- Opowiadanie: Pol Saj - Braterstwo Smoków - Przewodnik (rozdział V - VI)

Braterstwo Smoków - Przewodnik (rozdział V - VI)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Braterstwo Smoków - Przewodnik (rozdział V - VI)

V
– Jedną z największych tajemnic jakiej człowiek jeszcze nie odkrył jest prawdziwa historia powstania wszechświata. Święte księgi, jakie znasz, mówią o pierwotnym chaosie i bezkształcie, pokazują etapy tworzenia wszechświata. Niestety, zapiski te określają bardzo ubogi zakres i czasu i przestrzeni. Ich natchnionym autorom zabrakło wiedzy, i wyobraźni, a nade wszystko, nadczasowości.
Świat jest olbrzymią głębią, nie przestrzenią, zauważ, jest to ważna uwaga, która zmienia pojęcie poznania. Nie jest ograniczony niczym od zewnątrz. Nie istnieją zewnętrzne pojęcia czasu, odległości. Świat podobny jest Bogom Najwyższym, albowiem zawiera się w nich, a Oni zawarci są w świecie. Wszystko, o czym mówimy i wszystko co poznajemy, dzieje się wewnątrz wszechświata. Stanowi o jego głębi. Czas zawiera się również wewnątrz świata, ale go nie ogarnia.
Słuchał głosu Nauczyciela, a czy to z napięcia, czy za sprawą napoju, który spożył, każde jego słowo jawiło się obrazem w jego głowie. Bardziej widział wypowiadane słowa, niż słyszał.
– I oto Musaku, to ty, stworzenie rodzaju ludzkiego, człowiek, trzymałeś w rękach tę Księgę, która jest początkiem wszystkiego, jest pieczęcią bożą, z której mądrości zrodziły się wszelkie kultury, i wszelka mądrość świata. Oto Księga Ksiąg, Pramatka. Wszystkie religie twego świata dążą ku jednemu, wszystkie święte księgi wielkich religii, ukazują podobne doznania i podobne losy swoich proroków. Wszystkie te księgi są namiastkę historii zawartej w Księdze Czasu, a swój początek, jak to jeszcze odkryjesz, wzięły z niej właśnie. Wszelkie sury, runy czy psalmy i wersety są niczym nowym, jak wydartymi fragmentami z Księgi Czasu. Każda religia w swoich podwalinach ma identyczne losy, które doprowadziły do powstania świata jaki znają, dlaczego? Bo świat jest zawsze jeden, i we władzy jednego boga. Jak już wiesz i imię boga i jego natura często przedstawiane są w różnoraki sposób i pod wieloma imionami. Człowiek od swego powstanie starał się upodabniać do boga, lub boga do własnych oczekiwań i potrzeb. bogom wszelkie nadawanie imion jest obojętne, bo nie zważają na nie, a każde imię zbiega się w jedno imię, które bogowie nadali sobie sami tworząc wielojaźniowy monolit, którego ludzie nie potrafią pojąć.
Tak więc, kiedy bóg był jednolity wszechświat był w nieładzie, chaosie rzeczywistym. Nic i nikt nie dbał o ułożone sury, poprawne psalmy. Wszystko było niematerialne, nie posiadało formy, a jednak miało ducha i energię. Tą właśnie energię, objął bóg pierwotnie i za jej to sprawą podwoił swoją jaźń. I zobaczył jak pięknie jest tworzyć. Więc jednym tchnieniem stworzył cały wszechświat.
Bóg sam siebie stworzył nim stworzył wszystko inne, stworzył Gaję, matkę wszystkiego, stworzył Kronosa, ojca przedwiecznego. I byli oboje, lecz jednym tchnieniem, jednym samo stwarzającym się bogiem.
Najwyższy stał się ojcem i matką wszechświata, który zazdrośnie w sobie ukrył. Wszelakie zaś stworzenie pochodzi zatem z wnętrza boga samego i jego wielorakiej jaźni, więc jest wielorakie, lecz jednego ma ojca i jedną ma matkę. Lecz wszystko co stworzył podlegało przemijaniu – zatem razem ze stworzeniem świata bóg stworzył i czas, który rozpoczął swój bieg, ale nie był w stanie objąć swego stwórcy.
Najwyższy uporządkował to co stworzył, podzielił i nadał właściwe dziełom swoim imiona. Stworzył zatem Asgard, dom swój i umieścił go w centrum wszechświata, by dzieci jego, gdy zostaną wezwane, mogły trafić do ojca. W łaskawości swej i dobroci, dla wypoczynku ducha za życie bogobojne i przykładne stworzył miejsce przecudne, upojne nektarem i barwą. Krainę szczęśliwą otaczającą zewsząd Asgard, Ogrody Ellissyum, tęsknotę dążeń żyjących. To w Ellissyum bierze swój początek most przymierza, między bogiem, a jego ludem, jawiący się tęczą. To po tym moście Drakkary zaprzężone w złotogrzywe pegazy od wieków transportują podróżnych między Asgardem i resztą wszechświata.
Tym, którzy bogów i stworzenie wszelkie mają za nic, a śmierć ich przemogła, stworzył miejsce mroczne i budzące swą nazwą grozę. Niflheim – czeluść ciemną i zimną, której nie masz końca. Pełno w niej strasznego demona i jego mocy. Czas omija to miejsce, więc cierpienie w nim nie ma końca. Wszelkie zło pochodzi z Niflheim.
Lecz nim osąd zapadnie i pisane ci będzie Ellissyum bądź Niflheim, gościć będziesz w miejscu równie okropnym i przerażającym, gdzie nie tylko ducha przerazisz, ale i ciało po śmierci doświadczysz cierpieniem i pokutą. To miejsce ostatnie, gdzie jest jeszcze nadzieja – to Tartar , miejsce to znane tobie, nazwane z czasem czyśćcem w Religi jaką znasz. Stworzony dla ratunku i odkupienia. Miejsce to okropne i straszne, ale i pociągające zarazem. Tu ma siedzibę jeden z żywiołów i tu też ten żywioł opanowano bezwzględnie. To z Tartaru wywodzą się najlepsi kowale i stal najlepsza, której tajemnicę zna tylko jedno stworzenie Ymir , olbrzym jednooki zrodzony jako jeden z pierwszych bez pierwiastka jednak bożego, ale poza czasem. Smakuje on każdą kadź surówki, przed jej odlewem i smakiem ocenia jej przydatność do wyrobu.
