- Opowiadanie: Dongo - Tajemnica Lustrzanego Labiryntu cz. III

Tajemnica Lustrzanego Labiryntu cz. III

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Tajemnica Lustrzanego Labiryntu cz. III

Elfka zgodnie z poleceniem krasnoluda napięła łuk, strzała szybko dosięgła celu, ale odbiła się bezsilnie od wielkiego, rogatego hełmu. Zza blachy dał się słyszeć metaliczny śmiech, potęgowany echem pustej zbroi. Blaszany wojownik nie był zbyt szybki, ale zdążył dobiec już do krasnoluda. Ghavris dobył topór i z całej siły uderzył w metalowy napierśnik. Zbroja zasłoniła się halabardą, ale uderzenie było na tyle silne, żeby ją wytrącić.

 

– Samson, łap za halabardę i dźgaj gdzie popadnie!

 

Broń okazała się potwornie ciężka, Samson ledwie mógł ją unieść. Zbroja dobyła już miecz, który był zawieszony u jej pasa. Istis chciała się zakraść od tyłu, gdy krasnolud tłukł antyczne blachy z drugiej strony, ale zbroja szybko odwróciła się, zawinęła mieczem, wytrącając elfkę z równowagi i powalając na ziemię Ghavrisa. Samson zadał w tym momencie cios, ale ten bezskutecznie zsunął się po tarczy, w którą zbroja była wyposażona. Krasnolud zdążył się pozbierać, wziął zamach i uderzył w tarczę, rozsypując ją w drzazgi. Istis wypuściła jeszcze dwie strzały, obie wbiły się w nagolenniki i obie nie przyniosły żadnego efektu, poza tym, że zbroja lekko utykała. Samson zadał cios z góry, ale został sparowany potężnym mieczem Zbroja zręcznie unikała ciosów Ghavrisa i Samsona, z łatwością odbiła też strzałę, którą wysłała w jej stronę elfka.

 

– Istis! Zrób coś, do cholery! – Krzyknął krasnolud, zadając kolejny cios. – Spróbuj magii, może się uda! Odciągnę zbroję od ciebie, ale się pospiesz!

 

Ghavris zaczął się szybko wycofywać, zbroja szła za nim. Słychać było, że dawno nikt jej nie oliwił, każdy jej ruch nasilał zgrzyty i piski. Samson znów zaatakował od tyłu, ale zbroja, nie wiadomo jakim cudem, zdołała obronić się od ciosu halabardy i topora. Elfka odeszła trochę na bok, tak, by metalowy rycerz jej nie widział. Zaczęła wypowiadać jakieś niezrozumiałe słowa, wykonała skomplikowany gest obiema rękami. Napięła łuk, w tym momencie strzała zapłonęła sinoniebieskim ogniem. Istis wymierzyła w zbroję, puściła cięciwę. Strzała ze świstem poleciała, trafiając tuż pomiędzy naplecznik i naramiennik. Zbroja wydała z siebie dziwny dźwięk, łapiąc się za ramię. Strzała wbiła się głęboko, po czym eksplodowała we wnętrzu zbroi. Wybuch nie był duży, ale wystarczył, by oderwać ramię z mieczem od reszty pancerza. Cały ręka spadła z głośnym hukiem na marmurowe płyty posadzki. Miecz z brzękiem odbił się i upadł daleko od reszty. Jednoręka zbroja, mocno zdezorientowana, nie mogła już opierać się atakom. Zasłoniła się lewym ramieniem przed atakiem halabardy, ale uderzenie topora rozsypało ją w kawałki. Wszystkie jej części spadły na ziemię, jakby czar, który ją trzymał, się skończył.

 

– O kurwa, co to było?! – Zapytał zdyszany Ghavris. – Gdzie się produkuje takie zbroje, ja się pytam?

 

– Nie mam pojęcia. – Odparła elfka, ocierając stróżkę krwi, cieknąca jej z nosa. – Ale nie mam zamiaru walczyć z tym złomem po raz drugi.

 

– Dobra robota, Istis. – Samson uśmiechnął się lekko. – Gdyby nie ty, pewnie byłoby z nami krucho. Ale teraz trzeba pomyśleć, jak przejść przez wrota. Wygląda na to, że potrzebujemy klucza.

 

– Takiego dużego, złotego?

 

– Na przykład, a co?

 

– No nic. Bo w tej kupie złomu taki leży.

 

Krasnolud podszedł do leżącej na ziemi zbroi, pogrzebał w porozwalanych blachach i wyciągnął z nich duży klucz, niewątpliwie otwierający wrota.

 

– Wygląda na to, że chyba się udało, co nie? – Spytała zadowolona Istis. – Chodźcie, otwieramy wrota, zabieramy mapy, a później się zobaczy.

 

Wszyscy trzej podeszli do wrót, Samson umieścił klucz w zamku i przekręcił. Dały się słyszeć zgrzyty, jakby przesuwających się zębatek, później głuche uderzenie i wrota bardzo powoli zaczęły się otwierać.

 

***

Kompania ruszyła przed siebie. Za wrotami była duża sala, z której rozchodziły się drogi we wszystkich kierunkach. Cała sala, oprócz marmurowej posadzki, była wyłożona lustrami.

 

– Oto, moi drodzy, Lustrzany Labirynt. – Powiedział z dumą w głosie Ghavris. – Miejsce, gdzie się znajdujemy to Sala Luster. Miejcie oczy szeroko otwarte. Gdzieś tu, po lewej stronie powinno być wejście do królewskiej komnaty. – Tam. – Wskazał ręką Samson. – Widzę szklane drzwi.

 

– Skąd wiesz, że to drzwi? – Zapytała Istis. – Wyglądają tak jak reszta luster. -

 

Bo tylko w nich nie ma naszego odbicia?

 

– Faktycznie. Jesteś całkiem spostrzegawczy, trzeba ci to przyznać.

 

Podeszli do drzwi, które wskazał Samson. Były przezroczyste, po drugiej stronie widać było ogromne łoże z baldachimem, wielki stół, zawalony papierami, zakurzone krzesło, naprzeciw kominka. Na podłodze leżała okazała skóra niedźwiedzia. Tutaj także na suficie były lustra. Drzwi pozostały otwarte. Rozejrzeli się po komnacie, w poszukiwaniu skrzyni z mapami. Była ukryta pod łóżkiem. W przeciwieństwie do wszystkich mebli w komnacie, skrzynia była prosta, bez żadnych ozdób czy ornamentów, oczywiście sporych rozmiarów. Nie miała zamka. Ghavris podniósł wieko. W środku znajdowało się mnóstwo karteluszy papieru, wszystkie gęsto zapisane, po każdej stronie. Wszystkie łączył podpis i pieczęć w prawym, dolnym rogu. Dopiero pod kartami znaleźli to, po co przyszli. Niewielka szkatułka koloru zielonego, w której były mapy Lustrzanego Labiryntu, okazała się zamknięta.

 

– Zaraz mnie krew zaleje! – Sapnął porządnie wnerwiony krasnolud. – Nie szedłem tu taki kawał drogi po to, żeby teraz głowić się nad jakimś zamkiem! Odsuńcie się, wszyscy!

 

Ghavris wyciągnął topór, wziął zamach i z całej siły uderzył w zamek szkatuły. W powietrzu zawirował proch, drewno było mocno spróchniałe. Skrzyneczka rozsypała się na małe części, odsłaniając dwa duże zwoje, związanie zieloną wstęgą.

 

– Nareszcie! Choć, Ghavris, zbieramy się stąd. Nasz skarb na nas czeka! – Istis klasnęła w dłonie. – Dla ciebie Samsonie też jest dobra wiadomość. Po drugiej stronie Sali Luster widziałam kamienną drabinę, przytwierdzoną do ściany. Niewątpliwie wiedzie na górę. Ale jeśli chcesz…

 

– Nie, dzięki. – Pokiwał głową Samson. – Jak dla mnie to za dużo przygód, jak na jeden dzień. Ale wam życzę powodzenia. Nie przeszkadzam już, jeszcze pewnie wiele drogi przed wami.

 

– Bywaj, druhu. Oby dane nam było kiedyś znów się spotkać. – Ghavris mocno uścisnął wyciągniętą w jego stronę prawicę.

 

– Do zobaczenia, Samsonie. Cieszę się, że cię spotkaliśmy.

 

– Elfka uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając w uśmiechu piękne zęby.

 

– I ja cieszę się, że was spotkałem. Gdyby nie wy… Kto wie, jakby się to wszystko skończyło. Ech, nie lubię pożegnań. Do zobaczenia!

