- Opowiadanie: Kora - Za Sigmara!

Za Sigmara!

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Za Sigmara!

Nigdy nawet nie podejrzewałam, że to się tak skończy. Cały świat legł w gruzach… nadzieja odeszła … Wszędzie panuje Chaos, wojska Imperium nie mają szans. Wydawało się, że wszystko idzie doskonale. Co było nie tak? Gdzie popełniono błąd? Imperium upadło, potężne elfy przegrały, niziołki zostały zdziesiątkowane, krasnoludy rozpaczliwie próbują się bronić. Wszędzie tylko zielonoskórzy, mutanci, zwierzoludzie i inne pomioty Chaosu, niczym zaraza wysysające wszelkie dobro ze Świata. Pozostawiają po sobie drogę pełną zniszczeń i bólu. Rzeki spłynęły krwią tysiąca niewinnych, na polach bitew słychać jęki konających, którym nikt nie może już pomóc. Ta kakofonia dźwięków i obrazów to esencja straszliwych wojen targających Imperium. W snach widzę drgające członki dzieci, okrutnie zabitych przez siły ciemności, słyszę ich płacz i krzyki, gdy usiłowały błagać o litość. Te potworne istoty nie znają tego słowa. To koniec. Nadzieja, gdzie się ona podziała, gdy jest najbardziej potrzebna? W mym sercu zieje tylko wielka pustka.

 

Nawet nie wiem, czemu to piszę. Przecież to i tak przepadnie w mrokach dziejów wraz ze mną. Może, dlatego by się całkiem nie załamać? Może chcę raz jeszcze przyjrzeć się wszystkim wydarzeniom, zrozumieć, dlaczego przegraliśmy. Pragnę by chodź by na tych kartach zapisały się dzieje straszliwych bitew toczonych pomiędzy Chaosem a Imperium, nawet, jeśli miały by nie przetrwać. Wpierw jednak zacznę od moich dziejów.

 

Moja historia na pierwszy rzut oka wydaję się pospolita, banalna. Zapewne nawet taka jest w porównaniu do innych. Jestem tylko jednym z wielu pionków Sigmara rozstawionych po całym świecie. Staram się mu służyć jak najlepiej. Chodź bym miała zginąć, nie ugnę się i pozostanę wierna memu panu! Pomszczę tych, którzy odeszli już do królestwa Morr'a.

 

Urodziłam się w jednym z licznych dworów szlacheckich. Od kiedy pamiętam chciałam pomóc Imperium w jego odwiecznej wojnie z siłami mroku. Pragnęłam walczyć, i zwyciężać. Jakaż byłam głupia! Wszystko widziane oczyma dziecka wydaję się łatwiejsze, dopiero później dostrzega się prawdziwy ogrom niebezpieczeństw czyhających na świecie, ale wtedy może być już za późno. Całe okrucieństwo wydawało mi się niesprawiedliwe, byłam pewna, że Imperium jest w stanie zniszczyć je w jednej chwili. Przecież dla niego niema rzeczy niemożliwych, myślałam. To tylko ułuda, bo choć jest potężne, nie jest wszechmocne. Pomiędzy tymi słowami istnieje wielka różnica. Wszechmocni są Bogowie, ludzie mogą być co najwyżej potężni. Bo choć kocham Imperium, wiem, że nigdy nie osiągnie boskich mocy, a tylko z jej pomocą można pokonać Chaos. Sigmar jest nam przychylny, więc nie powinnam tracić nadziei, jednak coraz częściej wątpię. Wciąż chcę walczyć, lecz wróg ma druzgoczącą przewagę. Staram się wytrwać, jednakże nie wiem czy mi się uda.

 

Wielu przyłączyło się do mrocznej strony nie mając innego wyboru. Inni przystali na to z radością marząc o pieniądzach i władzy. Stali się szpiegami w samym sercu naszego kraju. Nie wiem, co te plugastwa musiały im obiecać, że zgodzili się na czyn tak niegodny. Niektórych spaczenie dotknęło samo, powoli zabijając ich od środka. Coraz częściej matki rodzą dzieci– mutanty, istoty, które nie powinny żyć. Chaos jest wszędzie w naszych sercach i umysłach. Choć ciemność panuje, a nadzieja odeszła pozostawiając tylko pustkę, nie ugnę się. Za Sigmara, i wszystkich Bogów, nie ulegnę aż do końca. A gdy przyjdzie mi odejść z tego świata i udać się do królestwa Morra, będę wiedziała, że nie stało się to bez walki. Choćby przeznaczeniem ludzi była przegrana, a potworne, spaczone istoty Chaosu wzięły we władanie nasze piękne Imperium, nasze serca pozostaną harde aż do końca i zabierzemy ze sobą jak najwięcej tych pomiotów do piekieł, tam gdzie ich miejsce. Do tego niepotrzebna nadziei, tylko brawury i odwagi, wielkiej odwagi..

 

Teraz powrócę do mojej historii, by można było wszystko lepiej zrozumieć, muszę ją opisać. Mój ojciec nazywał się Edwin Eschlimann a matka Osterhild, pochodziła z rodu Voget. Nawet ja zastanawiam się, dlaczego piszę ich imiona, może po to by nie byli kolejnymi anonimowymi ofiarami wojny. Oczywiście wszystko zależy od tego czy ten dziennik przetrwa, co wcale nie jest pewne

 

Mimo swych wszystkich niedociągnięć kochałam ich, dopiero teraz to widzę. Byłam szczęśliwa u ich boku. Dla swych poddanych byli wspaniałomyślni i sprawiedliwi. Najgorszą ich wadą, straszliwą i niegodną tak wysokiego rodu było to, że umywali ręce od wojny z Chaosem. Od czasu do czasu wysłali trochę wojsk na front, ale niewiele, bardzo niewiele. Walczyli tylko w obrębie swego niewielkiego księstwa, tylko jego broniąc i tylko o nim myśląc, nie wybiegali daleko w przyszłość którą spowijał mrok. Ojciec zagrożenie ze strony Chaosu zbywał machnięciem ręki, „Imperium sobie poradzi i bez mojej pomocy"– mawiał. Nie dziwie się, że nasz wspaniały kraj upadł, jeśli było tyle szlachciców zachowujących się jak mój rodzony ojciec. Trzeba wierzyć, ale niczego nie można darzyć ślepą wiarą, gdyż to graniczy z nieposłuszeństwem. Rodzice zamknęli się w swym niewielkim światku, marząc o spokojnej starości, której nigdy nie mieli zaznać. To smutne, co może się stać z ludźmi pragnącymi pokoju. Chcieli tylko być szczęśliwi z dala od wiecznych niepokojów wojny, ale od tego nie da się uciec. Chaos nie oszczędza tych, którzy nie chcą bitew, wręcz przeciwnie wyrzyna ich niczym świnie. Taki sam los spotkał i moich rodziców. Zabiła ich grupa zwierzoludzi, zadziwiające, że nie udało im się wygrać. Mieli sporo wojsk, których nie oddali Imperium, lecz nie wiedzieli jak się bronić.

 

Nie płakałam po ich śmierci, nie czułam nawet smutku, dopiero teraz wiem jak okrutnie i głupio się zachowywałam. Chcieli tylko mojego dobra, a ja się od nich odwróciłam. Gdybym tego nie zrobiła któż wie może… nie, byłabym martwa tak jak oni, zabita w okrutny sposób niczym zwykły zwierz. To nie czas na wyrzuty sumienia. Teraz droga pokoju nie prowadzi do nikąd. Choć nie kocham wojny wiem, że nie ma wyjścia, trzeba walczyć. Oni tego nie rozumieli, i zapłacili za to najwyższą cenę.

 

Nie widziałam ich śmierci, gdyż toczyłam wtedy boje wraz z innymi wojownikami Imperium. Od kiedy pamiętam marzyłam tylko o tym, a gdy mój sen się ziścił niebyło już tak wspaniale. Nie tylko krew Chaosu plamiła moje dłonie, walczyłam przeciwko ludziom, którzy niegdyś byli tacy jak my. Nie z własnej woli oddali się Chaosowi i spaczeniu, to przecież nie ich wina! Wiem, że powinnam nienawidzić ich równie mocno jak Chaos, ale nie potrafię. To samo w sobie czyni mnie dziwną. Czuje litość dla mutantów, zostali przecież wygnani ze swych wiosek, jako jedyną alternatywę mając przyłączenie się do bandy zwierzoludzi. Wiem, że Chaos spaczył ich umysły i ciała jednak coś takiego w każdej chwili może spotkać także i nas. To uczucie jest moją największą słabością. Mimo litości powinnam zabijać ich bez skrupułów, by nie rozprzestrzeniali jeszcze plagi Chaosu jednak niekiedy…. nie potrafię. Przecież to oni wraz ze zwierzoludzi zabili moich rodziców, więc powinnam pragnąć ich śmierci, a nie im współczuć. Sama nie rozumiem swoich uczuć.

 

Walczyłam u boku innych ludzi Imperium w tej straszliwej wojnie, a gdy skończył się czas mojej służby, nie miałam już dokąd wracać. Jednak nie czułam rozpaczy, tylko znów rzuciłam się w wir walki i śmierci. Widziałam wiele zła i okrucieństwa, przelałam dużo krwi, patrzyłam co dzieje się z ludźmi spaczonymi przez Chaos. Popełniłam wiele czynów niegodnych, lecz nie czas teraz o tym pisać. Ujrzałam, co dzieje się z kultystami Slaanesh'a czczącymi swoje spaczone bóstwo. Wszystko to zostawiło ślad na mym sercu. Najgorsze jednak jest to, że patrzyłam jak wszystko upada, niszczeje, obraca się w pył…

 

(Tutaj spory fragment jest nieczytelny)… straszliwa była to bitwa i prócz żyć ludzkich odebrała także nadzieję… ( znów niemożliwy do odcyfrowania tekst, jakby zalany krwią)…

 

zwierzoludzie, zaatakowali mnie z zaskoczenia. Mało brakowało a zginęłabym tak jak moi rodzice. Powinnam walczyć, bronić się, zabiłam już wiele takich istot, jednakże nie mogłam. Poczułam w sercu coś dziwnego, jakby… sama nie wiem jak to ująć… na szczęście przezwyciężyłam to uczucie i wygrałam, tylko to się liczy. Zwierzoludzie leżą martwi u mych stóp, po raz pierwszy śmierć sprawiła mi tyle radości. To do mnie nie podobne, chociaż zwycięstwo zawsze cieszy.

 

To spotkanie przypomniało mi inne sprzed lat… gdy po raz pierwszy zetknęłam się twarzą twarz z Chaosem. Pamiętam, że właśnie kierowałam się ku sercu Imperium, by tam zaciągnąć się do armii. Choć było to moje największe marzenie, byłam jeszcze młoda i głupia, więc zapewne bym się rozmyśliła. To jedno wydarzenie, które trwało zaledwie chwilę zmieniło całe moje życie.

 

Dzień był mroczny i deszczowy, cienie majaczyły na każdym zakręcie drogi przynosząc ze sobą złe przeczucia.. Tak naprawdę prócz głosu z wewnątrz nie miałam podstaw by się martwić. W tych czasach niezwykle często jest brzydka pogoda, a deszcz leje prawie dzień w dzień. Jednak coś było nie tak, wyraźnie to czułam. Dziwny głos podpowiadał mi, że powinnam była zawrócić, lecz nie zrobiłam tego. Nie słuchałam intuicji, co także było moim błędem. Niestety, popełniłam ich wiele w życiu. Potem, było już za późno.

 

Jechałam przez ciemny las, samotnie, bez nikogo. Chciałam być odważna i jak najszybciej wyruszyć w podróż, by odpokutować winy moich rodziców. Przecież wiedziałam, że w tych czasach nigdy nie podróżuje się samotnie, tym bardziej w taką paskudną pogodę. Byłam młoda, lecz to nie usprawiedliwia moich nie rozsądnych czynów. Na takie nie doświadczone osoby, prócz zwierzoludzi czyhają także bandyci. Jednak ja się ich nie bałam, zresztą nie lękałam się niczego. Ufnie podążałam w dal wierząc, że Sigmar mnie ochroni. Teraz zastanawiam się jak zdołałam przeżyć te wszystkie lata wojny. Mimo straszliwych niebezpieczeństw na które się narażałam wciąż tu jestem, to… zadziwiające.

 

W tym ciemnym lesie po raz pierwszy poczułam strach, paraliżujące uczucie karzące mi uciekać. Na swoje własne nieszczęście przemogłam je, ignorując tak samo jak złe przeczucia. Wtedy to usłyszałam… Mrożący krew w żyłach ludzki krzyk, przepełniony niewyobrażalnym bólem. Bez namysłu pogalopowałam w stronę tego okropnego odgłosu. Popędzałam konia ile sił, znów bezgranicznie wierząc w swą odwagę i potęgę. Nie zadałam sobie trudu, by choćby chwilę pomyśleć. Gdybym to zrobiła, może zrozumiałabym, że jedna młoda dziewczyna nic nie zdziała w walce z istotami zdolnymi zmusić człowieka do wydania tak straszliwego dźwięku. Jednak wtedy nic mnie to nie obchodziło. Wiedziałam tylko, że ktoś niezwykle cierpi i trzeba mu pomóc. Gdy dotarłam na miejsce było już za późno.