Kiedy odbędzie się osąd, osądzany przechodzi przez bramę Bahart, zwaną też Uchem Igły ze względu na jej rozmiar, który powoduje oddzielenie niematerialnej duszy od ciała. Duch jego stacza się w czeluść Niflheimu, a imię jego wymazuje się z Księgi Żyjących. Ciało pozostałe w Tartarze staje się wiecznym niewolnikiem bez prawa do łaski i przybiera formę trola. Te zaś zmuszane są do niewolniczej pracy, a nie rzadko służą za żer wielu formom, które posiadały pierwiastek boży.
Jeżeli osądzony usłyszał dźwięk Rerab przechodzi przez bramę El-Bahart, równie małą. Prowadziła ona wprost do oczekującego Drakkara, którym odbywa podróż do Ellissyum. Ciało szczęśliwca również pozostaje w Tartarze, gdzie przechodzi odrodzenie i może powrócić do formy jaką sobie zażyczy, lecz jest to wybór ostateczny, nie wymazuje się też imienia zmarłego z Księgi Żyjących, zmienia się tylko formę na – żył i umieszcza jego historią życia. Zdarzało się, że zmarły taki może powrócić do życia, gdy któryś z boskich potomków musi odrodzić się w innym ciele, lub ukryć przed innymi boskimi.
Kronos i Gaja nazwali się wspólnym imieniem, Najwyższy i jako taki panują nad wszystkim i wszystko winne im jest oddanie. Stworzenia swoje umieścili w bardzo przyjaznym i zasobnym we wszelkie dobra miejscu. Humanie jako najdoskonalsze ze stworzeń, hołubione i szczodrze obdarowane zostało przez Najwyższego. Ziemia pod ich stopami była ciepła i przyjazna, rodziła bogaty plon. Roztaczała przed gospodarzem szerokie horyzonty po czerwono błękitny nieboskłon. Z rozlicznych masywów górskich spływały rwące potoki bogate we wszystko czego potrzebowały pola uprawne. Lasy zasobne w zwierzęta. Humanie nie znali choroby ni lęku. Żyli szczęśliwie i długo. Ich wiedza była ich największym darem.
Był to rodzaj głęboko wierzący i oddany swemu stwórcy – swojej Matce Gaii. Humanie mieli jeszcze jedno bóstwo, potężnego smoka Dracona, którego czcili w nadzwyczajny sposób. Budowali szereg stożkowych budowli, które miały wskazywać szlak ich podróży ze świata bogów do ich świata. Humanie otrzymali potężnego opiekuna i nauczyciela. Dzięki opiece jaką ich otaczał nie musieli obawiać się niczego. Całą więc swoją energię poświęcali nauce i tworzeniu nowych udoskonaleń w ich pięknym życiu. Ich niezwykłe zdolności do nauki i wynalazczości brały się bezpośrednio z metody nauczania, jakiej poddawano ich od początków ich historii. Ich największym skarbem była wiedza, którą czerpali wprost ze źródła boskiej krynicy jaką niewątpliwie był ich opiekun Dracon. Smok ten, pierwszy w linii smoczego rodzaju, stworzony z miłości i poczucia piękna przez Najwyższego, w chwili jego zachwytu nad pięknem tworzenia. W momencie gdy poczuł potrzebę rywalizacji i podwoił swą moc po czym ją rozdzielił i stał się Kronosem i Gają. Ten Smok powołany do życia przez Gaję dla ochrony jej dzieci, dla nauczania ich mądrości stał się zaczątkiem wiedzy i umiejętności, Jakich żaden inny rodzaj nigdy więcej nie osiągnie.
Gaja dla swego ukochanego ludu stworzyła doskonałe miejsce do życia, które za wszelką cenę pragnął zniszczyć Kronos. To miejsce, mój drogi Musaku to Święty Gaj, który w dawnych czasach składał się z trzech krain. Dwie już znasz, trzecia i największa kraina stanowiła zaczątek ludzkości. To tam działa się historia, która została w znacznej części zniszczona przez Kronosa i za jego sprawą zapomniana. Kraina ta zwała się Atlantydą. Pierwsi ludzie zamieszkujący Atlantydę stanowili rasę Humanów. Różnili się nieco od człowieka ostatnich czasów, jednak ich wiedza i kultura nigdy nie została dościgniona. Byli tak wysoko rozwinięci, że swoimi osiągnięciami wprawiali w niepokój Kronosa, czym jeszcze bardziej popadali w jego niełaskę.
Kronos nie ingerował osobiście w losy Humanów, jednak zesłał między nich szereg maszkaronów i poślednich mieszańców, którzy mieli tylko jedno zadanie, zniszczenie tej rasy. Słudzy Kronosa polowali na Humanów i pożerali ich całe osady. Najgroźniejszym ze sług był Baal, który tak prześladował Humanów, że część z nich zaczęła oddawać mu cześć, a najważniejszym elementem kultu było masowe składanie ofiar z młodych mężczyzn i kobiet w każdym nowiu, które ta bestia żywcem pożerała. Jako jedyny z prześladowców odporny był na wszelką broń, jaką przeciw tym monstrom konstruowano. Humanie, i słusznie przekonani byli, że Baal pochodził z samego Asgardu. Dodatkowo Kronos ustanowił czterech swoich potomków, jako bogów mających bezpośrednią pieczę nad rodzajem ludzkim, którzy w pełni są bogami, powstali bowiem z rozwarstwienia chwilowego mocy samego Kronosa. Mimo, że był ich stwórcą, gardził nimi szczerze i obawiał się ich, więc oddalił ich z Asgardu i ustanowił ich siedzibę w miejscu zwanym Olimpem, zawieszonym między Asgardem i Świętym Gajem. Panem Olimpu ustanowił Zeusa, który otrzymał nieograniczoną władzę nad rodzajem ludzkim i swymi braćmi: Posejdonem, panem wód wszelkich, Hadesem, panem Tartaru i Aresem, władcą niezgody, podjudzania i manipulantem umysłów ludzkich, co dało mu przydomek pana wojny.
Nim się to wszystko jednak wydarzyło, po Atlantydzie hulały całe stada potworów, które nigdy nie zostały nazwane, ale swą dzikością i żarłocznością poczyniły okrutne spustoszenie wśród Humanów. Nim Kronos powołał swoich czterech potomków, oni także czynili krwawe żniwo wśród ulubieńców Gaii. Co gorsza, część z tych maszkaronów gwałciło zwierzęta i kobiety Humanów dając początek nowym rodzajom i gatunkom dziwadeł i mieszańców. Każdego dnia rodzili się nowi półbogowie i mieszańcy.
Swawola ta musiała przerazić samego Kronosa, który wezwał wszystkie stworzenia, które posiadały pierwiastek boży, by uporządkować sprawy wszechświata. Wówczas to, za sprawą Dracona olbrzymia część gadziny, która tylko otarła się o boskość została zniszczona w jednym jego oddechu. Niestety część posiadała w sobie zbyt wiele z Kronosa i ci przetrwali. Z woli Kronosa Baal sprowadził to paskudztwo ponownie, na zatratę do Atlantydy.
Humani skazani na zatracenie mogli liczyć jedynie na opiekę swojej Ukochanej Gaii oraz bezpośrednią protekcję Dracona, który w owych czasach, był częstym gościem w tym świecie. Kriwe zamilkł na chwilę, nabrał dużo powietrza w płuca i głośno westchnął, popatrzył na Musaka, a widząc jego cierpliwe i rozognione oblicze rzekł:
– To co wydarzyło się podczas porannego rytuału, nie zdarzyło się jeszcze nigdy. Twój pokłon podsycił płomień i otworzyła się Księga Czasu. To twoja Księga, ona jest tutaj z tobą. Po raz pierwszy opuściła ołtarz i trafiła w twoje ręce. Wcześniej otwierana była tylko przez Dracona, kiedy nauczał. Kim ty jesteś człowieku?
– Nauczycielu, to ja oczekuję odpowiedzi na mnóstwo pytań, wszystko co się ostatnio dzieje w moim życiu jest dla mnie tak nierzeczywiste, że mimo, iż tu jestem, nie wierzę w to. Nie szukałem Księgi, to ona mnie znalazła. Leżała na progu mego domu. Nie wiem co to znaczy i dlaczego spotkało to mnie.
– Pan nakazał mi odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania, możesz więc pytać, lecz proszę, wysłuchaj najpierw historii, którą mam ci do przekaznia, dotrzyjmy do sedna prawdziwej i jedynej religii.
Smok, który wyłonił się z Księgi to właśnie Dracon, nie pojawił się tutaj nawet w tej formie od czasów wojny między bogami i zniszczenia Atlantydy. Jesteśmy z Puszait przekonani, że pojawił się z twojego powodu. Od jakiegoś też czasu słyszalny był jego głos.
– Wiem, słyszałem go kilkakrotnie, lecz dopiero dzisiaj zrozumiałem czym jest ten dźwięk i od kogo pochodzi. Nauczycielu, czy rzeczywiście jesteś długowieczny. Jak to możliwe?
– Tak, ja się nie narodziłem, zostałem stworzony przez Gaję na równi z Draconem. Jestem też nieśmiertelny, jedynie Gaja może odwołać mnie ze służby. Nawet Kronos nie ma władzy, by mnie unicestwić, choć próbował wielokrotnie poprzez swoje sługi. Nie dziw się jednak, gdyż w twoim świecie istnieje wiele osób, które posiadają podobne do moich właściwości, a ich moc jest ukryta, lecz potężna. Istnieje proroctwo, które mówi, że we właściwym czasie ich moc się ujawni, lecz nikt nie wie, czemu ta moc będzie służyła.
– Nie potrafię zrozumieć tej walki między Gają i Kronosem, są przecież jednym bogiem pod wspólnym imieniem Najwyższy.
– To prawda, ale to wyjaśnię ci w innym czasie. Na dzisiaj to wystarczy. Po wieczerzy odpowiem na twoje kolejne pytania, jeśli będziesz miał taką potrzebę. Możesz rozejrzeć się po okolicy, nie zbliżaj się tylko do Rowu.
– Tak, wiem, Przewodnik wyjaśnił mi zagrożenie jakie to miejsce ze sobą niesie.

 

 

 

 

 

VI
– Panie, dodaj mi siły i mądrości, niech się nie waham. Utwierdź mnie w przekonaniu, że nie uciekam myślą zbyt daleko – modlił się kapłan przed Świętym Ogniem – że dobrze odczytałem znaki względem tego Musaka. Obawiam się jego pytań i moich na nie odpowiedzi. Lękam się go, bo wyczuwam w nim coś, co przekracza ducha śmiertelnego. Panie, jak to możliwe, że człowiek słyszy twój głos jeszcze przed nami, kim on jest. Oświeć mnie, czy czas proroctwa jest bliski.
Słowa modlitwy obudziły płonienie z ołtarza więc zagrały wesoło, zrobiło się jaśniej i cieplej. Pojawił się niewielki szum, jakby wiosennego wiatru, a następnie spokojny i głęboki głos wydobył się z wnętrza płomieni.
