
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
(17)Wszyscy święci idą do… – Dziel i rządź!
Chociaż perspektywa przeprowadzki do Sanktuarium wydawała się odpychająca, nie było innego wyjścia. Otoczeni mrowiem gwardzistów, posłańców i przedstawicieli rozmaitych delegacji, nie mogliśmy sobie pozwolić na luksus pozostania w pałacu. Ze względów praktycznych, wybór kompleksu wzniesionego przez Starszych w dolinie Popielnika stanowił jedyne rozsądne rozwiązanie kwestii lokalowych. Tylko tam wymogi bezpieczeństwa szły w parze z odpowiednią kubaturą. Prócz kwater sztabu głównego i koszar Gwardii, należało zorganizować miejsce posiedzeń kierownictwa Autonomii i jej licznych, nowych organów. Potrzebowaliśmy też olbrzymiego zaplecza socjalnego dla służby i odpowiednio reprezentacyjnych pomieszczeń wymaganych przez protokół coraz liczniejszych ceremonii. Generalnie, potwierdzała się reguła, iż duża władza, wymaga dużej przestrzeni. Żeby choć trochę oswoić nową siedzibę, wokół Sanktuarium rozplantowano tysiące ton ziemi wzbogaconej syntetycznym granulatem przyspieszającym wegetację. Na specjalnie w tym celu ustabilizowanych hałdach, nasadzono wiele hektarów lasu. Drzewa pochodziły zarówno z Ox, jak i obszarów spoza jego kontinuum. Architekci i dekoratorzy robili co mogli, aby koszmarnym wnętrzom Sanktuarium nadać bardziej przyjazny charakter. Szło to raczej opornie, ponieważ jassi nie rozumieli naszych potrzeb estetycznych. Wszystko podporządkowane zostało zasadzie: „Zróbcie tak, żeby było ładnie”. Nie było czasu na konsultacje, dlatego ostateczny efekt plasował się gdzieś pomiędzy Wilczym Szańcem, a pałacem w Fontainebleau. Z żalem opuszczaliśmy starą posiadłość.
Żona nie zdawała sobie sprawy, że podarunek Autonomii stanowił szczytowe osiągnięcie technologii jassich. Szczegółową koncepcję wszczepu dawno temu opracowali Starsi, jednak w czasach kiedy powstała, nie istniały jeszcze możliwości praktycznej realizacji projektu. Spośród szerokiej palety mocy generowanych przez implant, według mnie, najcenniejszą była telepatia. Jak wszystkie pozornie nadnaturalne fenomeny, również ten polegał na głębokiej identyfikacji ze źródłem sygnatury energetycznej. Zamiast inwazyjnego, brutalnego wzmacniania impulsów elektrycznych, tak jak w przypadku translatorów, prawdziwa telepatia wymagała zestrojenia częstotliwości drgań subkwantowych wzorców podmiotu i przedmiotu, aż do chwili uzyskania pełnej harmonii, czyli faktycznego zaniku iluzorycznych barier warunkujących wszelkie aspekty ego. Nie potrafiłem jeszcze w pełni kontrolować przepływu energii, co skutkowało jej ogromnymi stratami, bowiem nadwyżka mogła zostać jedynie wypromieniowana, a to prowadziło do niebezpiecznej gorączki, palpitacji serca i gwałtownych skoków ciśnienia tętniczego, które z kolei wywoływały lawinę kolejnych zaburzeń. Skumulowane objawy doprowadzały mnie na skraj śmierci. Nowy potencjał umysłu na razie przerastał skromne możliwości powłoki cielesnej. Doraźne rozwiązanie stanowiły zaawansowane medykamenty, jednak ich przyjmowanie obarczone było ryzykiem trudnych do przewidzenia powikłań. Nikt nie wiedział, jaki wpływ na ziemski organizm wywrze długotrwałe stosowanie obcej farmakologii. Bez względu na niebezpieczeństwo, musiałem nawiązać kontakt z członkami Wiecznej Rady. Kiedy to uczyniłem, żrący jad trudnej do wyobrażenia goryczy niemal do cna wypalił mą wolę przetrwania. Doznanie było porównywalne jedynie z traumą transformacji. Kilka dni spędziłem podłączony do aparatury wspomagającej funkcje życiowe. Po jej odłączeniu czekała mnie długa rekonwalescencja. Nie przetrwałby tego okresu bez wsparcia Kornelii. Po raz kolejny świat Ox ujawnił swą zwodniczą naturę. Wszystkie poglądy na temat dotychczasowych doświadczeń uległy przedefiniowaniu. Nie mogłem powiedzieć prawdy, jednocześnie nie chciałem okłamywać ukochanej. W tej sytuacji byłem zmuszony mnożyć kolejne niedomówienia, mylić tropy. Nade wszystko jednak, czułem się zobowiązany do zdecydowanego zaangażowania w służbie rewolucji. Odkrywałem nowe wymiary samotności.
Powrót Radju na czele półmilionowej armii wymagał ogromnego wysiłku logistycznego. Skoszarowanie i zaopatrzenie takiej liczby żołnierzy, stacjonujących na stosunkowo niewielkim obszarze centralnym, wymagało szybkiego przerzucenia z dalej położonych sektorów blisko trzech milionów robotników. Jak grzyby po deszczu wyrastały miasteczka namiotowe. Wykorzystując gotowe moduły konstrukcyjne sprowadzane z magazynów zlokalizowanych na obrzeżach centrum, stawiano tymczasowe hale fabryczne, warsztaty remontowe, laboratoria, szpitale i oczyszczalnie. W wyniku intensywnej rekultywacji chemiczno-biologicznej, formacje plantatorów pozyskiwały pod uprawy nowe tereny, mimo to, absolutnym priorytetem było stawianie sztucznie doświetlanych farm planktonowych, ponieważ tylko w ten sposób mogliśmy wyprodukować odpowiednią ilość żywności. W oczy poczęło nam zaglądać widmo lokalnego deficytu energetycznego, więc krajobraz szybko urozmaiciły setki wysokich wież kolektorów słonecznych. Dodatkowo, sytuację komplikowała konieczność jednoczesnego formowania i ekspediowania wielotysięcznych kontyngentów, których zadanie polegało na dopilnowaniu przejęcia władzy i ochronie kontrolowanej przez nas administracji w najodleglejszych zakątkach Ox. Wszystko musiało być gotowe na przyjęcie nowego pokolenia, bowiem w tyglach dobiegał właśnie końca cykl rozwojowy sześciu milionów jassich. Pewne pocieszenie stanowił fakt, iż po opuszczeniu wylęgarni byli zdolni od razu podjąć pracę. Konieczność kierowania, zbędnym na szczęście, systemem edukacji, zapewne sparaliżowałaby raczkujące struktury Autonomii. Kornelia, Radju i Kornel, dzielnie stawiali czoła kolejnym wyzwaniom, zwłaszcza, że wszystkie poczynania wymagały teraz nie nieustannych konsultacji z powołanym do życia Zgromadzeniem Braci, czymś na kształt parlamentu, obradującego niemal non stop, dzięki ustaleniu pięciozmianowego trybu pracy. Nawał zadań spowodował, iż szybko straciłem rachubę czasu. Ocknęliśmy się dopiero po upływie pełnego obrotu, czyli ponad trzy miesiące po przeprowadzce. Wszyscy czuli, że nadchodzi czas decydujących rozstrzygnięć.
***
Jako pierwszy zabrał głos Rivosum, jeden z siedmiu zaproszonych na naradę przedstawicieli Autonomii.
