliwości, ale w razie otwartego konfliktu, stu gwardzistów mogło jedynie polec z honorem, zabierając ze sobą możliwie największą liczbę wrogów. Po raz kolejny przenikliwość Radju pomogła nam utrzymać status quo. Gdyby pozostawił do naszej dyspozycji większe siły, z pewnością nie uszłoby to uwadze Starszych. Fala wdzięczności wypełniła targane wątpliwościami serce. Moje wzruszenie natychmiast wyczuł skoncentrowany do granic swych obecnych możliwości Odkupiciel.
– Co się stało? – Blady, ociekający potem, ledwo potrafił ustać. – Dlaczego płaczesz? Naprawdę, robię co mogę.
– Wiem, przepraszam. Po prostu za dużo myślę.
– O, nie! Głowa, to najbardziej erotyczna część kobiecego ciała. Pokaż mi pociągającą kretynkę, a zacznę miotać błyskawice.
– Magda była inteligentna?
– To już przeszłość. – Mąż dał mi możliwość odwrotu, bez niepotrzebnej eskalacji napięcia.
– Masz rację, to już bez znaczenia.
– Zróbmy sobie krótką przerwę. Chcę wziąć kąpiel. Przyłączysz się?
– Jesteś na to za słaby. Powinieneś oszczędzać siły.
– Wiem, że się boisz, ale odrobina pieszczot nie zrujnuje naszego planu. Mam rację?
– Tak. Wystarczy ci moja głowa?
– A tobie moja aureola?
– Nie. Aureola to zdecydowanie najmniej pociągający atrybut Odkupiciela.
– Krew nie woda. Świętość niejedno ma imię, ukochana. Kobiety mogą wzdychać do cherubinów, ale łóżko zwykle wolą dzielić z czartem.
– Nie gadaj. Działaj, świętoszku.
***
Kiedy zjawili się wysłannicy Rady, stanęliśmy przed nowym problemem. Uzbrojony oddział jassich, należących do Grupy Armii Centrum, regularnych jednostek stacjonujących w wewnętrznych strefach Ox, nosił nowe znaki. Żołnierze mieli wyszyte na tunikach godła Starszych. Nasi gwardziści kazali im złożyć broń i zapowiedzieli, że na teren posiadłości zostanie wpuszczonych jedynie trzech posłańców. Na szczęście, dowódca ochrony błysnął klasą i szybko sprowadził nas na miejsce. Kiedy dotarliśmy do głównej bramy, gniewne posapywania i kąśliwe docinki poczęły szybko przechodzić w otwarte groźby. Lada moment jakiś nadgorliwiec mógł pociągnąć za spust. Tamtych było około trzydziestu, czyli znacznie więcej, niżby wynikało z rzeczywistych potrzeb powierzonej im misji. Wszyscy uzbrojeni w nowe, niestandardowe wersje lopów. Dowódca szybko zidentyfikował modyfikacje. Dodano rozbudowany system dalmierzy i lekkie granatniki przeciwpiechotne. Skoro byliśmy już na miejscu, odpadała kwestia składania broni, niemniej napięcie sięgało zenitu.
– Odstąpcie!! – Mąż huknął gniewnie, po czym odczekał, aż zaległa kompletna cisza. Uniósł się ponad powierzchnię żwirowej alei i zastygł nieruchomo, mierząc pełnym oburzenia spojrzeniem gotowych do ataku wojowników. – Dlaczego przychodzicie uzbrojeni pod drzwi domu Odkupiciela?! Czyż moja transformacja nie zbawiła was wszystkich? Jakim prawem, brat podnosi zbrojne ramię przeciw bratu? – Towarzyszące przedstawieniu, złowieszcze trzaski wygenerowanych umyślnie mikrowyładowań, sprawiały naprawdę imponujące wrażenie.
Kilku gwardzistów gwałtownie przeładowało lopy, zadziornie postępując parę kroków w stronę przybyłych.
– Stójcie! Czy chcecie, abym cofnął efekty transformacji?
– To niemożliwe – wycharczał dowódca wrogiego oddziału.
Mąż poszybował gwałtownie kilka metrów ponad misterną konstrukcją kutej bramy, by ostatecznie zawisnąć nad przestraszonym tłumem niczym szykujący się do ataku jastrząb.
– Doprawdy? A skąd ty możesz to wiedzieć!?! – U stóp prowodyra wystrzeliła w powietrze fontanna smagniętych piorunem kamyków. Parskając i sapiąc, wysłannicy Starszych dojrzewali do rejterady. Przewodzący im jassi zupełnie stracił rezon. Nadchodziła decydująca chwila.
– Wszyscy jesteście moimi dziećmi. Czyż dzieci nie są winne posłuszeństwa rodzicom, którzy obdarzyli je życiem? To ja oddaliłem groźbę unicestwienia Ox-Hox! Dałem wam nowe życie! Dlaczego zmuszacie mnie do okrucieństwa? Czy nie dość wycierpieliście pod rządami Rady?! Zaprawdę, powiadam wam, nie wkurwiajcie Odkupiciela!!
