- Opowiadanie: Woltus - Prawdziwy bohater

Prawdziwy bohater

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Prawdziwy bohater

Z każdą chwilą Gerid miał coraz większą ochotę walić jego głową o posadzkę.

 

Oto stał przed nimi On. Wybraniec bogów, bohater zapowiedziany przez proroków, jedyna nadzieja ludzkości, niepokonany niszczyciel zła, postrach niegodziwców, wspaniały wojownik, niezwyciężony szermierz, wielki dowódca i ogólnie ósmy cud świata.

 

Patrzyli na jego idealną twarz, przy której nawet posągi dawnych mistrzów wydawały się szpetne, oczy zawstydzające błękitem czyste niebo, złote loki odbierające blask dziełom najzdolniejszych jubilerów i nieskazitelnie równe zęby bielą przewyższające świeżo spadły śnieg. W jego obecności świat wydawał się szary i brzydki.

Towarzysze spojrzeli po sobie. Miny całej piątki potwierdzały ich przychylność dla skrywanej z trudem niechęci Gerida. Zwłaszcza, gdy bohater patrzył na nich wzrokiem tak pełnym politowania, że już dawno powinno się przelać i zatopić całą posadzkę świątyni.

 

Zostali tam wezwani przez wielkiego kapłana i niecierpliwie czekali jego przybycia.

 

Gerid przyjrzał się dokładniej wiernym kompanom.

 

Erwin stał ze splecionymi na piersi ramionami, jego twarz wyrażała bezkresne znudzenie i przekonanie, że mógłby w tej chwili zajmować się setką innych, bardziej pożytecznych czynności. Kostur czarodzieja unosił się przy jego boku, gotów w każdej chwili służyć swemu mistrzowi. O dziwo mag jak i kostur powstrzymywali się dotychczas od ciętych komentarzy.

 

Rivia, urocza złodziejka, choć sama siebie nazywała specjalistką do spraw pozyskiwania kosztowności oraz dostawania się do miejsc trudnodostępnych, bawiła się jednym z pierścionków, którego pochodzenia były żołnierz wolał nie dociekać, i zdawała się całkowicie pochłonięta tą czynnością.

 

Serik kurczowo ściskał w dłoniach symbol swojego zakonu i wyglądał na pogrążonego w modlitwie. Duchowny zawsze miał wybuchowy charakter i sądząc po sile z jaką zaciskał palce na złotym wisiorku prosił właśnie swego boga o cierpliwość, by nie walnąć wielkiego bohatera buzdyganem w święty czerep.

 

Karia i Bikr, bliźniaki, jak zwykle stali ramię przy ramieniu z twarzami zwróconymi ku sobie i coś szeptali. Po ukradkowych spojrzeniach jakie rzucali na słynnego herosa i kpiących uśmieszkach nie trzeba było mędrca, by wywnioskować, kto stał się obiektem szyderstw rodzeństwa.

 

W końcu wielki kapłan zaszczycił zebraną nieopodal ołtarza grupę swoim przybyciem. Zbliżył się powolnym krokiem z szelestem, choć może powinno się to zwać zgrzytem, szat gęsto obwieszonych złotem i gestem wychudzonej wiekiem dłoni powitał zgromadzonych.

 

– Witajcie wszyscy w domu naszego stwórcy – powiedział cichym głosem. – Zapewne domyślacie się dlaczego was tutaj zebrałem – zwrócił się w kierunku szóstki kompanów. – Wreszcie, po miesiącach starań udało nam się odkryć siedzibę mrocznego lorda, jego ponure zamczysko.

 

– Oczywiście, znalezienie wielkiej budowli, promieniującej na mile demonicznym splugawieniem jest przedsięwzięciem niezwykle trudnym i wymagającym długotrwałej oraz wytężonej pracy najzdolniejszych tropicieli, a i nawet wtedy graniczy z cudem. Jesteśmy pełni podziwu dla waszych osiągnięć – dodał niemal dosłownie ociekającym uprzejmością tonem Erwin. Żadna siła na tym świecie nie powstrzymałaby maga od wykorzystania takiej okazji.

 

– Swiatozbaw – kapłan kontynuował niezrażony i skinął na herosa - niejednokrotnie już krzyżował nikczemne plany mrocznego lorda i teraz nadarza się jedyna w swym rodzaju okazja wyeliminowania tego potwora. Dlatego wezwałem was, byście towarzyszyli Światozbawowi w drodze do plugawego siedliska złego lorda i pomogli mu wyeliminować to zagrożenie dla dobra i pokoju naszego świata.

 

– Dlaczego jedyna w swoim rodzaju? – Spytała Rivia.

 

– W najbliższych dniach wystąpi niezwykle rzadka koniunkcja planet, która wzmocni sługi światłości, zaś znacząco osłabi demoniczną magię mrocznego lorda. W pełni sił jest on niemalże wszechmocny, a i nawet teraz jego moc będzie niebywała.

 

– Skoro jest wszechmocny, dlaczego siedzi w swoim zamczysku czekając nie wiadomo na co? – Nie odpuszczała złodziejka.

 

– Władca ciemności obawia się mnie – odezwał się Światozbaw. Nawet głos miał idealny. – Dlatego zaszył się w swej ukrytej twierdzy, próbując znaleźć sposób, w jaki mógłby mnie zwyciężyć. Oczywiście nigdy mu się to nie uda. Zły lord panuje nad potężną, niszczycielską magią i jego konszachty z nieczystymi siłami uczyniły go niemal nieśmiertelnym, jednak – bohater zrobił wymowna pauzę – podczas moich wypraw zdobyłem magiczny pancerz wykonany przez krasnoludzkich mistrzów z łusek wszystkich ośmiu odmian smoków, który ustrzeże mnie przed plugawymi czarami złego lorda oraz błogosławiony miecz wykuty przez elfy na początku czasów i hartowany w łzach setek dziewic, jedyny oręż zdolny ranić mrocznego władcę.

 

– Co elfy zrobiły tym setkom dziewic, żeby zebrać tyle łez? – Zainteresował się Bikr.

 

– Zastanawia mnie raczej – odezwała się Karia – jak my mamy chronić się przed tą złą magią?

 

– Przepełniona cierpieniem śmierć od mrocznej magii jest niezgodna z doktrynami mojej religii. – Zastrzegł szybko Serik.

 

– Czyżby wszyscy nagle odczuli przypływ religijności? – Zadrwił Erwin.

 

– Nie musicie się obawiać o swe życie – wielki kapłan przemówił uspokajająco. – Wasza misja będzie polegała jedynie na doprowadzeniu Światozbawa przed oblicze mrocznego władcy.

 

– Ja już sobie z nim poradzę – głos herosa był jeszcze bardziej pełen dumy niż zwykle, choć jeszcze przed chwilą wszystkim wydawało się to niemożliwe.

 

– Co z nagrodą? – Rivia przeszła na najbardziej interesujący ją temat.

 

– Czy ocalenie świata przed mrocznym lordem samo w sobie nie stanowi dla was nagrody!? – Zagrzmiał Światozbaw zdumiony?

 

– Wolelibyśmy jednak dostać też nagrodę pieniężną, by móc wygodnie cieszyć się z wzięcia udziału w tej zaszczytnej kampanii – Rivia była w swoim żywiole.

 

– Dobrze – wielki kapłan westchnął. – Chodźcie do mojego biura, omówimy szczegóły.

 

* * *

 

– W tych wszystkich jego tytułach chyba jednak coś jest! – krzyknął do towarzyszy Bikr, odbijając mieczem goblińską włócznię. – Zmiata te stwory jak świeżo spadłe liście.

 

– Może faktycznie jest niepokonany – odparł Gerid rozłupując toporem czaszkę jednego z włochatych potworów.

 

Drużyna utworzyła okrąg wokół maga, broniąc wzajemnie swoich pleców i z trudem powstrzymywała zmasowany atak watahy goblinów. Tylko Światozbaw stał niczym samotna wyspa pośród morza włochatych stworów i zdawał się równie niewrażliwy na ich ciosy jak skalny brzeg na uderzenia fal. Za to każde cięcie jego ogromnym mieczem wyrzucało w powietrze przynajmniej z pół tuzina potworów.

 

Każda kolejna potyczka potwierdzała w oczach drużyny podstawność sławy bohatera. Niestraszne mu były hordy goblinów, bez lęku stawał przeciw silniejszym i większym od siebie ogrom, roznosił w pył zastępy gnijących żywych trupów. Jakby tego było mało nie wydawał się przez to wszystko ani trochę wycieńczony, a na postoje zgadzał się chyba tylko ze względu na błagania wycieńczonych kompanów.

 

W końcu, po długiej i krwawej, przynajmniej dla przeciwników, walce, kompania znalazła się u szczytu schodów prowadzących do przeklętego zamczyska.

 

Światozbaw stanął na najwyższym stopniu i zwracając twarz ku swym towarzyszom rzekł:

 

– Przyjaciele, oto jesteśmy przed bramami siedziby nikczemnego mrocznego władcy. Nasza chwalebna misja i jego żywot nieuchronnie zbliżają się ku końcowi. Unieście głowy i znajdźcie w sobie siłę na ten ostatni trud, byśmy mogli podążyć tymi ciemnymi korytarzami ku świetlistej chwale i wiecznej sławie, byśmy mogli zniszczyć zło w samym jego centrum. Bogowie patrzą na nas przychylnym okiem i…

 

Bohater nagle zachwiał się i drużyna zobaczyła zakrwawiony grot strzały wystający spomiędzy kołnierza zbroi i hełmu herosa. Z rozdziawionych ze zdziwienia ust Światozbawa popłynęła krew i bohater padł ciężko na schody.

