- Opowiadanie: crev - Taki żart.

Taki żart.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Taki żart.

Był zwykłym, szarym a właściwie czarnym emoboyem. Jak każdy emoboy, chcący wyróżnić się z tłumu, malował rzęsy, brwi i inne włosy na czarno. Oczy także malował i bóg wie, co jeszcze sobie i gdzie robił. Zaczes miał typowo emotyczny, lśniąca grzywa opadała na twarz pod kątem 87 stopni odkrywając z niej tylko tyle lewego oka, ile niezbędne było, do jako takiego widzenia obiektów przed nią samą.

 

Na imię miał Jacek. Jednak ludzie nazywali go Dżustin, co zresztą jemu samemu, bardzo się podobało. Był outsiderem a przynajmniej chciał za takiego uchodzić. Jakoś nie zauważał, że podobnych niepasujących do społeczeństwa tworów, napojawiało się w ciągu ostatniego pół roku setki. Doszło nawet do takowych niebezpiecznych sytuacji, że ta część społeczeństwa, której opisy na gg nie odnoszą się do pustości i nicowatości tego świata, stała w mniejszości. W liceum w Sieldldcu do którego chodził, było ich ponad dwudziestu. Rok rocznie, w miejscowym Tecsko zbierali się przed drzwiami i wspólnie szli na zakupy. Kończyło się to zawsze tak samo, kilkunastu czarno czarnych osobników wchodziło z jednym koszykiem do sklepu już na wstępie komentując, że korporacje ich nie rozumieją, że są pomijanie i olewani. Powodem takowego myślenie, był brak czarnych koszyków. Po paru minutach szukania, kilkanaście osób wychodziło ze sklepu, kupując kilka paczek żyletek i chusteczki higieniczne. Płacili, składając się na wszystko i wychodzili z posępnymi minami. W tym roku jednak było inaczej, coś się zmieniło, świat stanął na głowie, a wszystko przez to, że Dżustin kupił bagietkę.

 

Na początku nikt nie zwracał na to uwagi, ale gdy przyszło do płacenia, pojawił się problem, Dżustin zapłacił sam za siebie. Ta chwila miała zmienić jego życie na zawsze. Emogrupa wyszła ze sklepu i kończąc rytuał na kolejny rok rozeszła się do domów.

 

Tydzień później do drzwi domu Dżustina zapukała nauczycielka od fizyki i jednocześnie wychowawca klasy chłopaka. Po rozmowie z rodzicami okazało się, że inni emo, przestali akceptować ich syna. Okazało się, że przez kupno owej nieszczęsnej bagietki, Dżustin uznany został za outsidera outsiderów. Odtrącili go nawet ci, którzy sami uważali się za odtrąconych. Po wyjściu pani Marii, rodzice udali się do pokoju chłopaka. Jako, że dawno tu nie bywali, nieco zdziwili się widząc nowy wystrój pomieszczenia. Na ścianach porozwieszane były plakaty, z głośników sączyła się jakaś angielska nierozumiana przez nich pieśń a w każdym zakamarku pokoju stały jakieś grzebienie, żele do włosów, srebrne łańcuszki i inne podobne bibeloty. Rodzice zauważyli chłopaka dopiero, gdy się poruszył, wcześniej nie wyróżniał się ubrany na czarno, na czarnym tle ścian. Ojciec podszedł do plakatu z płaczącym na krwawo okiem, matka zaczęła rozmowę, a właściwie monolog. Po paru minutach oboje bezsilnie wyszli z pokoju. Usiedli na sofie i włączyli radio siedząc w ciszy. Zapach kadzidła rozproszył się po całym domu.

 

W szkole Dżustin nie miał łatwiej. Smętnie, powoli w lekko tanecznym, acz całkowicie smutnym i melancholijnym ruchu przemieszczał się po korytarzach, siedział na lekcjach i tylko na zajęciach z wf gdzieś znikał. Dawniej mijając grupę innych emo, widział ich spojrzenie, dosłownie nanometrowe skinienie głowy, uznawane jako pozdrowienie a właściwie potwierdzenie rozumienia nicowatości życia. Tym razem, od ponad tygodnia żadne skinienie nie nastąpiło.

Po około dwóch tygodniach, chłopak trafił do szkolnej psycholog. Wcześniej nauczyciele nie zauważali go, jednak obecnie, gdy położył się na środku korytarza i zaczął płakać wyciągając żyletkę, ktoś w końcu wpadł na pomysł, że może warto z nim pogadać. Pani psycholog, jak na psychologa, była całkiem ładna. Dżustin widział ją po raz pierwszy i zdziwił się, że tak atrakcyjna kobieta przed trzydziestką jest w jego szkole psychologiem. W tym też dniu zaczęły się sesję.

 

Po około miesiącu, pani psycholog zaczęła ubierać się na czarno i spóźniać do pracy. Wkrótce okazało się, że ludzie przestali ją rozumieć, jej zdaniem oczywiście. Pani psycholog po roku wybrała się do Tecsko.

Wcześniej jednak Dżustin wrócił do domu i usiadł jak co dzień przed komputerem. Tym razem jednak nie mógł włączyć filmików w serii „jak się czesać". To było jak strzała w serce, ostrze rozrywające organy, rozżarzony pręt wypalający mięso na wysokości mostka. Poza tym, chłopak niedawno przepalił głośniki. Ta sytuacja szybko doprowadziła go, do skrytki pod podłogą, tam właśnie leżała koperta z wpisanymi na niej gotyckimi literami „na białą godzinę". Otwarł i wyciągnął dwie, świecące się żyletki. Już miał podcinać żyły, gdy przypomniał sobie, że przedtem musi dodać o tym wpis na facebooku. Odrzucił natychmiast ostrza i usiadł płacząc głośno. Gdy się uspokoił, to znaczy dwa dni później, zaczął zbierać myśli. Miał do wyboru, nie zrobić wpisu, wyjść do kafejki internetowej i spotkać tam społeczeństwo lub naprawić internet. Wybrał to trzecie wyjście, po trzech godzinach walki z sobą samą wysłał sms'a do kuzyna.

 

Minęły dwie godziny.

 

Stuk puk i kuzyn wszedł. Popatrzył na ściany i wyszedł. Wrócił za piętnaście minut, otwarł wino i usiadł do komputera. Dżustin, musiał pić, inaczej z internetu nici – taki był warunek kuzyna. Po godzinie internet był naprawiony a Dżustin nawalony. Kuzyn wrócił do domu. Dżustin usiadł do komputera, włączył facebooka i przygotował palce z pomalowanymi na czarno paznokciami do dodania wpisu. Nagle jednak spojrzał na siebie i zaczął śmiać. Śmiał się tak głośno, że rodzice pobiegli do niego w obawie, że coś nie jest tak. Dżustin nagle przypomniał sobie, czym jest śmiech. Śmiał się tak mocno, że aż się popłakał i przewrócił na podłogę. Otarł łzy i gdy ze zdziwieniem zauważył, że nie są krwawe roześmiał się jeszcze mocniej.

 

Gdy wytrzeźwiał, przez okno wyleciały plakaty, grzebienie i żele, wyleciały kolce, łańcuszki i co dziwne czarny kot ukrywający się od niepamiętnych czasów pod łóżkiem. Zaraz po pozbyciu się kota chłopak zauważył, że ręce ma usmarowane pastą do butów – oczywiście czarną. Dżustin odkrył, że obok kota leżało bardzo już stare i wymiętolone, bo nieoglądane od lat czasopismo dla dorosłych.

 

Kolejnego dnia, gdy Dżustin wszedł do szkoły, wszystkim opadły szczęki. Nie przemknął w drzwiach ciszej niż mucha, lecz rozpostarł je biorąc oddech pełną piersią. Idąc przez korytarz spotkał jakiegoś nowego emoboya i potargał mu włosy, strzelił oczko do siedzącej w oknie psycholog i przeskoczył z nogi na nogę nucąc „like drinking poison like eating glass". Wszyscy, no prawie wszyscy, poza potarganym płaczącym już w kącie emoboyem stali w bezruchu z opadniętymi szczękami. Jacek, szedł w dżinsach i czystej zielonkawej koszuli i co najdziwniejsze nie przestawał się uśmiechać. Rok później kupił kilkanaście win i podarował przed Tecsko swoim dawnym „kolegom".

 

Wkrótce znalazł sobie dziewczynę i pracę, żyli długo i szczęśliwie. Dwa lata później sprzedaż żyletek w Tecsko gwałtownie zmalała.

Koniec

Komentarze

Nie ziębi ni grzeje. Do tego mnóstwo błędów i ogólny bezsens, ale, że to żart, to też mi się nie chce pisac poważnego komentarza. Pewnie jestem za stara, żeby mnie tu cokolwiek ruszyło. Tylko jedno mnie zastanawia: gdzie tu chociażby śladowe ilości fantastyki?

www.portal.herbatkauheleny.pl

Przykro mi - beznadziejne opowiadanie. Mnóstwo błędów, literówek, zdań kompletnie źle napisanych, aż mi się nie chcę tego wszystkiego wymieniać. Mnóstwo pracy przed Tobą z zakresu podstaw języka polskiego. Jedynie co ci teraz napiszę to to, że w tytułach tekstów NIE DAJEMY NIGDY KROPEK !!!
I jestem też tego samego zdania co Suzuki M. iż w tym tekście jest całkowity brak fantastyki. A to jest portal do dzielenia się swoją twórczością z zakresu szeroko rozumianej fantastyki.

Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Zgadzam się z powyższymi opiniami. Słabo to wygląda, niestety. No i dodatkowo brak fantastyki. Pozdrawiam

Mastiff

Rozumiem, no cóż, pozostaje pisać dalej, może w końcu coś wyjdzie.

Nowa Fantastyka