
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Rozdział 19 – Pojmanie Siepańskiego łotra.
Wichacz wraz ze swoimi ogrami przemierzali Lesycki niebezpieczny las. Byli wściekli i zmęczeni. Strażniczki które miały ich chronić i poprowadzić przez tą diabelską knieję wprowadziły ich w pułapkę i zniknęły. To było nie spełna tydzień temu jak kazały im wbiec do jaskini, by schować się przed ogromnym wodnym stworem. Wodnego stwora wszakże nie było widać, jedynie duże bąble wypływające na wierzch z toni rozległego jeziora. Głupie ogry w panice rzuciły się jak jeden mąż do ciemnej jak noc pieczary. Wszystkie oprócz niego. Tylko on wyczuł podstęp. Gdy wszedł do środka, zapalił pochodnię i ujrzał swoich podwładnych przylepionych całym ciałem do ogromnej pajęczyny. Nawet nie próbowali drgnąć, jakby instynkt mówił im że monstrualny pająk tylko na to czeka. Wpatrywali się w niego swymi ogromnymi wyłupiastymi oczami przerażeni niczym małe dzieci. To był straszny widok.
-Wichaczu ratuj… -jeden z nich szepnął cicho ledwo wydobywając głos z zaciśniętego strachem gardła. Wichacz poświecił pochodnią dookoła próbując znaleźć olbrzyma. Nie miał pojęcia jak wielki może być ten ośmionogi obrzydliwiec. W jaskini było wiele zakamarków i ciemnych miejsc. Nie wiedział czy ryzykować próbując odciąć towarzyszy mieczem, czy może najpierw rozprawić się z pająkiem. Poświecił jeszcze raz na pajęczynę. Dostrzegł na niej prócz sześciu swoich wystraszonych ludzi także szczątki innych zwierząt. Jeleni, dzikoczłeków, skrzeczaków, goblinów, workonosów… Dało mu to w przybliżeniu obraz możliwych rozmiarów pająka…
-Porusz nogą. -rzekł do jednego z ogrów.
-Ani mi się śni. -odrzekł tamten. Drugi na szczęście usłuchał dowódcy i zaczął się szamotać na pajęczynie. Nagle dało się słyszeć szelest i ogromny czarny cień wychynął z góry. Wielki włochaty i czarny ośmionóg. Olbrzymi pająk we własnej osobie. Był rozmiaru niedźwiedzia. Miał trzy pary oczu i długie czarne kleszcze z przodu szczękoczułków.
-Jesteś tu skurwysynu! -wrzasnął Wichacz patrząc w górę. Uwięzione ogry zaczęły piszczeć niczym małe kocięta a niektóre nawet płakać.
-Wstyd! -krzyknął do nich Wichacz. -Boicie się pająków?!
Pająk zaczął spuszczać się na grubej nitce tuż przed Wichaczem. Syczał wrogo. Wichacz zamachnął się swoim mieczem i ugodził owada w głowotułów. Ten syknął. Zeskoczył na ziemię i rzucił się wprost na ogra. Próbował wbić swoje szczęki w ramię ogra by następnie wpuścić do jego organizmu truciznę, która rozpuściłaby jego wnętrzności. Ogr odskoczył na czas a potem raz za razem zaczął odcinać odnóża pająka. Pająk zaczął się zapadać, aż w końcu runął na ziemię pozbawiony kończyn. Na koniec Wichacz wbił miecz prosto w serce obrzydliwej bestii a żółtawa posoka prysnęła z jej ciała.
Teraz szukali innej bestii. Tą bestię jednak ciężko było wytropić. Już jeden pościg za nią skończył się tragicznie. Pół ludzi którzy ją ścigało zabił Przeklęty Las. Pół zapewne zginęło od jej miecza. Tak, tak. Brat Kaldrona był bestią, taką samą bestią jak wszyscy z rodu Czarnych Panów. Muszą zgładzić brata Kaldrona, inaczej Kaldron zgładzi ich. Bez wątpienia.
