
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Najgorsze jest to, że nie wiem, jak ci to opowiedzieć, bo widzisz, wszystko było jakby.
Wyobraź sobie jakby pole namiotowe, a na nim jakby namioty. Gdzieś tam, jakby na forum, była jakby tablica a może ogromny ekran jakiegoś jakby komputera, a przed tą tablicą jakby tłum, jakby ludzi, których nie było widać, a każdy z nich przychodził, by wybrać sobie kolejne życie.
Zasady były tylko z pozoru proste, należało bowiem sprawdzić, ile ma się punktów za już przeżyte życia i zadeklarować, ile tym razem chce się ich uzyskać. Była też pułapka – przeszacowanie groziło utratą przewidzianej ilości punktów zdotychczasowego dorobku.
Mówisz, że to nieskomplikowane, ale uwierz, to tylko narazie jest proste. A pole, októre pytasz, oddziela od siebie różne światy, w tym ten najważniejszy, gdzie panuje idealna harmonia. Wszyscy chcą znaleźć się tam jak najszybciej, bo los poza nim jest nie do pozazdroszczenia, a nawet godzien litości.
Znów pytasz – po co ten komputer i ekran?
Otóż, istot we wszystkich światach jest tyle co ziaren najdrobniejszego prochu, chociaż, co ja mówię, jest tyle co atomów, a może jeszcze czegoś mniejszego. Kto mógłby spamiętać, a tym bardziej zarejestrować ich losy, ich czyny i słowa? Tylko komputer.
A namioty są po to żeby spokojnie zastanowić się, co powinna zawierać prośba, którą każdy z przybywających na Graniczne Pole składa.
Zapomniałem ci powiedzieć, że każdy z tego tłumu miał jakby imię, ale kto by się w tym połapał, więc umówmy się, że tych, o których chcę ci opowiedzieć, nazwiemy Piotrem i Pawłem, bo kiedyś byli bliźniakami.
Czasami, a nawet dość często zdarza się, że w tym samym czasie pod tablicą spotykają się mający równą ilość punktów. Był czas, że to się zdarzyło Piotrowi iPawłowi i tak oto zostali bliźniakami. Identyczne punkty, wspólna mama, równe szanse na powiększenie dorobku, na poprawienie pozycji na tablicy osiągnięć. Pojawili się na Ziemi, na której spędzony przez nich czas można by nazwać zwyczajnym, gdyby nie wojna, bo przez nią datę śmierci też mieli wspólną.
Powrót na Graniczne Pole rozdzielił ich na długo, aż do momentu, o którym chcę opowiedzieć, ale wcześniej dorzucę parę słów o namiotach.
Namioty powinienem nazwać wymysłem czarodzieja. Było ich pełno, jak okiem sięgnąć. Z zewnątrz wyglądały normalnie, nawet płótno przypominało ziemską tkaninę, przez którą przebijała jasność zamieniając płócienne domki w budowle utkane ze światła. Wewnątrz można było powrócić do wszystkiego, co należało przypomnieć, a nawet można było zanurzyć się ponownie we własnym życiu. Każdy mógł z nich korzystać, ale korzystało niewielu, bo przybywali na to pole poobijani i bardzo umęczeni. Pragnęli jedynie bez zwłoki i często na oślep znaleźć kolejną szansę na skrócenie drogi do wymarzonej Błękitnej Bramy.
Pod tablicą z wynikami wymieniano pomysły i dzielono się uwagami – bez głębszej refleksji, pospiesznie, niemal jak na giełdzie przed trudnym egzaminem. Dominowała opinia, że ciężkie życie jest nagradzane dużą ilością punktów.
Gdy pojawił się Paweł, właśnie komentowano osiągnięcia Piotra, który coraz szybciej piął się ku szczytom tabeli. Znano go z niezrozumiałego dziwactwa, z tego, że zawsze korzystał z namiotu i nigdy nie spieszył się do ponownego wcielenia. Słysząc rozmowy o dawnym bliźniaku, Paweł przypomniał sobie moment, gdy po ich śmierci odczytywali wyniki. Powinny być identyczne, a różniły się na jego korzyść. O tym, dlaczego tak się stało, nie myślał, ponieważ wszystkim było wiadome, że uzyskane punkty są wynikiem sprawiedliwej oceny. Obecnie sytuacja się zmieniła. Piotr ma duże osiągnięcia a on ogromne straty, wręcz stanął nad przepaścią.
Nie wiedział co robić, ale wtedy ktoś podsunął mu myśl, żeby porozmawiał zdawnym bratem, bo tak się składa, że tu przebywa i zamknięty w namiocie jak zwykle medytuje.
Już na wstępie pojawił się u Pawła problem – jak złapać kontakt z kimś, kto się ciebie nie spodziewa? Namiot odnalazł, ale jak się przypomnieć, jak się zaanonsować?
Gdy rozmyślał stojąc przed świecącą płachtą, usłyszał co następuje:
– No i co tak stoisz? Zapukaj, może cię wpuszczę.
– Ale jak?
– Rzeczywiście, w to diabelstwo nie da się zapukać. Więc drap!
Coś niby zachrzęściło, zazgrzytało i Paweł wszedł.
– No co ty, chłopie! – usłyszał na powitanie. – Pokaż się, bo ja z powietrzem gadać nie lubię.
Paweł stał jak ten słup i gapił się. Zamiast się pokazać, zapytał:
– Co ty robisz?
– Jak to co? Moczę nogi.
– Po co?
– Oho! Ile razy byłeś na Ziemi?
– Tylko raz, razem z tobą.
– Nie dożyliśmy wtedy starych lat,więc nie powinienem się dziwić, że nie wiesz, czym jest moczenie nóg, a tymczasem to najprzyjemniejsze uczucie jakie zna człowiek. A teraz, skoro już tyle wiesz, pokaż się wreszcie.
Pawła wciąż nie było widać.
– No co jest? Uważaj, bo tracę cierpliwość! – ponaglił dawny braciszek i niemal równocześnie zbaraniał, ponieważ zobaczył malca z bardzo przestraszoną miną.
– Podejrzewam, że jest coś nie tak – głosem dorosłego powiedziała dziecina – ale w naszym życiorysie szukałem takiego jak ty…
– I znalazłeś tego niemowlaka – Piotr pokazał palcem dziecko.
– Był też jakiś kulawy, nieźle połamany, ale takiego jak ty nie było.
– Ponieważ jestem z innego życiorysu, gapo. A teraz słuchaj, bo mówię poważnie – weź namiot, przestudiuj swoje ziemskie życie, a do mnie przyjdź, gdy ponownie poczujesz się człowiekiem. Ja bywam tylko na Ziemi, więc o innych bytach ze mną nie porozmawiasz.
Kolejna wizyta była spotkaniem ludzi młodych, wprawdzie nie bliźniąt, ale wpodobnym wieku, o zbliżonym zasobie wiedzy i inteligencji. Paweł nie miał wyboru, mógł przybrać wyłącznie dawną postać, a Piotr, spodziewając się tematu rozmowy, uznał, że osobowość z innego życiorysu pomoże spojrzeć na ich wspólny los z dystansu.
Zaczęło się od prostego pytania Pawła.
– Dlaczego w czasie pierwszego spotkania byłeś dla mnie mało przyjemny, niemal złośliwy?
– Widzę, że nie wszystko sobie przypomniałeś. Na Ziemi żyją bardzo różni ludzie. Zetknąłeś się jedynie ze zmęczonym staruszkiem, którym kiedyś byłem.
– Lubisz do niego wracać?
– Tak. To wspaniały, mądry człowiek.
– Czy dzięki takim staruszkom zdobywasz punkty?
– Być może, chociaż uważam, że nie o starość tu chodzi.
– A o co?
– Ludzie powiadają, że myślenie ma przyszłość. Ja mogę ci jedynie zasugerować, żebyś bardzo wnikliwie przyjrzał się swojemu życiu i zastanowił dlaczego takie było.
– Zrobiłem to, ale życie miałem płaskie, jednowymiarowe. Nie znalazłem w nim nic, co mogłoby stanowić wskazówkę na dalszą drogę. Żyłem w zgodzie z zasadami. Opiekowałem się tobą, bo byłeś kaleką. Byłem dobrym synem, mężem i ojcem. Uzyskałem za to niezłą ocenę, ale zysk był niewielki. Obecnie muszę osiągnąć więcej.
– W czym chcesz szukać szansy?
– Chciałbym urzeczywistniać idee, upowszechnić dobro.
– Czy obszar, o który zamierzasz się troszczyć, nie jest zbyt duży?
– Wiem, że chcę się podjąć trudnej sprawy, ale muszę, ponieważ grozi mi…
– Chyba niewiele wiesz. Masz nadzieję, wierzysz i przede wszystkim pragniesz, by twój pomysł a przy okazji twoja potrzeba spełniła się. Tymczasem, zamiast zysku, możesz całkowicie się pogrążyć, bo dobro i zło nie mają jednoznacznej definicji. Kiedyś długo o tym myślałem i ostatecznie uznałem, że, zamiast dobrem zwyciężać zło, łatwiej powiększać dobro nie czyniąc zła.
– Grasz ze mną w słowa mając świadomość, że drogi są różne, ale cel ten sam
– Do którego można iść prostym szlakiem lub szukać ścieżki wśród piachów pustyni lub w leśnym gąszczu. Zło łatwiej rozpoznać, jest bardziej czytelne, a dobro na pstrym koniu jeździ, szczególnie wspólne dobro. Jeszcze mała uwaga na temat gry słów, którą mi zarzucasz. Samo posługiwanie się słowami jest grą. Słowa są różne, bywają pomocne i zarazem bałamutne. Wiele z nich to wydmuszki. Naprzykład „rzeczywistość". W niezgodzie z zamysłem jest złudna, wciąż przypomina o swoich wielu twarzach. Teoria – słowo, którego pustkę wypełniamy takimi lub innymi domysłami, chętnie przekształcając je w zasady, chociaż wcale nie wiadomo, czy warto je traktować jak ważne wskazówki. I kolejne ciekawe słowo – wiedza! Jak ją można zdobywać? Czy prowadzi do niej tylko jedna droga i czy jej zasób jest ograniczony?
Od tej rozmowy zaczęli się spotykać częściej. Wymyślali pytania, na które chcieli znaleźć odpowiedzi. Zastanawiali się, czy dobro i zło musi zaistnieć by można je takimi nazywać, czy wystarczy jedynie chcieć dobra lub zła? Czy nasze czyny są naprawdę nasze? Kto nas projektuje? W którą stronę popycha nas ów genialny twórca? Czy szlaki, którymi się poruszamy są nam zadane, czy musimy je mozolnie wytyczać?
Z każdym mgnieniem czasu pytań przybywało, a oni próbowali je uszeregować; bo uwierzyli, że istnieje prosty klucz do Błękitnej Bramy. W natłoku myśli zapomnieli o pytaniu, które nurtowało Pawła od chwili ich spotkania, ponieważ chciał wyjaśnić, dlaczego Piotr, biedny kaleka pozbawiony możliwości korzystania z pełni życia, zamiast nagrody za cierpienie został ukarany?
Przez Graniczne Pole przewinęły się tłumy, a namioty Piotra i Pawła wciąż były zajęte, aż do chwili, w której padło to pytanie.
– Źle ci życzyłem – wyjaśnił Piotr. – Uznałem, że cierpię przez ciebie, że ty zepchnąłeś mnie ze skały, bo chciałeś odebrać mi dziewczynę, którą kochałem.
Po tym wyjaśnieniu światła w ich namiotach zgasły, a bliźniacy rozpłynęli się wtajemniczej mgle.
Różnie komentowano zaistniałe zdarzenie.
Większość uważała, że staranna analiza minionego czasu daje szansę na uniknięcie w kolejnym życiu poważnych błędów, ale znaleźli się także tacy, którzy twierdzili, że jakiś tajemniczy wysłannik zwolnił ich z obowiązku powrotu na Ziemię izabrał wprost za Błękitną Bramę, ponieważ tam ceni się umiejętność myślenia oraz chęć zadawania pytań i upór w szukaniu odpowiedzi.
*
Kiedyś obiecałem ci opowiedzieć o niezwykłym zdarzeniu. Dziś mamy trochę czasu, więc słuchaj:
Rozgorączkowany tłum sprzed tablicy, zawsze ruchliwy, w pośpiechu składający prośbę o kolejną szansę na poprawę swej doli, po prostu zamarł, ponieważ zdarzyło się coś niespodziewanego. Ekran, przed którym stali, jakby ożył. Zadrżał i sczerniał, a po chwili zaczął przybierać z tęczowej palety różnorakie barwy, aż zdecydował się na zieleń, która była kolorem budzącej się nadziei. Ktoś bardziej zorientowany szepnął jedynie, że lada moment pojawi się odzyskaniec, a po chwili tu i ówdzie zaszemrały pytania – o co właściwie chodzi?
Jeden z grupy bywających na Ziemi wyjaśnił przypadkowym kolegom, kogo nazywa się odzyskańcami.
Zdarzają się tacy – mówił, licząc że go rozumieją – którzy za życia czynią zło, bardzo dużo zła, na przykład jak Stalin lub Hitler a może ktoś jeszcze gorszy.
Podpowiadasz, że jakiś ludojad. Chyba myślałeś o kanibalach, nie o rekinie? Ale czy kanibale należeli do najgorszych? Nie sądzę, chociaż… Natomiast ktoś taki jak Stalin, to na pewno.
No i, gdy taki ktoś umiera, to traci wszystko – ciągnął. – Niektórzy Ziemianie mówią, że zabierają go diabły do piekielnych czeluści, a inni, że zostaje strącony do Tartaru, do miejsca w głębi Ziemi, leżącego tak głęboko, jak wysoko nad Ziemią leży Niebo.
Każda kara za złe uczynki jest straszna, trwa krócej lub dłużej, a nawet bardzo długo, ale nie wieczność. Od czasu do czasu, gdy kończy się kaźń takiego potępieńca, to na przykład ci z Ziemi zostają wyrzuceni na jej powierzchnię razem z plwocinami wulkanicznymi. Czasami wraz z gazem albo kamieniami, a bywa, że są zamknięci wlawie, z której przy pomocy deszczu, wiatru i słońca zostają uwolnieni.
Takich właśnie nazywa się odzyskańcami.
Oczywiście, jak wszyscy na Granicznym Polu, odzyskańcy mogli powrócić do dawnych postaci, ale najczęściej nie robili tego, nie chcieli przyglądać się oprawcom, którymi byli. Prosili tylko pokornie o byt pozwalający wspiąć się bodaj o jedno miejsce na tabeli wyników.
A dlaczego takie wydarzenie nazwałem świętem?
Otóż święto to czas wyjątkowy. Bywa, że coś się kończy lub zaczyna, ale przede wszystkim pojawia się okazja, by spojrzeć na nas, na nasz los poprzez powiązania zinnymi, poprzez wspólnotę rozsianych we wszechświecie istnień. Jest to dobry czas na stawianie wielkich pytań.
Jak już mówiłem, tłum początkowo zamarł, ale po chwili jakby się obudził, bowiem odzyskaniec uświadomił im, jak ważne jest właściwe życie, jak łatwo je zmarnować i jak ciężko się za to płaci.
Niejeden dopiero teraz zaczął zachodzić w głowę, o co powinien poprosić, bo na przykład ogólne stwierdzenia, że chce się być przydatnym lub sprawiedliwym były rozmazane, a to znaczyło, że i wynik może zaskoczyć.
Zakotłowało się.
Kim być? Kim ja chciałbym być, jak powinienem żyć, żeby zasłużyć na dobrą ocenę? Jakimi kierować się kryteriami?
– Może powinienem prosić o takie życie, żeby nie być dla najbliższych ciężarem – odezwał się ktoś niepewnym głosem.
– Zawsze jesteśmy dla kogoś ciężarem, od chwili urodzenia, ale z czasem inni są zdani na nas. Takie jest prawo stada.
– Ja chciałbym powtórzyć poprzedni życiorys. Nie byłem kimś wyjątkowym, nie byłem człowiekiem ważnym, ale nie wyrządziłem nikomu krzywdy. Nie zarobiłem wiele, a jednak przesunąłem się o dwa miejsca w górę. Ludzie mówią – ziarko do ziarka…
– To o co prosiłeś?
– O mądrych rodziców.
– Byli naukowcami?
– Ojciec był ogrodnikiem, a matka krawcową.
– Eee… co to za pomysł! Trzeba pojawić się w rodzinie, która wprowadzi nas na drogę wielkich możliwości.
– Ja tam nie chcę zostać królem – odezwał się kolejny. – Byłoby cudownie gdybym zamieszkał daleko od ludzi, gdzieś pod lasem. Dbałbym o las i zwierzęta. Na jakiejś polanie…
– Czyli o co byś prosił?
– O życie na łonie przyrody.
– Uważaj, bo zamiast na skraju swojskiego lasu, możesz otworzyć oczy pod jedyną palmą na pustyni lub w jakiejś dżungli. Jak przyroda to przyroda.
– Jakbyś nie żył, gdziebyś nie żył, zawsze można coś zyskać lub stracić. Chodzi opielęgnowanie wartości, które w każdej sytuacji trzeba rozpoznać i z determinacją bronić.
– Powiedział co wiedział! – odezwał się jakiś poirytowany. – Katalog wartości zmienia się jak układ szkiełek w kalejdoskopie. Wojna zaborcza jest złem, wojna obronna jest dobrem. A żołnierz, którego w wojnę wikła jego społeczność? Co dla niego jest ważniejsze, prawo jego stada czy dobro ogółu, którego nie jest w stanie danym mu umysłem ogarnąć? Jak można godzić wielkie cele z małymi, z chorym ojcem lub głodnymi dziećmi?
– Właśnie za rozwiązywanie takich zagadek można uzyskać wiele punktów.
– Słucham was i pomyślałem, że lepiej być zwierzęciem. W ich świecie są proste prawa. Zabijają, gdy są głodne, gdy chronią nowe pokolenie. To wszystko. Chyba będę chciał wrócić do świata zwierząt.
– Chcesz być zwierzęciem, które zabija czy szarą myszką w łapkach „moralnego" kotka?
– Powiem tak – odezwał się milczący dotąd. – Życie powinno być niespodzianką, a jak je przeżyć, według jakich zasad, dyktują nam wewnętrzne prawa. Te same czyny mogą mieć różną wartość, bo każda kolejna chwila nie jest podobna do poprzedniej. Jednak ci zza Błękitnej Bramy wyposażają nas w coś, co jedni ludzie nazywają sumieniem a inni jaźnią. To „coś" ukryte nie wiadomo gdzie, funkcjonujące na granicy naszej świadomości, zawsze wie jak należy postąpić. Trzeba tylko chcieć odczytywać podpowiedzi, a to kim się jest, nie ma wielkiego znaczenia.
Rozdyskutowani Ziemianie ponownie zamilkli, po czym zaczęli się w różne strony rozchodzić.
Pojawienie się odzyskańca przywróciło we wszystkich potrzebę dociekań – jak żyć? W tej sytuacji doceniono namioty, bo właśnie tam można się było odnależć wdawnym, znanym świecie, który każdym drobiazgiem ułatwia rozpoznawanie czynów godnych od nagannych, niegodziwych.
Tekst jest jakby niezrozumiały i jakby nieprzemyślany. Pomysł jest, ale do napisania jeszcze raz, bo w takiej formie nijak nie da się tego przeczytać i zrozumieć. Do tego gubisz spacje.
www.portal.herbatkauheleny.pl
Mam identyczne zdanie jak Suzuki. Pomysł masz, ale jeśli chodzi o wykonanie, to tekst do totalnej przeróbki.
Pozdrawiam.
Bez wątpienia coś w tym opowiadaniu jest, jednak ja jako czytelnik zgubiłem się w gąszczu tych pytań, które stawiasz poprzez tekst. Kto wie, może wypada przeczytać jeszcze raz...
Pozdrawiam
Przypomniała mi się książka Zafona "Gra Anioła", gdzie tajemniczy nieznajomy prosi bohatera, żeby napisał mu nową religię. Tak mogłaby wyglądać realizacja tej prośby ;) A przynajmniej jej próba. Bardzo interesujące, ale w pewnym momencie gdzieś tam wśród tych pytań, jak zauważył Redil, wymowa tekstu się rozmywa. Trochę uważałabym też na stosowanie nazwy "Ziemianie", która może sugerować, że "akcja" toczy się na inej planecie, a tak (chyba) nie jest. Po świetnym początku i niezłym środku koniec jest jakiś taki... Niby mówisz coś ważnego, objawiasz jakąś wielką prawdę, ale wygląda to jak wyważanie otwartych drzwi, bo jakoś nie poczułam się szczególnie porażona, a bohaterowie po prostu się rozchodzą. Trudno ten tekst ocenić.