
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– Wracaj urwisie!
Krzyk sprzedawcy z bazaru nie mógł dogonić złodziejaszka. Rudowłosy chłopiec zwinnie unikał przeszkód w postaci mieszkańców Dolnego Miasta i straganików, uciekając w stronę jednej z mniejszych uliczek. Ukradzione suszone daktyle, które mocno trzymał w dłoni, zaczęły się łamać i przyklejać do skóry, jednak młodzieniec zbytnio nie zwracał na to uwagi. Kiedy w końcu zniknął z placu handlowego, zwolnił nieco bieg i truchtem skręcił w prawo.
Uchodźcy z Fereldenu nie mieli łatwo, a Narik dopiero co zaczął się o tym przekonywać. Wcześniej niewinne psoty i podkradanie fantów były istotą zabawy, teraz, to jeden z najskuteczniejszych środków na przetrwanie. W Redcliffe spędzał całe dnie na zabawie ze swoimi kolegami i młodszą siostrą. Szczególnie upodobał sobie zakamarki niedaleko wiatraku, jak również podnóża starego zamku. Zamieszkując, na pewno nie z wyboru, Kirkwall, musiał zdobywać i dla niej i dla siebie pożywienie, gdyż matka zmarła trzy tygodnie temu na obrzęk płuc, a on stał się najstarszym z rodziny. Rudzielec zadowolony z faktu posiadania pierwszego, w dniu dzisiejszym, posiłku nie zauważył trzech cieni, które wychodziły z zaułku. Chociaż minęły dwie godziny odkąd nastało południe, to słońce nie było zbyt łaskawe dla tych, którzy spędzali ten czas na zewnątrz swoich domostw. Narik otworzył prawą dłoń i spojrzał na nią.
– Niech to szlag – mruknął do siebie widząc, że z pięciu ukradzionych owoców, jedynie trzy są całe.
W tym samym momencie, kiedy liczył daktyle, uderzył w coś, co momentalnie rykoszetem przewróciło go na plecy.
– Uważaj jak łazisz, gówniarzu! – syknął mężczyzna z długim łukiem na plecach. Jego krótko obstrzyżone jasne włosy odbijały promienie słońca w taki sposób, że mogłoby się zdawać, iż ten niespełna trzydziestoletni szczupły osobnik, jest ich pozbawiony.
– I po co te nerwy, Brill. Zostaw siły na później, przydadzą się – odpowiedział prawie dwumetrowy kompan łucznika, który na plecach nosił ogromny dwuręczny miecz. Jego niedbale przystrzyżona broda oraz blizna, która biegła od lewego ucha aż do nasady nosa sprawiały, że ów mężczyzna mógł być zaprawionym w boju wojownikiem.
Olbrzym jedną ręką podniósł do góry Narika, który zderzył się z jego niemałym brzuchem, po czym spojrzał prosto w oczy rudzielcowi.
– Nie bój się. Nic ci nie zrobimy.
– Może wie, gdzie znajduje się ten stary skład zboża? – zapytał Brill. – Hm, młodzieńcze? Wiesz, gdzie on jest? – Tym razem słowa skierowane były do Narika, który nie mógł nie zauważyć, jak łucznik powoli zbliża swoją lewą dłoń do wystającej rękojeści krótkiego miecza schowanego za pasem. Jego ruch zatrzymała trzecia z osób, która wyszła zza rogu. Kobieta miała ciemne włosy zawinięte w warkocz, który zarzucony był przez jej lewy bark, a kończył się na jej brzuchu. Na plecach, podobnie jak jej towarzysze, nosiła broń. Były to dwa różnego rodzaju ostrza. Chłopak z Redcliff nie za bardzo znał się na orężu, więc jedynie zgadywał, czym władała zielonooka, niezbyt ładna kobieta.
– No przecież mu nic nie zrobię – żachnął się łucznik, spoglądając z wyrzutem na kobietę.
– Wiesz gdzie jest ten skład, o który pyta mój przyjaciel? – odezwał się ciepłym głosem mężczyzna z dwuręcznym mieczem. – Niedawno przybyliśmy do Doków, nie znamy Kirkwall, a ty zdajesz się być obeznanym w topografii tego, jakże pięknego, miasta.
– N..nie panie – wyjąkał chłopak, który spojrzał wpierw na Brilla, następnie na ogromnego wojownika kończąc na swojej otwartej dłoni.
– Daktyle. Bardzo dobre, zdrowe i drogie. Wyglądają na kradzione – powiedział z przekąsem łucznik, gdy jego wzrok podążył za wzrokiem chłopaka.
– Jeśli wskażesz nam ten nieużywany magazyn zboża, ci bracia – wojownik wyciągnął dwie srebrne monety z kieszeni i pokazał je Narikowi – chętnie oddadzą się pod twoją opiekę.
Mężczyzna wpatrywał się w chłopaka, któremu na chwile szeroko otwarły się oczy. Dwie myśli szybko przeszły mu przez głowę: ilość jedzenia, które mógł kupić, a nie ukraść oraz uśmiech na twarzy jego siostrzyczki, która zajadałaby się owocami, a nawet i mięsem.
– Oni mają jeszcze dwie brązowe siostry, rodzina musi być razem, choćby nie wiem co! – odrzekł już pewniej chłopak, wciąż trzymając daktyle w dłoni.
– Ty bezczelny gówniarzu! – krzyknął łucznik, który zrobił krok w stronę Narika. Ten wzdrygnął się i cofając, za pomocą lewej ręki, odpychał się, szorując tyłem po ziemi.
– Daj spokój, Brill! – podniósł głos wojownik, który zdawał się być przywódcą tej grupy. – Mały nieźle kombinuje, a ja lubię bystrzaków. A im prędzej zaprowadzi nas do składu, tym szybciej ty będziesz mógł zaprzyjaźnić się ze złotymi rodzicami tychże pieniędzy – uciął, przenosząc wzrok na chłopaka. – Podobasz mi się. Niech i tak będzie. Trzymaj. – Najemnik podał rudzielcowi dwie srebrne monety. – Teraz już znajdziesz najkrótszą drogę do składu? Tak, byśmy niepotrzebnie nie rzucali się nikomu w oczy. Dwie brązowe monety otrzymasz, gdy znajdziemy się na miejscu.
Na pytanie mężczyzny z mieczem Narik z radością potrząsnął głową i schował monety do kieszeni. Podobnież uczynił z daktylami, wstał, rozejrzał się i rzucił cienkim głosem:
– Za mną. Tylko nie zostawajcie z tyłu.
Kobieta uśmiechnęła się i jako pierwsza ruszyła za biegnącym chłopcem.
***
– Ile jeszcze? – zapytał zasapany łucznik.
– Już prawie jesteśmy. To tam – chłopak ręką określił kierunek południowowschodni, a jego palec wskazywał krótkie schody, które prowadziły od niewielkiego placu w górę.
– Za schodami w lewo i cały czas prosto. Masywne i zżarte przez jakieś robactwo drzwi, to właśnie wasz skład.
– Uważaj, bo ci uwierzymy – zagroził łucznik, który ścisnął chłopaka za ramię. – Niby po tych schodach, przez ten plac niesiono worki ze zbożem? Masz nas za idiotów?
Spojrzenie Narika było wymowne. Strząsnął ramieniem dłoń najemnika, spojrzał na niego i odpowiedział powoli.
– No jasne, że nie. To wejście nie dla robotników, a dla klientów. Zboże przyjmowano i wydawano z tyłu. Tam jest zamknięte dla mieszkańców wzniesienie, po którym wciągano na wozach ciężkie worki.
– I ja mam w to uwierzyć? – prychnął Brill.
– Nie musisz. On mi wierzy – chłopak machnął głową na wojownika.
– Wierzysz, Eliusie? – łucznik wyszczerzył zęby do mężczyzny z mieczem.
– Przekonamy się – odrzekł zapytany, po czym nie patrząc na Narika, podał mu dwie brązowe monety.
– Masz i zmykaj stąd. Obyśmy cię więcej nie zobaczyli.
– Cóż za dobroduszność, Eliusie – zakpił łucznik patrząc, jak chłopak znika za niewielkim stosem siana.
– Kai, podaj notatkę ze zleceniem – najemnik zignorował zaczepkę Brilla i spojrzał na kobietę. Ta wyjęła małą kartkę pergaminu i oddała ją w ogromne, jak bochny denerimskiego chleba, dłonie Eliusa. Ten odczytał na głos jej zawartość.