– Uważam, że nie wolno nam zmarnować takiej okazji. Powinniśmy wykorzystać zasoby ich pamięci i uderzyć. Każdy minicykl zwłoki utwierdza tamtych w poczuciu bezkarności. Z danych wywiadu jasno wynika co planują. Niespełna obrót temu, dysponowali zaledwie piętnastoma tysiącami heloi, teraz mają ich ponad siedemdziesiąt tysięcy. Siedziba Eurupiona została ufortyfikowana. Coraz bardziej prawdopodobnie brzmią doniesienia o rozpoczęciu produkcji ciężkiego sprzętu, bo nie sądzę, aby podziemne zakłady Rohturg produkowały garnki, skoro w przybliżeniu przerabiają siedem tysięcy ton rudy na cykl. Przy okazji, warto zapytać, dlaczego blokada nie spełnia swej funkcji?
– Czy to wszystko Rivosumie?
– W tej chwili, tak.
– Głos zabierze Yhor! – Kornel przyjął na siebie niewdzięczną rolę prowadzącego spotkanie. Mimo, iż był jednym z nich, i tak większość autonomistów uważała go za mego figuranta.
– Rivosum ma rację. Dalsze unikanie bitwy może nam tylko zaszkodzić. Żołnierze zaczynają pytać, czemu nadal tkwią w koszarach, skoro wróg rośnie w siłę?
– Odpowiem.
– Przemówi Odkupiciel!
– Jeśli chodzi o pytanie postawione przez czcigodnego Rivosuma, informuję, że ilość rudy wszelkich odmian, jaką dzięki blokadzie przechwyciły do tej pory służby zaopatrzenia, dziewięciokrotnie przekracza moce przerobowe Rohturg. Czy dobrze zapamiętałem, Kornelu?
– Tak, panie. Dziewięciokrotnie, to ostatnie szacunki.
– Zatem, Rivosumie, blokada działa. Jeżeli idzie o kwestię podniesioną przez walecznego Yhora, wojownicy zawsze łakną walki, to w końcu jassi. Dobrze mówię? – Kwaśne miny adwersarzy potwierdziły trafny dobór argumentu. – Nie wy poprowadzicie ewentualny atak. Poza tym, jeżeli wszystko będzie przebiegać zgodnie z przewidywaniami, być może w ogóle nie dojdzie do rozlewu krwi.
Spostrzegłszy kolejną dłoń uniesioną po stronie Autonomii, Kornel rzucił mi ukradkowe spojrzenie. Ponieważ milczałem, zapowiedział następnego dyskutanta.
– Głos zabierze Ambixio!
Jako przewodniczący Autonomii i inicjator rozmów na forum Zgromadzenia Braci, Ambixio cieszył się dużym autorytetem nie tylko wśród członków swego stronnictwa, lecz również secesjonistów. Kilkakrotnie miałem okazję rozmawiać ze starym, trójokim jassim. Poznaczony licznymi bliznami pysk weterana, oraz cybernetyczna proteza lewej nogi, świadczyły dobitnie o jego bogatym doświadczeniu frontowym. Był posiadaczem Czarnego Kaptura, najwyższego możliwego do zdobycia wyróżnienia wojskowego jassich. Oznaczało, że brał udział w ponad piętnastu dużych bitwach. Daleki od starczego zacietrzewienia, unikał także politycznego radykalizmu. Nikt nie mógł mu zarzucić tchórzostwa ani zbytniej uległości wobec Odkupiciela. Rozumiał, iż galopujący militaryzm to najgorsza z przyszłościowych opcji dla Ox.
– Szanowni zgromadzeni, całe życie spędziłem w zasypywanych trupami okopach, zatęchłych bunkrach i wypchanych po brzegi ładowniach transportowców. Widziałem wiele śmierci. Oglądałem upadek Nevezzich i zagładę hufców ostatnich Darugan. Nie było mi dane skrywać się za zapisami traktatów rozjemczych. Bywało, że darłem z braćmi skórę z czerepów Siostrzyczek. Z wielu wydarzeń, będących moim udziałem na dziewięciu frontach, nie jestem dumny, o nielicznych mogę wspominać bez uczucia goryczy, o większości rad bym zapomnieć. Starość przygięła mnie do ziemi, nie poprowadzę już do boju nawet plutonu i wierzcie, wcale tego nie pragnę. Eskalacja konfliktu doprowadzi zapewne do nowych podziałów wśród braci, a to pozbawi nas nadziei na rychłe odwrócenie losów Ox. Nie popieram stanowiska Rivosuma i Yhora. Skończyłem.
Z punktu widzenia dominującego skrzydła Autonomii, postawa Ambixio tworzyła wyjątkowo niekorzystny układ. Żeby przeforsować swe zamierzenia, musieli teraz albo wystąpić przeciw formalnemu przywódcy, lub też rozpocząć ryzykowne, zakulisowe rozgrywki. W obu przypadkach obnażali swój prawdziwy zamysł całkowitego przejęcia władzy i, najprawdopodobniej, rozpoczęcia kolejnej kampanii, tym razem skierowanej przeciw niewielkiej enklawie Fomortytów, zakotwiczonej na pograniczu kontinuum obszarów należących niegdyś do Nevezzich. Ambixio podarował nam nieco bezcennego w obecnej sytuacji czasu.
– Głos zabierze korpfejt Radju!
– Nikt z tu obecnych nie dorównuje poziomem doświadczenia bojowego walecznemu Ambixio. Niemniej i ja wiem, jak pachnie pole bitwy. Znacie mnie wszyscy. Ponoć, w oczach niektórych jestem renegatem zaprzedanym Obcemu. Wiedzcie, iż z dumą służę Odkupicielowi. Nigdy nie wymagał ode mnie działań sprzecznych z ogólnie pojętym interesem jassich…
– Być może korpfejt Radju pojmuje nasze interesy zbyt ogólnie – wtrącił bez zezwolenia Mihan, zausznik Rivosuma. Delikatnym gestem powstrzymałem protest Kornela.
– Bardzo możliwe – ciągnął niezrażony Radju – natomiast na pewno nie można mi zarzucić machinacji finansowych podczas zawierania kontraktów na dostawy wojskowe. Jak słyszałem, masz zarządzać przejętymi przez Rivosuma zakładami Flahmok. Jeśli dobrze zrozumiałem, nie zamierzasz nimi kierować dla dobra ogółu.
Wściekły Mihan szykował się do ostrej riposty, jednak czujność Kornela szybko sprowadziła dyskusję na właściwe tory.
– Szanowny Mihanie, prawo głosu przysługuje teraz reprezentantom Zgromadzenia. Głos zabierze Bruterro!
Świeżo upieczony parlamentarzysta z trudem hamował swój zapał. Niestety, młodzi jassi byli pod ogromnym wrażeniem wojennej sławy starszych braci, dlatego łatwo wpadali w sidła zastawiane przez rządnych władzy radykałów.
– Nie wolno mi przemawiać w imieniu całego Zgromadzenia, niemniej Frakcja Zielonego Sztandaru popiera przedstawicieli Autonomii głoszących konieczność ostatecznej rozprawy z pozostałymi na wolności członkami Wiecznej Rady. Uznajemy…
Przywołałem Kornela zajmującego miejsce u stóp podwyższenia. Kiedy stanął obok tronu, mogliśmy szeptać nie przerywając mówcy.
– O co chodzi z tą Frakcją?
– W łonie zgromadzenia powstały nowe ugrupowania. Weterani powołali Lożę Umiarkowanych Optymistów. Młodzi utworzyli trzy zantagonizowane stronnictwa. Frakcja Zielonego Sztandaru optuje za wojną. Pozostali to…
– Jeszcze chwila, a Zgromadzenie zaczną nawiedzać upiory polskiej demokracji – mruknąłem do siebie poirytowany.
– Nie rozumiem, panie.
