- Opowiadanie: Beatrice - Imbaelk - Kiełkowani

Imbaelk - Kiełkowani

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Imbaelk - Kiełkowani

 

[Podkład]

 

 

Imbaelk

.Czas Kiełkowania.

Ich stopy uderzały równomiernie o śnieg, buty zrzucili już dawno. Sol tańczyła z białowłosa pod rękę, zaśmiewając się do rozruchu. Beren za partnerkę podjął antałek wina, każdy świętował tak jak chciał. Oni świętowali na swój sposób. Bo przecież nadeszło święto Imbaelk, czas ponownych narodzin. Rośliny powoli zaczynały kiełkować pod białą pierzyną, a zwierzęta wychylały nosy ze swych nor. Nawet bez wcześniejszego upicia najpewniej by tak zakończyli to święto, jednak przyprawienie go kilkoma dzbanami wina wprawiło ich w radosny humor. Nawet bard się rozchmurzył, jego oczy świeciły wręcz agrestowym blaskiem wśród cieni nocy. Ważna była teraz dobra zabawa, taniec i radość, – bo to święto kiełkowania.

Tańczyli pozwalając nieść się nocy, nawet wiatr był przyjemnie ciepły. Niósł ze sobą obietnicę ciepłych dni. Każdy mógł ich teraz zobaczyć, tańczyli w jednym z ogrodów zamkowych. Jednak starali się być cicho, każdy świętował jak chciał. Co prawda śpiewali, lecz nie było to pijackie wycie, na jakie teraz spokojnie było ich stać.

Bea okręciła się wokół własnej osi i zaśmiała głośno, klasnęła głośno wyłapując kolejną zwrotkę pieśni. Chciała się bawić, chciała zapomnieć. Następne takie święto miało być dopiero w maju, słynne Belleteyn – dzień rozkwitanie, dzień, w którym płoną jasne stosy a wokół nich tańczą ludzie by powitać panią Lata. Już dawno nauczyła się cieszyć tak prostymi rzeczami. Wyczuwała, że to ostatnie święto, jakie spędza z Berenem, lecz nie pierwsze z Sol. Czuła, że przyjaciel coś szykuje, był ponury i wręcz opryskliwy. Jednak nie chciał jej powiedzieć, co się dzieje.. A ona też nie chciała wiedzieć.

Chwyciła Solange pod ramię i zmieniła kierunek tańca, zaśmiały się obie radośnie. To było Imbaerlk, czas radości! Białe i krwistoczerwone pukle splatały się, co jakiś czas ze sobą, gdy dziewczyny podskakiwały w swej szalonej zabawie. Bose stopy uderzały o śnieg wygrywając porywający takt, wiatr porwał je do walca jak swe partnerki. Wirowały wśród podmuchów, nawet Uzdrowicielce pomimo złamanej nogi udało się tańczyć. Bo potrafiła to zrobić jeśli bardzo chciała. Podskoczyli wygrywając takt, Solange zaśmiała się perliście oddając marzeniom nocy. Bo to czas radości, bo to czas by zapomnieć. Antałek wylądował już na ziemi, zgrabnie układając się pod dziką wiśnią. A oni tańczyli patrząc w wirujące na niebie gwiazdy.

Padła ze zmęczenia gdy na wschodzie do swej drogi szykował się Helios, wraz swym rydwanem. Obok wylądowała rudowłosa, uśmiechnięta. Bard opuścił je chyba chwile wcześniej, aby na chwiejnych łapach ja zwykle przemieniony w kota udać się do swojej komnaty. Zaśmiały się obie z Sol, bez powodu po prostu jak dzieci. Pozwoliły słońcu pogładzić swa skórę pierwszymi radosnymi promieniami, nie chciały się stąd ruszać. Były szczęśliwe, bo to była naprawdę cudowna noc. Wiedziały że gdy się obudzą będzie towarzyszyć im natrętny huk w głowach. Lecz chciały tego, tej chwili zapomnienia w tańcu. Bea podniosła się pierwsza i podała towarzyszce dłoń, była świadoma swej bardzo słabej głowy i nie przejmowała się tym. Nie dziś. Ruszyły do swych komnat, pod rękę chichocząc jak podlotki nadal nie wytrzeźwiałe. A tam zaszyły się do popołudnia lecząc kaca.

Koniec

Komentarze

Za krótkie, nic z tego nie wynika. Tekst mnie nie przekonuje, ale napisany ładnie.

Beren za partnerkę podjął antałek wina, każdy świętował tak jak chciał.
Jednak starali się być cicho, każdy świętował jak chciał. -  to celowe powtórki?
Przyznam, że czytając poczułam powiew wiosny :D


PS Fajny podklad ;)

Przeczytałem dwa razy. Za pierwszym razem miałem inny podkład:D o taki tutaj :) Potem dopiero zauważyłem Twój.
co do opowiadania to raczej nie było szczególnie ciekawe. Ale to tylko moja opinia. No bo tańczą na śniegu(raczej zimno) a piszesz, że "wiatr był przyjemnie ciepły". Potem znów, że stopy uderzały o śnieg wygrywając porywający takt a jednocześnie stwierdzasz, iż wiatr porywał je do walca. Walc jakoś szczególnie porywający nie jest.
Ale nie było źle. Gdzieś tam tą wiosnę poczułem, daleko co prawda, lecz wyraźnie kiełkującą.
pozdrawiam serdecznie

a jakby tak zjeść wszystko i wszystkich?

Powtórzę za Redilem - z tekstu nic nie wynika. To prostu opis świętowania. Podkład fajny, ale bez niego tekst traci większość ze swego uroku, a, nie oszukujmy się, opowiadanie musi bronić się bez muzyki.

Zamieść coś dłuższego, z fabułą.

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka