
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Klęcząc przed niewielkim krzyżem na ścianie, modlił się o siłę. Dziś będzie jej potrzebował bardziej niż kiedykolwiek. Zdawał sobie sprawę z tego ile ryzykuje, ale takie miał zadanie i godził się na nie. Nie pierwszy raz, przyjdzie mu stanąć oko w oko z najgorszym paskudztwem wśród wszystkich demonicznych istot. Rzadko opowiadał o swojej posłudze. Dla mieszkańców Sulewa był tylko proboszczem Maciejem. Pogodnym pięćdziesięcioletnim kapłanem, zawsze służącym w potrzebie. Nawet nie zdawali sobie sprawy jak bardzo. Nie mógł nikomu zdradzić swojej tajemnicy. To, że poza odprawianiem mszy i nauczaniem w szkole, zajmował się też egzorcyzmowaniem, było jego sekretem. Nie wstydził się tego, lecz nie chciał niepotrzebnych pytań.
Szepcząc do Boga twarz schował w dłoniach. Potrzebował jego pomocy, bo przecież tylko na niego mógł liczyć. Starał się uspokoić swoje myśli, oczyścić umysł ze wszystkich niepotrzebnych emocji. Szczupła twarz kapłana w mrocznej kancelarii zdawała się trupio blada. Wiedział, że musi złożyć ofiarę, dlatego pościł od trzech dni. Pamiętał, że to wszystko zaowocuje podczas samego obrzędu egzorcyzmów. Dzięki sporemu doświadczeniu, jakiego nabrał przez prawie dwadzieścia lat, udawało mu się coś więcej niż tylko wypędzanie demonów. Gdyby tylko o to chodziło pewnie nie czułby lęku. Uwolnienie opętanego przy tym, co robił zdawało się dziecinnie proste.
Otworzył zielone oczy i westchnął cicho. Przez zasłonę w oknie przedostawało się niewiele światła. Dla pewności spojrzał na stary zegar ścienny. Wiedział już, że zbliża się odpowiedni czas. Wstał i z szuflady zamykanej na klucz wyciągnął niewielką książkę oprawioną w wytartą skórę. Dotykając jej poczuł dreszcz przeszywający całe ciało. Drobne kropelki potu zrosiły czoło księdza. Poprawił koloratkę i narzucił marynarkę, do bocznej kieszeni wsunął księgę. Wychodząc z pomieszczenia jeszcze raz spojrzał na figurę ukrzyżowanego Jezusa. "W Twoim imieniu Panie" – Szepnął zamykając za sobą drzwi.
Zmierzch był jego sojusznikiem. Gasnące słońce, co prawda dodawało demonom sił, lecz sprawiało też, że stawały się mniej czujne. Jadąc do sąsiedniej wioski nie widział dokładnie, czego się może spodziewać. Poprzedni egzorcyzm nie podziałał. Demon zdawał się rozpoznać jego zamiary i albo schował się gdzieś w swoim świecie albo najzwyczajniej uciekł. Maciej nie chciał, aby tak właśnie było. Potrzebował tego diabelskiego pomiotu bardziej niż kiedykolwiek.
Jego stary Peugeot dzielnie pokonywał dziury rozsiane po całej drodze. Kapłan myślami był gdzie indziej.
Gabrysia czuła się jeszcze gorzej niż wczoraj. Usiłowała wmówić sobie, że to tylko niestrawność, lecz intuicja, która raczej nie zawodziła, podpowiadała, że to coś poważniejszego. Jednak nie dopuszczała do siebie myśli, że to ma jakiś związek z ciążą. Przez siedem miesięcy błogosławionego stanu bywały ciężkie dni, ale te trzy ostatnie bardzo ją niepokoiły. Co prawda lekarz powiedział, że to normalne, lecz czarne myśli jej nie opuściły. Postanowiła, że jeśli do jutra to nie minie znów uda się do przychodni.
Gdyby dziecko w jej łonie, miało możliwość wypowiedzenia się w tym temacie, to serce Gabrieli zapewne by pękło. Lecz nie mogła usłyszeć wołania o pomoc, nienarodzonego syna. Ktoś inny mógł.
