- Opowiadanie: Merros - Poszukiwanie Karola

Poszukiwanie Karola

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Poszukiwanie Karola

– Widzisz, kiedy rodzi się magia, rodzi się także jego energia życiowa.

– I wtedy kształtuje się Opiekun?

 

– Tak. Mają najróżniejsze kształty i rozmiary. Od wysokich jak drzewa i silnych jak skały, aż do malutkich niczym wróbel i delikatnych jak bryza. To wszystko zależy od charakteru, Eryku.

 

– Dziadku…?

 

– Słucham Eryku.

 

– Czy to prawda, że Opiekun może przekazać swoją energie jeśli mag umiera?

 

– To prawda.

 

– Tak właśnie było z tobą i Amelią?– Pytanie Eryka zawisło w powietrzu. Mimo iż niosło ze sobą tyle ciepła i współczucia, uderzyło w jakieś dawno zamknięte drzwi. Oczy Dziadka zabłysnęły lekko i pojawiły się w nich błyszczące krople. Wspomnienia dawnej przyjaciółki ożyły.

 

– Śpij już.– W jego głosie był smutek.

 

– Ja…

 

– Eryku, powiem ci coś. Amelia poświęciła się, ale to był jej wybór, którego dokonała sama. Mimo iż Opiekun jest częścią nas samych, mają własną wolę. A teraz śpij, już późno.

 

– Dobranoc dziadku.

 

Podłoga zatrzeszczała, gdy mężczyzna równie stary jak deski pod nim, wstał i ruszył w stronę drzwi. Zgasił światło. Rozejrzał się jeszcze, aby upewnić się, iż w pokoju siedmiolatka panuje spokój. Jedynie zasłona poruszała się siłą wiatru wpadającego przez otwarte okno. Spojrzał na wnuka, uśmiechnął się i przymknął drzwi tak, aby światło w szparze padało na twarz pogrążającego się we śnie chłopca.

***

 

Śnieg pokrył całą dolinę. Przyszły święta. Duch Bożego Narodzenia ogarnął całe miasto. Świąteczne ozdoby wisiały na każdym rogu. Tabliczki z życzeniami witały wszystkich, którzy zerkali na witryny sklepów. Kilka chwil wcześniej zapalono stare lampy. Ulice powoli pustoszały, ostatni gapowicze robili w pośpiechu zakupy przed kolacją wigilijną. Kolędnicy nie mając komu śpiewać, rozeszli się do swoich domów. W ten czas wybaczenia, dobroci i miłości nikt nie zauważył postaci idącej wydeptanymi ulicami Brokenville. Pomarańczowe kwadraty wysypywały się z oświetlonych okien, zdobiąc ulice. Śnieg rozpadał się na nowo.

 

Mężczyzna szedł środkiem pustych już ulic, pogrążony w myślach, jakby nie zauważył, że przed chwilą wkroczył w całkiem obcy świat. Odziany w wytartą marynarkę, spod której wychodził gruby, wełniany, zielony sweter. Czerwony szal zasłaniał nos. Dżinsy i wysokie buty dopełniały jego wizerunku. Mocno naciągnięta czapka zasłaniała uszy. Niewielki plecak przerzucony przez ramię i rękawiczki w kieszeni były wszystkim, co miał. Białe włosy falowały przy najlżejszym podmuchu grudniowego powietrza, a błękitne oczy śledziły kolorowe ślady rzucane przez światło bijące z okien.

 

Eryku… Wiesz, dokąd idziemy? Czy on tu będzie?

 

– Nie wiem. Ale z tego, co mówił ten bibliotekarz, to tu się czegoś dowiemy. Zbyt dużo poświęciliśmy, Lilii, żeby nie znaleźć chociaż wskazówki.

 

A jeśli nic nie znajdziemy? Znam cię, nie porzucisz poszukiwań Karola. Ale obawiam się, tego, iż będziesz musiał się kiedyś zmierzyć z myślą, że to koniec.

 

– Dziadek musiał mieć ważny powód, aby odejść i z każdą chwilą jestem bliżej rozwiązania zagadki. Czuję to.

 

Lilii, Opiekunka Eryka, wyglądała jak młoda kobieta. Śliczna, o czystej cerze. Długie, złote włosy spływały aż do pasa. Błękitny płaszcz wisiał na jej ramionach. Lekka sukienka sięgająca ziemi falowała przy najmniejszym ruchu. Bose stopy w odróżnieniu od ciężkich butów jej podopiecznego nie zapadały się w skrzypiący śnieg, nie robiły nawet śladów. Nie ważne jak wyglądała, była tylko czymś w rodzaju ducha zbudowanego z energii życiowej Eryka.

 

O Opiekunach niewiele wiedzą nawet one same. Pewne jest tylko, że ich osobowość i wygląd zależą od osobowości ludzi posiadających talent magiczny oraz mogą posiadać wyjątkowe moce, zależne od charakteru Utalentowanego. Jednak nawet wśród osób „Umagicznionych" przebudzenie własnego Opiekuna wymaga silnej energii. U części one budzą się zaraz po narodzinach przyszłego Maga. Zaś u niektórych przebudzenie trwa latami, zanim nie staną się odpowiednio silni. U innych nie następuje to nigdy.

 

Dotarli do zasypanego białym puchem rynku. Chłopak zatrzymał się przed księgarnią. Gruba warstwa lodu przykrywała szyld tak, że nie sposób było odczytać nazwy. Widoczne były tylko dwie ostatnie litery Y i L. Wsłuchał się w stłumione dźwięki kolęd dobiegające z pobliskich domów. Przebiegł wzrokiem pusty plac. Jego spojrzenie zatrzymało się na wąskiej uliczce po drugiej stronie placu. Oczy Eryka przybrały kształt dwóch poziomych linii. Ruszył naprzód, najkrótszą drogą do celu. Lilii prawie biegła próbując dotrzymać mu kroku a raczej sunęła po grubym dywanie śniegu. Myśli krążyły po jego głowie. W całym tym morzu słów jak wielki galeon płynęła jedna myśl. Czy on tam jest, czy czeka na mnie kolejna wskazówka?

 

Słabo oświetlona alejka nie wydawała się długa. Mniej więcej w połowie jej długości, po prawej stronie stały drzwi. Podeszli bliżej. Stare, zielone i łuszczące się drzwi. Najwyraźniej skrywały jakiś dawno zapomniany sklepik lub ktoś chciał je specjalnie ukryć przed niewtajemniczonymi w jego istnienie. Szarpnął za klamkę, zamknięte…

 

– Lilii…?– Wcale nie musiał kończyć, by wiedziała, co chciał powiedzieć.

 

-Wiem. Już idę.– Rzadko odzywała się w inny sposób niż przez wymianę myśli.

 

Jedną z zalet bycia Opiekunem jest stosunkowa niematerialność. Jeśli tego akurat chcą. Dlatego mogą się pojawiać w dowolnym miejscu, nieograniczone żelazem, drewnem ani kamieniem. Oczywiście tylko w zasięgu wzroku podopiecznego. Lilii bez większych problemów otworzyła zamek od środka.

 

Wewnątrz panował spokój. Całość składała się z jednego pomieszczenia. Przynajmniej w ciemności trudno było stwierdzić, czy znajdują się tam jeszcze jakieś drzwi. Zapalenie światła zajęło Erykowi dłuższą chwilę. Starania jednak okazały się zbyteczne, niebyło prądu. Wyciągnął starą latarkę, którą dostał od dziadka na dziesiąte urodziny. Blask popłynął strumieniem na starą komodę, stojącą po drugiej stronie.

 

Dopiero teraz mogli się rozejrzeć. W czasach swojej świetności musiał sklepik musiał budzić podziw. Sądząc po rozbitych, kolorowych flakonach o najróżniejszych kształtach była to perfumeria. Jaszcze z czasów, w których rynek nie zalewały masowe produkcje różnych koncernów. Gdzie każdy był jedyny i wyjątkowy. Teraz stał opuszczony. Kolorowe, pachnące płyny wywietrzały, a ich miejsce zajęły kurz i pajęczyny.

 

Rozglądając się po sklepie, Eryk dostrzegł przejście prowadzące do niewielkiego pomieszczenia. Było to zaplecze pozostawione w takim samym stanie jak cała reszta. Kartony piętrzyły się po jednej stronie pokoju. Po środku stało biurko, na którym leżał gruby, oprawiony w brązową skórę dziennik. Chłopak podszedł bliżej. Skierował strumień latarki na notes. W rogu dostrzegł inicjały K. P.

 

Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. Czy to możliwe? Karol Potocki. Jego dziadek? Odszedł od niego, kiedy miał piętnaste lat. Nie mówiąc ani słowa, tak po prostu odszedł. Zostawił tylko kilka kartek z dziennika opisujących jego rozważania, dotyczące miejsc, z których mógłby rozpocząć podróż.

 

To właśnie Karol wychowywał Eryka. Całą wiedzę, jaką posiadał, zawdzięczał właśnie dziadkowi. On rozpalił w nim miłości do magii, chęć poznawania nowych zaklęć, naukę pisania, czytania, to również on nauczył go jazdy na rowerze.

 

Aż w końcu zniknął. Nie zabrał ze sobą nic prócz kapelusza.

 

Tamtego dnia Eryk znienawidził magię, zaczął nowe życie. Jedyne, co jeszcze łączyło go ze starym światem, to Lilii.

 

Odgonił wspomnienia. Starł delikatnie kurz z oprawy. Otworzył. Dziennik był kompletnie pusty. Gdy go przeglądał, natrafił tylko na jedną notatkę. Reszta kartek, na których najwyraźniej ktoś coś napisał, została wyrwana w pośpiechu, pozostawiając postrzępione kartki i fragmenty liter. Powrócił jednak do jedynego zapisku. Od razu poznał charakter pisma. Nie znał wielu osób potrafiących tak bazgrać.

 

Zapiski były zaledwie sprzed kilku miesięcy.

 

 

Brokenville 13 września 1856

 

Przypłynęliśmy do wybrzeży Anglii w połowie maja. Mieszkańcy nadal są podejrzliwi.

 

Odnalazłem kolejny fragment układanki i wreszcie będę mógł zakończyć badania.

 

Muszę tylko uważać, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Już i tak mam dość kłopotów.

 

Ostatnio zatrzymałem się w niezwykłym miejscu. Niewielkie miasteczko Brokenville.

 

Chciałbym zostać tu dłużej. Zatrzymałem się w opuszczonym sklepie. Kilka mil stąd w

 

Yorkshire natknąłem się na ruiny kościoła. Coraz częściej się tam wybieram. Słyszałem o

 

Eterach. Legendy o istotach stworzonych z magii i kamienia. Jeśli moje przypuszczenia

 

Również okażą się prawdą, to odkryłem syntetyczny sposób tworzenia Opiekunów. W

 

Yorkshire spędziłem ostatnie lato. Pan Barnaby staje się coraz bardziej niecierpliwy.

 

Kieruje niewielką firmą produkująca broń dla wojska. I zaczyna podejrzewać, dlaczego

 

Udostępnia mi tak chętnie swoje środki. Jeśli mam rację, to wojna będzie nieunikniona.

 

 

 

– To pismo dziadka… ale ten styl. Nie rozumiem. On nigdy nie pisał w ten sposób. Jakie badania miał na myśli? I kim jest Pan Barnaby?

 

Nie sądzisz, że zrobił to specjalnie? Przyjrzyj się.

 

Słowa wypowiedziane przez Lilii zabrzmiały w jego umyśle. Przez kilka minut stał gapiąc się na nierówne pismo na pożółkłym papierze. Znał go, nigdy nie zostawiłby wnuka bez wyraźnej przyczyny. W pewnym momencie przypomniał sobie zabawę, jaką nauczył go dziadek. Czy to możliwe?