– „Dla grupy najemników. W Kirkwall, a dokładniej w Dolnym Mieście, znajduje się nieużywany skład zboża. Według zleceniodawcy ukrywa się tam pewna osoba, którą trzeba zlikwidować. Celem jest ten, który pojawi się w kilkunastu postaciach. Nagroda to 6 złotych monet, dla każdego członka drużyny. Ponadto, najemnik ma prawo przywłaszczenia wszystkiego, co znajdzie przy martwym ciele pokonanego.”
Elius westchnął i spojrzał na kobietę.
– Przecież wiesz, że nie lubię ani zgadywanek, ani magii. A w tym zleceniu mamy i jedno i drugie. Czy ktoś mi wyjaśni, czemu się podjęliśmy właśnie takiego zarobku?
– Byś mógł oddać dług Ronwaldowi – odpowiedział sucho łucznik.
– Czasami żałuję, że Kai nie ma języka. Mogłaby nieraz skłamać – skwitował cicho wojownik.
Kobieta uśmiechnęła się i machnęła ręką w stronę schodów.
– No dobrze. Zatem ruszamy. Oby eliksir, który przyrządziłaś, ochroni nas przed magią, a przede wszystkim przed Pierwotną. Chyba już powinien zacząć działać?
Kai twierdząco pokiwała głową.
– Nic nie czuję. A smakowało to gorzej niż siedmiodniowe mięso, które gniło w promieniach słonecznych lasu Brecilian – skrzywienie na twarzy mężczyzny, zdawało się potwierdzać jego słowa.
Cała trójka ruszyła, zwracając sobą uwagę jedynie wiekowej parze, która przechodziła niedaleko, i po niecałych dwóch minutach znalazła się pod starymi drzwiami.
***
– Za bardzo nie zabezpieczyli tego wejścia – stwierdził Brill, kiedy Kai powoli chwytała za zardzewiałą klamkę, ostrożnie pchając drzwi. Drugą ręką schowała wytrych do kieszeni i sama nieco zdziwiona z jaką łatwością udało się jej włamać do składu, ustąpiła miejsca Eliusowi.
– Bądźcie czujni. Stwórca raczy wiedzieć, co tam zastaniemy – rzucił przez ramię wojownik i postawił kilka kroków w głąb magazynu.
Pomieszczenie, w którym znalazła się cała trójka, służyło kiedyś zapewne jako poczekalnia dla klientów. Wzdłuż pokrytych pleśnią ścian stały resztki ław, połamanych i spróchniałych, a na przeciwko drzwi wejściowych znajdowały się kolejne. Na końcu pomieszczenia, z prawej strony, stał ogromny blat, który wspierany na czterech masywnych belkach, miał zapewne służyć jako biurko dla szefa magazynu.
– I co? – zdziwił się Brill.
– I nic. Musimy przeszukać to pomieszczenie – odpowiedział mu Elius i ruszył wzdłuż ław.
Kai zamknęła za sobą drzwi wejściowe i skupiła się na pomieszczeniu, przymykając powieki. Kobieta posiadała rzadki dar wyczuwania magii w pobliżu miejsca, w którym się znajdowała. A to czyniło ją niezastąpionym kompanem. Ponadto świetnie radziło sobie z rozbrajaniem pułapek, otwieraniem zamków, jak również posługiwaniem się dwoma sztyletami.
Brill spojrzał na drugie drzwi w tym pomieszczeniu i szybkim krokiem podszedł do nich. Kiedy Kai skupiała się na ewentualnych zaklęciach, które mogłyby wspomagać to pomieszczenie, coś ją tknęło i otwierając oczy, spojrzała w kierunku stóp łucznika.
– Stój!
Za późno. Kiedy Brill odwrócił się w stronę kobiety, postawił kolejny krok, a jego stopa stanęła na pięciocentymetrowym podwyższeniu. Charakterystyczny dźwięk oznajmił nierozważnemu najemnikowi, że właśnie uruchomił pułapkę. Poczuł ból, wpierw w łydce, potem w okolicach kolana i udzie, gdy kolejne ostrza zagłębiały się w jego mięśnie. Sparaliżowany strachem zrozumiał, że zaraz zginie. Jednak dwa uderzenia serca później poczuł szarpniecie. Kai chwytając go za kaptur i pociągnęła go do tyłu. Nożyki wylatywały jeszcze z ukrytego w ścianie mechanizmu, aż w końcu przerwały swój lot na wysokości rosłego mężczyzny. Elius, który w znajdował się przy ławach, podbiegł do rannego kompana. O dziwo towarzysz nie krzyczał, jednak wyraz jego twarzy zdawał się mówić, że mocno cierpi.