Maciej zaparkował przed rozwalającym się domem na niewielkim wzniesieniu. Słońce schowało się już za odległym świerkowym lasem a w powietrzu zawisła delikatna, przynosząca chłód mgła. Sprawdził czy ma różaniec i niewielki krzyż. Szczerze powiedziawszy, bardzo rzadko ich używał. Demony nie obawiały się symboli wiary chrześcijańskiej. Samej wiary owszem. Wolał jednak mieć owe przedmioty ze sobą choćby po to by nieco uspokoić rodzinę opętanego.
Podszedł do drzwi wejściowych niespiesznym krokiem. Miał na sobie czarne, uprasowane w kantkę spodnie. Sutannę uważał za niewygodną i nosił ją tylko, gdy musiał. Wcisnął przycisk dzwonka. W środku rozbrzmiało głuche ding-dong. Cofnął się o krok schodząc z betonowego schodka, usłyszał jednocześnie szybkie kroki. Otworzyła niewysoka blondynka o raczej ładnej niż pięknej twarzy. Lecz brak makijażu w jakiś sposób dodawał jej uroku. Maciej uśmiechnął się do niej.
– Witaj Aniu. – Rzekł. Odpowiedziała uśmiechem.
– Nie wiem czy potrzebnie się ksiądz fatygował. – Zaprosiła go do środka.
– Żadnych dziwnych zachowań moja droga? – Zaprzeczyła ruchem głowy. – Koszmary?
– Nic. – Zawahała się. – Kompletna cisza.
– Czasem tak jest.
– A gdzie Arek? – Spytał o jej męża.
– W piwnicy. – Rzuciła.
– Czego się ksiądz napije? – Spytała opierając się framugę drzwi.
– Dziękuję, ale wpadłem tylko na chwilę.
– Jak zwykle zabiegany. – Uśmiech na jej twarzy przypominał teraz złośliwy grymas. – Zawsze w służbie innym!
– W imię Jezusa Chrystusa! – Krzyczał Maciej. – Rozkazuję ci demonie! Pokaż się!
– Nie tak szybko ojczulku! – Dziewczyna zaczęła chichotać. – Nie wiesz chyba, do kogo się odzywasz! – Rozdrapała sobie policzki aż do krwi.
– W imię Zbawiciela wszystkich ludzi, Jezusa Chrystusa! – Pomiędzy kolejnymi rozkazami ksiądz szeptem wzywał kolejnych świętych. – Pokaż się diabli pomiocie!
– Chcesz znać moje imię!? – Wykrzyczała niskim głosem. – Znam cię Skurwielu! Wszystkie diabły i szatany cię znają!
– Przez moc, którą napełnia mnie Jezus Chrystus…– Nie powinien się rozpraszać a jednak zawahał się przez jedną chwilę.
– Jam jest ten, który był od początku i będzie po sam kres świata! – Warczał diabeł przez usta Ani. – Jestem złem i gniewem, cierpieniem i żądzą!
– Idź precz Szatanie! – Parł do przodu na demona.
– Za późno klecho! – Kobieta trzasnęła Macieja prosto w nos. Cofnął się o krok, ale nie upadł. – Zbyt wiele moich sług więzisz! Teraz już koniec!
W barze siedziało kilkunastu mężczyzn. Żółte lampki przyczepione do ścian były jedynymi źródłami światła a przez to twarze klientów wyglądały niezdrowo. Chudy barman, choć już mocno posunięty w latach trzymał się nad wyraz dobrze. Zabawiał teraz trzech młodych mężczyzn kolejnym dowcipem, który zgorszyłby każdego. Przy stoliku pod oknem siedziało trzech facetów, którym w rubryce hobby śmiało można by wpisać – "chlanie piwa i gorzały". Gienek emerytowany górnik nigdy nie mówił za wiele. Należał do tych ludzi, którzy raczej słuchają opowieści innych i przytakują głową w odpowiednich momentach. Nie był jeszcze pijany, więc od razu rozpoznał auto księdza.
– A ten, co tak gna? – Spytał nie przerywając obserwacji.
– Może jakiś nagły przypadek. – Zgadywał Jakub, najmłodszy z całej trójki. – Umierający czy co.
– Może. Jechał dobrze ponad sto. – Nadal dziwił się Gienek. – Dziwne to trochę.
– No, ale pleban jest w porządku. – Stwierdził mały grubas.
– Jest, jest Jacusiu. – Westchnął zazwyczaj milczący staruszek. – Nie jednemu pomógł.
– Zdrowie księdza Macieja? – Uśmiech rozpromienił pijacką twarz Jakuba.
– Zdrowie.
– Zdrowie.
Gabrysia, choć mieszkała naprzeciw, nie słyszała krzyków dochodzących z baru. Leżała na kanapie przykryta cienkim kocem i płakała. Tylko na to miała siły. Ból paraliżował całe ciało, nie pozwalał nawet wstać by mogła wezwać pomoc. Czuła, że umiera a razem z nią jej dziecko. W umyśle wyobrażała sobie jego przerażenie. Nie wiedziała, że ktoś inny dokładnie w tym momencie myśli o tym samym.
Nie minęło pięć minut a jedyną osobą, która siedziała w barze był Jakub. Patrzył tępym wzrokiem na obraz jak po bitwie. Niezwykła kompozycja z poprzewracanych stołów, krzeseł, rozbitych butelek i kufli oraz kilkunastu ciał w rozmaitych pozycjach zdawała się nie robić na nim wrażenia. Tylko stary barman na czworakach chodził wśród tego całego bajzlu. Zawodził, co jakiś czas niczym ranny pies, kaleczył sobie dłonie a gdy natrafiał, na któreś z ciał cofał się szybko w tył. Jakub wstając uchwycił w dłoń masywną, szklaną popielniczkę. Dźwięki wydawane przez starca doprowadzały go do szału. Wolnym krokiem podszedł do mężczyzny. Ten chyba go nie widział a tylko słyszał. Skulił się wystraszony pies.
– Nie bój się. – Szepnął kucając. – To ja Jakub.
Ksiądz Maciej założył sutannę i poprawił koloratkę. Robił to tylko wtedy, kiedy musiał, lecz dziś zdawało mu się, że powinien. To jego ostatnia posługa i powinien wyglądać jak wojownik Pana. Domyślał się, co teraz dzieje się w całej wiosce, albo, co bardziej prawdopodobne, już się stało. Wszystkie demony uwięzione w księdze zostały uwolnione a co za tym idzie ich moc rozpłynęła się jak chmury na wietrze. Jeszcze wczoraj to wszystko wydawało się takie proste. Złapać demona i dzięki jego mocy leczyć ludzi. Stojąc na krześle wpatrywał się w twarz ukrzyżowanego Chrystusa. Czekał na jakiś znak, skinienie głowy, choćby najmniejszy szept. Lecz tylko wiatr za oknem nucił żałobną pieśń. Maciej wykopnął krzesło spod nóg.
W jednej chwili poczuła się lepiej. Jakby ktoś wpompował w jej ciało nowe siły. Lecz wyczerpanie sprawiło, że zaraz zasnęła zdrowym snem. Trzymając rękę na brzuchu czuła miarowe bicie małego serduszka.
Z dłoni wisielca wypadła niewielka zapisana kartka. Opadając na drewnianą podłogę wykonywała przeróżne ewolucje. Gdyby Jezus na drewnianym krzyżu w jakiś niezwykły sposób otworzył oczy, zdołałby przeczytać kilka słów spisanych pochylonym pismem: "Ksiądz Maciej Sarnicki – Potępiony na wieki"
Za krótkie, moim zdaniem. Pomysł jest, potencjał jest, ale wykonanie trzeba poprawić; dodać opisy, zróżnicować tempo, nadać kompozycję.
