
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Jej oczy były drapieżne.
Zrozumiał to niestety dopiero po wszystkim. A wtedy było za późno, o wiele za późno.
Jego jedyna myśl krążyła teraz wokół powracającego uporczywie wspomnienia kobiety, którą pokochał. I dla której zabił!
A zaczęło się niewinnie… od zauroczenia.
*
– Piękne, po prostu piękne!!! – aristoi nie mógł wyjść z podziwu. Oglądał właśnie popiersie swojej zmarłej żony, a na jego twarzy malował się wyraz szczęścia. Dante z lubością obserwował reakcje swoich klientów i nigdy dotąd nie widział u nikogo takiego zadowolenia. Ale też nigdy nie stworzył podobnego dzieła. Każde kolejne było lepsze i z tego był dumny. – Gdyby tak udało się stworzyć dzieło sztuki będące czystym, idealnym pięknem – zamarzył, inkasując gotówkę. Po chwili w jego głowie gnieździł się kolejny pomysł godny największego artysty Niewymiaru. Od dawna uchodził za wielkiego maga, który potrafi zapanować nad pogodą. Najbogatsi zamawiali u niego pogodę dla swoich ogrodów i ciepło w domach, a biedniejsi składali się wspólnie, aby raz na jakiś czas zaznać promieni słońca w wilgotnym i deszczowym Niewymiarze. Dante, za odpowiednią opłatą, uszczęśliwiał wszystkich.
Z czasem zaczął eksperymentować z żywą tkanka, porzucając farby i płótna. Wykorzystywał tylko najlepsze materiały: skóra, mięśnie, krew… Kości! Aristoi z Niewymiaru opanowała ostatnio ekstrawagancka moda, aby zamawiać pośmiertne popiersia żywych żon i mężów, a z czasem dołączyły do tego sławetnego grona zastępy kochanków, co lepszych kurew, a w końcu ukochanych piesków i kotków . Dante był akurat jedynym na rynku artystą i magiem, który potrafił takowe robić, choć oczywiście, jako wytrawny sztukmistrz, oszukiwał swoich klientów. Mięśnie drgały… jak to mięśnie, sprzężone z kwarcem. Kupujący myślał, że popiersie uśmiecha się do niego… A ono po prostu drgało od wibracji tworzonych przez kwarc pobudzany impulsami burzowymi.
Dante pragnął jednak, aby stworzyć coś wspanialszego!
I wtedy spotkał ją.
Remy usiadła przy stoliku naprzeciwko, w knajpie artystycznej, którą sobie upodobał. Knajpa nosiła nazwę Ekspiacja i Dante tak właśnie się czuł po każdej wizycie w niej. Kobieta zamówiła kawę i wyciągnęła książkę, po czym zaczęła ją czytać. Dante nie mógł oderwać od niej wzroku. Patrzył, jak mruży oczy, zastanawiając się nad czymś. Ekscytowały go jej delikatne, choć pełne wdzięku ruchy i gesty. Kiedy odgarniała opadający na oczy kosmyk włosów i okręcała go wokół palca wskazującego wiedział zrozumiał, że musi ją mieć.
Kiedy wyciągnęła pióro i zaczęła notować coś na marginesie, omal nie spadł z krzesła. Oto ujrzał w końcu kobietę, która nie była kurwą, ladacznicą czy sprzedajną sprzątaczką. To była kobieta z krwi i kości! W dodatku piękna i zmanierowana. Wyglądała na aristoi, chociaż oni nigdy tu nie zaglądali.
A ona przyszła i po prostu usiadła. W pewnej chwili uniosła wzrok znad kart książki, w zamyśleniu powiodła nim po sali i zatrzymała na Dantem utkwiwszy w nim swoje błękitne, lodowate spojrzenie. Dante zamarł i był pewien, że trwało to całą wieczność. Nie czuł nic, nawet tego, że serce kołatało jak oszalałe domagając się więcej tlenu. Nie słuchał go. To był jego pierwszy błąd.
Uśmiechnęła się do niego.
– Bogowie! – pomyślał, ileż bym dał, aby wiedzieć, co czyta!?
Skinęła na kelnera robiąc to tak delikatnie i dostojnie, że upewnił się co do jednego. – A jednak! Jest aristoi… Zatrzymał kelnera idącego do jej stolika i zamówił butelkę absyntu. Spuścił głowę i pogrążył się w rozmyślaniach. Nawet nie zauważył, kiedy podeszła i usiadła obok niego.
– Miałam zamówić to samo, ale mnie pan ubiegł, maestro – powiedziała głosem tak słodkim, że poczuł tę słodycz w ustach.– Mogę usiąść?
Nawet nie wiedział, czy i jak wskazał jej miejsce naprzeciwko. Potem dotarło doń, że wcale tego nie zrobił. Po prostu usiadła.
– Chciałabym zamówić u pana dzieło – powiedziała nalewając sobie absyntu. Po chwili milczenia nalała też Dantemu.
– Słucham? – Dante uniósł wzrok, zatapiając go w bezkresnym błękicie jej oczu. Nie myślał o niczym, nie wiedział nawet, czy niebo potrafi być tak… tak błękitne i piękne. Musi! – pomyślał natarczywie rozwiewając zbędne wątpliwości. – Coś musi być w końcu piękne!
– Chcę, aby uwiecznił pan w swym dziele moje najukochańsze piękno! – powiedziała zalotnie.
Dante uśmiechnął się w duchu. To mogę zrobić, a zarazem wykorzystać!
– W jakiej formie? – zapytał.
– Formę zostawiam panu, Maestro! Ja dostarczam treść.
– Pani przyjdzie do mojej pracowni… mam podać adres?
– Ależ Maestro! Pana adres znają wszyscy aristoi – odparła z uśmiechem. - Aristoi wiedzą wszystko.
Te słowa sprowadziły go nieco na ziemię. Przysunął do siebie butelkę absyntu i pożegnał nieprzemijającą piękność. Reszty wieczoru nie pamiętał. Ani tego, jak znalazł się w swej pracowni.
Mieszkał w starej kamienicy, która podobno pamiętała czasy sprzed „Inwazji". Poddasze było przestronne i jasne, choć zimne. Lubił tu przebywać, w otoczeniu swych „dzieł". Słoje z tkankami ludzkimi, suszone żyły, siatki z mięśniowej tkanki jako płótna obrazów czy wreszcie kości i narządy wewnętrzne, które próbowały niezdarnie zachować życie podtrzymywane kwarcowymi wibracjami. Popiersia były jego najzyskowniejszym źródłem utrzymania, choć nadal potrafił, za odpowiednią cenę, zamówić do konkretnego domu pogodę.
Z porannego otumanienia wyrwało go pukanie do drzwi. Spojrzał w lustro i zaklął. Szybko poprawił włosy i powąchał koszulę krzywiąc się. – Cuchnął. Podszedł jednak do drzwi i otworzył je, po czym zamarł. W progu stała ona, Remy.
– Jak… – zdołał wybełkotać i cofnął się pod naporem jej głębokiego spojrzenia.
– Jak zdołałam cię znaleźć? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – A kto niby cię wczoraj odholował do domu? – Weszła pewnym krokiem do środka i usiadła w fotelu. Jego ulubionym fotelu.
– Czego chcesz? – zapytał w końcu próbując dojść do siebie. Podszedł do szafki i wyjął butelkę wina oraz dwa kieliszki. Napełnił je i jeden podał Remy.
– Popiersia mojego męża – odparła zapalając papierosa. Po chwili woń drogiego, aromatycznego tytoniu wypełniła mieszkanie. Dante wdychał go mrużąc z rozkoszy oczy i upajał się obecnością Remy. Znał ten zapach, legendarny zamorski tytoń. Najdroższy towar w Niewymiarze.
– Dawno umarł? – zapytał siadając w fotelu naprzeciwko Remy.
– Nadal żyje! – odparła uśmiechając się. – Chcę, aby jego popiersie było… – zawiesiła głos, szukając odpowiedniego słowa – powiem inaczej. Mój szanowny mąż jest śmiertelnie chory. Chcę, aby jego popiersie odzwierciedlało go takim, jak wygląda teraz. Chcę go zapamiętać takim, jakim był… jest, bo wkrótce strawi go choroba!
– Ale… on żyje! – wybełkotał. W głowie kołatały mu się różne myśli, włącznie z tymi najczarniejszymi.
– A to jakiś problem dla ciebie, Maestro?
Dante przełknął ślinę i podszedł do barku. Dolał sobie wina i wypił cały kieliszek, po czym nalał znowu.
– To będzie kosztowało – odparł po namyśle, drapiąc się po brodzie. – i to sporo! Trzeba będzie skopiować jego twarz i…
Remy podeszła do niego i pocałowała go w usta.
– Czy taka zaliczka wystarczy? – zapytała uśmiechając się.
Dante westchnął i pokiwał głową.
– Nie, moja droga. Nie wystarczy. Jestem najbardziej rozchwytywanym artystą w tym zasranym mieście, robię rzeczy, za które Inkwizycja zakopałaby mnie żywcem w grobie, więc nie. Nie wystarczy. Co wieczór całuje mnie tuzin najlepszych kurew…
– Wyglądam na kurwę? – zapytała niewinnie zrzucając z siebie płaszcz i suknię. Stanęła przed nim całkiem naga. Wciągnął głęboko powietrze i nalał znowu wina.
– Nie – szepnął podchodząc bliżej – żadna nie jest taka…
– Jaka? – zapytała zalotnie.
Zaczął pieścić jej piersi, potem jego dłonie wylądowały na pośladkach. Remy stała nieruchomo, jakby czekając na odpowiednią chwilę. Kiedy zaczął pieścić jej cipkę drgnęła i odsunęła się.
– Co znowu?
– Zaliczka nie oznacza całej wszystkiego– odparła ubierając się. – To jak będzie?
Dante oblizał lubieżnie usta usiadł.
– To, że cię przelecę, uznamy za premię. Honorarium dla mnie będzie wynosiło tyle – wstał i podszedł do stolika, wyjął z szuflady pióro i na karteczce napisał kwotę, po czym podał ją Remy.
Spojrzała na kartkę i uśmiechnęła się.
– Czy nauczy mnie pan swoje sztuki, jeśli dodam drugie tyle?
Dante przełknął ślinę i wytrzeszczył oczy.
– Postaram się – odparł po chwili wahania. – O ile okażesz wystarczająco dużo talentu.
Podeszła bliżej i dotknęła jego krocza, ściskając je mocniej. Poczuła, jak twardnieje i uśmiechnęła się zalotnie.
– Jeśli okażesz się dobrym nauczycielem! – szepnęła mu do ucha.
– Przyjdź wieczorem. Teraz mam dużo pracy.
– Mogę popatrzeć, może czegoś się nauczę?
– Jak chcesz – Dante machnął ręką i zabrał się do pracy. Dziś musiał wykonać kolejne popiersie starej kobiety, które zamówił mąż. Popiersie miało ozdobić salonik myśliwski, więc Dante postanowił zrobić sobie ze starego żart. Kiedy kończył, stara szczerzyła kły niczym knur, a z głowy wystawały jej rogi jelenia. Remy przyglądała się wszystkiemu z uwagą, w końcu podeszła i zapytała:
– Dlaczego ograniczasz się do popiersi? Nie można zrobić tak z całym ciałem?
– Hmm… teoretycznie można – odparł drapiąc się po brodzie. – Ale po co ludziom mumie zmarłych?
– Dla zabawy – rzuciła niemal od niechcenia.
– A czym tu się bawić?
– Ciałem – odparła ubierając płaszcz. – Wychodzę, jutro ktoś po ciebie przyjdzie. Masz się za nim udać. Będę czekała, mój mąż również.
***
Dante człapał za posłańcem ledwie dorównując mu kroku. Był potwornie zmęczony i niewyspany po nocnym pijaństwie i zabawach z wiernymi i oddanymi dziwkami. Teraz musiał mozolnie piąć się stromo pod górę, ku dzielnicy aristo gdzie mieszkała Remy. Jej pałac był wspaniały i dostojny, wejście zdobił wspaniały portal, nad którym znajdowała się wielka rozeta.
– Ma kobieta gust – pomyślał kręcąc z uznaniem głową – a ta rozeta bardzo przypomina jej wonną cipkę.
– Proszę za mną, maestro – odezwał się posłaniec, otwierając mosiężne wrota – państwo już czekają.
Pierwsze, co poczuł wchodząc do ogromnej, pogrążonej w mroku komnaty, to przeraźliwy smród. Smród rozkładającego się, ludzkiego ciała. Wielkie, skryte pod baldachimem łoże, stało pośrodku. Dookoła paliły się wonne świece, jednak niewiele pomagały w zabiciu gryzącego w oczy zapachu. Na łóżku leżał mężczyzna. Obok niego siedziała Remy. Usta zakrywała chustką, zapewne nasączoną wonnymi olejkami. Widać było, że jej mąż cierpi. Krople potu na czole, mętny wzrok i popękane usta. Szepnął coś do żony a ta skinęła na Dantego, aby podszedł.
– Dziękuję za zaproszenie – odparł tłumiąc odruch wymiotny.
– To Kojeve – odparła Remy. – Chyba już wiesz, dlaczego zwróciliśmy się do ciebie?
– Ale… co mu się stało? – Dante zachodził w głowę, jaka choroba trawiła Kojeve. Znał się na medycynie, lekach i ziołach, ale nigdy dotąd nie spotkał się z podobnymi objawami.