 

Zobaczyłam zwierzoczłeka pożywiającego się swoją dopiero co zabitą ofiarą. Z pyska ciekła mu świeża krew, niczym upiorna woda straconego życia. W oczach płonęła wciąż niezaspokojona żądza dalszych ofiar. Nigdy nie zapomnę tego straszliwego obrazu okrucieństwa pomiotów Chaosu. Choć później wiele razy doświadczyłam widoku śmierci, ten będzie prześladował mnie do końca życia. Twarz człowieka zamarła w pośmiertnym wyrazie strachu i okropnego bólu. Myślę, że koniec sprowadził na niego ukojenie. Nikt nie pragnie czuć cierpienia przed końcem, ale jego nie ominął ten los. Choć gdy przybyłam był już martwy, podejrzewam, że zwierzoczłek rozpoczął swoją upiorną ucztę gdy jeszcze tak nie było.

 

Krew plamiła świeżą trawę zmieniając ją w szkarłatne jezioro. Dla tego mężczyzny nie miało to już znaczenia, a ja zostałam tu sama przed rozszalałym potworem. Poraz pierwszy, jednak nie ostatni, poczułam nieuchronność zbliżającej się śmierci. Dotarło do mnie jakież kruche jest ludzkie życie jeśli można je stracić w jednej chwili. To smutne, że tak łatwo jest nas zniszczyć… Dowodem na to był ten rozszarpany człowiek. On przynajmniej będzie szczęśliwy w królestwie Morra, a ja… mnie czeka jeszcze walka. Nie zamierzałam się poddawać, odejść bez pomsty za tych wszystkich którzy zginęli przez zwierzoludzi. Choć był tylko jeden, wraz ze swymi pobratymcami odebrał wiele ludzkich żyć. Wtedy narodziła się we mnie wściekłość, która dała mi siłę by stoczyć jeden z najgorszych bojów w moim życiu. Choć zwierzoczłek nie należał do najgroźniejszych ze swej rasy, ja wciąż byłam niedoświadczona i słaba. Na szczęście przed podróżą ćwiczyłam, dzięki temu nie podzieliłam losu tego nieszczęśnika.

 

Wciąż nie mogę uwierzyć że przeżyłam tę walką. Nie pamiętam dokładnie co się wtedy wydarzyło. Nawiedza mnie tylko ta jedna wizja… żadne krwi oczy zwierzoczłeka wpatrujące się we mnie. Potem był tylko szkarłat… Z tego dziwnego amoku ocknęłam się dopiero, gdy martwe ciało potwora leżało u moich stóp.

 

Tak oto po raz pierwszy splamiłam sobie dłonie krwią Chaosu. Później śmierć podążała za mną wszędzie, zbierając swoje krwawe żniwo. Niekiedy była moją jedyną nieodłączną towarzyszką niedoli, cieszącą się każdą walką i ciosem zadanym moimi dłońmi. Nienawidzę jej! Tego co ze mną zrobiła, tego w kogo mnie zmieniła! Kiedyś kochałam życie, teraz czuje że cieszy mnie śmierć. Gdy byłam młoda rzuciłam się na ratunek zaatakowanemu człowiekowi. Choć wykazałam się głupotą, byłam także niezwykle odważna i szlachetna. A teraz? Bałabym się, że zginę! Ukryłabym się gdzieś, uciekła. Zmieniłam się, nie zostało we mnie nic z tej nierozsądnie dziewczyny którą niegdyś byłam. Może to źle? Choć wiem, że

 

nie czas teraz na rozpacz, ogarnia mnie ona coraz…. ( kolejny nie czytelny fragment)

 

Boję się, czuje że coś jest nie tak. Te dziwne narośla na mojej głowie to tak jakby… nieważne. To nie może być prawda. Nie, na pewno nie jest, przecież Sigmar by na to nie pozwolił! Nie dał by zabrać swojej żarliwej wyznawczyni Mrocznym Bogom. To niemożliwe… A może? Nie, nie, to nie może się tak skończyć! Nie pozwolę na to! Będę walczyć! Chaos nade mną nie zapanuje, nie dam się! Nie ulegnę Mrocznym Siłą! Muszę… muszę poprosić Sigmara o pomoc, z pewnością mi jej udzieli. Nie zostawi mnie w potrzebie. Ja, wierzę, że mnie nie opuści. Cóż mi zostało oprócz tej wiary? Nic…

 

Niegdyś niczego się nie bałam, teraz to uczycie towarzyszy mi wszędzie. Choć wierzę w Sigmara i Imperium strach pozostaje. Tylko on i śmierć towarzyszą moim cierpieniom i zgryzotą. Nigdy mnie nie opuszczają, zawsze pozostają obok mnie tuż, tuż, na krawędzi umysłu, nieodłączni niczym najlepsi przyjaciele, chociaż nimi nie są. Doprowadzają mnie do szaleństwa! Walczę, wciąż walczę, jednak czuję że nie mam szans.

 

Gdy mój kraj umiera, toczę swój własny bój z tymi okrutnymi siłami mroku. Polem bitwy jest mój umysł, orężem myśl. Staram się nie poddawać, nie ulec spaczeniu które powoli mnie ogarnia. Chaos nie spieszy się, robi to systematycznie przecież i tak wie, że nie mam szans. A ja wciąż bronię się w tej beznadziejnej walce. Rogi stają się coraz większe, wraz z ich wzrostem kurczy się nadzieja która mi pozostała. Zresztą i tak było jej bardzo niewiele. Przy życiu utrzymywała mnie brawura a gdy i ją straciłam… nie wiem co ze mną będzie.

 

Stanę się mutantem, istotą której tak niegdyś współczułam. O okrutny Sigmarze chcesz mnie w ten sposób ukarać za słabość? Czemu to robisz, dlaczego po prostu nie zniszczysz Mrocznych Bogów przecież jesteś wszechpotężny. A może to też kolejne kłamstwo? Nie.. nie mogą wątpić. Jeśli stracę wiarę już nic mi nie zostanie. Nie chcę żyć spaczona przez Chaos…. więc może lepiej odejść? Teraz nie czuje litości, nie chcę pomagać w roznoszeniu plagi. Mutanci powinni zginąć tak jak inne pomioty Chaosu, a że ja się do nich zaliczam… to nie ważne. Póki jeszcze mam władzę nad swymi myślami i Chaos nie ogarnął mnie całkiem muszę odejść. Imperium wciąż może wygrać ale ja mu w tym nie pomogę. Mi pozostaje tylko śmierć… połączę się z tobą moja nieodłączna towarzyszko.

Koniec

Komentarze

W tym ciemnym lesie po raz pierwszy poczułam strach, paraliżujące uczucie karzące mi uciekać – Parę osób w paru tekstach mi to wytknęło i od tej pory mam na to słowo uczulenie. Kazać = każące. Karać = karzące.

 

Nikt nie pragnie czuć cierpienia przed końcem, ale jego nie ominął ten los. – cierpieć chyba po prostu. Bo czuć cierpienie to tak trochę nie za fajnie brzmi.

 

Krew plamiła świeżą trawę zmieniając ją w szkarłatne jezioro. – Do tego też mam tendencję w swoich tekstach :P Gdyby to był film gore, to ok, ale jezioro to jednak lekka przesada. Zresztą, w jaki sposób trawa się w to jezioro zmieniła?

 

Wtedy narodziła się we mnie wściekłość, - Tez nie za fajnie. Ogarnęła mnie wściekłość na przykład.

 

Choć zwierzoczłek nie należał do najgroźniejszych ze swej rasy, ja wciąż byłam niedoświadczona i słaba. – Hmm. Wyżej pisałaś, że bohaterka ślepo wierzyła w swoją siłę i potęgę.

 

Tylko on i śmierć towarzyszą moim cierpieniom i zgryzotą – zgryzotom

 

Chaos nie spieszy się, robi to systematycznie przecież i tak wie, że nie mam szans. – Po systematycznie pasowałoby dać kropkę, bo bez niej zdanie brzmi dziwnie.

 

Czemu to robisz, dlaczego po prostu nie zniszczysz Mrocznych Bogów przecież jesteś wszechpotężny. – To samo co wyżej. Pytajnik po Bogów i reszta nowym zdaniem.

 

Brakujące przecinki i ogonki przy ę, ą oprócz tego wyżej. Tyle ze spraw technicznych mnie poraziło podczas czytania.

Takie bardziej niż średnie opowiadanie. Czytało się nawet przyjemnie, fabuła tez mnie wciągnęła. I chyba tyle.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dziękuje za opinię. Wiem, że fabuła nie jest powalająca, ale to dopiero moje pierwsze opowiadanie.

Takie sobie opowiadanko ze śwata Warmłotka. Jeśli to twój pierwszy tekst to nie jest źle. Praktyka czyni mistrza, także ćwicz, a każdy następny będzie lepszy.

Pozdrawiam.

Dziękuje za komentarz. Będę ćwiczyć póki nie pójdzie mi lepiej

Wiem że nie jest to najlepszy tekst... mam dopiero 13 lat więc może potem mój styl się nieco poprawi.

Nowa Fantastyka