
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– Kim się stałem? – Spytał lustra ogorzały mężczyzna, na którego twarzy widać było znaki przeżytego cierpienia.
– Nikim – Odpowiedziało jego odbicie.
– Czy kiedykolwiek byłem kimś?
Lustro tym razem milczało. Trwało chwilę, nim człowiek zrozumiał że przez cały czas rozmawiał tylko ze sobą.
Wyszedł na dwór. Miał nadzieję, że może trochę powietrza przyniesie mu orzeźwienie. Ale wiedział nie da spokoju, nie uspokoi wzburzonych fal cierpienia, potrzaskanego umysłu… Nie da nowej nadziei.
Szedł po mieście, widząc miejsca i wspomnienia wiążące się z nimi.
Park Białego Drzewa…To tutaj porzuciła go jego jedyna miłość. Dlaczego to musiało tak się potoczyć? Anna… Nigdy już nie spotkał nikogo podobnego, i wątpił by mu to się zdarzyło. Gdy odchodziła, była w ciąży. Pamiętał że planowała nazwać córkę Helia. Dlaczego wtedy odeszła? Nie wiedział. Odbiło się to na nim. Zawsze mu pomagała, wspierała go… Gdy został sam, nie potrafił poradzić sobie z ogarniającą go powoli depresją. Popadł w długotrwałą chorobę. Sześć lat spędzonych w Ośrodku Stabilizującym, jak niektórzy go nazywali, uczyniło go kimś innym. Ale nie ustabilizowało. Potem długo podróżował. Nie wiedział czy osoby które wtedy spotkał i to co przeżył było tylko wytworem wyobraźni schizofrenika jakim się stał, czy może czymś o wiele gorszym.
Gdy w końcu kilka dni temu ocknął się na podłodze starego mieszkania, które jak się okazało, było zapisane na niego, rozpoczął nowe życie – życie, które okazało się chwiejną wędrówkę między normalnością a psychozą. Wstawał rano, wychodził z domu i wracał wieczorem. Nie wiedział co robi po wyjściu z domu. Wspomnienia zamazywały się i blakły. Widział siebie idącego długim korytarzem, który w rzeczywistości był ulicą. Widział siebie, rozmawiającego z nieznajomymi. Kim oni byli? Po co z nimi rozmawiał?
Czy to wszystko był tylko snem, z którego wkrótce się obudzi? Może leży gdzieś, teraz, skrępowany i majaczący… Wzdrygnął się mimowolnie. Musi jakoś to wszystko naprawić, przywrócić swój umysł do normalności. Znaleźć nowy cel… Ale jak? Szedł ulicą, która w rzeczywistości była wielkim korytarzem. Ludzie idący obok niego znikali. Długi, ciemnoczerwony korytarz prowadzący gdzieś…Gdzie? Człowiek chwycił się za głowę, wpijając palce w przerzedzone włosy. Nie mógł wytrzymać tego bólu.
Ból głowy.
Zimno…
Dlaczego tak boli mnie głowa?
Mężczyzna szedł przez opustoszałą krainę, będącą w istocie jego umysłem. Drzewa, domy, osoby które znał… Wszystko zmieniało się, starzejąc i młodniejąc na przemian. Drzewy usychały i rozkwitały, domy zamieniały się w gruzy i odbudowywały a ludzie umierali i odradzali się. Nie panował już nad tym. Jego umysł zaczął żyć własnym życiem, a on był tu tylko gościem. Nie miał wyboru – musiał iść dalej.
Ze zdumieniem spotykał nieruchome osoby z jego wspomnień w postaci jakby figur woskowych. Wszystkie ciche, milczące, nieme. Te które pamiętał jako złe i jako dobre. To wszystko żyło w nim tak długi czas… Nawet jeśli on o nich nie pamiętał, jego pamięć zrobiła to za niego. Nagle otoczyły go mury. Otwarta przestrzeń zamieniła się w ścieżkę z której nie mógł już zejść. Więc szedł. Głowa bolała.
Szedł, widząc czyny których dokonał, a o których myślał że zapomniał, widząc skutki dokonanych czynów, o których myślał że zapomniał, które chciał i miał nadzieję zapomnieć.
Widząc zapomnienie, które nigdy nie nadeszło.
Wiedział, kto czeka na niego na końcu tej drogi.
Ona, ta, która doprowadziła do tego wszystkiego, ta od której zaczęła się jego podróż do głębin obłędu.
Stała na szczycie wzgórza, odwrócona do niego plecami. Jasnowłosa dziewczynka trzymała ją za rękę. Helia.
