
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce.
Gwiezdne Wojny:
Kroniki Dzieci Mocy
Rada Jedi wraz z duchem Luka Skywalkera zleca technikom
Akademii Jedi budowę urządzenia mającego na celu
przechylenie szali zwycięstwa na rzecz Republiki w wojnie z
Dratem Valkirem.
Po wileu latach badania nad Mocą, technikom udaje się stworzyć stop metali
czuły na Moc. Pozwala on
na stworzenie specjalnej opaski wspomagającej wolę użytkownika
a tym samym podwajając jego Moc.
Kiedy wydawało się że zwycięstwo jest po stronie republiki
Zdarzyła się rzecz, której nawet duch Luka nie potrafił przewidzieć.
Jeden z Padawanów uciekł z jedynym planem stworzenia stopu.
Dart Valkirr stworzył przy pomocy stopu złowrogie sondy
Tłumiące moc wszędzie dookoła siebie. Tysiące tych straszliwych maszyn spuszczano na planety tuż przed atakiem a pozbawione kluczowej pomocy Jedi kolejne planety upadały jedna po drugiej.
Dart Valkirr wydaje się być niepowstrzymanym. Każdy Jedi stający naprzeciw armii Sithów stawał przed wyborem Jasnej i Ciemnej strony. Każdy kto zostawał po stronie Republiki zabijany był na miejscu. W ten sposób Nowe Cesarstwo Sithów rozpościerało się od jednego do drugiego końca znanej Galaktyki.
Nad Planetą Asemi III pojawiła się samotna kapsuła ratunkowa. Przelatując niezauważona przez blokadę Cesarstwa uderzyła w powierzchnię planety. Rebelianci, którzy odnaleźli statek zauważyli na włazie zapomniany dawno symbol.
Znak Rady Jedi.
1. Przybysz na Asemi III Asemi III była małą planetą porośniętą zewsząd dżunglą. Wiele niebezpiecznych stworzeń czaiło się głębszych częściach puszczy. Nieliczne osady odgrodzone były wysokimi murami. Miejsce to było wręcz idealne do ukrycia baz rebelii. Żaden cesarski żołnierz nie był na tyle głupi by zapuszczać się w głąb buszu w poszukiwaniu jakiś tajnych osad.
Koło jedne z takich baz rozbiła się tajemnicza kapsuła. Kobiete z jej wnętrza przeniesiono od razu do chaty przywódcy bandy.
-A jeśli to zwiadowca Cesarstwa?! Pomyśleliście o tym?– Assir Mentu, przywódca partyzantów, uderzył pięściami o biurko. Wnętrze oświetlane było przez dogasającą już lampę jonową. Budynek był zdobycznym egzemplarzem promu Lambda z niedziałającymi silnikami. Reszta domów osady była drewniana. Cała baza otoczono polem maskującym.
-Znaleźliśmy przy niej to, Assir.– Hal, dowódca zwiadowców, podłużny przed zwierzchnikiem podłużny przedmiot, z jednym tylko przyciskiem obok zakończonego wnęką końca.
-Zapewne jakiś lokalizator lub inny śmieć szpiegów Cesarstwa. Wynieście to w góry jak najdalej stąd, chyba nie chcesz tu legionu egzekutorów?
Hal skiną na dwójkę podkomendnych. Ci wzięli przedmiot i wyszli by bez ponaglania.
-Co zrobimy z samą kobietą?
-Zamknijcie ją w celi. Kiedy się obudzi, poinformujcie mnie o tym.
Kiedy wszyscy opuścili już biuro, Assir wziął do ręki tablet. Raporty zwiadowcze niepokoiły go. Cesarstwo zwiększyło garnizony. Na dodatek nad planetą utworzono blokadę i nadano jej status „potencjalnej siedziby", co oznaczało że jakikolwiek opór zostanie natychmiast zduszony, a jeśli legion nie pomorze na dany obszar ześle się bombardowanie orbitalne. Na domiar złego wykryli chyba bazę Assira. Słyszał również plotki o agencie-zabójcy Valkirra, Irvine wysłanym do blokady. Sith ów nie cieszył się dobrą sławą. Zawsze gdzie się pojawił znajdowano potem trupy.
-Raport 12/MA/345. Odtwórz.
Odłożył urządzenie na biurko. Hologram zaświecił błękitno-szarym światłem ukazując postać Amandy, jednej ze zwiadowców z północnych puszczy.
„Cesarscy budują przyczółek wypadowy na południe od Kantyny. Zauważyłam około dwunastu ścigaczy zwiadowczych pół pułku piechoty. Najprawdopodobniej będą zsyłać skanery echolokacyjne z orbity."