Wyczulonych uszu starego ogra doszły odgłosy ludzkiej rozmowy. Był późny poranek. Ogr nakazał być cicho swoim towarzyszom i zaczął skradać się w kierunku miłych dla jego uszu dźwięków. Gdy wychynął zza drzewa dostrzegł ludzkie postacie. Nie wierzył własnym oczom. Oto stał on. Książę Kem we własnej osobie. Czyścił kopyta swego rumaka. Dalej, po drugiej stronie polany siedziały dwie dziewczyny i rozprawiały o czymś. Mniejsza odziana w szkarłatną suknię tłumaczyła coś wyższej, a wyższa jasnowłosa łapała się w zdziwieniu za głowę. Wyglądała na nieco wystraszoną i załamaną. Wichacz zaśmiał się do siebie, a kiedy upewnił się że oprócz nich nie ma nikogo na polanie, zakrzyknął do swoich ludzi:
-Do roboty chłopcy…! – i zachęcił ich machnięciem ręki. Cała siódemka potężnych stworów wypełzła odważnie na polanę. Wichacz rozejrzał się dookoła. Pierwszy zauważył ich Kem. Jego mina mówiła sama za siebie: był bardzo zaskoczony. Zamarł w bezruchu.
Anhe właśnie opowiadała Farze o wydarzeniach w mieście widmo, o wszystkim co ich tam spotkało. Zdradziła także tożsamość Kema. Fara zareagowała szokiem. Nie chciała uwierzyć. W końcu do niej dotarło. Czarny koń, czarny płaszcz… Złapała się za głowę. Najbardziej nie mogła znieść myśli że tak wiele rzeczy ją ominęło, kiedy leżała nie przytomna albo była pod wpływem elfiej królowej. Nagle kontem oka dostrzegła jak na polanę wychodzi grupa siedmiu ogrów. Myślała że ma przewidzenia. Po chwili złapała koleżankę za rękaw i szepnęła przerażona:
-Anhe… Ogry!
Anhe obróciła się gwałtownie do tyłu. Jej źrenice powiększyły się do rozmiarów migdałów.
-Uciekajmy! -krzyknęła do niej Fara.
-A Kem?! -zapytała Anhe.
-Na świętą siostrę brzozę! Przecież to Czarny Pan! Po niego tu przyszli, więc niech go sobie biorą! – krzyknęła Fara i pociągnęła koleżankę za rękaw. Zaczęły biec przed siebie ile sił w nogach. Kilku ogrów podążyło za nimi. Byli wielcy, mieli długie nogi i z łatwością dogonili Anhe. Fara była bardzo szybka. Była elfką a szybkość była jednym z atutów tej rasy. Wkrótce jednak straciła i tak nadwątlone już siły i opadła na ziemię. Ogry zablokowały swoimi cielskami drogę do lasu stając tuż za dziewczętami i spoglądając na nie z góry. Te po krótkiej wymianie spojrzeń między sobą wystartowały do biegu tym razem w kierunku polany, gdzie stał Kem i reszta ogrów. Na lewo od nich była droga do lasu którą zamierzały uciekać dziewczyny. Przez gąszcz trudno było by im uciekać, ogry szybko by ich dopadły.
-Co za wariatki! -śmiał się Wichacz obserwując biegające dziewczyny. Kem także je obserwował. Rzeczywiście wyglądały śmiesznie i żałośnie próbując uciec przed ogrami. W końcu ogry dopadły je niedaleko Wichacza i powaliły na ziemię.
-No więc… -Wichacz zwrócił się do Kema z uśmiechem na twarzy. – Mamy cię. Z nami już nie będziesz się zabawiał tak jak z tamtym pościgiem…
-Nie wiem o czym mówisz. -odrzekł Kem.
-Dobrze wiesz… Chodzi mi o to jak obszedłeś się z ludźmi swego brata…– Wichacz wyciągnął zza pazuchy pomięty i poplamiony krwią list i zaczął go czytać.
Do Szanownego Pana Mokradeł – Kaldrona Czarnego.
