- Opowiadanie: stalowoszary - Niebo zasrańców 2

Niebo zasrańców 2

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Niebo zasrańców 2

Jakub – dzięki za sugestie. Potencjalnym czytaczom sugeruję najpierw NZ 1, NZ 2 to kontynuacja…

 

 

Trzeci siedział, a właściwie niemal leżał rozkraczony na sofie. Ramiona rozpostarł na miękkim, masywnym oparciu. Na nim też położył odchyloną do tyłu głowę. Dyszał coraz ciężej, a półprzymknięte powieki z trudem łapały coraz bardziej zamglony obraz.

 

Pomiędzy jego rozchylonymi, nagimi udami klęczała Tamara Trzeci, jego żona. W eleganckiej garsonce, z perfekcyjnie ułożonymi włosami i z nienagannym makijażem klęczała przed nim i z pasją robiła mu loda. Czasem zerkał, jak tuż za linią jej opiętego dopasowaną spódnicą tyłka dwie całkiem zgrabne łydki zbiegały się tuż przy kostkach, pozwalając skrzyżować się równie zgrabnym stopom. Strasznie go rajcował taki widok.

 

Tamara wysunęła z buzi jego ptaka i zaczęła lizać i ssać jego jaja. Wiedziała, że zabawa niedługo się skończy i starała się żeby było tak, jak Wacław lubi.

 

Zerknął na nią z lubością. W tym momencie jego uwagę przykuł ruch na umocowanym na przeciwległej ścianie ogromnym ekranie. Obraz podzielony był na cztery części. W lewym górnym rogu widać było cały pokój Mesia. W prawym – zbliżenie jego łóżka. Lewy dolny fragment monitora wypełniała powiększona, zapłakana twarz Mesia. Ostatnia ćwiartka pokazywała korytarz dochodzący do jego pokoju. Właśnie w tej części przez chwilę mignął biały, kusy fartuszek. Trzeci zdążył kątem oka zarejestrować jędrne, duże cycki Ewy i zarysy sutków, przebijające spod materiału. Oraz długie, zgrabne nogi, odsłonięte niemal w całości.

 

Dokładnie w tym samym momencie gorące usta jego żony znów otuliły swym dotykiem żołądź i zdecydowanym ruchem przemieściły się w kierunku jąder. A potem nieco wolniej powędrowały z powrotem… I znowu…

 

„Ale pizdeczka!" – jęknął w duszy na widok pielęgniareczki o boskim ciele i duszy szatana.

 

– Aaaaaa… Aaaaa! Och! Tak! Tak! Tak! – jęczał zapamiętale, gdy nasienie rozpoczęło gwałtowną wędrówkę do wylotu.

 

Tamara jeszcze namiętniej wpiła się w jego nabrzmiały sprzęt, a gdy poczuła pierwsze krople spermy – pociągnęła jak napój przez rurkę, wywołując spazmy i jeszcze gwałtowniejsze okrzyki.

 

– Ooooo… Fak! – westchnął, gdy spazmy rozkoszy przestały wstrząsać jego ciałem. Żona stała teraz przed nim, dyskretnie ocierając usta białą, jedwabną chusteczką. Uśmiechnęła się.

 

Trzeci patrząc na nią również się uśmiechnął. Lubił sobie czasem podymać na boku i cenił ją za to, że nigdy nie robiła z tego powodu scen. I tak naprawdę mimo upływu lat wciąż potrafiła przyprawić go o drżenie, jakiego nie wywoływały nawet lachony z okładek żurnali. Skoki w bok robił dla urozmaicenia, nie z małżeńskiej nudy.

 

– Ale jazda, co? – zagaił wskazując gestem podbródka ekran.

 

– A co, działo się jeszcze coś ciekawego jak zajmowałam się ssankiem? – odwróciła się w stronę ekranu z zaciekawieniem.

 

– Nieee, mówię o tym, jak Albert zrobił z Mesia totalnego wała – zarechotał.

 

– Aaaa… No tak, to nam wyszło pięknie – przytaknęła roześmiana patrząc na męża, który znów oparł plecy o miękkie obicie kanapy i z rozmarzeniem przymknął oczy. Po części dlatego, że jego lędźwie jeszcze odczuwały przyjemne drżenie, po części dlatego, że przez myśl przebiegło mu, jak często przypadek rządzi naszym życiem…

 

Jakiś czas temu grupa studentów pracowała w laboratorium uniwersyteckim nad zwiększeniem chłonności ludzkiego umysłu. Kiedy zamiast legalnego dopalacza stworzyli silny halucynogen – uczelnia odcięła ich od unijnych funduszy. Traf chciał, że akurat Trzeci ze świtą wizytował uczelnię, a jeden młody Borowik prywatnie był wielkim fanem wszelkich substancji pozwalających się… wyluzować. Gdy przez przypadek usłyszał na korytarzu rozmowę studentów na temat skutków ubocznych projektu -bez wahanianawiązał z nimi kontakt.

 

Początkowo byli wystraszeni jak diabli. BOR to BOR bez względu na to, co im niby ten gibki jak struna koleś opowiadał. Ale jak ich zaprosił do siebie na imprezę… Za taką chwilę raju gotowi byli zapłacić w piekle! Najlepszy towar i laseczki, jakie dotąd oglądali tylko w Internecie… To potrafi zjednać ludzi! Dawno z nikim się tak szybko nie zaprzyjaźnili. Nikomu dotąd nie opowiedzieli tak szczerze i tak dokładnie, co ich nowy twór potrafi zrobić z człowiekiem.