Obraz zmienił się w plan przyczółku. Po środku koszary. Na lewo hangar, najprawdopodobniej ścigaczy. Dookoła płot osłonowy z automatycznymi działkami laserowymi. Trochę z tyłu oczyszczono i wyrównano już miejsce na skaner.
-Znowu trzeba będzie przenosić bazę.-Pomyślał Assir.– Cesarstwo wysyłał coraz więcej wojsk do eksterminacji rebeliantów. Niedługo wszyscy zginiemy.
Przywódca pomyślał o przybyszu z kapsuły. Czym jest ten podłużny przedmiot? Dziwna, jakby obca myśl przebiegła po jego głowie zostawiając po sobie niejasną chęć obejrzenia go jeszcze raz.
Assir wybiegł z chatki.
-Mieliśmy go właśnie panu zanieść.-zaskoczyła go grupka ludzi. Stali zaraz przed drzwiami trzymając z przesadną wręcz delikatnością ów tajemniczy obiekt.
-Akurat miałem po niego iść. Po za tym kazałem wam go wynieść daleko z tond!
-Coś kazało nam go przynieść.-tłumaczyli się zwiadowcy niepewnie.
Assir rozejrzał się po osadzie. Zbudowana byłą na planie koła. Na środku stał zdobyczny transporter cesarski przerobiony na dom burmistrza. Wewnętrzny krąg zajmowały budynki gospodarcze takie jak magazyny i punkty żywności a także zbrojownia i koszary. Zewnętrzny zajmowały domy. Fundamenty każdego stanowiły ruchome platformy. Coś nie pasowało mu w zachowaniu ludzi. Wszyscy zaczęli kierować się w stronę jego domu. Każdy szedł rozluźniony. Jak pod wpływem kaprysu. Inni skręcali w stronę koszar i zbrojowni. Coś jest nie tak. Assir wziął przedmiot i obejrzał go dokładnie.
„Ambulatorium"
Samotna myśl zaświtała w jego głowie jak jasna latarnia w środku nocy. Skierował się do owego budynku.
-Panie Mentu! Panie Mentu! Obudziła się!- Z punktu medycznego wybiegł rozentuzjazmowany człowiek. Assir przyspieszył kroku podzielając emocje medyka.
Na pryczy siedziała blond włosa kobieta. Przywódca wodził wzrokiem od jasnoniebieskich oczu przybyszki poprzez mały nosek do ponętnych malinowych ust.
-Assir?– Jej głos był melodyjny i miękki. Mówiła spokojnie.
-Skąd znasz moje imię? Ewan ci powiedział?
Medyk pokręcił przecząco głową. Kobieta uśmiechnęła się wieloznacznie.
-Padnij!
Ogłuszający huk przewalił mężczyzn. Przybyszka wzleciała do góry a z jej rąk strzelił niebieski promień tworząc błękitną kopułę nad ich głowami. Dach runą, lecz osłona powstrzymała go natychmiastowo.
-Jedi.– szepną Assir.
Zza okna doleciały ich odgłosy walki. Kobieta pchnęła lewą ręką niewidzialny przedmiot, to co pozostało ze sklepienia wystrzeliło w powietrze. Przybyszka wzleciała w górę. Podobnym ruchem pchnęła gruzy w stronę dżungli. Przywódca poderwał się i ledwo co stojąc na nogach dobiegł do wyjścia.
Kilka budynków zewnętrznego kręgu płonęło. Cesarskie ścigacze szalały po głównym placu eksterminując ludność. Inni schowali się w ratuszu, nieliczni stawiali opór z zbrojowni i koszar. Na lewo od wejścia stała pogrzebana w fragmentach dachu wieżyczka turbolaserowa. Jedi chwyciła mocą jeden ze ścigaczy i rzuciła go w przestworza. Wszystkie inne zaalarmowane tym wydarzeniem odwróciły się w jej stronę. Kobieta nie zdawała się tym przejmować. Zleciała na ziemię. Potężna fala Mocy wzbiła pchnęła sześć lub siedem ścigaczy wyrzucając je na dwieście metrów. Wyciągnęła otwrtą dłoń w stronę Assira jak gdyby chciała go chwycić lecz nie mogła. Przedmiot, przywiązany do pasa, mężczyzny zaczął wibrować i po krótkiej chwili poszybował do ręki kobiety uwalniając jasnoniebieski promień. Jedi zamachnęła się nim odbijając czerwone lasery ścigaczy. Rykoszety trafiły niemalże bezbłędnie w generatory antygrawitacyjne pojazdów. Potężna fala eksplozji rozerwała je na części zadając obrażenia również tym obok. Kobieta uniosła ręce i ścisnęła obie dłonie. Przedmiot unosił się tuż przy jej boku gotowy do chwycenia w razie potrzeby. Dwa pozostałe ścigacze uniosły się i eksplodowały w momęcie zaciśnięcia kułaków Jedi. Przybyszka odwróciła się powoli w lewą stronę. Uśmiechnęła się paskudnie. Cesarscy uciekali.