 

Samson skierował swe kroki w stronę drzwi. Jeszcze raz odwrócił się, pożegnał wzrokiem elfkę i krasnoluda. Przeszedł przez Salę Luster, gdzie na końcu stała kamienna drabina, dokładnie taka, o jakiej mówiła elfka. Zaczął się wspinać, ostatni raz spoglądając na Lustrzany Labirynt. Zdążył jeszcze zobaczyć Istis i Ghavrisa, idących w kierunku jednego z korytarzy. Później była ciemność i chłód. A potem wiatr na twarzy. I krople deszczu, ściekające z dachu studni. A na samym końcu ujrzał słońce. Świeciło całkiem słabo i blado, w porównaniu do świateł Lustrzanego Labiryntu.

 

A może jeszcze się wrócić? – przemknęło przez głowę Samsonowi. – W sumie, nie było tam aż tak źle. Trochę kasy zawsze się przyda… A niech to, wracam!

 

Już miał zacząć schodzić z powrotem, gdy nagle poczuł silne szarpanie za ramię. Cały świat zawirował, zupełnie jak wtedy, gdy spadał do studni. Tym razem wszystko się rozmyło i ucichło. A później stało się coś, czego mógł się najmniej spodziewać.

 

***

 

 

 

– Hej, panie, wstawaj pan! – Karczmarz szarpnął Samsona za ramię. – Trza mi płacić, nie spać. Antałek piwa sam się nie wypił. Usnęliście, pomyślałem: dobra, wstanie, zapłaci. Ale pan ani nie wstaje, ani nie płaci, więc jakże to? – Niemożliwe. – Samson zerwał się z krzesła. – Takie rzeczy się nie zdarzają! To nie mógł być sen!

 

– Jakże niemożliwe? Usnęło się panu, tak to bywa. Wonczas, jak się ta afera wielmożów zaczęła, pan się gdzieś wybierał, jakby pęcherzowi ulżyć. Ale w końcu pan usnął, o tu, na stoliku, głowę skłoniwszy. Więc nie budziłem, jam człek cierpliwy. Ale mi tu się goście schodzą, a pan dalej śpi. Więc budzę, pieniędzy żądając.

 

Samson wyciągnął sakiewkę, wygrzebał kilka miedzianych monet, rzucił na stół. A więc to był sen – pomyślał. – Szkoda. Ale kto wie, może gdzieś naprawdę jest ten Labirynt? Może idą przez niego krasnolud i elfka, w poszukiwaniu skarbów. Jeśli tak, to chciałbym wiedzieć, jak to wszystko się skończy. Mam nadzieję, że sobie poradzą beze mnie. Jaka szkoda, że był to tylko sen. Mogłaby z tego być ciekawa historia.

 

 

 

 

Dongo

Koniec

Komentarze

ale odbiła się bezsilnie od wielkiego, rogatego hełmu. – Co to znaczy, że strzała odbiła się bezsilnie?

 

Samson zadał w tym momencie cios, ale ten bezskutecznie zsunął się po tarczy, w którą zbroja była wyposażona. – Cios się zsunął? Włócznia chyba, czy tam ta halabarda, co nią Samson żgał tę zbroje.

 

Krasnolud zdążył się pozbierać, wziął zamach i uderzył w tarczę, rozsypując ją w drzazgi. – Ło Jezusicku!! Nie po polskiemu to zdanie. Uderzył w tarczę, która pod wpływem ciosu pękła, czy coś w tym stylu.

 

Istis wypuściła jeszcze dwie strzały, obie wbiły się w nagolenniki i obie nie przyniosły żadnego efektu, poza tym, że zbroja lekko utykała. – Jak strzały, czyli pociski, mogły przynieść jakiś efekt? Efekt może przynieść działanie, strzał, rzut, ale nie przedmiot, którym strzelano czy rzucano.

 

Zbroja zręcznie unikała ciosów Ghavrisa i Samsona, z łatwością odbiła też strzałę, którą wysłała w jej stronę elfka. – A wcześniej pisałeś, że była niezgrabna i powolna.

 

Słychać było, że dawno nikt jej nie oliwił, każdy jej ruch nasilał zgrzyty i piski. – Nie za fajnie. Chodziło o to, że przy każdym ruchy zgrzytała?

 

Samson znów zaatakował od tyłu, ale zbroja, nie wiadomo jakim cudem, zdołała obronić się od ciosu halabardy i topora. – No właśnie? Jakim cudem?

 

- Nie mam pojęcia. - Odparła elfka, ocierając stróżkę krwi, cieknąca jej z nosa. – Pozdrowienia dla AdamaKB od strażniczki krwi :P

 

Wszyscy trzej podeszli do wrót, - I znów nam elfka się w faceta machnęła. Esz, skubana. Zmienia płeć jak kameleon kolory :P

 

W przeciwieństwie do wszystkich mebli w komnacie, skrzynia była prosta, bez żadnych ozdób czy ornamentów, oczywiście sporych rozmiarów. – Miałeś chyba na myśli rozmiar skrzyni, co? A ze zdanie wynika, że na kuferku brakowało dużych ornamentów. A więc były same małe?

 

Niewielka szkatułka koloru zielonego, w której były mapy Lustrzanego Labiryntu, okazała się zamknięta. – To tak, jakbyś przy wręczaniu komuś prezentu niespodzianki powiedział, co mu dajesz. No domyślamy się, że tam były mapy, domyślamy… A może nie? I właśnie o tę niepewność chodzi. Narrator jest wszystko wiedzący, fakt, ale za dużo czasami lepiej nie zdradzać. Zwłaszcza, że bohaterowie jeszcze nie wiedzą, co tam jest. Tylko się domyślają, tak jak czytelnik.

 

Przeszedł przez Salę Luster, gdzie na końcu stała kamienna drabina, - na końcu której

 

Tu tyle mi się jakoś szczególnie w oczy rzuciło. Dziwny ten tekst. Napisany słabo, pełen błędów, powtórzeń i dziwnych zdań, ale czytało się go cholera przyjemnie i pomimo byków, wciągnął mnie. Duzy plus masz u mnie, bo mimo, że nie najlepiej, piszesz ciekawie. Mam nadzieję, że nastepny będzie technicznie dużo lepszy. Pozdrawiam.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dokładnie tak :) choć warsztat leży to pomysły masz ciekawe , czekam na kolejne teksty.

Pozdrawiam 

Ho, ho, ależ tu się gwarno zrobiło! :)

Przede wszystkim chciałbym ogromnie podziękować Fasoletti'emu, czy jakkolwiek się to pisze, za wszystkie komentarze ;) Szczerze powiedziawszy nigdy nie przyglądałem się temu, co już napisałem, dlatego dobrze jest wreszcie zobaczyć swoje błędy. Ze wszystkim się zgadzam, we wszystkim masz rację. Sam nieźle się uśmiałem, widząc cytowane przez ciebie fragmenty, że mogłem popełnic takie głupie błędy niekiedy :D Dzięki za wskazanie wszystkich nieścisłości, powtórzeń, bo ich zawsze mam wiele, nawet pewnie w tym komentarzu. Dziwne zdania też bardzo często mi sie zdarzają i staram się nad nimi pracować, czasem są to takie małe głupotki, a czasem juz poważniejsze rzeczy, dziękuję zatem jeszcze raz za to mnóstwo pracy, jakim było wyłapywanie błędów w całym opowiadaniu :) Muszę przyznać, ze ogromnie zmotywowało mnie to do roboty, do patrzenia na to, co piszę :) W następnym opowiadaniu, które może już za jakiś czas wstawię, postaram się tych błędów unikać, ale, jak wiadomo, one niestety wciąż tam będą. Ale mogę obiecać, że dołożę starań, żeby wreszcie patrzeć na to, co piszę, o :D 

Jeszcze raz ogromnie dziękuję, za wszystkie komentarze, i pozdrawiam ;)

No, to wszystko wyjaśnia. Dongo, więc czytaj to co napisałeś. Najlepiej po kilku dniach, bo zaraz jak przeczytasz, to dalej będzie Ci się wydawało, że wszystko jest ok. Z własnego doświadczenia to wiem. I miło, że doceniłeś te moje zmierzłe wytyki, bo niektórzy to się obrażają nawet za takie litanie :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Tak, ja, jesli już czytam, to zaraz po tym, jak napisałem i efekt jest, jaki widać :D
 Zmierzłe wytyki bardzo mi pomogły i trzebaby być bardzo pewnym tego, że swoje prace są idealne, zeby obrażać się na nie, dlatego jeszcze raz dziękuję :) I jak tylko wrzucę coś nowego, zachęcam do oceny i stwierdzenia, czy zaszły jakieś postępy ;)

Nowa Fantastyka