– Mój mąż lubił się zabawić. Ja zresztą też. Ale zawsze to on pierwszy na sobie sprawdzał używki. Do niedawna wszystko było w porządku, ale ostatni zakup okazał się tragiczny – Remy otarła chustą pot z czoła męża. – Jakiś handlarz sprzedał mu podejrzaną larwę, która podobno miała wywoływać halucynacje. Faktycznie, wywołała, tyle, że… – po policzkach kobiety popłynęły łzy – larwa zagnieździła się w jego wnętrznościach i teraz je trawi. Mój mąż jest pożerany od środka! – z jej piersi wyrwał się krzyk tak rozpaczliwy, że Dante usiadł na stojącym obok łóżka krześle.
– Cierpi okrutnie! A ja go kocham i chcę zapamiętać go tak, jak chcę…
– Proszę… – wyszeptał Kojeve. – Zrób to, o co cię prosi, o co ja proszę!
Dante skrył twarz w dłoniach. Kochała go – przemknęło mu przez myśl. Zatem go wykorzystuje, ale z drugiej strony pomoże ulżyć cierpiącemu i jeszcze przy tym zarobi. A Remy będzie wolna i…
– Dobrze! Zrobię to!
– Cudownie – odparła wstając. Skinęła na stojącego przy drzwiach służącego, który podszedł do nich i ukłonił się. – Trak wszystko ci przyniesie, nie mamy czasu do stracenia! Powiedz mu, co i jak!
***
Remy z uwagą przyglądała się precyzji i kunsztowi Dantego, który zaczął od upuszczenia krwi. Zostawiał jej zawsze tyle, aby skóra była ukrwiona jak najdłużej. Kojeve zapadł w letarg, gdyż aby odjąć popiersie, należało użyć piły. Wnętrzności, które wylały się podczas zabiegu oraz tysiące wijących się, obślizgłych larw sprawiły, że zwymiotował. Trak szybko jednak posprzątał nieczystości i Dante mógł wrócić do pracy. Kiedy połączył pozrywane żyły w nowy krwiobieg, wstrzyknął upuszczoną krew na powrót, po czym połączył nerwy z kwarcem. Na koniec pobudził kwarc impulsami elektrycznymi zgromadzonymi podczas ostatniej burzy i po chwili na twarzy Kojeve pojawił się uśmiech. Remy podeszła do popiersia męża i pocałowała go w usta.
– Gotowe! – Dante zabrał się do zbierania swych narzędzi, kiedy poczuł tępe uderzenie w tył głowy.
– Co z nim zrobimy, pani? – zapytał Trak patrząc na leżące bezwładnie ciało Dantego.
– To samo, co z Kojeve! – odparła uśmiechając się sardonicznie. – Zapamiętałeś, co i jak robił?
– Oczywiście, moja pani – odparł Trak.
– Tylko zachowaj go w całości – nakazała wychodząc. – Spodobał mi się ten parweniusz.
***
Niemoc, jaką poczuł otwierając oczy, poraziła go niczym piorun. Chciał wyć, ale czuł jedynie delikatne wibracje na całym ciele. Dotarło doń, że wisi na ścianie… Z rozpostartymi rękoma, wysoko tuż pod sufitem. Kiedy jego spojrzenie powędrowało niżej uświadomił sobie swoje położenie. Na łóżku leżała Remy, jęcząc z rozkoszy, a na niej rytmicznie poruszał się Trak…
Kojeve zapadł w letarg, gdyż aby odjąć popiersie, należało użyć piły. Wnętrzności, które wylały się podczas zabiegu oraz tysiące wijących się, obślizgłych larw sprawiły, że zwymiotował. - nie rozumiem sensu tych dwóch zdań. Człowieka wypatroszono, zapadł w letarg i jeszcze dał radę zwymiotować? Z tego co się orientuję to w letargu zanikają wszelkie bodźce.
Samo opowiadanie nawet mi się podobało, taki mroczny kilimat. Pozdrawiam
Mastiff
@Bohdan - faktycznie, słuszna uwaga! Niezamierzona wieloznaczność:) do poprawy, dzięki!
Przydałoby się, moim skromnym zdaniem, podumać też nad inną kwestią. Remy przygladała się pracy Dantego raz, potem podczas preparacji popiersia drugi raz, wespół z Trakiem. Pytanie: czy tego, do czego Dante dochodził przez dłuższy czas, można nauczyć się, obserwując? Czy do tego nie potrzebna jest magia? Wszak Dante jest jakimś tam magiem, a Trak --- nie.
Dobry temat, dobra (jeśli pominąć błędy) realizacja.