
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Na niebo ociężale wtaczał się ogromy owal blasku. Powoli oświetlał zadbane kamienice, ukazując wszystkie szczegóły architektoniczne. Z cienia wyłaniały się misternie rzeźbione gzymsy przedstawiające zmagania herosów z potworami. W oknach zaczęły pojawiać się ranne ptaszki, które zmagając się z zasłonami usiłowały wpuścić choć trochę słonecznego światła do swoich mieszkań. Każdy z nich złowrogo spoglądał na kamienicę nieopodal. Niektórzy złorzeczyli pod nosem, śląc w jej stronę najstraszniejsze klątwy. Byli i tacy, którzy tchórzliwie uciekali wzrokiem obawiając się napotkania przenikliwego wzroku właściciela lub któregoś z jego kompanów. Byli przekonani, że to może oznaczać wyłącznie kłopoty. Znienawidzona budowla różniła się od innych. Trzy piętra ukazywały architektoniczny obraz nędzy i rozpaczy. Tynk odpadający w kilku miejscach świadczył o destruktywnej działalności czasu. Wypłowiała farba odpadająca z rynien przybierała w myślach postać krzepnącej krwi. W paszczach gargulców zalegające liście, pomieszane z farbą przypominały ludzkie wnętrzności. Tak jakby gargulce ożywały w nocy, znalazły ofiarę i skamieniały zanim skończyły ją w całości pożreć. Okna zasłonięte ciemnymi firanami nie pozwalały nikomu zajrzeć do środka. Nikt nawet nie zamierzał. Obawa przed spotkaniem właściciela była zbyt duża. Nawet najpewniejsi siebie sąsiedzi w konfrontacji z nim stawali się potulni jak baranki. Wszystkim w okolicy przeszkadzały hałasy wydobywające się z mieszkań po zmroku, ale nikt nie próbował nawet zadzwonić po odpowiednie służb, a co dopiero samemu zwrócić uwagę posiadaczowi siedziby. Dzisiejszego ranka jednak jedna z firan była odsłonięta skupiając płochliwe myśli sąsiadów na jednym z okien. Nikt nie znalazł w sobie na tyle odwagi żeby spojrzeć głębiej.
*****
Mieszkanie wyglądało jakby zefir skrzyknął swoich braci i razem urządzili sobie popijawę z udziałem błyskawic i tsunami. Poprzewracane butelki gęsto ścieliły podłogę w największym z pokoi. Na topornym stole, którego za jedną z nóg służyły poukładane puszki po piwie, zapomniane papierosy dogasały w popielniczce tworząc korytarzyki popiołu. W skupiskach ubrań, trudno odróżnić poszczególne osoby. Ciężko było określić chociażby płeć, bowiem spora dawka alkoholu i wszystkich wywoływała znany objaw chrapania. Słońce wpadające przez niezasłonięte okno oświetlały nieokreślony kształt. To co na początku wydawałoby się być kolejnym składowiskiem ubrań, niespokojnie się poruszyło i bezskutecznie próbowało uciec przed kłującym blaskiem poranka. Po ruchach osobnika można było wywnioskować, że promienie wyrządzają mu krzywdę. Wijąc się na brudnych panelach, przedarł się przez butelki i zatrzymał w koncie gdzie słońce nie dochodziło. Odetchnął głęboko i po minucie zachrapał znowu. W miarę przybierającej mocy gwiazdy dnia, promienie dosięgły go i tam. Wtedy osobnik zaczął wstawać. I tak początkowo wyglądając jak stos śmieci wrzuconych na stertę ubrań wyłoniło się coś na kształt człowieka.
– Potrafi ktoś wyłączyć to słońce, do jasnej cholery?– udało mu się wychrypieć z przepitego gardła.
-Zamknij się Fort-odezwał się głos z drugiego pokoju, bardziej błagalnie niż stanowczo– zaraz mi głowę rozerwie. Znajdź sobie jakiś ciemny zakątek i śpij.
Fort nie dał za wygraną, skoro on się obudził to reszta nie mogła sobie spokojnie spać. Zaczął od dziewcząt.
-Wstawać dupeczki, popiłyście się wczoraj jak młode. Zero pożytku. Następnym razem zabierzcie ze sobą dowody osobiste bo kiedyś narobimy sobie przez was kłopotów.
Spojrzały na niego z wyrzutem, ale wiedziały, że Fortowi nie ma co pyszczyć, były świadkami kilku jego wybryków, kiedy nie był specjalnie sprowokowany. Pozbierały swoje rzeczy i wyszły potykając się o morze butelek.
-Po kiego je wygoniłeś, mogły się jeszcze przydać– głosem z najbliższego pokoju okazał się kolejny chłopak. Po jego minie dało się wywnioskować, że był uczestnikiem nocnej libacji.
-Ale bibka niczego sobie co Virb? -Fort wydawał się powracać do władz zmysłowych.
-Po pierwsze jak chcesz ze mną rozmawiać to się ubierz, po drugie poszukaj czegoś do picia, a po trzecie…. Sam nie wiem daj mi zebrać myśli. Fort rzeczywiście stał pośrodku pokoju w stroju Adama z uradowaną miną, że udało mu się obudzić kompana. Teraz przynajmniej cierpią we dwoje.
– Poszukam czegoś do ubrania, a Ty weź się ogarnij bo wyglądasz jakbyś nie wyglądał.
-Tylko nie narób więcej hałasu, żeby nie obudzić Sauta. Słyszałeś jak się męczył w nocy?
-Wali mnie to, ja mu nic nie zrobiłem.
Po chwili siedzieli w obskurnej, zdezelowanej kuchni. Pomieszczenie było na tyle duże, żeby swobodnie zmieściła by się w nim spora rodzina, ale wyglądem przypominała bardziej mordownie niż miejsce spotkań rodzinnych. Połamane drzwiczki ledwo trzymały się w nadwątlonych zawiasach. Piekarnik obklejony tłustym nalotem nie zachęcał do przygotowywania w nim wykwintnych potraw. Centralnie ustawiony stół był jedynym miejscem wokół którego można było się zgromadzić, jeżeli oczywiście znalazło się krzesło, wśród wszechogarniającego zaniedbania. W rogu pomieszczenia znajdowała się lodówka, która była celem do którego zmierzali biesiadnicy. Po przezwyciężeniu odoru zgnilizny, Fort wydobył z niej dwie butelki złocistego napoju, na widok którego Virb wybiegł i oddał zawartość żołądka na zewnątrz budynku. -Ciota– pomyślał Fort po czym odkorkował butelkę i pociągnął potężny haust. Jego twarz momentalnie się rozpromieniła, a bursztynowy nektar wypełnił jego organizm mobilizując poszczególne systemy. Był w połowie kolejnej butelki gdy powrócił Virb.
-Nie masz jakiegoś kefiru, albo nie, nie szukaj lepiej w tej lodówce bo mnie znowu zmuli. Działo się coś wczoraj o czym powinienem wiedzieć?– zapytał zaniepokojony, pamiętając jakie figle potrafi wykonywać pod wpływem alkoholu.
-Nic specjalnego, upiłeś się i poszedłeś spać. Masz jakieś fajki przy sobie?– Na to pytanie Virb jak na komendę znowu wybiegł z kuchni.
-Z kim ja piję, następnym razem nie dostaniesz nawet powąchać-pożalił się Fort.
Po rewelacjach żołądkowych Virb zajął miejsce na rozchybotanym krześle. Z głową w ramionach pogrążył sie w ponurych myślach, przyrzekając sobie solennie, że więcej nie doprowadzi się do tego stanu. Siedzieli tak w milczeniu. Fort, który juz doszedł do siebie i Virb, który uwielbiał obficie zakrapiane imprezy, ale następnego dnia zawsze żałował, że tyle wypił. Byli kompletnymi przeciwieństwami. Fort był o głowę wyższy od przeciętnego mężczyzny, a jego budowy nie powstydziłby się najlepszy atleta. Nigdy nie przebierał w środkach, zawsze dostawał to co chce. Nigdy jednak nie szanował tego do czego doszedł. Po części dzięki majątkowi odziedziczonemu po przodkach, a po części przez przekonanie, że wszystko przychodzi zbyt łatwo. Kontrastem do tego wszystkiego było jego zamiłowanie do sztuki. Twierdził, że sztuka sama w sobie jako wyrób człowieka, jest jeszcze czymś gorszym od niego. Argumentował to tym, że wytwory ludzi są najniżej w hierarchii, u której szczytu stała kreacyjna człowieka, jednak kiedy patrzył na swoją kolekcję dzieł sztuki, ten kto go znał potrafił zauważyć iskrę zachwytu. Virb z kolei nigdy nie przywiązywał wagi do wartości wyższych. Tym w czym się, odnajdywał było okradanie wirtualnych kont bankowych. Sprzęt komputerowy od pendrivów do najbardziej skomplikowanych programów nie miał przed nim tajemnic. Najczęściej robił sobie internetowe żarty np. czyścił skrzynki mailowe kilku milionom ludzi. Od czasu do czasu ujawniał tajne dane, których i tak większości ludzie nie rozumiało ale w pilnie strzeżonych archiwach podnosili czerwony alarm. Zdarzały mu się także szczytne cele. Pewnego razu uszczuplił majątek miliardowej korporacji, po czym przelewał pieniądze na konta najuboższych fundacji. Tym co łączyło obu to Saut i muzyka. Dobrze pamiętali dzień, w którym przyszedł do nich i im ją przedstawił.