– Nic, nic… Kornelu, wystarczy. – Nie miałem zamiaru dłużej wysłuchiwać o kolejnych podziałach. Cały galimatias zaczynał za bardzo przypominać ziemskie partyjniactwo.
– … zatem jako FZS popieramy wniosek Rivosuma.
– Dziękujmy, Bruterro. – Musiałem działać. – Jeśli pozwolicie, zaprosimy teraz naszych gości.
– Gości!?! – huknął Yhor. – Ich łby powinny zawisnąć nad główną bramą Sanktuarium!
– Otóż to! – zawtórował pragnący odreagować Mihan. – Dosyć układów ze Starszymi!
– Wystarczy! – Wstałem odrzucając płaszcz i insygnia. – Przy tym stole ja decyduję kto jest gościem! Radzę, abyś o tym nie zapominał, Mihanie! Wysłuchacie Starszych. To wola Odkupiciela! Potem będziecie mogli wrócić do swych intryg. Celem tej narady jest znalezienie najlepszego rozwiązania aktualnych problemów, a nie mnożenie nowych. Niech wejdą!
Ogromne, połyskujące tęczowo odrzwia odlane z lekkich stopów, powoli ruszyły z miejsca. Obsługujący je system został zaprogramowany w taki sposób, żeby sekwencja pełnego rozwarcia trwała bite trzy minuty. Oczekujący audiencji mieli czuć, że wkraczają do świątyni. Podobne, mało praktyczne rozwiązania, uzasadniały w pewnej mierze wytyczne dotyczące bezpieczeństwa budynków rządowych. Strażnicy, obsługa techniczna i służący korzystali z sekretnych przejść objętych wzmożoną kontrolą. Tym razem trzyminutowe oczekiwanie pozwoliło nam nieco ochłonąć.
Czyżyż i Gualdibardo wkroczyli do sali obrad w otoczeniu tuzina gwardzistów. Autonomiści siedzący najbliżej wejścia opuścili swe fotele i stanęli na uboczu. Zupełnie niepotrzebna, mało elegancka manifestacja wrogości wobec pokonanych, a poniekąd, również efekt głęboko zakodowanego, tym razem nieuzasadnionego lęku. Kiedy starsi oddali się w ręce oddziału wchodzącego w skład grupy operacyjnej tworzącej blokadę, ubezpieczani przez strzelców technicy natychmiast usunęli moduły obronne. Było tego niewiele. Kilka ukrytych ostrzy, pneumatyczne wyrzutnie zatrutych strzałek, miotacz gazu łzawiącego, infradźwiękowe brzęczyki, skanery. Zaskakująco skromny zestaw. Dodatkowo, pasywne układy autonomiczne zainfekowano wirusem, który w razie potrzeby mógł odciąć źródła napędu. Radju posłał szyderczy grymas ukrytemu za plecami Rivosuma Mihanowi. Miałem nadzieję, że oferta Starszych choć trochę zmiękczy agresywną opozycję. Stary Ambixio wstał i oddając gościom pokłon, przeszedł na stronę zajmowaną przez przedstawicieli Frakcji Zielonego Sztandaru. Mistrzowskie posunięcie wytrawnego gracza. Gorące głowy młodzieży będzie łatwiej ostudzić przy wsparciu frontowej legendy.
– Czyżyżu, Gualdibardo, witajcie. Fotele dla gości! – Oczywiście wszystko zostało zawczasu przygotowane, jednak polityczne przedstawienie wymagało kilku mało wyrafinowanych akcentów.
– Czyżby jakieś niesnaski we wspólnym domu? – zagaił złośliwie Czyżyż.
– Zwykłe procedury związane z koniecznością naprawy waszych wieloletnich zaniedbań. Usiądźcie, proszę.
– Dziękuję, postoję. Moje nowe kończyny wymagają jeszcze odrobiny treningu.
– Oczywiście. A ty, Gualdibardo? Czy zechcesz spocząć? – Brak odpowiedzi nie wymagał komentarza. Fatalne otwarcie spotkania.