– Oto ty, najwierniejszy ze sług, masz wątpliwości. Nie lękaj się. Oto jest ten, którego wieszczą, tajemne jest jeszcze imię jego, lecz za chwilę we wszechświecie będzie hymnem i modlitwą i pojawi się lęk i wielkie poruszenie. Nim się to nastanie, musi zostać tajemnicą przed wszelkim stworzeniem. Nie wolno ci Kriwe wspominać o tym, nie wolno ci wskazywać na twego Musaka. Niech pozostanie jako sługa, nim jego czas się wypełni. Bądź zatem jego krynicą wiedzy i opiekunem, nie okazuj lęku przed nim, nie przyjmuj postawy sługi.
– Oto jestem, Panie.
– Kriwe, pokaż mu losy po zagładzie, te są najważniejsze. Naucz go rozpoznawać Smocze Kości i przygotuj do boju, niech miecz jego będzie jak ramie jego. Niech ramie jego będzie jak umysł jego. Niech umysł jego będzie jak duch jego. Niech duch jego będzie jak tchnienie Najwyższego.
– Panie, nie godnym…
– Nie godność twoja, a mądrość jest tutaj pożądana. Na to zostałeś stworzony, by dopełnić dzieła. – Po tych słowach zrobiło się cicho, aż namacalnie. Kriwe leżał bez życia u stóp ołtarza i takiego go zastał.
– Ocnąłeś się, jak to dobrze. Bardzo mnie przestraszyłeś. Kiedy wróciłem, leżałeś obok Świętego Ognia bez życia. Co się stało, jak się czujesz?
– Już dobrze, musiałem omdleć. Stary jestem.
– Nie opowiadaj bzdur, uciekasz od odpowiedzi, nie chcesz mi powiedzieć co się wydarzyło?
– Modliłem się przed ołtarzem i omdlałem, ot i wszystko. Sam jestem zaskoczony, bowiem nigdy mnie coś takiego nie spotkało. Mam teraz pustkę w głowie. Możemy ten dzień zakończyć bez dodatkowych pytań. Muszę się przespać. Ty zrobisz co zechcesz, ale jutro dużo pracy przed nami.
Nauczyciel, zasnął. Musak siadł przed Świętym Ogniem wpatrzony w radośnie tańczące płomienie i usnął także.
– Puszait może odejść, jak ciekawie Puszait zawsze odchodzi – zrzędził dziwoląg zagłębiając się w gęstwinie drzew. – Wimy przecież, że jak będzie trudno i ciężko to Puszait musi wrócić, ale niech tak będzie. Nie chcę być niańką tego Musaka. Niech Kriwe ma bolącą głowę…
Puszaid szedł raźnym krokiem przez gęstwinę zarośli jakby w ogóle nie istniała. W swym rozdrażnieniu nie zauważył nawet, że po przekroczeniu Rowu las się zmienił, nie był takim jakim go zostawił. Jego ukochany las został okaleczony tak nagle i z taką wściekłością, że żaden z drzewców nie był w stanie nawet zaraportować o nadciągającym niebezpieczeństwie, a teraz i sam Puszait zaabsorbowany własną osobą i tym jak go odprawiono z miejsca, gdzie tyle może się wydarzyć po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, nie dostrzegł śladów śmiertelnego zagrożenia. W jego głowie panował niepodzielnie bunt i żadna myśl z zewnątrz do niego nie docierała, aż do chwili gdy potknął się o brutalnie oderwany konar drzewca leżący na jego szlaku…
– SzSzSzyy – syknął ze złością – jak to tutaj. To nie może tutaj – gwałtownie przyszło otrzeźwienie. Drzewce nie ulegały wiatrom i nie gubiły konarów, chyba że definitywnie umierały, ale to nie zdarzyło się już tak dawno, że nawet nie był w stanie sobie tego przypomnieć. Poderwał się z młodzieńczą energią na równe nogi i rozejrzał uważnie. Dopiero teraz dostrzegł zagrożenie ale było już za późno. Chciał krzyknąć, wydać z siebie jakiś dźwięk, ostrzec. Otworzył szeroko usta, które z brutalną siłą zamknęła cuchnąca zgnilizną łapa.
*************
W głowie zaczęło dudnić rytmiczne uderzenie bębna. Wśród jego uderzeń ujrzał jakby z lotu ptaka rozległą przestrzeń, piękną i bogatą. Wszędzie wznosiły się gigantyczne budowle i krzątało się mrowie ludzi. Zapragnął być wśród nich. Zstąpił na tę piękną ziemię, lecz nie było to doznanie fizyczne. Zstąpił duchowo. Byli tu ludzie, jednak ich wygląd nieco różnił się od normalnego człowieka. Byli smukli i wysocy, większość z nich posiadała włosy koloru jasnego, złocistego wręcz. Cechą szczególnie rzucającą się w oczy były ich układające się ku tyłowi spiczasto zakończone uszy. Przypominali znanych mu z legend elfów. Było coś jeszcze, co przykuwało uwagę, ich pismo. Były to symbole, które bez wątpienia przypominały znaki z jego szaty, zaś ich mowa brzmiała identyczna jak ta, którą posługiwali się Przewodnik z Kriwe i Puszait.
-To piękne miejsce i wysoko rozwinięta kultura -myślał. Widział cudowne miejsca, które wyglądały na świątynie. Zdobione kolorowymi inskrypcjami i rzeźbami głów smoczych. Głowy te były uderzająco podobne do smoka, którego już znał. To z całą pewnością był Dracon. Jego wizerunki były jednak potężne i sam ich widok napawał go lękiem.
– Więc to musi być miejsce, o którym, wspominał Nauczyciel. Jestem w Atlantydzie.
Jaźń wędrowała po tej krainie poza jego wolą. Nie potrafił pozostać w jednym miejscu. Cięgle gdzieś pędził i pojawiał się w nowych miejscach i sytuacjach. Z tego tak cudownego miejsca trafił gdzieś, gdzie skórę przeszył dreszcz. Było to tak odmienne od tego co widział przed chwilą. Ponure i wielkie budowle, przypominające, a nawet identyczne z piramidami Majów, od szczytów tych budowli ku podnóżu biegły schody, po których płynęła strumieniami krew. Była to ludzka krew, krew ofiar mordowanych na szczycie piramidy. Ciała nieszczęśników zrzucano w przepaść z kładki wysuniętej poza obręb budowli. Obserwując spadające w dół zwłoki, ujrzał najstraszniejszą rzecz jakiej nie potrafił sobie nawet wyobrazić. U stóp piramidy, z rozwartą paszczą, do której trafiały ofiary, wił się potwór o czarnych, zielono lśniących łuskach. Ludzie wokół tańczyli i śpiewali w szalonym amoku, oddając co chwila pokłon stworowi z okrzykiem – Yahua Baal! Oto drugie bóstwo, które czczą mieszkancy Atlantydy.
Zobaczył też olbrzymie przestrzenie porośnięte gęstym lasem, który do złudzenia przypominał ten z Galeny, jednak dostrzegł też różnicę. W lasach tych, oraz na zboczach skał, w jaskiniach tętniło życie. Straszne życie. Stworzenia nie podobne do niczego co znał, o kształtach zwierzęcych i ludzkich. Dzikie, szalone i silne. Czuł bijącą od nich moc, która wyraźnie wskazywała na ich nadnaturalne pochodzenie. Mimo tego, że to był tylko sen, a on w nim miałem tego świadomość, obawiał się ich. Stworzenia te atakowały siebie nawzajem, rozszarpywały się i pożerały. Czasami uprowadzały się i w dzikich ostępach płodziły jeszcze większe dziwadła. Najbardziej przerażającym okazał się fakt, że wszystkie te stworzenia upodobały sobie polowanie na istoty ludzkie. Po nocy ginęły całe osady, wszędzie widać było śmierć i cierpienie. Kobiety gromadnie były hańbione przez te maszkary i porzucane. Po narodzinach, zrodzonych z gwałtu dzieci, matki pożerane były przez swoje potomstwo, gdy te tylko zostało odchowane. Zdarzało się, że w jakiś nadnaturalny sposób rodziły swym oprawcom następnego dnia owoce tej dzikiej miłości, tylko po to by to potomstwo zostało pożarte przez ojców, a kobiety ponownie były poddane gwałtowi.
Ten przerażający świat wyciszył się nagle, gdy pojawił się potężny, złoty smok, który część robactwa rozgniótł, część spalił. Przybył w asyście innych stworzeń, które wzięły ludzi w obronę. Widział wiele. Widział też Nauczyciela, który nauczał wielkie gromady skupione na wezwanie Dracona. Sam Dracon ział ogniem i ryczał donośnie na zgromadzonych. Ogień smoka jednych spalał, innych wyraźnie wzmacniał. Dawał im nową nadzieję.
Po tym Atlantyda stała się ponownie miejscem pięknym, a jej mieszkańcy szczęśliwi. Jednak szaleństwo powróciło. A zwolennicy Baala rośli w siłę, niszcząc jednocześnie miejsca kultu Dracona. Stan taki trwał do chwili, gdy na tę piękną i szczęśliwą niegdyś krainę zstąpił potężny Dracon i wypędził ogniem występnych. Krótko po tym całą Atlantydę z ocalonymi mieszkańcami pochłonęła głębia i ślad wszelki po niej zaginął. Zrobiło się cicho i pusto. Nad miejscem, w którym niegdyś była Atlantyda pozostał tylko Dracon, który zawisł w powietrzu z szeroko rozpostartymi skrzydłami tuż przed nim. Z jego oczu płynęły łzy. Popatrzył na niego i skłonił się mu, wydał z siebie z olbrzymią mocą ten przepiękny dźwięk i zniknął. Został sam.
– Obudź się, Musaku – poczuł lekkie szarpnięcie – miałeś jakiś koszmar, strasznie się rzucałeś i krzyczałeś przez sen.
– Nauczycielu, miałem bardzo realistyczny sen. Śniłem o krainie, która w moim świecie jest jedną z największych tajemnic i najbardziej nieprawdopodobnym mitem, śniłem o Atlantydzie, krainie, którą wspominałeś. Widziałem jej historię, jej rozwój i szczęście, widziałem też zło, które się w niej zrodziło i jego skutki. To było wstrząsające. Mieszkańcy Atlantydy byli ludźmi, jednak wyglądali nieco inaczej, widziałem w tym śnie Dracona, który skłonił się przede mną i jeszcze jedną bestię, Baala.
– Musaku, wywołałeś zdarzenia, które miały być tylko wspomnieniem w twoim szkoleniu, jednak muszę ci to wszystko wyjaśnić, gdyż sen twój nie był zwykłym snem, to zrządzenie Najwyższego. Taka jest bowiem kolej dziejów ludzkości. To nie mit, to wydarzyło się u początku dziejów.
To zdarzenia z przekazu świętych ksiąg w twoim świecie. Wyjaśnię twój sen, jednak nim się to stanie musisz zatrzasnąć wszystkie wrota, które są już za tobą, byś mógł dostrzec i przejść przez te które się przed tobą otworzą.
W twoim świecie historia stworzenia świata interpretowana jest w różny sposób, zależnie od przynależności religijnej. Wszystkie te przekazy wynikają ze swobodnej jednak interpretacji Księgi Czasu i dostosowania jej prawdy do prawdy oczekiwanej przez ówczesnych przywódców. Twoja kultura wywodzi się z Biblii judeochrześcijańskiej, która podobnie jak Koran i Talmud ma swój początek w Księdze Czasu. Wszystko, jak już wiesz wywodzi się z tej Świętej Księgi, niezależnie od kultury i wyznania, wszystko jest jednym i jednemu służy celowi. Uwielbieniu Najwyższego. To ludzie w swej mierności różnicowali wierzenia, i znaczenie najwyższego bóstwa, które określili dla własnej potrzeby. Podział ten ma również podłoże w twoim śnie. To co najbardziej podzieliło ludzi to właśnie religia, która została tak spreparowana i odsunięta od prawdy jedynej i najwyższej, by mogła posłużyć stworzeniu armii fanatycznych wojowników. Tak to nauka miłości posłużyła stworzeniu wojowników za wiarę, którzy bezwzględnie służyć mają nie Najwyższemu a uzurpatorom religijnym, którzy przywłaszczają sobie jedynie słuszną interpretację świętych ksiąg w różnych wyznaniach, samego Najwyższego mając za nic.
– To ma sens, w moim czasie, religia jest głównym powodem wojen między narodami.
– Musaku, w twoim świecie, który znasz? Nie słuchasz mnie uważnie. Twoim czasem nie jest czas, który znasz ze swego świata. Twój czas ma inny wymiar, nie ograniczaj go do swego świata. Jesteś tutaj by poznać znaczenie czasu, jego moc i odnaleźć siebie w nim. Znasz historię stworzenia świata. A ja mam za zadanie tę twoją wiedzę zburzyć i zbudować nową w tobie świadomość. Raj to miejsce rzeczywiste, które istniało w formie jaką znasz. Czas stworzenia świata jest ciągły, trwał i trwa nadal, a jednocześnie jest zakończony, bo czasu nie da się ograniczyć. Tak też, ten Raj w wymiarze ludzkim trwał dla ludzi długo w ziemskim wymiarze. Przechodził metamorfozy, uwielbiał swego stwórcę, ale też stanął przeciw niemu. Pierwsi mieszkańcy raju doświadczali nieopisanego szczęścia, posiadali mądrość i wiedzę, czerpaną bezpośrednio od swego boskiego opiekuna i nauczyciela. Stworzenia rodzaju ludzkiego jako rasa Humanów zamieszkiwały Raj.
– Humanie, przecież to ludzie z mego snu, to Atlantydzi!
– To właśnie chcę ci powiedzieć…
– Więc my jesteśmy… Ja jestem w miejscu, które było pierwotnie rajem?
– Cała ta kraina kiedyś stanowiła Raj. Atlantydę zamieszkiwali Humanie i wszelkie stworzenia, Galena stanowiła miejsce, które dostępne jest tylko istotom pochodzenia boskiego, Nadrowia to najbardziej niedostępne miejsce dla wszelkich bytów.
Początkowo, Humanie mieli prawo i zamieszkiwali Galenę, to był najszczęśliwszy okres w historii ludzkości. Rośli wówczas w liczbę i mądrość. Obcowali z samym Draconem, czerpali z jago mądrości i mojej wiedzy. Ja bowiem byłem ich nauczycielem i pierwszym kapłanem. Stan taki trwał blisko pięć tysięcy lat ziemskiej miary. Jednak miejsca pobytu Humanów nieustannie poszukiwał, na polecenie Kronosa, Baal. W końcu odkrył, że przebywają w Galenie, do której nie miał dostępu. Przybrał więc formę pięknego zwierzęcia, które fascynowało Humanów. Wyglądał, jak potężny lew z głową kobiety. Przechadzał się wśród Humanów i zaskarbiał ich zaufanie. Za sprawą Kronosa stał się niewidoczny dla Dracona, dzięki czemu przekonał ich do boskości swojej osoby. Tak narodził się kult Baala i poważne kłopoty Humanów. Zaczęli budować posągi nowego bóstwa, zmieniali swoją kulturę i wierzenia, odsunęli się od Gaii i unikali Dracona. Ulegli bardzo krwawej kulturze, zaczęli mordować się na ołtarzach ofiarnych, stali się żerem dla maszkar.
Na polecenie Gaii Dracon zniszczył wszystko co stworzyli Humanie w krainie Galeny, a swym oddechem wypalił całe w nich zło i przegnał ich do sąsiedniej krainy Atlantydy. Ludzie utracili nie tylko Raj, utracili też przymierze z Najwyższym. Od tego czasu stopa ludzka nie powstała w Galenie.
– Przecież to opis wygnania… z Raju.
– Nie dziw się, że to znasz. Bo jak już wspominałem, wszystkie święte księgi wywodzą się z jednej.
– To mój sen…
– W twoim śnie widziałeś wiele więcej, widziałeś zagładę Atlantydy. Humanie zamieszkiwali Atlantydę kolejne pięć tysięcy lat w czasie, których rozwijali nadal swoją kulturę, osiągnęli więcej niż dotychczas. Byli w stanie opuścić swoją krainę w statkach tworzonych przez swoich uczonych, podbijali inne światy. Stali się tak pewni siebie i tak dumni, że ponownie rzucili wyzwanie Gaii, tym bardziej, że Atlantydzi pozbawiani zostali możliwości obcowania z Draconem, co skrzętnie wykorzystał Baal. Wówczas ponownie nastąpiło drugie zstąpienie Dracona i ponowne zniszczenie zła zrodzonego z pychy ludzkiej podjudzanej przez Baala. Przetrzebioną Atlantydę zamieszkiwali tylko ci, którzy zachowali wiarę w prawdziwej religii. Kronos wpadł we wściekłość. Postanowił zniszczyć cały rodzaj ludzki wraz z jego światem. Nakazał swoim boskim synom zatopienie tego świata. Nim się to jednak stało, Dracon, znając zamiary Kronosa, pochwycił dwunastu z najszlachetniejszych Humanów i przeniósł ich do innego świata, gdzie dali początek nowej rasie, człowiekowi. To właśnie widziałeś w swoim śnie.
Jutro udamy się do Galeny, tam zrozumiesz, kim jest Najwyższy i jakia jest jego natura.
– Nauczycielu, zastanawia mnie jeszcze jeden element z mego snu, którego nie rozumiem.
– A tak, Dracon…
– Dlaczego potężny Dracon skłonił się przede mną? Ma to jakie znaczenie?
– Dracon… On ci się pokłonił….. To interesujące… Pewnie ma.
Następnego dnia, wczesnym porankiem udałem się z Kriwe do Galeny. Nauczyciel ukazał mi sposób przekraczania Rowu. Nauczył mnie dostrzegać nadchodzącą Furry i rozpoznawać moment wybicia, który pozwala na bezpieczne przekroczenie Rowu. Pokazał też jak rozpoznawać drzewce, drzewa obdarzone formą rozumnego życia i posiadające możliwość przemieszczania się z miejsca w miejsce. Są wartownikami lasów. Utrzymują telepatyczny kontakt z Puszait, który dzięki temu w pełni orientuje się w sytuacji w lasach. Kiedy dotarliśmy do polany, którą już znam, Nauczyciel nakazał mi obmycie ciała w Świętym Strumieniu. Uczyniłem to, tym razem bez nadzwyczajnych przeżyć. Po tym rozpocząłem dalszą naukę.
– Obiecałem, że poznasz naturę Najwyższego. Powiedz co jest dla ciebie największą wartością? Za co gotów jesteś oddać życie?
– Trudno mi w tej chwili zdecydować o tym co ma dla mnie taką wartość, może najbliższy przyjaciel, rodzina. Nie wiem, nigdy nie musiałem dokonywać takich wyborów.
– Wyobraź, więc sytuację, że musisz dokonać wyboru przeciwstawnego, wybór jednej opcji spowoduje unicestwienie niewybranej szansy. Ratujesz jedno cenne dla ciebie życie kosztem drugiego, równie dla ciebie cennego i ważnego.
– Jest to bardzo trudny wybór, obym przed takim nie musiał stawać.
– Oto natura Najwyższego, będąc jednocześnie ucieleśnieniem miłości, jest też ucieleśnieniem srogiego prawa. Jedną ręką tworzy piękną gazelę, lecz w drugiej kształtuje krwiożerczego lwa. Jedno i drugie wychodzi z tej samej mocy bożej. Dla obu stworzeń jest ojcem, a jednocześnie sędzią ich losu, daje życie wespół ze śmiercią.
– Dajesz mi pod rozwagę problem wyboru, ale gdzie w tym natura Najwyższego?
– Patrzysz prosto. Ja jednak wymagam od ciebie głębszego spojrzenia na problem wyboru. Musisz dostrzec dwoistość wyboru. Jeden umysł. Jedna też miłość i zachwyt do swego dzieła, a tak przeciwstawne działanie. Dla obu stworzeń emocje są równe i równe oddanie. Obie natury są niezależne i wrogie, a tworzone w jednej chwili i miejscu. To wrogowie śmiertelni, jednak zależni od siebie.
– Zwykła kolej życia. Wiem jednak ku czemu zmierzasz. Chcesz ukazać mi wielkość i mądrość Najwyższego w przewidywaniu i analizie zdarzeń. Jako stwórca jest w stanie godzić w sobie przeciwności i je przezwyciężać, potrafi zapanować nad życiem i śmiercią w jednym miejscu i czasie, jest początkiem i końcem.
– Doskonale to ująłeś. Najwyższy jednak uczynił dwoistość swej natury, by bardziej jeszcze tchnąć w swoje dzieło tworzenia wyrazistość. Oto powód jego podziału na Gaję i Kronosa. Bóg wojownik i bóg opiekun w jednym, ale z pełnym oddaniem i rozdzieleniem ducha. Dzieła Gaii są więc pełne miłości i piękna, posiadają świadomość i wolę, Kronos zaś tworzy dziką siłę i instynkt. Doskonałość ich stworzeń wynika z ich konkurencyjności względem siebie. Oba jestestwa boskie muszą doskonalić się w ulepszaniu swoich dzieł, by jedne nie zawładnęły bezgranicznie drugimi. To czyni wszechświat interesującym i ciągle niepoznanym. Obie natury boga nie czynią tego bezinteresownie. Domagają się uznania i czci, lecz nie ingerują bezpośrednio w żywoty swych dzieł. Dlatego Wszechświat przemierzają byty, które służą zarówno Gaii jak i Kronosowi.
– A my marionetki w tym wielkim polu boju musimy to znosić – chciał, by zabrzmiało to jak żart, jednak wyszło inaczej.
– Ty błaźnie, nie słuchasz mnie w ogóle! Najwyższy nie bawi się nami. W swej szczodrości dał nam wolną wolę i to był pewnie błąd. To my sami skaczemy sobie do gardeł i sami sobie jesteśmy największym zagrożeniem. Pomnij na czasy pierwsze Humanów. Jakie ogarniało ich szczęście, jak wielkim byli gatunkiem do czasu, gdy nie omamił ich Baal.
– Wybacz, nie chciałem cię urazić, tylko zażartowałem. Myślę, jednak, że nie do końca zbłądziliśmy sami, dopatrywałbym się w tym jednak winy Baala.
– Och, kiedy zaczniesz myśleć! Ball nie miał mocy czynienia krzywdy Humanom, do czasu, gdy oni sami go nie wprowadzili do swojego świata. Wówczas to stali się żerem dla niego i wszelkich maszkaronów. Gdyby nasze uczynki i myśli, a co za tym idzie historia zależna była jedynie od Najwyższego, nie mielibyśmy tylu proroków i odstępstw od prawdziwej wiary. Wojna religijna byłaby utopią, a nie podstawą religijnych credo. Nie zapominaj o tym, że jest jeden bóg i jedna wiara. Jest jedna święta księga, która nas o tym poucza. Jest też jedno imię boga i w każdym języku świata winno znaczyć to samo, Najwyższy. Tego właśnie chce bóg, a nie błazenady jaką rodzaj ludzki w swej pysze uczynił. Nie masz imienia wyższego nade mnie, nakazał Najwyższy. Powiedz proszę, które ze znanych ci wyznań mianuje Pana jego imieniem Najwyższy? Żadna, bo wszystkie samozwańcze wyznania zmieniły imię, które im oznajmiono na takie, które sami sobie obrali, lecz nie są to imiona Najwyższego. Wiara w tych bogów, również nie jest religią prawdziwą a jedynie ucieczką od Najwyższego, w celu osiągnięcia korzyści, które nie mają uznania w oczach Pana.
Nauczyciel przekazywał mądrość, która godziła w jego przekonania, lecz pełna była logiki i ostatecznie musiał ulec jej argumentom. Dzień był pełen napięcia, ale bardzo pouczający, zleciał błyskawicznie. Zastał ich zmrok.
– Nie wracamy dzisiaj na nocleg, zostaniemy tutaj, gdyż chcę byś poczuł moc ziemi i powietrza, byś stał się częścią tego świata poprzez zintegrowanie się z jego czasem. Ja przygotuję strawę, a ty zanurz się w źródle.
Nie pytając o nic udałem się do wody, która mimo wieczoru nie była chłodna. Przyjęła go ciepło i otulająco. Oczekiwała na jego ciało. Dawała tak silne odprężenie, iż obawiał się, że w niej usnie. Leżał na powierzchni lustra wody, lekko kołysany i pieszczony jednocześnie, przez delikatne fale – jakże inne to doznanie od pierwszego. Czuł się szczęśliwy. Umysł otworzył się na naturalne dźwięki, których dotąd nie słyszał. Delikatny szmer przemieszczającego się piasku po dnie jeziora, słyszał jak brzmi ocierająca się o siebie woda, która miesza przypływ z odpływem. Pewny był nawet tego, że słyszy płynące chmury i lekki syk studzonych promieni słońca, kiedy dociera do chłodnej zasłony zmierzchu.
Do kaskady dźwięków, które otaczały go coraz liczniej dołączyły się obrazy. Poddał się nim. Zamknął oczy i czekał na zdarzenia, które mają nadejść. Pragnął doznać jak najwięcej. Pożądał tej wiedzy, która była wielką tajemnicą, a jednocześnie jakby budziła się w nim ponownie do życia, jakby była jego częścią. Obrazy były niewyraźne, pełne dynamiki, pędziły przed oczami, pragnął je zatrzymać wierząc w ich piękno, lecz nie mogł unieść ręki by je pochwycić. Kolory zaczęły zlewać się w pasma barw. I oto stało się jasne. Usłyszał upragniony dźwięk, głos Dracona, który ryczał modulowanym, przytłumionym trochę tonem. Ten głos zwolnił pędzące wizje i ujrzał bezruch. Przepiękną tęczę, tak realną i namacalną, że był pewien jej stałej struktury.
– Oto szlak – usłyszałe, jak dawniej w głowie, głos Przewodnika – który jest symbolem przymierza ludzi z Najwyższym. Wielki dar, którym ludzie wzgardzili. Zapamiętaj go i zapamiętaj gdzie bierze swój początek. Oto tajemnica, dla której tu jesteś. Przyjacielu, zawsze wypatruj go w przestworzach i oddawaj cześć Najwyższemu. Ten symbol jest dla ciebie i wracających do prawdziwej wiary nadzieją i obietnicą łaski. Wielu będzie chciało zniszczyć to odradzające się przymierze, lecz oto powstaje strażnik i pogromca, wojownik imienia. Pan potężnego oręża, Pielgrzym Czasu. Oto zbawienie i śmierć wielu, prorok i obrońca Smoczych Kości. Oto jesteś Przyjacielu, u progu poznania. Odtąd imię twoje jest już znane, lecz nie ostateczne. Jesteś Pielgrzymem Czasu, tak cię zwać będą wszyscy i giąć przed tobą karki. Imię to obudziło też zło z Niflheimu. Nie lękaj się jednak, nim się z nim zetrzesz zostaniesz na to przygotowany. Oto dzisiaj odbędziesz podróż wraz z Kriwe, który od tej chwili jest ci sługą, podda cię on obrzędowi scalenia. Jutro posiądziesz władzę i moc, którą musisz okiełznąć bo jest to moc tworzenia i uśmiercania równa bogom. Jutro spotkasz Matkę i otrzymasz nową duszę.
Odwrócił głowę w kierunku, który wydawał się być źródłem dźwięku. Oniemiał. Ten głos, głos Przewodnika, dobiegał jednak od zawieszonego nad ziemią, złotego smoka. Dracon mówił głosem Przewodnika, z rozpostartymi skrzydłami i pochyloną głową w głębokim skłonie, jak w jego śnie. Nie zdążył o nic zapytać, kiedy cały ten miraż zniknął nagle. Miał mieszane uczucia, czy mówić o tym Kriwe, czy raczej to przemilczeć. Może to wszystko tylko miraż, może zasnął i wszystko to sen po tak intensywnych doznaniach dnia dzisiejszego. – Nic o tym nie wspomnę, postanowiłem– pomyślał. Wyszedł z wody.
Na brzegu, z pochyloną głową, klęczał Kriwe.
– Nauczycielu, co się stało, dlaczego klęczysz?
– Panie, tyś jest Pielgrzym Czasu – jednak, to nie sen. On już o tym wie – oto ja sługa twój z woli samej Gaii. Po to zostałem stworzony, by gdy przyjdzie czas, przygotować Pielgrzyma Czasu do wędrówki. Sam Dracon oznajmił mi tę nowinę, twój czas nadszedł, szybciej niż byśmy chcieli. Musimy się spieszyć.
– Co się wydarzyło, dlaczego zmieniły się plany. Powiedz też, Nauczycielu, co to wszystko znaczy dla mnie.
– Panie, nie jestem już twoim nauczycielem, a ty moim Musakiem, tyś Pielgrzym Czasu. Mój los jest w twoich rękach i twojej mocy, która nie zna granic.
– O czym ty mówisz, o jakiej mocy. Ja przecież nic nie potrafię. Jestem zwyczajnym człowiekiem.
– Twoje człowieczeństwo nie podlega mierze ludzkiej, powinienem tego się domyślić, jak tylko przybyłeś tu z Panem. Twoja moc zaś objawi się wkrótce. Od tej chwili podążę za tobą wszędzie. Za twoją sprawą pierwszy raz opuszczę Święty Gaj. Panie, musimy udać się do pobliskiej jaskini, gdzie namaszczę cię olejami i udamy się przed oblicze Gaii. Tam przejdziesz rytuał scalenia.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec
Nowa Fantastyka