 

Drużyna natychmiast przywarła do kamiennych stopni, nie chcąc podzielić losu niedoszłego zbawcy świata.

 

– Chyba jednak bogowie akurat patrzyli znudzeni w inną stronę – podsumował Erwin.

 

– Do wszystkich diabłów, co robimy? – Karia nie podzielała humoru maga, podobnie zresztą jak jej brat bliźniak.

 

– Czy wielki kapłan nie mówił, że tylko ten pyszałek może zabić tego złego? – Rivia zbladła tak, że przypominała trupa bardziej, niż zmarły niespodziewanie heros.

 

– No to jesteśmy w dupie. – Gerid westchnął ciężko i zacisnął mocniej palce na toporze. – Bez niego nie damy radę nawet wrócić do miasta. Za sobą mamy całe hordy potworów.

 

– Czyli już jesteśmy martwi. – Bikr przysunął się bliżej siostry.

 

– Niekoniecznie. Mam pomysł. – Erwin uśmiechał się przebiegle. Na ten widok pozostałą piątkę przeszedł zimny dreszcz.

 

* * *

 

Szóstka świeżo upieczonych bohaterów maszerowała z uniesionymi głowami główną ulicą miasta. Wokół ludzie tłoczyli się chcąc choćby rzucić okiem na idących. Gdyby nie gwardia królewska tłum już dawno rzuciłby się na drużynę, chcąc dotknąć swych wybawców i taki pewnie byłby koniec bohaterów.

 

Na środku sporego placu wieńczącego ulicę czekał w otoczeniu swego dworu król Krzysztof Wielki. Powitał drużynę ze wszystkimi honorami. Jednakże gdy skończyły się uprzejmości nadeszła pora na nieuniknione pytania.

 

– Wieść o powodzeniu waszej misji dotarła do nas przed wami i wszyscy radujemy się z tego wspaniałego zwycięstwa. Powiedzcie jednak, cóż stało się ze Światozbawem?

 

Gerid wysunął się przed towarzyszy. Podczas drogi powrotnej setki razy powtarzał sobie słowa, które miał tutaj wypowiedzieć.

 

– Światozbaw uratował nas wszystkich. Korzystając ze swych nadludzkich zdolności i z nieosiągalną dla zwykłego człowieka odwagą starł się z mrocznym władcą. Walczył z siłą i zapałem jakich nie widziałem u żadnego męża, a widziałem wielu walecznych żołnierzy. Ciosy złego lorda nie czyniły mu szkody, zdawał się ich nawet nie zauważać. Wreszcie, wykorzystując swe iście nadludzkie talenty, zakończył niecny żywot mrocznego władcy.

 

– Doskonale, jednakże gdzie on się teraz znajduje?

 

– Zbawca nas wszystkich, mężny Światozbaw pozostał w zamczysku mrocznego lorda, uważając, że jego świętym obowiązkiem jest oczyszczenie tej plugawej budowli ze wszelkich przejawów zła.

 

Oh jak pięknie brzmiały te słowa.

 

Gerid tak właściwie nie kłamał, koloryzował tylko trochę i może nie podał wszystkich szczegółów. Nikt poza nimi nie musiał przecież wiedzieć, że wchodzący do sali tronowej złego lorda bohater był tylko ożywionymi przez maga zwłokami. Wielka siła żywego trupa bez wątpliwości była nadludzką zdolnością, a odwagi zwłok wobec śmierci żaden człowiek nigdy nie osiągnie. Ciało bohatera walczyło zupełnie mechanicznie, nieprzerwanie, prąc nieuchronnie przed siebie, niestraszne mu były nowe rany. A zakończenie życia swymi niezwykłymi talentami…

 

Cóż, zwykle wojownicy nie urywają przeciwnikowi obu ramion i nie skręcają mu następnie karku, niemal odrywając przy tym głowę od ciała.

 

Nawet słowa o oczyszczaniu zamku ze zła były prawdą. Gdy ostatni raz widzieli Światozbawa, zjadał właśnie mózg mrocznego lorda.

 

W sumie więc Gerid powiedział prawdę.

 

Król uniósł ramiona w górę i przemówił do olbrzymiego tłumu zebranego wokół nich.

 

– Zaprawdę prawy i szlachetny to bohater. Chwała Światozbawowi! Chwała naszym nowym bohaterom!

Koniec

Komentarze

Bardzo fajna historia z jajem. Skojarzenia z Baldur's Gate było niemal automatyczne (sześciu bohaterów różnych profesji sieka gobliny - łezka się w oku kręci ;)). Szkoda, że zdążyłeś z tym na Kosmikomikę :)

Ano szkoda, mam jednak nadzieję, że będzie jeszcze okazja się wykazać :)

Dzięki za opinię!

Niezłe! Też skojarzyło mi się z Wrotami Baldura. Ciekawe który Światozbaw miał level :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka