- Opowiadanie: Sylwien - Pora na porażkę [FANTASTYCZNY KICZ 2011]

Pora na porażkę [FANTASTYCZNY KICZ 2011]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pora na porażkę [FANTASTYCZNY KICZ 2011]

Poranek na planecie Caporia.

 

Na przedmieściach Tapporu, w tajnym laboratorium zlokalizowanym w podziemiach poradni leczenia porfirii, trwał eksperyment.

– Waporyzatory porozrywane! – krzyknął jeden z pracowników, unikając iskier sporadycznie sypiących się z wielkiego, buczącego urządzenia.

– Porcelitowe oporniki przegrzane! – piskliwym głosem oznajmiła doktorantka.

– Przełączyć na opornicę beta – odpowiedział spokojnie główny naukowiec, w myślach przeklinając pordzewiały, poradziecki szmelc.

– Ewaporatory szlag trafił!

– Doktorze, nie damy rady!

– Poradzimy sobie – uspokoił ich. – Dla chcącego nic trudnego, jak głosi stare porzekadło.

Donośny huk zburzył optymizm naukowca.

Gdy opadł poreakcyjny pył, a para skondensowała na porowatej powierzchni obiektu eksperymentu, badacz wytrzeszczył oczy na swoje dzieło.

– Doktorze! To, to, to… – Laborant nie dokończył, został bowiem zamieniony w krwawą miazgę, a jego narządy zostały porozrzucane po całym laboratorium. Podobny los spotkał porażoną strachem dziewczynę.

Doktor, patrząc na tę rzeź, narobił w portki.

– Ale się porobiło…

 

 

 

Gubernator Naporiusz Vipor patrzył na zgromadzony w swoim gabinecie sztab kryzysowy. Wojsko reprezentował generał Porębał, niski, barczysty mężczyzna o topornych rysach twarzy i pokaźnych wąsach. Towarzyszyła mu porucznik Porąbka – wysoka, wysportowana wenusjanka o krótko ściętych zielonych włosach. Guzik munduru ledwo trzymał pod naporem wielkich, jędrnych piersi. Zwracał on uwagę wszystkich zgromadzonych mężczyzn za wyjątkiem Sporozoita, genialnego profesora, który pochłonięty był jakimiś obliczeniami. W pomieszczeniu przebywał jeszcze Hiporyt Zakapor, prezes największej planetarnej korporacji APORT oraz kilku ministrów i urzędników. Wszyscy zdradzali oznaki nerwowości.

– Raportować! – warknął gubernator.

– Gigantyczny, zmutowany por niszczy miasto! – jęknęła Zapora, specjalistka od importu i eksportu interplanetarnego.

Naporiusz spodziewał się, że wyjaśnienie porannych zamieszek w mieście będzie niecodzienne, ale to przeszło jego oczekiwania.

– Transmisja na żywo! – zażądał. Natychmiast dwóch urzędników rzuciło się do zestawu holowizji pięciowymiarowej, ukrytego za ozdobną portierą. Gdy porozplątywali światłowody i podłączyli kryształowy deporcjator, Vipor klasnął w dłonie, włączając tym holonadajnik. Obraz przekazywany bezpośrednio z satelity pojawił się na środku pokoju.

Gdy przestrzenny przekaz wyostrzył się, oczom zgromadzonych ukazał się potwór, sunący na korzonkopodobnych mackach krocznych, wymachujący liściastymi kończynami. Raz po raz wbijał odnóża w mijane budynki i wyciągał z nich mieszkańców, którzy znikali potem w przepastnej paszczy pora.

– Jaka poczwara porodziła takie monstrum? – spytał słabym głosem Hiporyt. Twarz miał porcelanowobiałą.

– Raporty sporządzone przez naszych biegłych twierdzą, iż por uciekł z tajnego laboratorium, zabijając przedtem swoich twórców. Ich szczątki znaleziono porozwlekane na dużej powierzchni – wyjaśnił generał.

