
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Dzień, w którym znieistniała matka Czesława
Czesław, rozlany na kanapie jak foliowy worek tłuszczu, pośród ogłoszeń, hm, matrymonialnych w gazecie dostrzegł wielką białą plamę i telefon „do Boga” wewnątrz niej. Świadomość, że to tylko kolejny tani skok na kasę, szybko zgasła gdzieś na dnie jego rozkładającego się mózgu. Wykręcił numer. Odebrała pusta, święta cisza, która z całego świata bodaj najlepiej uosabia wszelką Istotę.
– Boże, nie wytrzymam dłużej, pozbądź się mojej matki. A, i jeszcze ześlij mi frytki, jeśli to możliwe.
Odłożył słuchawkę, ale zanim zdążył przełożyć dłoń z niej na pilota, ta zawibrowała roszczeniowo.
– Słucham?
– Moje uszanowanie, Zygmunt Wiekuisty, zakład pogrzebowy „Hades”. Bardzo mi przykro, ale chwilę temu dostarczono nam pańską matkę w stanie niejako ostatecznym. Wypadek drogowy. Kondolencje prześlemy pocztą. Prosimy o szybki kontakt, ulica Piaskowa 14. Jeśli skorzysta pan z naszych usług, otrzyma pan frytki gratis.
Czesław drżącą ręką ponownie wykręcił numer do Boga.
– Boże, żartowałem, chcę ją z powrotem.
Cisza robiła co mogła, ale nie potrafiła mu pomóc.
Komisariat tylko na pierwszy rzut oka przypominał bazar, który ktoś litościwie przykrył dachem i upakował w blaszanym baraku. Potem było już tylko gorzej.
– Taa jest? – zainteresował się Czesławem Mundurowy bez munduru, za to w czapce uszatce, hawajskich szortach i firmowej koszulce z nadrukiem JP.
– Chciałbym zgłosić śmierć członka rodziny – powiedział Czesław z twarzą jak odgrzewana serwatka.
– W rzeczy samej, o kogo konkretnie chodzi?
– Mama.
– Mamusia? – przeraził się nie na żarty policjant i na tę okazję wyjął gumę z buzi.
– Moja mama – wyjaśnił Czesław, opierając się ciężko o chwiejny blat.
– No to po diabła mnie pan straszysz?
– Proszę, czy moglibyśmy… – zająknął się Czesław.
– Ależ owszem, się nie pali się przecież. Trochę wyrozumiałości, nam płacą od godziny, tak? No, a wogole to moje kondolencje. Głupio żeby tak ktoś komuś umierał bez ostrzeżenia, kartki, smsa albo coś, nie?
– Głupio? – Czesławowi z wrażenia aż zaparło dech w piersi, po czym bezwolnie padł na wypchaną sprężynami kanapę, zelektryzowany tym popisem niewzruszonej ignorancji. – Rzeczywiście, trochę mi g ł u p i o.
– Gorzej się pan poczuł? – spytała troskliwie dyżurna policjantka o rudych, farbowanych włosach, które ułożone we wstęgi i falbanki przypominały ogony spadających gwiazd.
– Gorzej niż kiedy? – wyraził swój fatalizm. – Nie zastąpi mi pani matki. Błagam, przejdźmy do formalności.
– Kiedy ostatnio widział pan zmarłą?
– Po drodze, w trumnie w zakładzie pogrzebowym „Hades”.
– Drogie urny – zauważył Mundurowy, kiwając ołówkiem w dłoni tak, jakby uczono ich tego na kursach.
– Ładne wieka.
– Pochowałem u nich Bobika, mojego pieska. Procedura wymusza potwierdzenie istnienia osoby uznanej za zmarłą – kontynuował Mundurowy. – Może pan to jakoś udokumentować?
– Wziąłem ze sobą jej paszport i dowód osobisty – pośpieszył z odpowiedzią Czesław.
Mundurowy zachichotał drwiąco, kołysząc się przy tym na krześle i Czesław nagle zapragnął, by z niego zleciał i skręcił sobie kark. Mundurowy westchnął ze zrozumieniem, nie przestając się bujać.
– Widzi pan, w dzisiejszych czasach każdy może sobie załatwić dokumenty w ten czy inny sposób. My to wiemy, pan to wie i oni to wiedzą, nawet pańska matka powinna wiedzieć. W tej sprawie interesują nas rzetelne fakty.
Czesław potrząsnął głową bez zrozumienia, a później dla pewności podrapał się w skroń. Nie pomogło, ale przynajmniej przestało swędzieć.
– Można tego dowieść na kilka sposobów. Konto na Fejsbogu. Kredyt w banku. Blog. Obecność na I stronie odpowiedzi Google. Rozumie pan?
Czesław zawahał się, opuścił bezradnie ręce i pociągnął nosem.
– Obawiam się, że moja matka nie miała nawet komputera – wyjawił wstydliwie.
– Za coś takiego w normalnej sytuacji byłby mandacik, ale tym razem jej się upiecze – orzekł miłosiernie Mundurowy. – A teraz, skoro nie może pan dowieść istnienia swojej matki, proszę opuścić komisariat i przestać przeszkadzać funkcjonariuszowi w zaniedbywaniu obowiązków.
Czesław zamówił taksówkę, kazał wysadzić się przed domem pogrzebowym „Hades”, po czym z impetem wpadł do środka, zdesperowany, nieobliczalny poważny człowiek w miniaturowych włosach na głowie, o falujących policzkach i pięściach jak gruszki.
Wyzuty z resztek przyzwoitości wypłukanych z jego duszy jakby niewidzialnym szlaufem, bez słowa wyjaśnienia zapakował zwłoki swojej matki w czarną folię, wyrżnął skamlącego, uwieszonego u jego rękawa Zygmunta Wiekuistego prosto w pysk aż zęby zadzwoniły marsza żałobnego, złapał nieboszczkę za nogi i zaciągnął ją na przystanek autobusowy. Umknął uwadze Czesława fakt, że jego obecność w busie nie wzbudziła większych kontrowersji, a pewna mała dziewczynka w kleksowatych piegach usiłowała nawet gryźć trupa w zimny palec, który wystawał przez oczko w foli.
– Aniu, nie wolno wkładać śmieci do buzi – pouczyła ją stateczna babcia.
Czesław nie zważał już na nic, miotając gromy na przechodniów, lampy uliczne, chodniki i na czym tam jeszcze ten świat stoi, dotarł zlany potem do komisariatu, z wielką satysfakcją rzucił nieboszczkę na podłogę i odetchnął z ulgą.
– Teraz mam wasz pieprzony dowód istnienia – oświadczył głosem na wpół pijanym z euforii. – Uważajcie, żeby się o niego nie potknąć i nie wstawiajcie go do wazonu.
– Ach, jednak się panu udało! – ucieszyła się na jego widok pełna wigoru rudowłosa policjantka. Zauważył, że jej oczy wyglądają zupełnie jak dwa kwiaty zanurzone w stopionym wosku, ale to go nie przekonało.
– Znalazł pan hasła dostępu, nicki kont, znajomych w sieci? – dopytywał się Mundurowy.
Czesław wciągnął powietrze z gwizdem, ugryzł się w język i rzucił mu posępne spojrzenie.
– Nie, nie znalazłem. Mam dowód istnienia w postaci ciała. To raczej niezły dowód. Ciała, uważa pan? Leży na dywanie. O tam.
Mundurowy zmieszał się i uniósł brwi w zakłopotaniu, a serdeczna policjantka pośpiesznie spuściła oczy.
– Ja wszystko rozumiem, stres, złość, no ale mógłby pan sobie nie urządzać takich podłych żartów – odpowiedział z wyrzutem Mundurowy.
– Że co słucham? – stęknął półprzytomny Czesław.
– Proszę pana. – Mundurowy zniżył głos do litościwego szeptu. – Tam nic nie ma.
Czesław jęknął i zakołysał się z żałosnej bezradności.
– Na dywanie nic nie leży – powtórzył zdecydowanie Mundurowy.
– Pan sobie ze mnie żartuje – poprosił Czesław.
– A ja myślałem, że pan ze mnie. Z funkcjonariusza na służbie. W dodatku. Proszę spytać kogokolwiek. Alu, widzisz coś na dywanie? – zwrócił się do policjantki.
– Niestety – przyznała niechętnie, a Czesław znienawidził ją w jednej chwili.
– Aspirancie Kuczok, widzicie coś?
Z szafki pod ścianą wyskoczył mały człowieczek, pogłaskał się po głowie, sarknął nosem, wytarł go w rękaw koszuli i zdecydowanie pokręcił głową.
– Wracaj do pracy. – Po czym zwrócił się zniecierpliwiony do Czesława. – Przykro mi, ale tam naprawdę niczego nie ma.
Czesław z determinacją rozerwał folię i gwałtownie pomachał w jego stronę zimną, bezwładną ręką nieboszczki. Mundurowy tylko zamlaskał, dopił kawę i poprawił czapkę na głowie.