-Nic ci się nie stało? -spytała Assira jak gdyby nigdy nic.
-Nie. Chyba nic. Co się stało?– Przywódca był wciąż oszołomiony.
Ludzie zaczęli powoli wychodzić z kryjówek.
Kobieta rozejrzała się dookoła. Machnęła ręką jak od niechcenia i domy zewnętrznego kręgu ugasły jakby ktoś zdmuchną ogień.
-To dobrze. Musimy porozmawiać.
-To chyba dobry pomysł.– uznał Assir.
-Gdzie możemy porozmawiać na osobności?
-Nie wiem. Tu?
Kobieta wskazała ratusz. Poszli tam na tych miast. Ludzie otrząsnęli się już i zaczęli ratować co się da z napalonych domów oraz rabować trupy z cennych broni.
-Nazywam się Nuane Forcenteen. Nie jesteście tu bezpieczni. Irvin będzie mnie tu szukał.
-Zaraz, zaraz. Po kolei. Kim jesteś, co tu robisz i jak do lich pokonałaś tych wszystkich egzekutorów?!
-Jestem Jedi, jak zdążyłeś już zauważyć.
-Przeciecz oni zostali wytępieni do nogi przez Cesarza w czasie wojen Mocy!
-Jak widać nie wszyscy.– Nuane uśmiechnęła się.
-No dobrze. Przyjmijmy że ci wierzę.– Assir skrzyżował ręce na piersi.-Co tu robisz?
Nuane popatrzyła na niego ze stoickim wręcz spokojem.
-Rozbiłam się.
-Byłaś w kapsule. Racja. Ale z jakiego statku? I co oznacza ten symbol na włazie?
-To symbol Rady Jedi. Statek też do nich należał.
-Chcesz mi wmówić że wystrzelono cię ze statku zniszczonego jakieś dwa lata temu?
-Tak. Dryfowałam w kosmosie podtrzymywana przez Moc.
Assir przyjrzał jej się badawczo.
-Możesz być równie dobrze agentem Sithów.
-To po co bym was ratowała? By zdobyć zaufanie? Informacje mogę wydobyć z was jednym poleceniem Mocy. Pomyśl. Jak to się stało że przyniosłeś mi miecz jeśli twój poprzedni rozkaz brzmiał „Wynieście to w góry, jak najdalej stąd"? Jak to się stało że cywile skryli się w ratuszu bez żadnego powodu zanim jeszcze wybuchła walka? W ten sam sposób mogę wyjąć z ciebie informacje.
Dalsze( znacznie dalsze) losy Nuane (patrz op. Córka Mocy).
P.S. Mam nadzieje że wstawisz dalsze części monique bo inaczej moje nie będą miały sensu.
"Rada Jedi wraz z duchem Luka Skywalkerem"
"zakończonego wnęką końca"
"Był, była, było" prawie w każdym zdaniu.
Przeczytałeś to w ogóle po napisaniu? "jeśli legion nie pomorze na dany obszar ześle się bombardowanie" - litości...
Chwali ci się że wstawiłeś. Masz moje pełne poprcie ale gramatyka... Najbardziej kłuje w oczy właśnie " Rada Jedi wraz z duchem Luka SKYWALKEREM". Miałeś to poprawić jak czytałam poraz pierwszy, pamietasz? Mówiłeś że poprawiłeś... Pozatym co do twojego kometaża raczej nie "DALSZE" a "WCZEŚNIEJSZE" losy Nuane (u mnie) . Właśnie porawiam fragmęt który zamieżam wstawić. Więc spokojnie... ;D
Nie ma sensu znęcać się nad tekstem ale "- Akurat miałem po niego iść. Po za tym kazałem wam go wynieść daleko Z TOND" powaliło mnie na obie łopatki.
"Poszli tam na tych miast."
Zaczynam się zastanawiać, czy autor zna jezyk polski.
Chodzę z nim do jednej klasy i zapewniam że zna, chociaż czasem mam wątpliwości czy chce go uzywać ;D
Mam do Was prośbę: odczekajcie ze trzy-cztery tygodnie, spotkajcie się przy herbacie i odczytajcie całe opowiadanie na głos. Zaręczam, że czeka Was wiele niespodzianek.