– Niech to szlag! – zaklął i leżąc na plecach chciał wyjąć z lewej nogi jeden z kilkunastu nożyków. Były one wielkości rękojeści nożyka do filetowania, jednak zdawały się być ostre jak brzytwa.
– Zostaw. Wyjmując je możesz pogłębić rany – chwycił go za rękę Elius, który klęcząc przy Brillu, przypatrywał się lewej nodze kompana. – I kto wie, czy nie są one nasączone trucizną – dodał.
Kai rzuciła szybkie spojrzenie na wojownika, po czym pomogła wstać łucznikowi. Opierał się on na ramieniu kobiety, wykrzywiając usta w grymasie bólu.
– Musimy udać się do medyka. Możesz stracić nogę, a jako inwalida nam się nie przydasz.
Kiedy cała trójka dyskutowała nad następnym krokiem za ogromnym blatem biurka, rozsunęła się ściana. Wyszedł z niej wysoki, acz chudy mężczyzna, który w prawej ręce trzymał wyższą od siebie drewnianą laskę zakończoną dwiema, wpatrującymi się w siebie, głowami lisów. Elius poderwał się, zaskoczony widokiem zakapturzonej postaci i chwytając oburącz swój miecz, ruszył w stronę przeciwnika. W tej samej chwili Kai wyciągnęła swoje dwa sztylety i zrobiła jedynie kilka kroków w stronę zamykających się tajemnych drzwi, po czym stanęła i bacznie wpatrywała się w maga. Wojownik ryknął potwornie, aby się pokrzepić i zbliżył się na kilka kroków do nieznajomego. Ten stuknął swoją laską w podłoże. Ciało bezbronnego Eliusa uniosło się kilkadziesiąt centymetrów ponad podłogę i nienaturalnie wygięło się do tyłu. Jego ręce prawie dotykały jego stóp. Nie było by w tym nic dziwnego, jednak teraz łukowate kończyny znajdowały się za plecami wojownika. Najemnik czuł, jak opuszczają go siły, ale nie mógł nic zrobić.
Kai wiedziała doskonale, że Miażdżące Więzienie nie może być podtrzymywane długo. Wiedziała również, że zanim wykona jakikolwiek ruch w stronę przeciwnika, może tego pożałować. Postanowiła przeczekać, zaciskając jedynie zęby. Ku jej zdziwieniu, po chwili mag przerwał zaklęcie, a Elius upadł na podłogę. To była szansa, którą kobieta musiała wykorzystać. Pędem ruszyła w stronę zakapturzonego. W tej samej chwili przeciwnik poruszył głową w górę, a spod ogromnego, szarawo-brunatnego kaptura wydobyły się słowa.
– Ais sancerium hipness daliur lore!
Wypowiadając tą tajemniczą sekwencję, Kai zdołała zauważyć, iż czarodziej spogląda w punkt, za jej plecami. Elius z wielkim trudem zdołał się podnieść i chwytając miecz, który wypadł mu z rąk, spojrzał na postać z drewnianym kijem.
– Zginiesz magu! – zdołał wysapać i zamachnął się z prawej strony.
To, co wydarzyło się chwilę później, trwało nie więcej niż cztery sekundy. Biorąc szeroki zamach, prawe ramię wojownika znalazło się w pozycji poziomej do pleców. Jednak Elius nie zdołał wyprowadzić potężnego ataku. Jego łokieć przeszyła na wylot strzała, unieruchamiając ogromne ciało najemnika. Wbiła się w ścianę tuż obok tajemnego wejścia. Wraz z wojownikiem. Jedynie dobrze wytrenowany i doświadczony łucznik mógł z taką precyzją i siłą posłać Przyszpilający Strzał. Całkowicie zaskoczona Kai nie odwróciła się, tylko parła prosto na przeciwnika. Zatrzymała się w połowie drogi, gdyż momentalnie przeciwnika otoczył gęsty, szary dym.