Widoczny na hologramie stwór opuścił dzielnicę przyportową i sunął do centrum Tapporu. Naporiusz rozpoznał strzeliste, bliźniacze wieże swojej siedziby, które majaczyły przed monstrum na trasie jego przemarszu.

– Zarządzam ewakuację! – krzyknął przerażony.

– Nie da rady szefie – zaoponował Ferepor Passeport, minister transportu. – Por zniszczył port kosmiczny.

– Co z portalami podprzestrzennymi?

– Porozwalane w drzazgi.

– Komory teleportacyjne?

– Ich kolportery zostały odcięte od zasilania. – Ferepor rozłożył bezradnie ręce.

– Panowie, poradźcie coś!

– Zabijemy to! – zawołał generał, zrywając się z krzesła.

– Jak chcesz to zniszczyć? – zaciekawił się prezes Zakapor.

– Porazimy go z generatora piorunów kulistych!

– Porąbało cię? – wykrzyknął profesor, podnosząc głowę znad swoich notatek. – Porażenie prądem spowoduje, że będzie jeszcze większy!

– W takim razie dekorporatory protonowe – stwierdziła porucznik Porąbka.

– Poroniony pomysł – Sporozoit pokręcił głową.

– Masz lepszy?

– Sporządzimy truciznę ze sporyszu i księżycowych porostów w proporcji trzy do jednego. Nafaszerujemy tym dziewicę i damy mu do pożarcia.

Zapadła niezręczna cisza.

– Jesteś porypany – oznajmiła porucznik Porąbka. Odpowiedział jej łaciną, a ona nie pozostała mu dłużna. W kłótnię wtrącił się generał, a po chwili wszyscy mówili jednocześnie, próbując przeforsować swoje teorie i ubliżając sobie nawzajem.

Gubernator Vipor spoglądał na swoich poróżnionych doradców z poirytowaniem, widząc, że w ten sposób nie dojdą do porozumienia. A że był człowiekiem porywczym, sam rozstrzygnął sporną kwestię.

– DOŚĆ! – krzyknął, uderzając pięścią w poręcz fotela. – Generale, zróbcie z tym porządek.

– Tak jest!

 

 

Podporucznik na miejscu akcji odebrał wiadomość. Już wcześniej porozdzielał żołnierzy na grupy, każdej przyporządkował inne zadanie. Część porozrzucała na trasie potwora granaty kwantospinowe, inni zajęli pozycje i oporządzali broń, czekając na rozkaz do ataku.

– Ogień zaporowy! – wykrzyknął.

Żołnierze zerwali się ze swoich kryjówek i zaczęli strzelać. Por zachwiał się pod ostrzałem i zrobił krok w tył, ale radość obrońców była przedwczesna. Potwór, porykując z bólu, szedł dalej. Wchłaniał energię działek, rósł, na głowie wypączkowało monstrualne poroże, a całe ciało porosło dziwnymi bąblami w kolorze porzeczkowym. Widząc to, prezes Zakapor porzygał się.

– Co to jest? – spytał gubernator Vipor, zielony na twarzy.

– Chyba spory – odpowiedział profesor.

– Przerwać atak, przerwać atak!

Żołnierze rzucili broń i porozbiegali się na wszystkie strony.

– O nie! Kto nas teraz poratuje? – Załamała ręce Zapora.

– Najmijmy kosmicznych najemników – zaproponował Passeport.

– To znacznie odchudzi nasze portfele. – Skrzywił się Hiporyt.

– I będą chcieli poręczenia majątkowego… – Naporiusz w zamyśleniu stukał palcami w poręcz fotela.

– Myślę, że pora porozumieć się z… – zaczął Sporozoit, ale przerwał mu rozpaczliwy okrzyk prezesa:

– Por porwał Seporę Portman!

Panowie wydali z siebie jęk grozy, który zmienił się w westchnienie zachwytu, gdy satelita dał zbliżenie na dziewczynę. Jak na królową pornosów przystało, była całkiem porozbierana. Porywisty wiatr szarpał jej włosy, a ona szarpała się w uścisku pora. Proporcjonalnie zbudowane ciało wiło się, wywołując u zgromadzonych mężczyzn wybrzuszenia w okolicach rozporka.