-Pójdziesz obudzić Sauta? Ja jeszcze nie czuje się na siłach.
-Spoko tylko mi tu nie zemdlej. Ogólnie stary to wyglądasz jakbyś nie wyglądał. Łyknij browarka to ci pomoże.
Virb znowu wybiegł. -Nie mogę z tym chłopem– powiedział sam do siebie i wyruszył na poszukiwania trzeciego kompana, który miał leżeć gdzieś wśród masy butelek, ubrań i śmieci. Po chwili spotkali się w pokoju imprezowym.
-Jeszcze raz się zrzygasz to wyłapiesz w ten żołądek tak, że w ogóle przestanie pracować.
-Ty mnie tu nie strasz bo zaraz znowu poleci. Saut się obudził?
-Nie ma go.
-Pewnie poleciał do Palla.
-No to ruszamy w miasto, a przy okazji skoczymy do hotelu, ogarnąć się.
Virb zdołał tylko jęknąć.
*****
Siedzieliśmy w naszym ulubionym miejscu, na dachu trzydziestopiętrowego wieżowca, skąd było widać uwijających się jak mrówki funkcjonariuszy prawa. Przedstawiciele porządku, szukali dwóch chłopaków, których ścigali za wandalizm, i zakłócanie przykładnego życia społecznego normalnych obywateli. Skąd mieliśmy wiedzieć, że kilka salt i zjazdów na poręczach może komuś przeszkadzać, no ale taki kraj. Pall siedział zamyślony nad moją wiadomością. Która mnie również bardzo niepokoiła. Otóż muzyka jest wszędzie wokół nas. Jest ostatnim duchem którego nie udało nam się ujarzmić. Strach pomyśleć co by się stało gdybyśmy zamknęli ją w kablach jak np. błyskawicę, albo wypompowywali z różnych miejsc jak powietrze. Poskromienie muzyki stwarza tyle trudności ponieważ większość z nas nie czuje jej umysłem. Okazała się na tyle bystra, że podrzuciła nam swoje nic nie warte imitacje, a sama została nieodkryta. A to właśnie ona porusza promienie słońca, to ona wtłacza powietrze w nasze nozdrza no i jako jedyna jest w tym wszystkim bezinteresowna. Pamiętam jak przyjęła ludzką postać. Przyszła do mnie i szepnęła tylko– "jestem". Tego co później poczułem nie da się opisać. Ekstaza w jaką wpadłem mieszała mi zmysły, zauważyłem tylko jak przepiękna postać staje się coraz bardziej niewyraźna, żeby w końcu przemienić się w świetlistą łunę i wniknąć w kawałek plastiku, zmieniając go w najzwyklejsza na świecie empetrójkę. Od tego czasu zakładając słuchawki i wciskając malutki przycisk "play" zawsze wiedziałem co robić. Czułem, że muzyka mną kieruje. Lecz dzisiejszego ranka coś się zmieniło. Po umieszczeniu słuchawek na swoich miejscach, ze zgrozą stwierdziłem, że słyszę muzykę. Słyszę, a nie czuję. Dlatego przyszedłem do Palla. On zawsze wiedział co robić w trudnych sytuacjach, po za tym to ona mi go wskazała, jako przewodnika i to on nauczył mnie dostrzegać aktywność muzyki w otaczającym nas świecie.
– Wiedziałem że się dzisiaj zobaczymy, przekazały mi to rymy. Nie spodziewałem sie takiej wiadomości, nawet od takich gości. Nie wiem co doradzić, żeby coś zaradzić. A ty co się tak na mnie gapisz, lepiej zarzuć pomysł jakiś.-rymowanki Palla zawsze mnie śmieszyły, ale tym razem sprawa była poważna.
-Nie wiem nawet co się stało. Poimprezowaliśmy trochę wczoraj, ale nic nadzwyczajnego. Analizowałem to ze wszystkich stron i nie mogę znaleźć choćby punktu zaczepienia.
-Skoro jesteśmy tu we dwójkę, pokaż swoją empetrójkę. Może ona oświeci nas, przecież była tam ostatni raz.
No tak, na najprostsze rozwiązanie najtrudniej wpaść. Wyjąłem odtwarzacz z kieszeni, i podałem do Palla. Ten przyjrzał mu się uważnie ze wszystkich stron, po czym oddał mi go, mówiąc.
-Słuchaj dokładnie, może coś wpadnie.
Po wetknięciu słuchawek do uszu, znowu sie przeraziłem. Teraz nic nie słyszałem. Nawet najmniejszej imitacji. Kompletna cisza. Pall widząc moją reakcję, domyślił się o co chodzi.