„Oddech Kameleona” – stwierdziła w myślach Kai i wiedziała, że mag za chwilę zniknie z pola widzenia. Tak też się stało, a w miejscu gdzie przed chwilą stała zakapturzona postać, nie było już nikogo. Jedynie domykało się tajemne przejście w ścianie. Kobieta odwrócił się i zobaczyła puste oczy, które wpatrywały się w krwawiącego Eliusa. Jednak kilkadziesiąt centymetrów przed nimi, pomiędzy niegdyś niebieskimi, teraz kompletnie wypłowiałymi gałkami ocznymi Brilla, zauważyła zabrudzony grot strzały. Łucznik naciągnął cięciwę i wymierzając w bezbronnego kompana, chciał wypuścić kolejną, tym razem zabójczą, strzałę. Jednak Kai była szybsza. Doskoczyła do Brilla i wytrącając kopnięciem łuk z jego rąk, wbiła mu sztylet w szyję. Ten upadł na plecy i zaczął się krztusić. Kolejny cios kobiety był już zabójczy. Drugi sztylet przeszył serce łucznika, który wypluwając brunatną krew, wzdrygnął się, a głowa opadła mu bezsilnie na podłogę.
Jęczący Elius starał się wyrwać strzałę ze ściany. Okropny ryk bólu, który wydobył się z gardła osłabionego wojownika, świadczył o udanej próbie wyswobodzenia się. Po chwili, obficie krwawiące prawe ramię zwisało bezwładnie wzdłuż ciała Eliusa. Oparty o ścianę oddychał głęboko i starał się wyprostować.
– Co to do diaska było?! – zapytał, wpatrując swoje ciemne oczy w towarzyszkę.
Kai wycierając ostrze, które ociekały krwią Brilla, zastanawiała się nad zaklęciem czarodzieja. Nie słyszała go wcześniej, więc postanowiła przeanalizować każde słowo z osobna. Kiedy doszła do trzeciego z kolei, zorientowała się, dlaczego łucznik posłał strzałę w wojownika, który atakował człowieka z laską.
Zahipnotyzowany Brill stał się marionetką, ślepo wykonującą polecenie swojego pana.
– Wiesz dlaczego strzelił? – wojownik przerwał rozważania kobiety, podchodząc do niej. Ta twierdząco pokiwało głową. – Potem mi napiszesz. Teraz skupmy się na tym przeklętym magu.
Chociaż zraniona ręka wojownika bolała go niemiłosiernie, ten nie dawał tego po sobie poznać. Ruszył w stronę tajemniczego przejścia, jednak badając je dokładnie, nie znalazł mechanizmu, który by go otwierał.
– Ten cholerny mag zapewne zamknął to przejście od wewnątrz. Musimy iść przez tamte drzwi – wskazał te, przed którymi znajdowała się pułapka z nożykami. – Na nic ten twój wywar przeciw magii, Kai – oznajmił bardziej ironicznie, niż oskarżycielsko.
Wojownik nie będąc w stanie chwycić swojego dwuręcznego oręża, wyjął z pochwy martwego mężczyzny jego krótki miecz. Kobieta machnęła do Eliusa, by ten podszedł. Skończyła właśnie sprawdzać obszar wokół drzwi w poszukiwaniu kolejnych pułapek. Kai po raz kolejny bez trudu otworzyła drzwi, które lekko pchnęła. Kiedy chciała wejść do kolejnego pomieszczenia, usłyszała zza pleców.
– Ja pójdę pierwszy.
Towarzyszka odsunęła się, a przez drzwi wszedł najpierw Elius. Powietrze w komnacie było bardziej wilgotne, a sala zdawała się być większa niż poczekalnia dla klientów. Ale ciemność, która w niej panowała, nie dawała wojownikowi, co do tych przeczuć, całkowitej pewności. Podnosząc miecz do góry, stąpał ostrożnie do przodu, stawiając małe kroki. Nagle rozbłysło się światło. Kilkanaście świec, rozmieszczonych wokoło pomieszczenia, na środku którego stał Elius, zapaliło się w tej samej chwili. Jednak to, co zwracało jego całkowitą uwagę, znajdowało się na ścianach i suficie komnaty. Lustra. Co najmniej dziesięć luster.
– Co jest?! – zapytał sam siebie, powoli spuszczając rękę z orężem. – Lustra? – Chwilę potem przypomniał sobie treść zlecenia i od niechcenia przytoczył je – Zabić tego, który pojawi się w kilkunastu postaciach? Tak to szło?
Kiedy odwrócił głowę w stronę towarzyszki, zrozumiał. Kai znalazła się tuż przy nim i jednym szybkim ruchem podcięła gardło Eliusowi. Zaskoczony wojownik runął na zimną posadzkę. Czerwona maź zaczęła sączyć się ze śmiertelnej rany mężczyzny, mozolnie wsiąkając w starą podłogę. Kai spoglądając na martwego kompana usłyszała klaskanie. Z jednego z rogów pomieszczenia wyłoniła się zakapturzona postać. Dokładnie ta sama, która zahipnotyzowała Brilla. Kobieta przyjęła pozycję do ataku, jednak słowa maga uprzedziły ją w tym zamiarze.
– Spokojnie. Wypełniłaś zlecenie, więc cię nie zaatakuję. Wiesz, to doskonała rozrywka dla kogoś takiego jak ja. Banitę Kręgu, uzdolnionego apostaty ze skrzywionym kręgosłupem moralnym – zaśmiał się mag, po czym podszedł jeszcze bliżej kobiety. – Fascynacja nad psychiką ludzi poparta licznymi praktykami i doświadczeniami, sprawia mi ogromną satysfakcję. Obserwowałem was od momentu przyjęcia zlecenia. Podobasz mi się. Jesteś bystra, działasz błyskawicznie i rozważnie. I nie zawahałaś się zabić swojego kompana. Cudownie. – Apostata klasnął w ręce, a w jego głosie dało się słyszeć zadowolenie i podziw. – Oto twoja nagroda.
Kai wzięła garść złotych monet i schowała do wewnętrznej kieszeni.
– Pora się rozstać, najemniku. No chyba, że – przerwał na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. – Chyba, że masz ochotę na następne zadanie, które nas wzbogaci?
Kai uniosła brwi ze zdziwieniem, oczekując dopowiedzenia.
– Wzbogaci ciebie o dodatkowe złote monety, a mnie o kolejne doświadczenia.
Witam wszystkich. To moje trzecie opowiadanie, jakie napisałem. Akcja rozgrywa się w uniwersum gry Dragon Age II. Liczę na szczerą opinię, wytykanie błędów, wskazówki.
Miłego czytania:)
Oprócz typowych drobnych błędów początkującego, które zaraz wymienię, to początek tekstu sugeruje, że głównym bohaterem będzie chłopiec. Dowiadujemy się o nim wielu szczegółów... po czym po paru akapitach mały znika jak sen jaki złoty i dalej jest o Bardzo Standardowej Drużynie Najemników. Z drugiej strony, podoba mi się takie rozpoczęcie tekstu, przy którym "kamera" jest ustawiona nieco jakby na zewnątrz.
...dobra, czuję, że ściemniam, więc zaraz przejdę do tego, na czym znam się lepiej, czyli niedociągnięć językowych.
Jego krótko obstrzyżone
Ostrzyżone!
jasne włosy odbijały promienie słońca w taki sposób, że mogłoby się zdawać, iż ten niespełna trzydziestoletni szczupły osobnik, jest ich pozbawiony.
Ostatni przecinek zbędny (bo nie oddzielamy przecinkiem podmiotu od orzeczenia). Wyobrażenie sobie włosów, które w świetle słońca robią się przezroczyste, nieco mnie przerosło, no ale to w końcu fantastyka. ;-)
Jego niedbale przystrzyżona broda oraz blizna, która biegła od lewego ucha aż do nasady nosa sprawiały, że ów mężczyzna mógł być zaprawionym w boju wojownikiem.
Sprawiały? Chyba raczej "wskazywały" (bo przecież nikt się nie staje wojownikiem dzięki bliznom).
łucznik powoli zbliża swoją lewą dłoń do wystającej rękojeści krótkiego miecza schowanego za pasem.
Nadzaimkoza (bo jeżeli zbliża dłoń, to przecież wiadomo, że swoją) i nadopisowość (gdybyś napisał samo "do rękojeści krótkiego miecza", to i tak raczej byśmy się domyślili, że u pasa, bo jest to standardowe miejsce noszenia mieczy), poza tym nie wiem, czy miecz może być schowany za pasem (całkiem go nie widac?...).