Bardzo prosimy o wsparcie. Wymknął się nam tuż przed słynnym Lesyckim Lasem, który znany jest pod nazwą Las Przeklęty. Weszliśmy za nim. Las prawdziwie przeklętym okazał się być. Zaatakowały nas drzewa. Wszystko nas atakuje. Straciliśmy już ośmiu najemników. Dwóch zapadło się pod ziemię, kolejnych dwóch zjadły dziwne rośliny, trzech porwały jakieś niewidzialne stwory a jeden… Stał na straży w nocy. Gdy się obudziliśmy, znaleźliśmy go przywiązanego do drzewa z rozprutym brzuchem i dziwnym znakiem na ziemi napisanym jego krwią. Prosimy o niezwłoczną pomoc!
Kem uśmiechnął się pod nosem. Co prawda nie miał nic wspólnego ze śmiercią pierwszych czterech najemników, ale całą resztę wymordował własnymi rękami. Najlepiej wyszło mu nastraszenie grupy pościgowej mordując wartownika i pisząc znak jego krwią na ziemi. Do tej pory widział przerażone twarze psów Kaldrona, gdy obudziwszy się rano zobaczyli zmasakrowane i rozprute zwłoki wartownika. Obserwował to wszystko z ukrycia i bawił się przy tym doskonale. Za pewne i z ogrami postąpił by podobnie, gdyby jego czujność nie została uśpiona. Ale niestety… Dał się zaskoczyć… Dał, bo ostatnio zbyt często myślał o niepotrzebnych sprawach. Na przykład takich, czy zielonooka strażniczka kiedykolwiek daruje mu to czego dopuścił się niegdyś na Smoczych Wzgórzach i czy piękna elfka Fara wybaczy mu to, że chciał poświęcić jej życie w przeklętym mieście, by ratować swoje.
Wichacz przemówił.
-Więc Kemie… Twoja podróż dobiegła końca. Twój brat chce twojej głowy. Możemy jednak polubownie załatwić sprawę… Wiemy że ukradłeś sporą część złota swego ojca… Gdybyśmy dostali tą część, moglibyśmy puścić cię wolno i podrzucić mu głowę kogoś podobnego do ciebie… Ale nad tym muszę się jeszcze zastanowić, to może być zbyt ryzykowne…
Kem zamyślił się. Gdyby przystał na warunki Wichacza miałby więcej czasu na ucieczkę lub walkę z nimi. Teraz był raczej bez szans. Miał co prawda przy sobie miecz, ale ich było siedmiu, a on jeden.
-Śliczniutka…-jeden z ogrów warknął do Fary -Będzie moja… -oznajmił i pochwycił dziewczynę w swe ogromne łapska. Fara zaczęła się wyrywać i kopać napastnika. Nie miała przy sobie tahe i była bez szans. Z pomocą przyszła jej Anhe która rzuciła się na ogra i zaczęła gryźć go w ramię. Ogr strzepnął ją jednym ciosem otwartej dłoni. Inne olbrzymy śmiały się w niebogłosy. Drugi pochwycił zielonooką. Teraz były już kompletnie bezbronne.
-Zedrę z ciebie te fatałaszki! -syknął ogr do Fary. Dziewczyny wiły się, gryzły, kopały i próbowały bronić się jak mogły przed gwałtem.
-Powiedz im, żeby je puścili! -krzyknął Kem. Wichacz zaśmiał się.
-Ani mi się śni. Chłopcy dawno nie mieli przyjemności. Po tak ciężkich przeżyciach w tym lesie należy im się zabawa, nie uważasz?
-Kem!!! -zapiszczała Anhe z rozpaczą w głosie. -Kemie ratuj!!!
