
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Jeśli zamkniesz oczy i wejrzysz w głąb siebie, to co ujrzysz? Obrazy z dzieciństwa? Niespełnione marzenia? Jedynie czerń? Nie widziałem nic, a chciałem ujrzeć tak wiele. Namiętnie pragnąłem doszukać się choćby najmniejszego punktu zaczepienia. Moje gałki oczne odchylały się do granic w tył, przygryzałem wargę i trzymałem się rękoma za uszy. Leżę nagi na zimnej podłodze z dala od świata. Mam jedynie mały ołówek i świstek papieru. W celi panuje półmrok i niesamowicie śmierdzi. Nie przeszkadza mi to. Jestem nieczuły na chłód i nie odczuwam już głodu. Ostatnią porcję żywieniową podano mi tak dawno, że już sam nie pamiętam kiedy. Zresztą ciężko jest dojść do tego ile czasu minęło, dni w zamknięciu – gdy nie widzi się ani słońca, ani nieba, ani księżyca – niczym nie różnią się od tygodni, czy miesięcy. Nie mam pewności, czy ludzie którzy mnie tu zamknęli jeszcze żyją. Może już dawno leżą martwi, a ja zapomniany przez świat, czekam kilka pięter pod ziemią na swojego anioła śmierci. Wybuchła zaraza, jedynie tyle wiem. Posłyszałem to z rozmowy strażników, gdy wsuwali mi do celi tackę z tą breją. Historia nie pamięta ludzi odsiadujących wyroki za morderstwo. Historia w ogóle dzisiaj mało pamięta. To nie była moja wina, nie mogłem dłużej się temu przyglądać. Jedynie patrzeć i biernie w tym uczestniczyć. Pomyśleć, że trafiłem tutaj przez tę kurwę, której uratowałem życie. Nie wiem jak długo mnie trzymają, nie potrafię tego obliczyć. Od kilkunastu godzin nie śpię, tak mi się wydaję, mogło minąć już kilka dni. Nie odczuwam zmęczenia. Nie zawsze tak było, kiedyś dużo spałem i miałem apetyt. Dopiero tutaj wszystko się zmieniło. Może dorzucali mi coś do jedzenia. Może to moja wina. Człowiek w takim miejscu ma wiele czasu na myślenie. Może już tego nie potrzebuję. To tak jak z światłem, moje oczy już dawno przyzwyczaiły się do panujących tu ciemności. Być może to jakiś dziwny rodzaj ewolucji, konieczność przystosowania się do nowego otoczenia. Darwin się nie mylił, ale kto dziś pamięta o brodatym biologu. Tak wiele się zmieniło od czasu gdy byłem dzieckiem. Gdyby nie to zabójstwo, to prędzej czy później wsadzili by mnie za moje książki. Świat nie potrzebuje ludzi rozumnych. Świat potrzebuje siły i jedności. Jedność w wierze, siła w jedności. Mdli mnie od ich haseł propagandowych. Spalili ich tak wiele, tysiące jeśli nie setki tysięcy stron strawił ogień. Nowa inkwizycja. Inne sobie przywłaszczyli, położyli swoje brudne łapy na wiedzy. Mają ją na wyłączność. Nawet swoje święte księgi. Już im nie są potrzebne, napisali przecież własne. Krzewią swoje wypaczone wartości wszędzie… Nowi apostołowie religii nienawiści. Obawiano się islamu, dziś nie ma już islamu. Jest wszechogarniająca miłość do bliźniego, która splądrowała i spaliła Watykan. Gdybym tylko mógł stąd wyjść. Słyszę kroki, są coraz bliżej.
– Odsuń się od drzwi psie!
Drzwi otwie..
– O swoje książki możesz być spokojny. – Położył zakrwawiony skrawek papieru na stole, po czym wstał. – Tutaj nic im nie grozi.
Blask lampy oświetlał założoną na twarz czarno-białą maskę, ilustrującą połowicznie tragedię i komedię. Przycięte włosy opadały u góry porcelanowej fizis. Przyodziany w ciemno granatowy płaszcz połączony ze spodniami, wstał z fotela i przesuwając rękoma po regałach z książkami wyszedł z czytelni. Korytarz był długi i wąski, na ścianach wisiały obrazy na które światło rzucały świece. Długi błękitny dywan, ciągnął się od czytelni aż do drzwi na jego końcu.
– Tu jesteś Hei.
Odwrócił się. Stał naprzeciwko jasnowłosej dziewczyny, mającej na sobie jedynie krótką białą spódniczkę, różowe rajstopy i przezroczysty t-shirt. Spod czapki o trzech rogach, zakończonych dzwoneczkami opadały blond włosy, zakrywając prześwitujące przez bluzkę piersi.
– Salve Kornelio
– Szukałam Cię.
– Byłem w czytelni.
– Devon kazał Cię powiadomić, że idziemy szukać piątego.
– Rozumiem
– Prosił abyś do niego przyszedł
– Właśnie się wybierałem. Idziesz z nami?
– Na miasto?
– Tutaj raczej poruszasz się bez krępacji.
– Oczywiście.
– Pomaluj twarz.
– Dziękuję.
Odwrócił się i poszedł dalej korytarzem. Wchodząc po długich kręconych schodach, znalazł się w jasnym salonie. Ściany i sufit były ze szkła, a po drugiej ich stronie w wodzie pływały żółwie. Po środku stał okrągły stół, przy którym siedzieli już Devon i Mawerick. Devon był wysokim mężczyzną w pomarańczowej masce, przypominającej spirale i posiadającej tylko jeden otwór na oko. Miał długie kruczoczarne włosy i ubrany był w równie czarny habit z błękitnymi kwiatami. Maw był niższy, ubrany był w biały garnitur i nosił jazzowy kapelusz w tym samym kolorze. Maska pęknięta była w połowie, zakrywając jedynie pół twarzy, a przedstawiać miała w zamierzeniu lisa. Przed sobą położył długą laskę z diamentowym czubkiem i ostrzem z drugiej strony.
– Witaj Hei
– Witajcie panowie.
– Spotkałeś Kornelię ?
– Tak
– Wyrosła, prawda?
– Siedzimy tu już trochę.
– Przecież wychodzimy…
– My? Oprócz Mawa i mnie, nikt nie opuszcza tych podziemi.
– Dobrze wiesz jak wygląda świat na powierzchni.
– Czy to nie Ty odnalazłeś mnie i Mawa by to zmienić?
– Wciąż jesteśmy zbyt słabi.
Hei podniósł stojący na stole kufel z winem i rzucił nim w kierunku Devona. Puchar zatrzymał się w powietrzu, a przyodziany w pomarańczową maskę chwycił go i postawił na stole, nie rozlewając przy tym ani kropli.
– Zbyt słabi powiadasz. – Powiedział Hei.
Domyślam się Twojego bardzo młodego wieku. Tekst jest niestety nieskładny i nielogiczny, a co gorsze - wbrew ilości słów - nie ma w nim w ogóle treści. Bo, tak szczerze, co ja, jako czytelnik, wyniosłam z lektury? Że jest ktoś zamknięty w ciemności, że jest jakiś Hei, że jest jakaś Kornelia. Nic więcej. A co z tego miałoby mnie zachęcić do dalszego czytania?
www.portal.herbatkauheleny.pl
Katalog dziwnych pomysłów odzieżowych przerywany nic nie wnoszącymi dialogami kogoś z kimś.
Spiralna maska w kształcie lisa nieco mnie oszołomiła. Spodnie połączone z płaszczem też, chociaż nieco mniej.
Językowo tak spobie. Standardowa nieumiejętność używania imiesłowów:
Wchodząc po długich kręconych schodach, znalazł się w jasnym salonie.
Nie "wchodząc" tylko "wszedłszy". Bo najpierw wszedł, a potem się znalazł. A zaimki osobowe z wielkiej litery piszemy tylko w listach lub jeśli chodzi o jakieś bóstwo.
Niestety muszę się zgodzić z przedmówcami. Treści fabularnej mało, prawie wcale. Przecinki potraktowane w niektórych miejscach na zasadzie strzelnicy, w innych ich brakło. Za dużo użyć czasownika "być".
Odsyłam do Słownika Języka Polskiego lub jakiegoś językoznawcy w celu sprawdzenia sobie hasła: "krępacja". Żeby ułatwić sprawę, podrzucam link do przytoczonego fragmentu "Poradnika językowego dla każdego.": http://portalwiedzy.onet.pl/140626,,,,krepacja,haslo.html