Członkowie przybyłego po nas oddziału, jeden po drugim, odkładali broń i rozkładając szeroko ramiona, klękali z pochylonymi łbami.
– Na Myszkę Miki i wzwód Wszystkojeba, powstańcie i podajcie ręce waszym braciom! Jesteście wśród swoich!
Kiedy członkowie obu formacji, rycząc i plując w typowy dla rozpalonych emocjami jassich sposób, padali sobie w ramiona, mąż powrócił na ziemię i ciężko dysząc wsparł na moim ramieniu.
– Kochanie, jak mi poszło?
– W końcówce trochę cię poniosło, ale ostatecznie wracasz zwycięski. Jestem z ciebie dumna. Spójrz!
– Przed chwilą byli gotowi skoczyć sobie do gardeł, a teraz…
– Nie. Spójrz na dowódcę naszych.
Gdy festiwal pojednania trwał w najlepsze, przełożony wraz kilkunastoma wojownikami szybko rekwirował broń zalegającą pobocze alejki.
– Ostrożności nigdy dosyć. Radju potrafi dobierać kompanów.
– To prawda. Dzięki łaskawości niebios, stoi po naszej stronie. Pomóż mi, muszę odpocząć. – Osuwający się w moje ramiona Odkupiciel, to nie była dobra reklama. Natychmiast doskoczyło do nas kilku ukrytych dotąd za klombami gwardzistów. Sprawnie przenieśli omdlewającego półboga, bym mogła o niego zadbać w bezpiecznym zaciszu naszych kwater. Mniej więcej pół godziny później, dzięki sporej ilości starannie dobranych regulatorów ustabilizowałam rozgorączkowany organizm. Ułożywszy męża w wypełnionej lodem wannie, kazałam wezwać dowódcę ochrony.
– Jak masz na imię?
– Nie mam jeszcze imienia, pani. Przywilej jego posiadania przysługuje jedynie weteranom.
– Ty nim nie jesteś? Jak to możliwe?
– Brałem udział zaledwie w pięciu bitwach. Weterani muszą wykazać męstwo co najmniej siedem razy. Pod uwagę brane są jedynie największe starcia. Radju wybrał mnie z innego powodu.
– Mów.
– Mój brat został transformowany przez Stratogorosa.
– Dlaczego?
– Wyznaczono go na dowódcę grupy pacyfikacyjnej. Chodziło o bunt w zakładach zbrojeniowych. Wszyscy odmówili wykonania rozkazu.
– Przykro mi.
– Wybór, jakiego dokonał, przynosi chlubę jego imieniu. Wszyscy wiedzieli co ich czeka. Jest coś jeszcze. Znam kilku dowódców okręgów wewnętrznych. Służyłem pod nimi.
– Znakomicie. Dobrze wypełniasz swe obowiązki. Twoje poświęcenie będzie zapamiętane. Czy mogę ci nadać imię?
– Będę zaszczycony, pani, ale proszę, jeszcze nie teraz. Nie chcę żeby starsi bracia poczuli się urażeni. Wielu moich podwładnych posiada większe doświadczenie bojowe. To by źle wyglądało, ja…
– Słusznie. Gdy spełnisz wymogi przewidziane kodeksem wojskowym, wrócimy do sprawy. Nim to nastąpi, otrzymasz ode mnie sekretne imię: Kornel. Tak między nami, zgoda?
– Dziękuję. – Chyląc łeb, Kornel próbował ukryć łzy. Aby nie wprawiać go w zakłopotanie, odwróciłam spojrzenie w stronę okna balkonowego.
– Co się tam dzieje?
– Nasi rozdają nowym mundury gwardyjskie.
– Mamy zapasowe mundury?
– Pięć tysięcy. Zakłady Getalka przygotowują czterdzieści tysięcy kolejnych.
– Radju…
-Tak, pani.
– Czy możemy im ufać?
– Jeszcze nie. Moi jassi będą mieć na nich oczy… hreh, oko. Nowa broń jest w drodze do laboratoriów Fossbor. Dalmierze posiadają nowy system przeliczeniowy, oparty na układach organicznych. Warto to zbadać. Zajmują się tym sprawdzeni wojownicy. Tuż przed wyjazdem, wyznaczył ich do tego zadania korpfejt Radju.
– Skąd wiedział o broni?
– Ode mnie.
– Kornelu, jesteś niesamowity, wiesz?
– Spełniam tylko swoje obowiązki.
– Chcę żebyś był blisko, kiedy będziemy rozmawiać ze Starszymi.
– Tak będzie, pani.
Głośny chlupot spłoszył Kornela, który śmignął do wyjścia, nim ociekający wodą, roztrzęsiony Odkupiciel, stanął wreszcie w drzwiach łazienki.
– Brrr… ale ziiimnooo. Z kim rozmawiałaś?
– Z jassim, trzymającym w rękach naszą przepustkę do normalności.
***