Cóż mógł zrobić?! Ich było siedmiu. Siedmiu ogromnych ogrów. Nie mógł jednak pozwolić by tym dziewczętom stała się krzywda. Zbyt bardzo je polubił. Nie był już taki twardy jak kiedyś. Podczas podróży z panami ze Smoczych Wzgórz i strażniczkami obudziły się w nim uczucia których nie znał do tej pory. Stał się przez to słabszy ale bardziej ludzki. Wichacz z niepokojem obserwował jak w Kemie narasta złość. Jego oczy stawały się coraz bardziej świecące, coraz czarniejsze i złe. Wiedział, że z nim nie można igrać. W końcu był jednym z tych braci, którego należało się bać najbardziej. Tak, Kem był nie zwyciężony w walce. Najlepszy z braci. Wichacz wiedział, że każdemu z nich Jorg dał przydomek. Przydomek odzwierciedlał cechy każdego z synów. Kaldron nosił miano Okrutny lub Odważny, jako iż był nie wzruszony na ludzką krzywdę czy ból i sam także bólu się nie bał. Kem nosił miano Szaleniec lub Rzeźnik. Każdy kto widział go na polu walki wiedział dlaczego. Gdy wpadał w trans zabijania, nabierał nadludzkiej siły i siekał przeciwników bez opamiętania. Zadawał ciosy w wymyślny sposób, tak by lało się jak najwięcej krwi i by było jak najbardziej makabrycznie. Kochał strach w oczach swoich wrogów. Kochał zabijać. Wichacz na ową myśl poczuł się nie pewnie. Nie zdążył jednak uspokoić swych ludzi gdy w mgnieniu oka potoczyła się wartka akcja. Kem wyskoczył wysoko w powietrze, błyskawicznie machnął półtoraręcznym i ciach! Po ziemi potoczyła się głowa ogra który jeszcze nie dawno mocował się z zielonooką strażniczką. Krew drzyzgała z szyi ciała, które szybko osunęło się na ziemię plamiąc krwią ogrów dookoła. Wszyscy byli w szoku. Kem korzystając z zamieszania dźgnął oprawcę Fary w brzuch, raniąc go dotkliwie. Ten puścił strażniczkę, a wtedy Kem krzyknął do dziewcząt:
-Uciekajcie!
One bez chwili wahania puściły się biegiem przed siebie. Kem Szaleniec w swych nozdrzach poczuł zapach krwi, która ściekała po jego mieczu. Lubił ten zapach, który pobudzał jego zmysły do akcji i pomagał rosnąć w siłę. Przejechał palcem po ostrzu miecza zbierając z niego kropelki krwi, a następnie włożył palec do ust by poczuć ich smak. Jego oczy rozgorzały niczym czarne węgielki wrzucone do ognia. W zwolnionym tempie widział biegnących na niego przeciwników, którzy wymachiwali toporami. Dopadli go. Czarny Pan był szybki i zwinny jak kot. Robił zręczne uniki, parował, skakał i z dzikością w oczach dźgał, siekał i ciął ogrów, którzy nie mogli sobie z nim poradzić. Czuł ich śmierdzący pot. Uwielbiał także i ten zapach. Przeciwnicy często zaczynali pocić się już przed walką. Ze strachu. Kem Szaleniec uwielbiał siać postrach, a zapach potu przeciwnika był dla niego jak najwspanialsze perfumy. Zmierzył Wichacza swymi czarnymi jak noc oczami, w których odbijał się obłęd mordu. Z satysfakcją dostrzegł w jego oczach nie pewność. „Boisz się świnio?! I słusznie… Wiesz, że jest czego się bać…"-myślał. Wtedy usłyszał piski swych towarzyszek. Jeden z ogrów dogonił je i szarpiąc za włosy próbował dociągnąć je do reszty. Kem myślał szybko. Jeśli wyprzedzi swych przeciwników i zabije tego ogra, dziewczyny będą miały szansę uciec. Rzucił ostatnie spojrzenie na Wichacza i skaczących przy nim rozszalałych ogrów, po czym rzucił się pędem w kierunku dziewcząt. Jednym sprawnym ruchem wbił ostrze swego miecza wprost w serce olbrzyma który trzymał strażniczki. Krew z jego trzewi siknęła wprost na twarz Kema Rzeźnika. Uwolnione z mocnego uścisku napastnika dziewczęta znów rzuciły się do ucieczki. Kem chciał szybko wyciągnąć miecz z ciała, lecz ten jak się okazało przeszył ciało olbrzyma na wylot i utkwił w ziemi. Kem Czarny wysunął go dopiero za drugim podejściem, nim jednak zdążył się obrócić dostał już kilka ciosów toporem w plecy od Wichacza. Osunął się na ziemię, ale ostatkiem sił przewrócił się na plecy i unosząc ręce w górę próbował się bronić przed razami. Wichacz i ogry okładali go pięśćmi i kopali nogami. Bili i bili, aż w końcu przestał się ruszać a jego ciało zaczęło przypominać bezkształtną krwawą masę.