Jego ruch zatrzymała trzecia z osób, która wyszła zza rogu.
Znaczy, złapała go za rękę?
Kobieta miała ciemne włosy zawinięte w warkocz, który zarzucony był przez jej lewy bark, a kończył się na jej brzuchu.
Zabijesz czytelnika tymi szczegółami. "Kobieta miała ciemne włosy splecione [bo warkocz się plecie, nie zawija] w warkocz przerzucony przez ramię" - i tyle. Po co komu informacja, że przez lewe i po co wiedza, gdzie dokładnie się kończył? Jeżeli to takie ważne, możesz napisać "długi warkocz".
Ech, znać erpegowca po tyhc opisach. ;-)
Na plecach, podobnie jak jej towarzysze, nosiła broń. Były to dwa różnego rodzaju ostrza. Chłopak z Redcliff nie za bardzo znał się na orężu, więc jedynie zgadywał, czym władała zielonooka, niezbyt ładna kobieta.
Chłopak z Redcliff to chyba w ogóle tych ostrzy nie widzi, skoro są na jej plecach?...
"Kartka pergaminu" - pergamin to wyprawiona skóra, więc nie ma kartek, a raczej kawałki.
Jest jeszcze parę usterek językowych, ale ogólnie powiedziałabym, że rokujesz nadzieję: napisałeś krótki, zwięzły tekst zamiast pierwszego rozdziału Genialnej Powieści o Magicznym Dziedzictwie (mnóstwo takich pierwszych rozdziałów tu się pojawia - co znamienne, zwykle są to pierwsze i zarazem ostatnie...), nie silisz się na przedstawienie w pierwszym akapicie całej geografii i tysiąca lat historii świata, słowem - szafa gra. Dużo czytaj i staraj się wracać do swoich tekstów po paru miesiącach (odczytywanie na głos jest bardzo cenną pomocą), żeby sprawdzić, jakie rzeczy do poprawki sam zauważysz.
Ciało bezbronnego Eliusa uniosło się kilkadziesiąt centymetrów ponad podłogę i nienaturalnie wygięło się do tyłu. – tutaj drugie „się” jest Ci zupełnie niepotrzebne.
Jego ręce prawie dotykały jego stóp. – unikaj takich rzeczy jak ognia. Omiń jakoś, na przykład: Nieszczęśnik był zgięty tak bardzo, że dłonie stykały się ze stopami, - czy coś w tym stylu. Miałbyś powtórzenie do wygięło, ale chodziło o ominięcie „jego”. Zamiast tego wygięło też można cos wkomponować, nie przychodzi mi nic teraz do głowy.
- Co to do diaska było?! – zapytał, wpatrując swoje ciemne oczy w towarzyszkę. – O rany, a to fajnie brzmi :P Nie ta forma kolego. Wpatrując się ciemnymi oczami. I po co to „swoje”? Cudzymi by chyba nie patrzył ;P
Ruszył w stronę tajemniczego przejścia, jednak badając je dokładnie, nie znalazł mechanizmu, który by go otwierał. – Zagmatwałeś. Jeśli przejścia, to który by je otwierał. Ale 2x będzie je, więc kombinuj.
Ruszył w stronę tajemniczego przejścia, jednak dokładnie badając ścianę, nie znalazł mechanizmu, który by je otwierał.<- na przykład.
Nagle rozbłysło się światło. – bez „się”
To ja do komentarza Achiki jeszcze tyle od siebie dołoże. Bardzo fajny tekst, lubię tego typu opowiadania, a Ty z tego co widze, potrafisz pisać interesująco. Jak wyeliminujesz tę nadzaimkozę, powtórzenia i niezgrabne sformułowania, to będzie naprawdę super.
I fabuła też mi cholernie przypadła do gustu, zwłaszcza zakończenie :)
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Dziękuję za wskazanie błędów i porady w kwestii ich rozwiązania.
Fakt, z opisem zdarza mi się popłynąć - prawda: wpływ RPG :)
Co do zaimków - nad tym również popracuję.
Cieszę się, że fajnie Wam się czyta i że fabuła jest całkiem OK.
Jak czas bardziej pozwoli, napiszę kolejne, gdyż pomysł już się wykluł:)