– Widziałem jej ostatnie port-folio…

– A ja czytałem jej poradnik „Kosmiczny seks”…

– Poruchałbym taką…

Panowie zaczęli szeptać, wyraźnie poruszeni.

– Panowie, patrzcie! – Głos Zapory sprowadził ich na ziemię.

 

Na hologramie pojawił się nowy obiekt – srebrne, sportowe Porsche 911 Turbo Saturn Fly, latające wokół pora i ostrzeliwujące go z karabinków laserowych.

– A cóż to? – zdziwił się Sporozoit, poprawiając okulary na nosie.

– To Pedro Olegario Ricardo Terencio Uneo Geraldo Alvaro Lazaro Inacio de Andre! – wykrzyknęła zachwycona specjalistka od importu i eksportu.

– Kto? – Profesorowi nic to nie powiedziało.

– Międzyplanetarny bohater rodem z Ziemi, Pedro Olegardo de Andre zwany Portugalczykiem – odpowiedział Ferepor Passeport, wlepiając gały w śmigające w powietrzu Porche TS Fly, machnięciem ręki wskazując porozwieszane na ścianach portrety herosa. Przedstawiały nieziemsko przystojnego mężczyznę, o porywającym spojrzeniu i uśmiechu poruszającym serca kobiet. Nie tylko kobiet. Gubernator Vipor wyglądał jak dziecko, które dostało prezent na Gwizdkę. Galaktyczny pogromca potworów i kosmiczny mistrz sportów ekstremalnych na jego planecie, w jego mieście!

– Poruczamy się twojej opiece! – zakrzyknął uroczyście, zrywając się z fotela, kładąc rękę na piersi i zamglonym wzrokiem patrząc w kąt gabinetu.

 

Porsche, niczym srebrna strzała, śmigało pomiędzy odnóżami pora, który szybko porzucił zainteresowanie trzymaną Seporą i skupił się na atakującym go natręcie.

– Co powiesz na porcję plazmy? – zawołał Perdo Olegardo, odpalając pociski, które zagłębiły się w ciało potwora, nie robiąc mu krzywdy. Bohater zrobił beczkę, unikając pędzącego na niego odnóża i wrócił do ostrzału laserowego, który stopniowo powodował coraz mniejsze rany.

– Sporx, on uodpornił się na lasery! – poinformował swojego towarzysza, znajdującego na statku-matce, który orbitował dokładnie nad miastem.

– Spróbuj strumienia antymaterii, komputer kończy analizę spektralną.

Pedro nacisnął guzik z namalowaną czaszką, osłony porozsuwały się, odsłaniając działko antymaterii. Czarna wiązka poraziła pora, a małe wyładowania przebiegły po zmutowanym ciele. Por nawet tego nie zauważył.

– I jak? – spytał Sporx.

– Opornie… – jęknął de Andro, ostro szarpiąc stery – przed chwilą o mało co nie dostał z liścia.

– Chwilka, chwilka… Mam wynik! To… To jest odporne na wszystko! – odpowiedział mu zdumiony podwładny.

– Zauważyłem – mruknął heros, a grymas niezadowolenia zeszpecił przez chwilę jego przystojne oblicze. Jeszcze żadne monstrum nie przysporzyło mu tylu kłopotów.

– Zajmij go czymś, importuję z serwera galaktycznego program porównawczy – poradził Sporx.

Pedro Olegardo ustawił Porsche bokiem, przygotowując się do wystrzelenia poroforów, gdy nagle…

 

– NIEEEE! – wszyscy Tapporańczycy zawyli, gdy por jednym uderzeniem strącił latający wehikuł bohatera. Porsche spadało pionowo w dół, po drodze zahaczyło statecznikiem o ozdobny portyk zabytkowego budynku, rozbiło kolumnę podporową innego i odbiło się od wspornika. Portugalczyk w ostatniej sekundzie wyrównał lot, dzięki czemu srebrne cudo nie rozbiło się o ziemię, ale przebiło się przez ścianę hotelu i wyhamowało w portierni.

– Skurwiel porysował mi brykę! – krzyknął rozwścieczony heros, wyskakując z dymiącego autolotu.

– Poreperuje się – pocieszył go portier, ale ten go nie słuchał.

W porywie złości oderwał z samochodu działko neutrinowe i wypadł na zewnątrz.

– Spuszczę ci porządne manto! – wykrzyknął, rozpoczynając ostrzał.

Pod wpływem ładunków por zaczął sporulować – z dojrzałych spor wysypały się małe pory, które od razu rzuciły się na Portugalczyka. Pedro Olegardo de Andre porzucił nieporęczną broń i chwycił za pistolety poroplazmowe.

– Porozsiewać się zachciało, tak? Już ja cię porozsadzam! – krzyczał bohater, rażąc atakujące go warzywa. Kiedy poroznosił już wszystkie na strzępy, wymierzył w główną bestię.

– Hmmm, spory ten por – mruknął heros, patrząc z dołu na monstrualnego potwora.

– Sporx, przydałby się suport! – powiedział do interkomu, poręcznie umieszczonego na nadgarstku.

– Się robi. Nie ruszaj się przez chwilę, namierzam cię promieniem zwiększającym.

Różowa wiązka trafiła Portugalczyka. Po kilku sekundach osiągnął on wielkość porównywalną z wielkością pora. Porozciągane członki pulsowały uporczywym bólem, ale bohater uśmiechnął się tylko szeroko.

– Teraz porachuję ci pory!

Potraktował mutanta prawym sierpowym, poprawił lewym prostym. Zasypał monstrum gradem ciosów, pod naporem których potwór zaczął się cofać.

– Masz jeszcze piętnaście sekund! – przypomniał herosowi jego towarzysz.

Portugalczyk chwycił pora za kończynę, w której trzymał porwaną Seporę i oderwał ją od ciała. Stwór ryknął z bólu i zatoczył się, niszcząc budynek planetarnego emporium. Zaraz potem de Andre poczuł, że działanie promienia skończyło się – powracał do swoich rozmiarów.

– Sporx, teleportacja! – rozkazał, gdy proces przemiany się zakończył, a trzymana w ramionach gwiazda porno uniemożliwiała mu dalszą walkę. Ich kontury porozmazywały się, a po chwili deportowali się w rozbłysku jasnego światła. Macka pora wybiła głęboką dziurę w miejscu, gdzie przed chwilą stali.

 

– Mój bohater! – Jak tylko zmaterializowali się na pokładzie statku Enterpors, królowa porno zasypała pocałunkami swojego idola. Oderwał się od niej na chwilę.

– Bolało? – zapytał z błyskiem w oku.

– Ale co?

– Jak spadłaś z nieba, aniele…

Jej opalone lico poróżowiało. Przywarła ustami do jego ust.

– Mam wyniki! – Przeszkodził im Sporx – Komputer porównał nasze dane z importowanymi, przyporządkował zmienne…

– I co? – przerwał mu zniecierpliwiony heros.

– Wysokie stężenie protoporfiryn w ciele pora!

– No to już po nim! – ucieszył się Pedro Portugalczyk, podchodząc do stojaka z bronią i chwytając za rękojeść świetlnego topora.

– Nie idź! – Sepora uwiesiła się na jego ramieniu i błagała ze łzami w oczach.

– Muszę, to moja misja! Mój obowiązek!

– Nie, ten por cię zabije!

– To ja jego zabiję!

– Nie możesz umrzeć, nie przeżyję tego!

– Spokojnie, porażka nie wchodzi w grę. Poza tym, mam z nim niewyrównane porachunki, zapłaci mi za moje Porsche! Sporx, teleportacja!

– Już się robi szefie!