Skoro osadzasz akcję w polskiej pipidówie, to niech będzie tam coś więcej niż bar piwny i nijakie żuliki. Spraw, żeby to Sulewo ożyło. Zajrzyj do Opowieści galicyjskich Stasiuka, żeby podpatrzeć, jak wygląda PGR za kapitalizmu. Dopiero wtedy wpuść padre Macieja, paru dookreślonych mieszkańców i demony. W rezultacie zniszczenie wiarygodnego grajdoła będzie na pewno bardziej inspirujące niż uśmiercenie paru archetypowych pijaczków. Salem po polsku może być ciekawym eksperymentem, ale będzie wymagać pracy.
pozdrawiam
I po co to było?
@syf - Ja też sądzę, że za krótkie:D choć założenie było takie, że nie będzie rozwlekania... Pomysł pojawił się w bardzo dziwnych okolicznościach i nie mogłem się powstrzymać. To prawda, że mógłbym to rozwinąć, ukazać całą wioskę(Sulewo) lecz to jak już wspomniałeś sporo pracy... Poleconej przez Ciebie lektury nie czytałem acz obiecuję się zapoznać.
Dziękuję za komenta i mam nadzieję, że choć trochę się podobało.
pozdrawiam
a jakby tak zjeść wszystko i wszystkich?
Nie wywołało u mnie strachu, który zwykle pojawia sie gdy czytam o opętaniach (swoją droga nie wiem dlaczego), czyli tekst pod względem straszności był słaby. Od strony technicznej, wyłapałem dwa dziwne zdanka.
Klęcząc przed niewielkim krzyżem na ścianie, modlił się o siłę. Gdybyś okreslił krzyz, np. przed krzyżem wiszącym na ścianie, byłoby ok, ale w wersji jaką Ty napisałeś, zdanie brzmi jakby ksiądz i krzyż byli na ścianie.
Drugie nie pamiętam które było, ale rodzaj byka był identyczny.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
@Fasoletti - dzięki za przeczytanie:) bardziej niż opętanie interesowało mnie tutaj to czy można wykorzystać zło dla czynienia dobra? mam nadzieję, że rozumiesz:)
to zdanie z "krzyżem na ścianie" choć brzmi jakby to ksiądz klęczał na ścianie, jest błędne... niestety zauważyłem to gdy już nie mogłem edytować:/ jakoś przeżyję... i wrócę z czymć co Cię powali:) postaram się o to:)
dzięki i pozdrawiam:)
a jakby tak zjeść wszystko i wszystkich?
No i masz. Skasowało mi komentarz, długi komentarz :P Ogólnie wymowa jego była taka - klimatyczny początek ok, za to środek i koniec wymaga przebudowania. Zwłaszcza scena egzorcyzmów, która wygląda jak z kiczowatego horroru. Plucie, "mówienie językami"... banał ;) Nie bardzo też rozumiem motywację wydarzeń - ksiądz znał Gabrysię? Czy uzdrowił ofiarą z siebie losowo wybraną osobę? Pomysł fajny, ale dobrze by go trochę podrasować.
Ksiądz Maciej, można powiedzieć wyczuwał osoby potrzebujące pomocy. Może była to zasługa demonów, które spętał w księdze? Kiedyś może do tego wrócę. Na razie zajmuję się czymś innym więc "Ksiądz Maciej" na razie powisi pod powałą, że tak się wyrażę:)
dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
A co do samych egzorcyzmów to chciałem na początku zrobić to w sposób bardzo prawdziwy. Poczytałem trochę jak to wygląda. Lecz potem stwierdziłem, że może lepiej jak pójdę znaną ścieżką. I to był błąd. No ale kiedyś bardziej się przyłożę i będzie egzorcyzm według rytuału rzymskiego:) klasyczny co prawda ale interesujący. Zobaczymy.
dzięki
a jakby tak zjeść wszystko i wszystkich?
Zgadzam się z syfem (kurczę, co to za nick?).
Koniecznie przeczytaj "Opowieści galicyjskie"!
A potem porównaj/przepisz/porównaj/daj odleżeć...
Na razie cienizna, ale faktycznie potencjał jest:)