- Opowiadanie: Haskeer - Demon (18+)

Demon (18+)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Demon (18+)

– Dlaczego dzwonisz? Co się stało? Która jest godzina? – spytał zaspany, zrywając się z łóżka.

– Stęskniłam się za twoim głosem – zalotnie cmoknęła do słuchawki.

– Mówiłem ci żebyś nie dzwoniła. Wiesz, że przez te nasze rozmowy może cię dopaść. A przy okazji i… – zakrył usta ziewając. – …mnie.

– Nie mogłam się powstrzymać. Naprawdę nie da się nic zrobić? Może jednak uda się nam dziś spotkać? – zapytała z czułością w głosie.

– To dla twojego, a zarazem i mojego dobra. Czy ty tego nie rozumiesz? – Wykrzyknął do słuchawki i spojrzał na zegarek. Czwarta rano. Naciskał ze złością wszystkie przyciski, szukając odpowiedniego do rozłączenia się.

Wiedział, że to nie jej wina. Wiedział, że go kocha i nie może beze niego żyć, lecz on chyba nie odwzajemniał tego uczucia. A najgorsze było to, że przez to, że z nim rozmawia, mogą ją namierzyć. Ci, którzy zabili jej rodzinę, a teraz chcą się pozbyć jej. Wiedział, że tymi osobami nie są ludzie. Ludzie nie wysysają krwi ze swoich ofiar, zabijając wcześniej z zimną krwią.

 

Minęło kilka godzin od jej telefonu. Podszedł do biurka. Spojrzał na zamazany notatkami kalendarz. Nie mógł wytrzymać tego napięcia. Ciągła ucieczka. To prawda: spędzili razem kilka wspaniałych nocy. Doskonale je pamiętał, lecz teraz to już nie miało znaczenia. Ktoś ją szukał, śledził. Jemu groził. Nie chciał uciekać. Chciał mieć jedynie święty spokój. Kiedyś ją kochał, lecz teraz… Teraz nie wiedział co ma o tym myśleć.

Otworzył okno. Rześkie, poranne powietrze omiotło mu twarz, lecz to mu nie wystarczyło. Złapał za kubek niedopitej kawy i wyszedł bocznymi drzwiami do ogrodu. Świeciło słońce, a pośród drzew przyjemnie dukał swą melodię jakiś ptak.

– Od razu lepiej – pociągnął ostatni łyk ciepłego napoju i usadowił się na małej ławeczce, przy stole, u stup ogromniej topoli.

Rozejrzał się dookoła. Uwielbiał przesiadywać w tym miejscu. Dużo drzew, krzewów. Spokój, cisza. Złapał za długopis leżący na stole przed nim i niedbale zaczął rysować mały krzew porzeczki, rosnący na przeciw niego. Nieudolnie próbował go upiększyć owocami.

Spojrzał na zegarek. Siedział w ogrodzie już od ponad godziny.

– O w mordę! Już ósma – skarcił samego siebie. – Trzeba się zbierać do pracy.

Wstał i z powrotem wszedł do piętrowego, z kamiennymi ścianami, domu.

Zamknął za sobą drzwi i zdębiał. Stała przed nim. Stała przed nim Katy, a na sobie miała jedynie różowe kapcie z pomponem.

– Kochanie…

– Jak mogłaś tu przyjeżdżać. Przecież wiesz, że mogą cię śledzić. I czemu – zamyślił się. – Nic na sobie nie masz. No… Ale jeżeli już tu jesteś… – Dodał z namysłem.

Spojrzał na jej piękne, okrągłe piersi. Jego wzrok opadł niżej. Nie mógł uwierzyć, że tak piękna dziewczyna przed nim stoi. Cóż, w końcu to już nie pierwszy raz. Przez chwilę wpatrywał się w jej ciemny punkt po wewnętrznej stronie gołych ud. Katy uśmiechała się, lekko pocierając to miejsce dwoma palcami. Robiła przy tym rozkoszne miny i wydawała z siebie tłumione dźwięki.

– Zaskoczyłam cię? – Zapytała z uśmiechem wyższości. Na jej twarzy malowało się niecierpliwe oczekiwanie.

– Owszem… – Zdołał jedynie odpowiedzieć.

Lekko usiadła na oparciu łóżka, stojącego tuż obok niej, i rozchyliła zapraszająco smukłe uda. Teraz pociągnęła swą dłonią po pachwinie, a następnie przesunęła opuszkami palców po wewnętrznej stronie uda. Zaśmiała się cicho.

– Chłodno tu – odezwała się, udając, że drży. – Masz na pewno takie ciepłe dłonie. – Mówiła dalej, widząc, że John wciąż soi lekko zakłopotany. – Chcę poczuć jak dotyk twych rąk budzi me ciało. Jak kolejny raz reaguje na twe pieszczoty…

Miał tak silną erekcję, że czuł niemal bul. W końcu do niej podszedł. Wyciągną ręce, które po chwili napotkały jej kształtne wypukłości w okolicach mostka. Dotknął palcem jej sutka, robiąc małe kółeczka po jego jasnobrązowej aureolce.

Uwielbiał to uczucie podniecenia.

Pocałował miejsce, którego przed chwilą dotknął, poczym mocno złapał obiema dłońmi. Ustami brnął coraz wyżej, aż natrafił na jej wargi.

Katy jeszcze bardziej się uśmiechnęła. Odwzajemniła czułość swymi rozpalonymi ustami i zaczęła rozpinać jego koszulę. Gdy to zrobiła, zabrała się za spodnie. Pomagał jej, ciągle się wpatrując w jej piękne, niebieskie oczy, które błyszczały, jedynie czasem zostając zasłonięte ciemnymi włosami. Teraz znów jego wargi odnalazły sutek dziewczyny. Ta jęknęła cicho z rozkoszy.

Punk kulminacyjny został osiągnięty. Pchnął dziewczynę na łóżko za nią. Lekko poruszyła biodrami, przez co kępka włosów na złączeniu ud, falując, jeszcze bardziej kusiła. Po chwili rozpłynęli się w rozkoszy ciała.

Oni pogrążyli się w ekstazie uczuć, lecz wróg czyhał.

 

Telefony się urywały. Z pracy dzwonili, aby się dowiedzieć czemu Johna tam nie ma. One jednak nie miał zamiaru odbierać. Wyłączył jedynie komórkę i zabawiał się dalej. Po kilku godzinach słodkiej rozkoszy, ktoś zadzwonił do drzwi. John wstał i szybko założył spodnie. Katy także wstała, lecz najwidoczniej nie miała zamiaru się ubierać.

– Będę na ciebie czekać – Ponownie spoczęła na łóżku po czym położyła się na boku, przez co było widać wszystkie jej wdzięki. Szybko do niej podszedł i pocałował jej usta, lekko przesuwając ręką poniżej.

Za chwile był już w salonie, skąd wyszedł do przedpokoju. Wyjrzał przez judasza i zobaczył stojącą za drzwiami osobę. Otworzył je i omal nie krzyknął. Pomylił się. Owa osoba nie stała lecz… wisiała, a koniec sznura przywiązany był do drewnianej belki powyżej.

Zebrało mu się na wymioty. Ze strachem w oczach powstrzymywał torsję. Przed nim wisiała jego najlepsza przyjaciółka, która mieszkała ostatnio z Katy. Oczy miała otworzone, a opuchlizna wokół nich przybrała zielonego koloru.

Z jej ust wypływała świeża stróżka krwi, zalewając, okrytą jedynie szarą szmata, jej klatkę piersiową. Była bez butów. Na jej stopach widniały czerwone plamy, w miejscach gdzie powinny być paznokcie. Na betonie zaraz przed nim, krwistym tuszem było napisane:

Nareszcie was dopadłem

 

Potykając się o własne nogi, wpadł do środka. Otwierając drzwi do sypialni, zawołał:

– Ubieraj się, musimy natychmiast…

Urwał, gdyż to co zobaczył stanęło mu kołkiem w gardle. Przed łóżkiem stała Katy, z rozwartą szczęką. Za nią stał on. Zabójca ich przyjaciół. Ten, który nigdy nie dał się złapać. Ten, który działał z fantazją. Miał rozpięty rozporek, i lekko balansował w przód i w tył. Teraz już, John znałem przyczynę otwartych ust kochanki.

John chciał do niego doskoczyć, lecz tamten uprzedził go. Trzymał w ręku mały nóż, a gdy zobaczył błysk w oku Johna, przystawił go do gardła Katy. Szkarłatna kropla krwi spłynęła po jej szyi. John Zamarł.

– Poczekaj chwilę – odezwał się tym swoim cichym, przedłużającym samogłoski głosem. – Chce się jeszcze trochę zabawić.

John stał jak zamurowany. Strach sparaliżował mu nogi.