– Ona nie istnieje – powiedział znudzony. – Nie ma kredytu w banku. Google jej nie wyszukuje. Nie posiada bloga. Ani konta na fejsbogu. Nie ma p r a w a istnieć. Musi pan to wreszcie przyjąć do wiadomości.
Czesław ostrożnie wysunął szczękę i powoli pokiwał głową na potwierdzenie kapitulacji. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę do nosa, zatknął ją patyczek po lodzie i zamachał białą flagą.
– A więc to ja zwariowałem? – spytał bezwolnie. i cicho – To by nawet było wygodne.
Policjant uśmiechnął się przepraszająco.
Czesław czuł się, jakby ktoś dał mu w mordę.
Naprawdę zabawne, mocno groteskowe i absurdalne. Podobało mi się bardzo, no może poza zakończeniem bo liczyłem na więcej, w każdym razie sądzę, że więcej można było z tego wyciągnąć. Mimo wszystko opowiadanko dobre, czytałem z nieschodzącym uśmiechem na twarzy.
Pozdrawiam
Mała determinacja bohatera. Miał telefon „do Boga". Może On by mu pomógł. Scena ze zwłokami w busie super. Dodałbym jeszcze kontrolera (np. jazda bez biletu). Zdecydowanie można to było jeszcze pociągnąc.
Pozdr.
Kapitalne!
Ulgowy grobowy sponsorowany w ramach akcji 'panstwo przyjazne martwym emerytom'?
Oczywiście ,że ulgowy! I jeszcze ekipa osiedlowych ciołków, która chce mu ją podprowadzic. Oczywiście w niecnych celach.
Naprawdę przyjemna lektura. Kilka drobnych błędów w rodzaju "wogóle" zamiast "w ogóle", przyczepiłabym się jeszcze do tego, że po wyjściu aspiranta z szafy nie jest gramatycznie oczywiste, kto wypowiada kwestię "wracaj do pracy", brakuje mi tam odpowiedniego komentarza.
Fajny pomysł, realizacja wręcz brawurowa. Świetne.
Świetny tekst! Uśmiałam się :)
- Oddawaj pan matkę!
- Chyba mają panowie jakiś problem. Ona nie istnieje.
- A, to przepraszamy
Coś takiego, mości Tracer (poza tym, że ob JESZCZE NIE WIE, ale to tam tego)?
Bardzo fajny tekst, nieźle napisany i z pomysłem. Podobał mi się humor. Tylko puenta mnie rozczarowała. Spodziewałem się czegoś mocniejszego i dowcipniejszego, co podsumowałoby całośc. A kończy się jakby ot tak, uciąć nożyczkami bez słowa.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Moment moment, co najważniejsze: ten tekst podoba się 6 osobom, poprzedni 3, a więc jeśli przyjmiemy życzliwe założenie x*2 gdzie x-poprzednia liczba pozytywnie oceniających (a nie x+3, bo ponieważ to stoi w sprzeczności z Teorią Bezwzględności), zatem 12->24->48->96->192->384->768->1536->3072->6144->12288->24576..., czyli za jakieś 11/12 tekstów to się zacznie opłacać!
Jackie, to chyba tak nie działa ;P
Tak , przyznaje się. Poprawianie Autora jest wkurzające. Szczególnie jak poprawiający ma mgliste pojęcie o pisaniu. Obiecuję poprawę. Przedstawiłeś skończone dzieło. Czekam na następne. Pozdr.
Owszem, działa, a nawet jeśli nie, to wszyscy wierzymy, że działa, bo inaczej po co pisać opowiadania?
No a przede wszystkim to musi tak działać, bo inaczej będę się musiał wziąć za jakąś pożądną, uczciwą, produktywną pracę. I zabiorę miejsce komuś, kto się do tego dużo, dużo lepiej nadaje!
I Wy też, więc dla nas wszystkich lepiej będzie, jeśli mam rację. No nie?
Kumpel czesto żali się, że ludzie dyskryminują go ze względu na brak przynależności do portali społecznościowych.
- Że niby skoro nie mam konta na facebooku, to nie istnieję?
To zdanie samo cisnęło się na usta, podczas lektury tego tekstu. Lekkie, absurdalne, mocno wiercące w mózgu. Tle z mojej strony.
Pozdrawiam
Super, super i jeszcze raz super, bardzo mi się podobało, to jest dokładnie taki typ humoru, jaki mi pasuje :D daję 5 :)
it's time for war, it's time for blood, it's time for TEA