Ech. Zdania jakieś takie niezgrabne. Nie redagowałeś tego chyba po napisaniu, a może i nie czytałeś. Rzadko kiedy opowiadanie od razu po napisaniu nadaje sie do czytania przez kogoś inengo. No i jakieś to takie nieciekawe fabularnie. No leją się mieczami, maczugami, gryzą i co z tego? Aha i jeszcze kopią i płaczą. Czasem odnoszę wrażenie ze za dużo chcesz upchnąć w pojedynczym zdaniu. Za bardzo się śpieszysz. Nie lubię zbytnio Fantazy, ale zdaje mi się że jego główną zaletą powinien być klimat. A ten buduje się powoli i metodycznie, a nie zdaniami typu: "Wichacz wraz ze swoimi ogrami przemierzali Lesycki niebezpieczny las". Po co to niebezpieczny tam wepchnałeś nie wiem. Jak chciałeś pokazać że jest niebezpieczny to było napisać to w kolejnym zdaniu. Np.: Znany był z tego, że na każde trzy osoby do niego wkraczające, wychodziła przeważnie jedna, a i to czasami.
By opisywać sceny batalistyczne, trzeba mieć dużo wprawy. Nie wystarczy napisać: "Osunął się na ziemię, ale ostatkiem sił przewrócił się na plecy i unosząc ręce w górę próbował się bronić przed razami." Pomijając już 3x się, to jest to mało plastyczne, o dynamice nie wspomnę. Walka musi się DZIAĆ. Szybkie zdania. Można by to napisać tak: Upadł. Nieludzkim wysiłkiem przeturlał się na plecy, by spróbować stawić opór otaczającym go ogrom. Było to jednak daremne. Kopali go i okładali pięściami, przez kilka niemiłosiernie długich minut. W końcu przestał się ruszać. Dopiero wtedy odeszli, zostawiając ciało na żer sępom, oraz ku radości marki ziemi, którą użyźniała jego krew.
Jak mówię nie jestem master od Fantazy, bo to najtrudniejszy gatunek. Musisz czytać jak to robi np. Feliks W. Kres, który potrafi z piasku ukręcić bicz.
Na razie jest słabo, ale nie poddawaj się.
AAAAAAAa, no ja mam pecha niesamowitego z tą strona. Raz kliknałem, a tu taki babol. Wrrrrrr.
Wysłalem już do admina monit z prosba o usunięcie zbędnych komentarzy.
Zaczynam rozumieć czemu ludzie tak mało komentują. Ze strachu. Ja też teraz zaczynam się lekać. Ech.
Dziękuję kochanemu adminowi, za szybką reakcję i uratowanie mojego tyłka, przed kupą obciachu. A swoją droga powinna być opcja kasowania komentarzy władnych i edycja. Załóżmy w ciągu 15 min od publikacji.
Tekst do przeczytania, natomiast ani oryginalnością ( o to w sumie dziś trudno) ani niczym szczególnym się nie wyróżnia. Pozdrawiam Autora
Do Mrok - Ludzie nie komentują zbyt często z powodu innych zajęć, których mają bez liku. Nie ma to nic wspólnego ze strachem. Poza tym, jak widać powyżej, doskonale sobie sam radzisz - cztery wpisy. Nieźle.
Mastiff
Zanim admin usunał był 19 x podwojony wpis pierwszy. Wyglądało to masakrycznie.
A tak już poważnie, to po przeczytaniu tekstu, napisać te 2-5 zdań to niegłupia sprawa. Dla autora to dobra motywacja, no bo ktoś czyta, oraz w przypadku uwag, szansa na poprawę.
Mrok- dziękuję za szczery komentarz. Każda uwaga jest dla mnie na wagę złota - to przecież na błędach się uczymy. Na pewno uwzględnię twoje uwagi przy poprawianiu tekstu.
Bohdan - dzięki za zadanie "tekst do przeczytania", to i tak już wiele dla mnie znaczy... :) Co do oryginalności, to pomyślę nad tym, żeby i jej nie zabrakło.