 

– Chcę to wypróbować! – padło stanowczeżyczenie ze strony gospodarza. Popatrzyli po sobie z niepewnością. A Albert podbródkiem wskazał lachonki, które w tym czasie szczebiotały jak sikorki podziwiając nowe cycki koleżanki.

 

Gdyby ktoś nagrał to, co się potem działo… Narkotyk dosypany do drinków i kilka słów sugestii zapoczątkowały orgię, jaką ciężko znaleźć nawet w dobrym porno. Dziewczyny spełniały każdą zachciankę, nawet tę najbardziej wyuzdaną. Studentom dawno wyczerpałyby się baterie, ale w odpowiednim momencie Borowik sypnął na stół garść niebieskich tabletek. Jazda nie miała końca…

 

Gdy Albert obudził się następnego wieczora oprócz cholernego bólu głowy i pindola czuł jeszcze ogromną satysfakcję z dobrze zainwestowanych pieniędzy. Na prochy i panienki (które przedstawił stożkogłowym jako koleżanki z pracy) wydał majątek, miał jednak świadomość, że jeśli dobrze sprzeda temat – i przede wszystkim sprzeda go odpowiednim osobom – będzie ustawiony do końca życia. Przez kilka nocy bił się z myślami, rozważając wszystkie za i przeciw. O Trzecim zawsze mówiło się, że łapy ma upaprane po łokcie. Ale chłopak pracował dla niego krótko i obawiał się, że premier może go wziąć za prowokatora. Z drugiej strony była to jedyna okazja, żeby stać się kimś…

 

W końcu postawił wszystko na jedną kartę i poprosił premiera o prywatną rozmowę. W jej trakcie przedstawił bardzo zaawansowany plan kontynuowania zarzuconych badań, łącznie z niemal gotowym harmonogramem, kosztorysem i wskazaniem źródeł finansowania. I bardzo obrazowo przedstawił możliwości wykorzystania otrzymanych substancji…

 

Trzeci w trakcie rozmowy, a właściwie monologu, dwa razy sięgał po telefon i dwa razy odkładał go po chwili wahania. Nalał sobie potężną porcję łychy i wypił ją jednym haustem. Albert w tym czasie opowiadał i opowiadał, choć jeszcze nigdy w życiu nie czuł takiego strachu, jak teraz. Paraliżowała go myśl, że jeśli z jego ust padnie jedno źle sformułowane zdanie nie wyjdzie z gabinetu o własnych siłach i znajdą go za parę dni na wysypisku albo w rzece.

 

Opowiadając Albert stał niemal na baczność na wprost biurka. Gdy skończył zastygł w takiej pozie, starając się nawet nie mrugnąć powieką. Trzeci siedział na swoim luksusowym fotelu opierając się o krawędź biurka na wyprostowanych rękach – tak, jakby chciał się od niego odepchnąć. Jego twarz nie wyrażała już emocji, które co chwila przemykały przez nią jeszcze chwilę temu. Wbił wzrok w młodego śmiałka rozważając to, co przed chwilą usłyszał. Wreszcie wziął telefon, wybrał jakiś numer…

 

Albert w tym momencie prawie się zesrał.

 

– Przyjdź tu szybko! – padł w słuchawkę lakoniczny rozkaz. I znów premier wpatrywał się w swojego rozmówcę, a ten wyprężał się tak, że mało nie pękł mu kręgosłup.

 

Drzwi otworzyły się i stanął w nich szef ochrony, spoglądając pytająco…

 

– Zabierz go i trzymaj pod kluczem dopóki nie powiem, co dalej. I zero kontaktu z kimkolwiek! – dodał, gdy wychodzili.

 

Nalał sobie jeszcze jedną szklaneczkę i znów wchłonął jej zawartość jednym haustem. Zaczął przeglądać zestawienia, które przyniósł ze sobą chłopak. Błyskawicznie przebiegał wzrokiem zestawy cyfr i opisy. Wyglądały wiarygodnie. Uśmiechnął się i znów sięgnął po telefon…

 

Potem było tajne spotkanie, na którym Albert jeszcze raz opowiedział o swoim odkryciu, krótka narada Wacława z tajemniczym wspólnikiem i… tak Borowik z szaraczka stał się Kimś, biedne studenciny w prywatnym laboratorium i za konkretną kasę kontynuowały pracę, która spotkała się z dezaprobatą uczelni, a nasza Wysoko Postawiona Szycha zyskała narzędzie, które z byłego kompana od przekrętów i politykiera pełną gębą zrobiło pożałowania godnego klauna. Klauna który uwierzył, że jest martwy i zajmują się nim wyjątkowo okrutne anioły…

 

 

 

– Usnąłeś? – głos Tamary wyrwał Wacława z póletargu.

 

– Nie – uśmiechnął się do żony – Właśnie uświadomiłem sobie, że… – tu zerknął raz jeszcze lubością na zniszczoną przerażeniem twarz wyzierającą z ekranu – że tak naprawdę dopiero teraz mamy władzę. Nawet, jak skończę drugą kadencję.

 

– O tak – przytaknęła – Mesio to dopiero początek. Marny początek – dodała rozsiadając się wygodnie obok męża i przełączając program na ulubiny kanał dla kobiet…

Koniec

Komentarze

Tekst obrzydliwy. Wróżę Ci sporą karierę w fantastyce.

Nowa Fantastyka