– Temu nikt nie zaprzeczy, nie umierają takie rzeczy. Daj może ja coś poradzę, jak cos odkryję to Ci zdradzę.-Wyjął zatyczki z uszu (zawsze mnie dziwiło dlaczego je nosi przez cały czas), przetarł słuchawki rękawem i popatrzył na mnie z wyrzutem.
-Co?– zapytałem
-Jak świeczki ktoś będzie robił, to poślę go w twoje progi.
-Zakładaj, a nie marudź, czas nagli.
Ledwo założył słuchawki, stało się coś dziwnego. Jego oczy zaszły bielą. Nienaturalnie wygiął się w tył, rozkładając ręce na boki. Powoli zaczął się unosić. Palce u nóg już nie dotykały podłoża, a każdy mięsień w jego ciele wydawał się pulsować. Bujne czarne włosy, w mgnieniu oka stały się platynowe niepokojąco falując.
– Co ty Pall?– tylko tyle byłem w stanie z siebie wydusić. Kompletna dezorientacja pozbawiła mnie słów. Najpierw brak muzyki, teraz Pall wpadł w jakiś podejrzany trans. Jego mięśnie tak nabrzmiały, że nabrałem wątpliwości czy będą wstanie to wytrzymać. W sekundzie, będącej wiecznością, przyskoczyłem do niego z zamiarem wyrwania źródła transu, ale jakaś potężna siła mnie odepchnęła. Wtedy zauważyłem twarz przyjaciela zwróconą ku mnie, ale jej oblicze przybrało nieznany mi wyraz. Wyraz nienawiści.
-Pall, ocknij się! To, ja! Saut!- zero reakcji. Lewitując zbliżał się w moją stronę, owocowało postępującym napadem paniki z mojej strony. Leżałem bezbronny na dachu bardzo daleko od ziemi. Nawet nie chciałem myśleć, co się może stać jak Pall się nie opanuje. Gdy zawisł tuż nade mną, odezwał się koszmarnym głosem.
– Tyle czasu mnie więziłeś! Wreszcie jestem wolna!- twarz Palla wykrzywił straszny uśmiech– Od dzisiaj zacznie się nowa era. Pogrążę was, w ciszy jakiej nie znacie, w jakiej sama musiałam się męczyć. Era ciszy nadejdzie, która będzie mnie wysławiać.– Z przerażeniem wpatrywałem się w przyjaciela owładniętego przerażającą siłą.-Nie bój się, mój słodki. Tobie nic nie grozi.– Nagle ton się zmienił, na prawie, że słodki, gdyby nie ta dzika nuta. Ręka Palla powędrowała w kierunku mojego policzka. Nie dotknęła go jednak.– Strasznych czasów jakie nadejdą, ty nie dożyjesz!
Debiut :)
przykro mi ale nie podobało mi się... coś tam z treści zrozumiałem ale raczej kupy się to nie trzyma.Niby chleją całą noc a potem coś uwalniają? samo wykonanie też raczej słabiutko... ale skoro debiut to zachęcam do dalszej pracy...
pozdrawiam
a jakby tak zjeść wszystko i wszystkich?
Trochę ten Twój debiut ciężki do czytania jest. Przede wszystkim używaj spacji po myślniku, bo wszystko jakoś tak ciasno się prezentuje. Masz problemy z interpunkcją (ja też, niestety), mignęło mi też kilka literówek. Treść przez zdecydowaną większość opowiadania mówi o chlaniu, libacjach itp. Na koniec pojawia się element fantastyki i ... koniec. Debiut masz już za sobą, czekam na następny, lepszy utwór. Pozdrawiam
Mastiff
Jest to opowiadanie średnie, jednak spodobały mi się wierszyki Palla. Co do fabuły, na początku niby coś się dzieje, rozmawiają o czymś nieważnym itd. Myślałem, że później się rozkręci, ale od początku rozmowy Palla i Sauta coś się porąbało. Praktycznie wszystko jest niewytłumaczone.
Jeżli zaczniesz coś pisać, to najlepiej nie pisz na żywca, tylko zrób na początku notatki. Bardzo pomaga. Napisz coś bardziej fantastycznego, pomyśl nad fabułą i nie śpiesz się! Ja niestety na początku pisania się śpieszyłem i mam słabe, ale jak chcesz, sam oceń! :-)
Pozdrawiam
Nie przypuszczałem, że ktoś w ogóle to przeczyta. Wasze komentarze bardzo mnie cieszą i motywują do dalszej pracy. To opowiadanie jest wstępem do dalszych przygód. Wiadomo najtrudniej jest zacząć. Pozdrawiam