
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Z góry dziękuję za cenne uwagi.
PROLOG
Czarodziej poderwał się gwałtownie z łóżka. Jego pomarszczone czoło zrosił zimny pot, a serce waliło niczym młot. Lewą ręką przytrzymał prawą aby powstrzymać jej gwałtowne drżenie. Zaczął oddychać miarowo i głęboko, by powstrzymać skumulowany podczas snu niepokój.
Kiedy uspokoił się w takim stopniu, aby móc racjonalnie myśleć, począł przypominać sobie obrazy, które ujrzał we śnie. Każdy, nawet najmniejszy szczegół mógł okazać się istotny. Czarodziej wiedział, iż nie był to zwykły sen, tylko wizja, proroctwo, przepowiednia, czy jak to nazywali wielcy mędrcy tego świata.
Podniósł kołdrę i postawił prawą nogę na podłodze. Tylko, że noga nie dotknęła ciepłego drewna, ale napotkała cieplejszą i miększą masę. W pomieszczeniu rozległ się przeciągły wrzask kota i czarodziej poczuł jak ostre pazury zagłębiają się w delikatnej skórze śródstopia.
– Niech to cię przeklęty kocie! – ryknął czarodziej i złapał za zranioną stopę. Kot czmychnął do kuchni.
Koło łóżka stała niedokończona z wieczora butelka wina. Czarodziej chwycił ją łapczywie i przechylił wlewając zawartość do ust.
– Skoro wstałem wcześnie, to lepiej zabezpieczyć się przed bólem głowy – stwierdził całkowicie racjonalnie i pokręcił głową. – Muszę skończyć z mówieniem do siebie.
Wstał z łóżka i zaczął wymacywać w mroku stopami zagubionych kapci. Jak zwykle podczas upojenia alkoholowego, zdarzało mu się zapodziać kapcie, a ze względu, że butelka wina była dla niego najlepszym przyjacielem, poranne poszukiwanie stawało się równie częstą tradycją, jak zaglądanie w głąb szyjki butelki. Po chwili szukania zaprzestał tej czynności i machnął ręką w miejsce gdzie powinna znajdować się nocna półka. Zamach okazał się zbyt mocny i strącił lampę wprost na przebiegającego kota, który syknął w ciemności i pobiegł w sobie tylko znanym kierunku.
– Okozaki! Niech cię piorun jasny rąbnie w ten mały, koci łeb! – krzyknął na zwierzaka, który skwitował wściekłość właściciela ponownym syknięciem. – Przez ciebie rozlałem całą naftę!
Wrócił w kierunku łóżka i namacał opartą o ścianę laskę. Na twarzy wykwitł mu uśmiech, mimo, że w duchu wciąż przeklinał kota. Kiedy już miał rozświetlić pokój światłem z laski przed jego oczami pojawiły się obrazy, a w uszach usłyszał słowa, które musiał jak najszybciej zapisać. Jak zwykle w takich momentach przestał panować nad swoim ciałem, a celem nadrzędnym stawało się odnalezienie pióra oraz kartki papieru.
Ruszył przez nieprzenikniony mrok w stronę stołu, na którym trzymał przybory do pisania. Wcześniej jednak w jego nietrzeźwym umyśle powstała myśl, by oświetlić pokój. Rozpoczęty w tej chwili trans zniekształcił ową myśl i spotęgował. Dlatego ze szczytu laski trysnął płomień wprost na rozlaną naftę. Ciecz błyskawicznie się zapaliła i płonąca kałuża rozświetliła pokój czarodzieja, który nie zdawał sobie sprawy z zaistniałego zagrożenia.
Kot syknął niepewnie spod łóżka, do którego zbliżały się trawiące wszystko płomienie. Pomieszczenie zaczęło wypełniać się gryzącym dymem.
Czarodziej usiadł przy stole i chwycił gęsie pióro. Prędko zamoczył je w atramencie i nie znalazłszy kartki, począł pisać na drewnianym blacie.
Kot czujący zagrożenie wystrzelił spod łóżka niczym strzała łucznika i przedarł się przez śmiercionośne płomienie okopcając szare futerko. Następnie wbiegł do kuchni i wyskoczył przez otwarte okno.
Czarodziej pisał szybko i gwałtownie.
„Bariera między światami runęła…"
Ogień ogarnął łóżko i małą, nocną półkę…
„Uśpiony ogień przyniesie zniszczenie…"
Zważywszy, iż cała chatka była zrobiona z suchego i łatwopalnego materiału, ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie, trawiąc łapczywie wszystko co napotkał na swojej drodze.
„Ludzie umierający w męczarniach…"
Dym wypełniał już całe mieszkanie. Czarodziej zaczął kaszleć i pluć na podłogę…
„Młodzieniec z mieczem miotającym ogniste kule…"
Ogień niebezpiecznie zbliżył się do krzesła, na którym spoczywał zadek czarodzieja…
„Nie z tego świata…"
Płomienie liznęły białej szaty czarodzieja. W pomieszczeniu zabrakło tlenu…
„Tylko on może uratować przed zagładą…"
Szata zapaliła się…
Czarodziej ocknął się z transu i otworzył szeroko oczy.
– Znowu to samo – powiedział i zamknął usta, aby uchronić płuca przed śmiercionośnym dymem. W tej samej chwili spostrzegł, że jego szata płonie u jego stóp i ogień szybko pnie się ku górze.
Moje jądra. Pomyślał kiedy poczuł ciepło na mosznie. Musiał zarazem ratować stół i przyrodzenie, co nie było najłatwiejsze, na dodatek nie mógł przy tym oddychać, gdyż jedno zaciągnięcie się dymem mogło go kosztować utratą przytomności i ostatecznie życiem.
Na stole leżała misa z wodą. Chwycił ją i wylał na spód szaty. Na szczęście nie trafił bezpośrednio i woda trafiła wprost na płomienie, które wybuchły ze zdwojoną siła.
Kto nalewa nafty do misy. Pomyślał, a w końcu nikt inny niż on nie mógł tego zrobić.
Szata płonęła coraz mocniej i czarodziej zaczął przeklinać siebie za to, że nie zdjął jej, kiedy szedł pijany do łóżka.
Nie miał czasu ratować stołu. Nie musiał. Niemal wszystko pamiętał.
Ruszył w stronę drzwi, które otworzył z hukiem. Wypadł na chłodne powietrze, a na plecach poczuł pchnięcie ognistego podmuchu. Upadł wprost na liżącego futerko kota.
– Okozaki. – Powiedział, gdy odetchnął głęboko.
Kot zawył i czmychnął w głąb doliny.
– Okozaki – powtórzył. – Chyba mamy kłopoty.
Czarodziej przewrócił się na plecy i prawą ręką namacał chłody przedmiot – butelkę.
– Pełna – stwierdził i wyjął zębami korek. Uniósł butelkę i wypił połowę zawartości, po czym zasnął.
Nie miał już żadnych wizji.
Może lepiej od razu wstawić prolog razem z pierwszym rozdziałem? Bo z tego króciutkiego początku ciężko cokolwiek wywnioskować, nie jest ani szczególnie śmieszny (no chyba że kogoś śmieszą palące się jądra*), ani nie zachęca jakoś do dowiedzenia się, co będzie dalej (chociaż też nie zniechęca). Na razie wiadomo tyle, że będzie pisane w lekkim, przyjemnym stylu. Czytało się miło, chociaż szału nie było :)
*no dobra, po głębszym zastanowieniu stwierdziłam, że mnie czasami śmieszą :P
Dziś wstawię pierwszy rozdział. Tylko zerknę i poprawię tyle na ile potrafię. W zasadzie w drugim rozdziale okazuje się w jakim stopniu opowieść jest szalona, ale w pierwszym na pewno znajdzie się coś śmiesznego :)
niedokończona z wieczora butelka wina - tzn. bez szyjki czy jak?
Jest w porządku. Masz młody styl. Ale wrzuć całość dopiero, gdy będziesz ją miał. Chyba, że jesteś pewien, że nie przyjdzie ci nagle do głowy pomysł, by zmienić coś na stronie 27 i pchnąć fabułę na tory niespodziewane nawet dla Ciebie gdzieś w okolicach strony 59. Ale to tylko IMHO.
Powodzenia.
Wrzuciłem rozdział pierwszy i chyba na razie wystarczy. Zabieram się do pisania, bo czas skończyć opowieść.
Dzięki za komentarz.