I taką postawę lubię. Nie, że ja się zemszczę, ale wezmę i poprawię. Oby tak dalej i będzie z Ciebie pisarz jak się patrzy. Upór jest nawet ważniejszy od talentu niekiedy. Już Cie polubiłem.
No tak... Zgadzam się, że komentarze są dla autora ważne. Więc czytajcie i komentujcie;) Przyjmę wszystko "na klatę".
A zresztą, co to ten talent? Wie ktoś? Czy można się ot tak pisarzem urodzić i od kołyski strzelać teksty na Zajdla i Nobla? Nie sądzę? Ćwiczyć, Ćwiczyć, Ćwiczyć. I nagle patrzysz, a twoje teksty są czytliwe, chwalone, nagradzane. Upór, mości Panowie i Panie, no i odrobina fantazji. Oczywiście ta odrobina, niczym szczypta soli, zwykle przesądza o smaku potrawy. Nie da się jednak gotować potraw rewelacyjnych, gdy się nie umie prostego rosołu ugotować.
Uczę się gotować jajka ma miękko, na razie, żeby nie wyszło, że mam się za Bóg wie kogo. Ale sprawia mi to frajdę. I o to też chodzi o frajdę, tak pisarza, jak i czytelnika.
Skoro ty uczysz się gotować jajka na miękko, to ja co niby? Że może uczę się dopiero herbatę zaparzać?! ;) he he... Pozdrawiam.
Nie jest tak źle. Musisz tylko zebrać się na odwagę i sięgnąć w zakamarki wyobraźni. Nie patrzyć o czym inni pisza. Znaleźć własny styl i tematykę. To bardzo ważne, by się wyróżniać. No i by kochać to co się robi. Pozwólmy Tolkienowi spoczywać w grobie i piszmy po swojemu. Jak patrze na teksty fantazy, to wiem, że to już by było dużo. Gdyby przestali cierpieć na kompleks elfów, ogrów i hobbitów. A co to nie mamy polskiej historii, słowiańskiej mitologi (tylko plis nie klonujcie wiedźmina), można też sięgnąć do jakichś mniej znanych mitologii zagranicznych. Np Aztecka. Widział ktoś gdzieś Azteckie Fantazy? Materiał na leży i czeka.
Hmmm... Azteckie fantasy..? :) Może i byłby to dobry pomysł, ale wyzwanie ogromne. Na pewno nie na barki nowicjusza i debiutanta.
A swoją drogą Mrok - ty to masz pomysły...! ;)
To też nie problem. Bierzesz i czytasz jakieś ksiązki o mitologii Asteckiej, kulturze i historii. Oglądasz parę filmów dokumentalnych. I już wiesz więcej niż przeciętny zjadacz chleba. On tam mieli tego Boga pierzastego smoka Quetzalcoatla który, o czym mało kto wie, żywił się motylami. I takich smaczków można znaleźć masę. Tylko chcieć. Tych lepszych patentów, oczywiście nie sprzedaje, co zrozumiałe. Ale Fantazy nie zamierzam pisać, bo to za trudne i jakoś mnie nie kręci.
Orki, ogry, pajęczyce - kiedy wreszcie skończą się te popłuczyny po Tolkienie?
Będę sie powtarzał. Nie wiem od czego zacząć: od dobrego, czy od złego. Złe - interpunkcja, czasem, a raczej często brarkuje przecinków. Temat oklepany jak piszą inni, ale na takich wątkach Tolkienowskich można zdobywać warsztat pisarski ( ja lubię ćwiczyć na space opera), ty widocznie masz zapał do fantasy. Tylko pewnego dnia będziesz musiała wybrać swoja drogę, a może już ją znalazłaś, może już nie robisz będów interpunkcyjnych: ten utwór był pisany jakiś czas temu, a ja oceniam go po czasie, jakić eon ziemski. Dobre - dla mnie dialogi, takie naturalne, wyrwane z życia, świat przestawiony plastycznie, nasycony, aczkolwiek powinno coś się wydarzyć niesamowitego, coś co rzuca na kolana, na początku lub an końcu, ale z tym boryka się każdy pisarz, aby przyciągnąć czytelnika. Jeszcze nie mogę wystawiać ocen. jeśli mógłym to postawiłbym 4. Pozdrawiam.