– W takim razie przejdźmy do rzeczy. Z czym przychodzicie?
– To już zostało ci zakomunikowane.
– Doprawdy? Może zechciałbyś nieco odświeżyć mą pamięć, Czyżyżu. Jako istota dwunożna, możesz się cieszyć przywilejem korzystania z miejsc siedzących, jeśli mimo to, wolisz odzyskać swój latający spodek, mogę kazać technikom sprowadzić go tutaj.
– Dziękuję. To nie będzie konieczne. W zamian za immunitet oferujemy cenne informacje i uwolnienie zakładników.
Uczniowie zostali zwabieni do Sanktuarium i uwięzieni. Podczas ewakuacji Starsi zabrali ich ze sobą. Opuszczając towarzyszy oblężonych w twierdzy Eurupiona, Czyżyż i Gualdibardo wykradli więźniów, słusznie przewidując, że tylko dzięki temu będą mieli szansę rozpocząć negocjacje. Prócz tego, wyjawili sekret wszczepu ofiarowanego mi przez Autonomię. Rivosum i spółka, zadbali o wbudowanie w implant mechanizmu autodestrukcji. Gdyby nie denuncjacja, prawdopodobnie już bym nie żył. Nasi bioinżynierowie usunęli zmutowany fragment tkanek. Teraz należało odpowiednio wykorzystać sytuację.
– Podajcie szczegółowe warunki.
– Pieczęcie chroniące zasoby pamięci Gualdibardo i mojej, nie mogą zostać naruszone. Obaj otrzymamy możliwość bezpiecznego opuszczenia kontinuum Ox-Hox.
– To kpiny!! – ryknął Rivosum. – Oni coś knują! Chcą wbić nóż w plecy Autonomii!
Reszta opozycji jedynie niemrawo potakiwała. Gnojki wyczuły, że akcje przywódcy właśnie dołują. Przynajmniej część z nich musiała znać prawdę na temat implantu.
– Uspokój się, Rivosumie. Za chwilę będziesz miał okazję wykazać swój reformatorski zapał. – Gdy wypowiadałem te słowa, Yhor, Mihan i pozostali, poczęli wolniutko opuszczać bezpośrednie sąsiedztwo szefa.
– Wybacz, Czyżyżu. Mów, proszę.
– Przekazaliśmy wam uczniów. Pomogliśmy też udaremnić zamach na twoje życie. – Teraz Rivosum stał pod ścianą zupełnie sam. Wianuszek klakierów niepostrzeżenie rozproszył się po sali. – Nim dopełnimy przyrzeczenia i podamy lokalizację pierwowzoru matrycy Wybranki, chcemy usłyszeć odpowiedź.
– Chcecie?
– Prosimy.
– Zatem zgoda. Przystajemy na wasze warunki. Od tej chwili obejmuje was immunitet gwarantowany słowem Odkupiciela. Nikomu nie wolno naruszyć ciekłokrystalicznych magazynów waszej pamięci. Do czasu odnalezienia pierwowzoru, pozostaniecie naszymi gośćmi. Potem odejdziecie wolni. Zamykam obrady.
Starsi zostali wyprowadzeni przez straż, zaś nowa grupa wezwanych przez Kornela gwardzistów otoczyła Rivosuma. Radju podszedł do tronu i szczerząc zęby pochylił głowę.
– Przyznaję, myliłem się co do ciebie.
– Nie aż tak bardzo, jak sądzisz. Przez cały czas odbierałem instrukcje od podsłuchującej Kornelii. Mikrotranslatory to bardzo udany patent.
– Hreee! Nareszcie widzę w tobie przywódcę jakiego nam trzeba. Co z Mihanem i resztą?
– Po co zawracać sobie głowę skryterszpilem, gdy już wyrwałeś mu żądło?
– Hreeehh! Moja szkoła!
***
Przeszkadza mi brak akapitów