Morderca w końcu przestał się pochylać i odepchnął Katy w jego stronę. Zapiął spodnie i wybuchł donośnym śmiechem. Potem już więcej się nie odzywał.

John zasłonił ją swym ciałem, podając jej swoją koszulę, aby się okryła. Odwrócił się do niej, pytając czy nic więcej jej nie zrobił. Ze łzami w oczach pokiwała głową, przecząc.

Nie miał pojęcia co ma zrobić. Wiedział jedynie, że za chwilę ktoś umrze. Ktoś zginie na pewno. Miał nadzieję, że to nie będzie ona. Nie miał jak się bronić. Teraz na pewno Katy żałowała, że do niego przyjechała. On także wiedział, że to jej wina. Obydwoje byli świadkami koronnymi, lecz ten morderca, nie wiadomo jak daleko by był, wyczuwał moment, w którym ze sobą rozmawiali. To dla tego teraz ich znalazł. Od ostatniego zabójstwa, Katy do Johna nie dzwoniła. Aż do dziś.

Nagle, nie wiadomo czemu, zabójca, przestawszy się śmiać, przystawił sobie nuż do gardła. Szybkim ruchem pociągnął ostrzem po tętnicy. Krew trysnęła na wszystkie strony. On zamiast słabnąć, znów się śmiał. Po chwili jednak upadł w kałużę swojej krwi.

Ale zabawa dopiero teraz na dobre się rozpoczęła. Wraz z krwią, z ciała samobójcy, wyleciało jeszcze coś. Coś czarnego, przywodzącego na myśl widmo. Kochankowie zamarli, wpatrując się w czarną duszę, wylatującą z ciała zabójcy.

Cień po chwili wyczołgał się z tętnicy, po czym upadł na podłogę. Jednakże na tym się nie skończyło. Powoli zaczął wstawać, a jego postać stawała się coraz bardziej materialna. W końcu stała się czarną, dwunożną bestią ze srebrnymi rogami na czubku wysokiego czoła.

– O mój Boże… To demon! – wykrzyknął John, rzucając się w stronę drzwi, ciągnąc za sobą Katy. Nie zdążył się w pełni obrócić, gdy ten stał już przed nim.

– Nareszcie się spotykamy twarzą w twarz, Johnie. W końcu mogę na ciebie spojrzeć mymi prawdziwymi oczyma, a nie poprzez truchło tamtego śmiecia – Po raz pierwszy odezwał się demon.

– Czemu to robisz. Niszczysz całe moje nowe życie. Nie dość, że przez ciebie zostałem wygnany, to jeszcze teraz mnie wykańczasz. Czego chcesz! – To ostatnie słowo John wykrzyczał, wkładając w nie całą swą złość.

– John, co się tutaj u diabła dzieje! – Histerycznie zawołała Katy.

– Niw wtrącaj się suko – Warknął demon. – I uważam, że trafnie użyłaś słowa „u diabła" – jego ciemne usta poszerzyły się w złowrogim uśmiechu.

– Ani mi się warz jej ruszać. Już zbyt dużo jej zrobiłeś, a teraz wara od niej – ostrzegł John, widząc jak jego pobratymiec zbliża się do jego ukochanej.

– Po co ci to ścierwo? Masz rozkaz powrotu. Wygraliśmy z aniołami. Nasze „zgrupowanie" przejęło ich teren. Dopiero teraz twoi przełożenie uznali, że to jednak TWOJE zwycięstwo.

– Jeżeli włos jej z głowy spadnie…

– Zabiję ją, tak jak całą resztę tych, którzy byli ci bliscy. Nasi uznali, że jak stracisz tu wszystkich, to wrócisz.

– To źle myśleli. Nie wrócę tam nigdy. To prawda. To było moje zwycięstwo, lecz spóźnili się. Większość moich jest tu razem ze mną. Mogę poprowadzić odsiecz dla tych, którzy przegrali – Znów krzycząc, odparł John.

– Chcesz do nich dołączyć?. Dołączyć do tych, których wrabiałeś przez całe swoje marne życie?! Jak sobie życzysz – Znów zaśmiał się szyderczo i zmaterializował się zaraz przy Katy. Wyciągnął nuż. Stanął za jej plecami, tworząc sytuację, która zaistniała już przed chwilą.

– Wróć do nas, a puszczę ją – wrzasnął, lekko pociągając nożem po jej szyj, tworząc kolejną ranę.

Teraz to John się zmaterializował, lecz nie pojawił się nigdzie w pokoju. Demon był zdezorientowany, gdyż tamten nie pojawiał się przez dłuższą chwilę. Katy stała przerażona, nie wiedząc, co tak właściwie się wokoło dzieje. Była przerażona i także zdezorientowana.

John wciąż nie przybywał.

– No to może jeszcze raz się zabawimy? – Zaproponował, ściągając z Katy koszulę i macając swą obślizgłą ręką po jej nagim ciele. Gdy trzymając ją dwoma palcami za czuły punkt, z zamiarem ponownego zgwałcenia jej, ktoś zdzielił go w tył głowy. Demon zatoczył się i puścił ofiarę. Ta szybko pobiegła w drugi róg pokoju, szlochając.

Wtedy pojawił się John. Jego wygląd się nieco zmienił. Z górnego rzędu zębów, wystawały mu długie na kilka centymetrów kły. Oczy miał silnie przekrwione, które co chwila spoglądały to na Katy, to na Demona.

– Wampir… Nie znałem cię od tej strony. Ale teraz to mi się to zaczyna podobać. Starcie wilkołaka z wampirem. To może być ciekawe… – Zaśmiał się demon. W niektórych częściach jego ciała pojawiły się naglekępki brązowejsierści, a oczy jakby zapłonęły żywym ogniem. W tej samej chwili John rzucił się na przeciwnika. Rozpoczęła się krwawa żeś.

Katy nie chcąc na to patrzeć, skuliła się w rogu pokoju, i obejmując się rękoma, zakryła twarz. Dzięki temu, nie wiedziała, że ciepła ciecz, która na nią trysnęła to krew Johna, a że triumfalny śmiech należy do demona.

Jednak wiedziała, że to właśnie teraz, nadchodzi JEJ koniec.

Koniec

Komentarze

Błędy w zapisie dialogów.

"...lecz on chyba nie odwzajemniałem tego uczucia" - ciekawe zaplątanie.

Też dziwna sytuacja już na początku opowiadania. Narrator tłumaczy, że bohater martwi się o dziewczynę, że mogą ją namierzyć, zabić itd, a nagle mówi, że nie boi się o nią, lecz o siebie.

"Nie mógł uwierzyć, że tak piękna dziewczyna przed nim stoi. Cóż, w końcu to już nie pierwszy raz." - Jeżeli to nie jest pierwszy raz, to co w tym takiego dziwnego, że nie mógł w to uwierzyć?

"- Zaskoczyłam się? - Zapytała z uśmiechem wyższości"

No i tyle, więcej już nie chciało mi się czytać. Erotyczne opisy to nie wszystko czym można przyciągnąć czytelnika, zamiast rozpisywać się na temat ud Katy, lepiej trzeba było skupić sie na historii, która absolutnie mnie nie wciągnęłą. Przede wszystkim jednak wypadałoby wczesniej sprawdzić opowiadanie pod względem gramatycznym, bo jest krucho. Błędy w co drugim zdaniu. To tylko moja opinia, ale nie podobało mi się zupełnie.
Pozdrawiam

Błędy leksykalne:
pośród drzew przyjemnie dukał swą melodię jakiś ptak
Błędy ortograficzne:
spud, stróżka, warz, nuż
Błędy stylistyczne - pwtórzenia i nadzaimkoza:
widząc jak jego pobratymiec zbliża się do jego ukochanej.
A najgorsze było to, że przez to, że z nim rozmawia, mogą ją namierzyć. Ci, którzy zabili jej rodzinę, a teraz chcą się pozbyć jej. Wiedział, że tymi osobami nie są ludzie. Ludzie nie wysysają krwi ze swoich ofiar, zabijając wcześniej z zimną krwią.
Odwzajemniła czułość swymi rozpalonymi ustami  (gdyby odzwajemniła cudzymi, byłoby znacznie ciekawiej)
John zasłonił swym ciałem, podając jej swoją koszulę, aby się okryła. Odwrócił się do niej, pytając czy nic więcej jej nie zrobił.
Błędy logiczne:
Ze łzami w oczach pokiwała głową, przecząc. (Bułgarka?...)

Opowiadanie może i jest 18+, ale językowo niestety 3-.

Przez chwilę wpatrywał się w jej ciemny punkt po wewnętrznej stronie gołych ud. – Padłem przy tym zdaniu ze śmiechu…

 

Wyciągną ręce, które po chwili napotkały jej kształtne wypukłości w okolicach mostka. – I kolejny opis, przy którym się prawie pojszczałem…

 

Z jej ust wypływała świeża stróżka krwi, - AdamKB by chyba zawału dostał, bo biedak o tych strażniczkach krwi to pod co drugim tekstem pisze :P

 

John chciał do niego doskoczyć, lecz tamten uprzedził go. – Sam do siebie doskoczył? Skubaniec…

 

Ani mi się warz jej ruszać. – mleko?

 

Gdy trzymając ją dwoma palcami za czuły punkt, z zamiarem – Ta, złapał ją za łechtaczkę?

 

Rozpoczęła się krwawa żeś – ręce mi opadły…

 

Kilka kfitków przy których mało co ze śmiechu ze stołka nie spadłem. Haskeer, wrzucasz któryś tekst pod rząd, nie nadający się zupełnie do czytania. I w każdym robisz te same błędy. A ortografy które sadzisz, to jest po prostu załamka... Głupi Word je poprawi... Zniechęcasz do siebie czytelników. Dejże chłopie toto pani od polskiego do przeczytania, niech Ci co większe kfiotki poprawi, jeśli sam nie jesteś w stanie ich wyłapać. A co do opisów seksu, to skocz do biblioteki i wypożycz kilka harlequinów(serio piszę, bez zgrywy) i przeczytaj jak tam to opisują. Bo stosunki w twojej wersji to kompletna porażka.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dzięki... Nad tymi błędami trzeba się poważnie zastanowiś... :)

Dzięki Fasoletti. Jednak kończę z karierą pisarza. Ja chyba za wszelką cenę chcę być grafomanem. Nie... już nim jestem... Masakra.

Haskeer, wrzucasz któryś tekst pod rząd, nie nadający się zupełnie do czytania."
Dobijające...

Zaraz zaraz, nie zniechęcaj się tak łatwo. Tekst rzeczywiście nie jest dobry, ale od czegoś trzeba zacząć. Wiem co mówię, też mi tak wytykali błędy i też mi tak źle szło z początku. Nie zniechęcaj się!

Chociaż z drugiej strony widać nie była to Twoja prawdziwa pasja, skoro tak łatwo się poddałeś.

Pozdrawiam i życzę poprawy. Ale poprawa nie przyjdzie sama, trza to osiągnąć PRACĄ i ĆWICZENIEM!
H.

Haskeer, wrzucasz któryś tekst pod rząd, nie nadający się zupełnie do czytania."
Dobijające...

Haskeer, ja Cie nie chciałem tym dobić, tylko zasugerować, żebyś jednak nie wrzucał wszystkiego zaraz po napisaniu, bo widać, że chyba tak robisz. Daj tekstowi poleżeć pare dni, wyłap błędy, daj komuś do przeczytania, niech też wyłapie, zrób tak ze trzy razy i dopiero wrzucaj. I jak chcesz pisać, to pisz, nie poddawaj się. Pod moimi opowiadaniami tez takie rzeczy niekiedy komentujący pisali, jak walnąłem coś miernego, ale jako.ś ciągle tu jestem i publikuję. Wyrobisz się chłopok.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Mam nadzieję, lecz z niektórym tekstami robię właśnie tak, jak mówisz:"Daj tekstowi poleżeć pare dni, wyłap błędy, daj komuś do przeczytania, niech też wyłapie, zrób tak ze trzy razy i dopiero wrzucaj."
Inni mi w tym nie pomagają. Czytają, podoba się, kilka błędów wskazują, lecz sam widzisz jaki jest tego efekt.

"Zaraz zaraz, nie zniechęcaj się tak łatwo. Tekst rzeczywiście nie jest dobry, ale od czegoś trzeba zacząć."
Ja pisze już od dłuższego czasu i niestety nic mi się na razie nie udaje. A pisanie jest jednym z najbardziej ulubionych hobby, przez co, nie będe się poddawał. Lecz mam nadzieję, że jak napiszę coś jeszcze i wrzucę na tę stronkę, to mi  pomożecie, czytając i wyłapując błędy.Bo jak to mówią: co nas nie zabije, to nas wzmocni. Mam nadzieję, że w tym przypadku będzie tak samo.

Wielkie dzięki :)
Pozdrawiam: Haskeer

Hmmm, spoko, ja w miarę moich skromnych możliwości Ci pomogę.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Jeszcze raz dzięki :)
Ale minie jeszcze kilka dni, zanim coś wrzuce. Posłucham mądrej rady i poczekam trochę z napisanym tekstem, sprawdzę błędy i dopiero go zaprezentuje.
Pozdro...:)

Nowa Fantastyka