 

Ty, już wiesz, prawda…? Pewność w głosie Opiekunki, jakby potwierdziła przypuszczenia Eryka.

 

– Czy to możliwe, że dziadek mógł wiedzieć iż odejdzie? Że przygotowywał nas do jakiejś misji? Kiedyś zostawiał mi w różnych częściach domu wiadomości. Listy, które miały doprowadzić mnie do ukrytej nagrody. Pozornie nic nie mówiły, ale sam sposób, w jaki były napisane… Opierał się na trzech zasadach. Po pierwsze: Zdania miały być krótkie i mieścić się w jednym wersie.

 

Musiał działać w pośpiechu.

 

– Po drugie: Jeżeli zdanie okazało się zbyt długie, mogło zostać przeniesione do niższej linijki, ale każdy wers musiał zaczynać się wielką literą. A po trzecie: Pierwsze litery…

 

Układały się w słowa.

 

Nie mylił się! To była wskazówka. Pospiesznie przeczytał ukryty napis. Znaki układały się w słowa… „Pomocy Eryku"!

 

– Ma kłopoty! Musimy go znaleźć!

 

Nie wiesz nawet gdzie go szukać.– Powiedziała Lilii ostudzając jego zapał.– Ktoś nie chciał żebyśmy znaleźli tych notatek.

 

– Ktoś lub coś, pewnie ta sama siła, której się tak obawiał. Ten Barnaby.

 

Możliwe. A nie sądzisz że to właśnie Karol wyrwał kartki?

 

– Dlaczego miałby to robić…

 

Dla bezpieczeństwa, żeby nie wpadły w niepowołane ręce.

 

Przez chwile stali tak w milczeniu. Eryk jeszcze raz przeczytał wiadomość.

 

– To wskazówka. Musiał zostawić ją specjalnie. Dziadek wiedział, że zacznę go szukać.

 

Opadł na stojące obok krzesło, wypuścił głośno powietrze. Za każdym razem gdy myślał że dochodzi do końca swoich poszukiwań, odnajduje tylko kolejne wskazówki. Był bliski płaczu. Co ma teraz zrobić? Jedyne co ma to nazwisko Barnaby, notkę z dziennika i miasto leżące gdzieś w Anglii…

 

– Yorkshire.

 

Kolejna wędrówka?

 

– Tak. I musimy ich znaleźć.

 

Kogo?

 

Etery…

 

-… i Barnaby'iego.

Koniec

Komentarze

Jako, że jest to Twój debiut na NF to powiem, że coś tam gdzieś siedzi w Twoim tekscie. Na początku moje podejście było sceptyczne, za co przepraszam. Pomyślałem sobie, że kolejne pitu-pitu o Hokusach-Pokusach. Bo początek nie jest najlepszy, to opisywanie opiekunów, energii itp. Potem jest coraz lepiej, może nie bardzo oryginalnie ale jakiś pomysł jest. I gdy przeczytałem to zacząłem mieć wątpliwości. Będę musiał zaczekać na kolejną część(części) by móc ocenić.
Na chwilę obecną nie jest źle. Boję się tylko, że pójdziesz w schematy w kopiowanie tego co było. Poczytamy, zobaczymy.
Pozdrawiam Autora i czekam na więcej.

a i taka uwaga: Przejrzyj swój tekst na spokojnie bo jest kilka błędów, powtórzeń, literówek.

a jakby tak zjeść wszystko i wszystkich?

Przyzwoity tekst. Można poczytać bez bólu, chociaż na razie nie jest to też coś wyróżniającego się. Jakiś pomysł jest, zobaczymy, w jakim kierunku się rozwinie.

Jeśli chodzi o styl to w tekście jest trochę kiepskich stylistycznie zdań. Dobrym sposobem na wyłapanie takich błędów jest czytanie opowiadania na głos. Przykładowe zdanie do poprawki:
"Oczy Eryka przybrały kształt dwóch poziomych linii." - czy chodziło o to, że zmrużył oczy?

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka