- Opowiadanie: Haskeer - Wilcze kiełki

Wilcze kiełki

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wilcze kiełki

Wczesnym rankiem obudziło mnie szuranie gałęzi krzaku o namiot. Wierzchem dłoni przetarłem sklejonezaschniętąropą oczy i usiadłem na posłaniu. Ziewnąłem. Moje prowizoryczne łoże składało się z wąskiej, wypełnionej słomą, poszewki i kilku, zszytych ze sobą, skrawków wilczej skóry, którymi się okrywałem. Dało się wytrzymać.

Na kolanach poczołgałem się powolido wyklepanej z kawałka blachy, miski z wczorajszą deszczówką i obmyłem spuchnięta i wygniecioną twarz. Po chwili ubrałem się i wyszedłem z namiotu.

Na zewnątrz przywitała mnie mżawka wraz z chłodnym wietrzykiem. Spoglądając na niebo, domyślałem się, że dopiero co nastał nowy dzień, lecz przez wszechobecną mgłę, mogłem się j e d y n i e domyślać.

Przeciągnąłem się i podszedłem do krzewu, który mnie dziś zbudził. Powoli spuściłem olej. Co za ulga…

Wokoło nie było nikogo. Żadnej żywej duszy, przez co mogłem sobie robić, co mi się żywnie podobało.

Przydałaby się jeszcze jakaś ładna dziewka – pomyślałem, lecz co za dużo, to nie zdrowo.

Mżawka powoli ustawała, a mgła rzedła z minuty na minutę. Dopiero teraz spostrzegłem, że od świtu minęły przynajmniej dwie godziny. W takiej mgle widoczność jest maksymalnie do dziesięciu metrów, lecz co, jak co, ale słońce powinienem zobaczyć od razu.

Rozpaliłem ognisko, naprzód rąbiąc mały stołeczek, bo prędzej bym się posrał, niż znalazł w lesie coś suchego.

Nad małym płonieniem zawiesiłem metalowy dzbanek z woda, do którego wrzuciłem kawałek słoniny i kilka listków mięty. Gęba mi się krzywiła na samo pomyślenie.

Gdy skończyłem skromny posiłek, usłyszałem donośny gwizd i warkot, dochodzący gdzieś z oddali. Złapałem za kusze, którą już załadowałem, a drugą dłonią wziąłem kilka wolnych bełtów.

– Znów te skurwysyny?! – Jeszcze nigdy dotąd broń mi nie przytaknęła… – Te wilki doprowadzają mnie od szału. Co chwila któryś chce oberwać.

– … – Kusza była dziś dziwnie rozmowna.

Po chwili, już nie tak odległe głosy, powtórzyły się. Teraz wyraźnie słuchać było wycie.

Z kuszą wycelowaną przed siebie, zbliżałem się powoli do cierniowej granicy mojego obozu.

Znów wycie, tylko jakieś dziwne…

– Jakby ktoś n a ś a d o w a ł wilka – powiedziałem do krzaczka rosnącego obok. Jednakże wiedziałem, że w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma żadnych osad ludzkich.

Teraz docierało do mych uszu ciężkie stąpanie na twardym podłożu. Wiedziałem, że powinno być miękkie po deszczu. Ale… Tak… – pomyślałem, mocniej ściskając broń. – To człowiek.

Niska ściana cierni rosnąca przede mną, lekko się poruszyła. Wymierzyłem i bez żadnych ceregieli, posłałem bełt w tamtą stronę.

Ruch znów się powtórzył, tym razem gwałtowniej.

– Kto tam jest?! – Zawołałem, wciąż gotowy do strzału. – Wyłaź natychmiast!

Po chwili zza krzaków wyszedł ubrany na czarno mężczyzna. Bez żadnego wahania zbliżał się do mnie, a gdy był już na wyciągnięcie ręki, odezwał się:

– Panie prezesie? Dzwoniła pana żona. Niepokoi się, czemu pan nie wrócił na noc do domu…

 

Epilog

 

Mocno zakręciło mi się w głowie. Zanim jeszcze upadłem twarzą na biurka, ujrzałem trzy rzeczy: Trzymane w mojej dłoni, naciągnięte na linijkę, czerwone stringi, nagą kobietę wychodzącą zza drze… yyy… zza szafy i małą, przezroczystą i do połowy opróżnioną torebeczkę, na której widniał zielony napis: WILCZE KIEŁKI.

Koniec

Komentarze

Nie podoba się. Całkiem nijakie, pozlepiane wyrazy - nie wiem, czy przypadkiem, czy celowo - utrudniają czytanie... i w ogóle, co to ma być? Wyznania narkomana?

Haskeer tekst nie jest do końca przejrzysty. Tak naprawdę nie wiadomo gdzie ten pan kierownik się w końcu znajduje: czy w biurze, czy w domu, czy na biwaku... W sumie do żadnego z wymienionych przeze mnie miejsc nie pasuje to stwierdzenie o zaniepokojonej żonie, bo nie wrócił na noc do domu...
Będzie ci łatwiej wychwycić takie rzeczy, jeśli pozwolisz trochę odleżeć swojemu opowiadaniu. 
Ale pisz dalej i nie poddawaj się. 

Takie coś mi przyszło do głowy, to napisałem i wrzuciłem...
Trochę już poleżało, ale najwyraźniej coś mi po prostu nie pykło...
Dzięki i pozdro:)

Niech to poleży nawet i z pół roku. Tak, żebyś zapomniał c o napisałeś. Kiedy już zapomniesz i weźmiesz swoje dzieło do rąk - będziesz je czytał nie jak własne opowiadanie, ale jak cudze - wtedy będzie ci lepiej je ocenić i poprawić.
Ja też pozdrawiam i 3mam kciuki za twoją twórczość. 

Dzięki:)

Nowa Fantastyka