– Anna…
Ból głowy wzmagał się coraz bardziej.
Kobieta zaczęła się odwracać, powoli.
Bał się tego co zobaczy.
Odwróciła się, oślepiając go blaskiem i jasnością bijącą z jej twarzy. Chwycił się obiema dłońmi za twarz i upadł na kolana. Ból głowy nieomal nie rozsadził mu czaszki.
Błysk wspomnienia…Ale jak to możliwe? Przecież był we własnym umyśle…We własnym jego środku…
Mężczyzna wrzeszczący na ciężarną kobietę…
"Jak mogłaś mi to zrobić!"
"Ale ja nigdy…"
"Racja! Nigdy! Nigdy więcej!" krzyczy…W jego ręce coś lśni…Sztylet?
Kolejne wspomnienia.
"Dlaczego odeszłaś…?" Mówi pustym głosem mężczyzna, gapiąc się na okrwawiony sztylet "Jak mogłaś mnie zostawić?". Mężczyzna, tępo gapiący się w sufit, okręcony kaftanem bezpieczeństwa. Mężczyzna…
Nie chciał już tych wspomnień. I to był koniec. Wiedział że nie wytrzyma już dłużej tego bólu.
Miał rację.
Nie wytrzymał.
Białe Drzewo i sztylet w ręku bohatera (zamiast noża kuchennego) - czyżby akcja działa się w uwspółcześnionym Śródziemiu? :-)
Od pięciu minut staram się napisać komentarz wyrażający mój podziw dla twojej wyobraźni, która skojarzyła te motywy z Władcą Pierścieni. Białe drzewo to akurat żadny symbol, ani nawiązanie, ot, po prostu ładna nazwa parku.
>>sztylet w ręku bohatera (zamiast noża kuchennego)<<
Mogłabyś wyjaśnić o co chodzi z tym nożem kuchennym? W opowiadaniu chodziło o coś zupełnie innego, to w ogóle bardziej jest realizm magiczny (http://pl.wikipedia.org/wiki/Realizm_magiczny) niż typowa fantastyka z orkami i mieczami, więc porównanie do WP jest co najmniej bzdurne.
Z nożem kuchennym chodzi o to, że każdy ma go w domu, w przeciwieństwie do sztyletu.
Aa, no tak. Nie przyszło mi to do głowy, rzeczywiście zwykły/kuchenny nóż byłby logiczniejszy. A jakaś jeszcze opinia na temat opowiadania, poza skojarzeniami z WP?
Na tle tego, co niektórzy tu prezentują, jest wręcz doskonałe.
Drobiazgi:
Odwróciła się, oślepiając go blaskiem i jasnością bijącą z jej twarzy. Chwycił się obiema dłońmi za twarz i upadł na kolana. - powtórzenie
Ból głowy nieomal nie rozsadził mu czaszki. --> "omal nie rozsadził mu czaszki" albo "nie(o)mal rozsadził mu czaszkę".
Trudno nawiązać jakiś emocjonalny kontakt z bohaterem, nic o nim nie wiemy.
>>Na tle tego, co niektórzy tu prezentują, jest wręcz doskonałe<<
Dziękuję za uznanie (nie jestem pewien czy zasłużone), ale czy nie lepsza byłaby, hm, jakaś opowiastka o podążającym za swoim przeznaczeniem gościu z mieczem? Albo ogółem coś w takim bardzej klasycznym stylu (dopiero zaczynam na tym portalu, nie wiem jeszcze zbytnio jakie opowiadania mają tu siłę przebicia)?
>>Trudno nawiązać jakiś emocjonalny kontakt z bohaterem, nic o nim nie wiemy<<
Hm, właściwie to niczym niewyróżniający się psychol z zanikami pamięci, ale w następnym opowiadaniu postaram się dopracować tą kwestię.
Ja bym nie powiedział, że ten tekst jest nieomal doskonały. Straszna "któroza" w nim panuje. Nawet jesli to zabieg celowy, to i tak jest tego moim zdaniem zbyt wiele. Co do fabuły, to sie nie wypowiadam, bo wymaga pewnych zdolności interpretacyjnych, których nie posiadam niestety. Podobało mi się średnio, ale takie teksty to nie moje klimaty, więc się moja opinią nie przejmuj zbytnio.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Mógłbyś wyjaśnić o co chodzi z tą "którozą"? Pierwszy raz słyszę takie określenie. Chodzi o o nadużycie "który, którego które"?
Tak, dokładnie o to.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.