Pedro Olegardo de Andre aportował się tuż przed potworem. Z uporem maniaka ciął wijące się korzenie pora, uderzał, siekł i rąbał, aż porąbał je całkowicie. Monstrum pozbawione podpory runęło na ziemię, zahaczając o wieżowiec. Na Portugalczyka posypały się odłamki pleksi, żużloporytu i tytanu, tworząc wielki, futurystyczny kurhan.

– NIEEEE! – Zwielokrotniony, przeciągły krzyk protestu wydobył się z gardła królowej porno oraz wszystkich innych kobiet oglądających holowizję. Wszystkie, jak jeden mąż, zalały się złami. Mężczyźni się poryczeli.

Nagle na szczycie gruzowiska coś się poruszyło. Całe miasto wstrzymało oddech.

Stos osunął się, ukazując poranionego Portugalczyka. Porwany kombinezon odsłaniał wyrobioną, umięśnioną klatę. Pedro otarł krew z kącika ust i, wymachując świetlnym toporem, skoczył na pora, który nieporadnie machał kończynami, próbując się podnieść. Heros poporcjował go, porozcinał na części, a na koniec zadał mu śmiertelny cios. Zielona posoka porozbryzgiwała się na wszystkie strony.

Uporałem się z potworem! – krzyknął de Andro triumfalnie, wznosząc oburącz topór nad głowę. Zaraz potem Sporx teleportował go na statek, gdzie od razu rzuciła się na niego gwiazda pornosów.

– Tak się o ciebie bałam! – wtrąciła Sepora między jednym pocałunkiem a drugim.

– Mówiłem ci, że sobie poradzę – odpowiedział jej, odrywając się na chwilę od jej ust. – Co porabiasz w piątkowy wieczór? Masz ochotę poromansować?

– Marzyłam o tym!

 

 

Jakiś czas potem…

 

Pedro Portugalczyk i Sepora Portman relaksowali się, popijając porto na luksusowym jachcie o średniej wyporności klasy cruiser, przemierzającym bezkresne oceany Neptuna.

Sporx żłopał porter w kosmicznym portowym barze i opowiadał o przygodzie z porem porażająco pięknej Marsjance.

Gubernator Vipor odwalał papierkową robotę i porządkował wszystkie biurokratyczne pierdoły.

Generał Porębał pisał raport dla naczelnego dowództwa Międzygalaktycznej Armii Planet Zjednoczonych, wpatrując się co chwilę w mały proporczyk, czarny w białe gwiazdki, stojący na biurku.

Profesor Sporozoit siedział w swoim laboratorium i badał próbki pobrane ze szczątków pora. Zdążył już wykryć kilkanaście związków przydatnych w leczeniu porfirii i osteoporozy.

Prezes Zakapor udzielał wywiadu do reportażu o ataku potwora na miasto, próbując przy tym poderwać reporterkę.

 

Głęboko pod stertą żużloporytu poruszyło się małe sporangium… Po chwili pękło i porozsypywało wszędzie mikrospory. Część z nich zainfekował tekst, namnożyła się, zakamuflowała, a teraz tylko czyha na nierozważnego czytelnika…

Koniec

Komentarze

 Dopisek ze znakiem zapytania, bo jak widzicie napisałam dwa kiczowate opowiadania i nie mogłam się zdecydować, które jest lepsze/gorsze. Liczę na waszą pomoc.

 

To opowiadanie powstało jako drugie, bo pierwsze wydało mi się za mało tandetne… Jednakże wymknęło się spod kontroli i zmutowało trochę, i teraz sama nie wiem co z tego wyszło… Podejrzewam, że totalna porażka, ale nie wiem co może być bardziej kiczowate niż przerośnięty por, więc daję mu szansę.

Pora na opinię. Porwało mnie to opowiadanie! Porąbane takie jest, że ja pordolę. Można rzec porcelanowy kicz, jak najbardziej. Pozdrawiam

Mastiff

Oho, pierwszy zainfekowany ;)

OK, do konkursu.

Nowa Fantastyka