
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
II
Ciężki, zimny deszcz bezlitośnie siepał z nieba. Bił z nisko wiszących, szarych, ciemnych chmur. Cumulonimbus ciskał jasnymi, mocnymi rozbłyskami grzmiąc i wyjąc mimicznie, rozrywając swoje wnętrze obłędnymi wyładowaniami. Momentalnie prześwitywał, aby zaraz potem zgasnąć, oddać światu jego mrok. Zaćmiony świat słyszał pełne monotonii dudnienie ulewy. Szelest liści.
Dziecko. Raptem dwulatek siedział na kamieniu z boku drogi w wiklinowym nosidełku-plecaku. Słabo widoczny, lekko skryty pod baldachimem starej płaczącej wierzby. Obok stary milczący bard grał na skrzypcach. Skrzypce były długie na dwa łokcie i wąskie na stope. Leżały mu na kolanach skrzyżowanych nóg. Skrzypce pociągane długimi, twardymi pazurami: wydawały z siebie średniowysokie i długie tony, wolno przemijające brzmienie. Rytm był szybki, groźny. Barwa muzyki napawała niepokojem.
Kilka kroków dalej. Na rozstajach, jeden człowiek z włócznią zmagał się w walce z czterema miecznikami.
Czterej miecznicy wywrzaskiwali okrzyki. Okrzyki były mocne i napawające chłodnym dreszczami wibrującej po ciele zgrozy. Świszczące miecze o zakrzywionych głowniach, zdolnych tnąc stal: nacierały. Nieustannie tnąc przestrzeń. Pozostawiając za sobą rozmyte smugi. Ciągnąc za sobą krople wody formujące ślady. Klingi rozbłyskały na całej długości bladym, ostrym światłem, gdy te spływało z nieba. Rzadziej światło było słabe i płomienne. Rzadziej sypały się iskry rodzące w chwili kontaktu ostrzy.
Dziecko nie płakało. Już dawno oduczyło się płakać. Dziecko obserwowało całą walkę.
Walka włócznika była tańcem. Tańcem ze śmiercią.
Poziome, szerokie cięcia, jakimi miecznicy atakowali go parami, które powinny go trafić i rozpłatać na trzy części, napotykały na sobie tylko powietrze. Gdy on przewijał się poziomo między ostrzami. Te cięcia nie powinny chybiać. To nie były zwykłe cięcia. To były cięcia, których nie wyprowadza się przypadkowo, które wyprowadza się, aby zabić i zabija się.
Zgrani ze sobą fechmistrzowie, krążących wokół człowieka z włócznią, płynnie przemieszczali się wokół niego. Nieustannie próbowali go osaczyć, podchodząc z każdej strony. Nie dawali mu chwili wytchnienia. Przeskakiwali z miejsca na miejsce. Zasłaniali się wzajemnie jak cienie i wyłaniali w niespodziewanym momencie, chcąc go zmylić, zmusić do potknięcia, błędu, czegokolwiek niepoprawnego.
Szukali słabych punktów. Ale słabych punktów nie było. Widać było to w oczach mieczników. U żadnego z nich oczy nie jarzyły się. Nie było w nich blasku triumfu, blasku poznania i wyczucia sekretu. Sekretu słabości.
Człowiek z włócznią utrzymywał ich na dystans. Był w ciągłym ruchu. Nie pozwalał im podejść zbyt blisko ze wszystkich stron na raz. Wiedział, że to by go zgubiło. Miecznicy także to wiedzieli.
Ale miecznicy mieli czas, w przeciwieństwie do człowieka z włócznią. Atakowali zbyt prędko, aby człowiek z włócznią mógł przejść do ataku. Zmuszali go swoimi niewyczerpanymi atakami do ciągłej, męczącej obrony. Sprawdzali go, poznawali technikę. I będą go sprawdzać do końca.
W pewnym momencie coś się zmieniło. Fechmistrzowie zaczęli naciskać jeszcze brutalniej, jeszcze szybciej. Zakotłowało się. Walka stała się niemożliwie chaotyczna, aby można powiedzieć o jakimkolwiek zgraniu mieczników. Była zbyt szybka, aby z boku, a tymbardziej ze środka, ludzkim okiem wyśledzić ruchy wszystkich pięciu walczących. Ale nic bardziej mylnego. Chaos był tylko powierzchowny i momentalny. W większej mierze czasu był skomplikowanym, uporządkowanym systemem. A tam w środku tego kłębowiska, człowiek z włócznią latał jak motyl i kąsał jak pszczoła.
Bard dostosowując się ciągle grał. Muzyka wylewała się spod jego placów coraz szybciej. Tempo stawało się zajadłe. Warstwa znaczeniowa jego muzyki nie ograniczała się do słów czy ilustracyjności. Muzyka barda mówiła sama sobą formułami melodycznymi, rytmem, dynamizmem i agonicznością. Barwa jego muzyki falowała na granicy symbolizmu życia i śmierci. Muzyka grała na emocjach, uczuciach, – bo była emocjami i uczuciami. Muzyka nie mówiła o walce, – bo była walką.
Wszystko wydawało się przebiegać identycznie jak moment wcześniej. Kiedy samotna błyskawica opadła z nieba. Kiedy podłużna struga krwi trysnęła w powietrze.
Fałszywy dźwięk pojawił się w muzyce. Struny zerwały się. Nadleciał grzmot pioruna.
Dziecko zapłakało.
Jeszcze nie czytałem. Ale jak coś, to danse macabre, nie dance.
To musi być podpucha i prowokacja.
Przejrzałem całość.
Odradzam --- osoby wrażliwsze na błędy ortograficzne mogą zasłabnąć. Anachronizmów też nie brakuje.
Kto wie, może i prowokacja.
wrzucając to tutaj byłem nastawiony na krytykę jak największą, dlatego proszę nie krępować się i nie traktować mnie łagodnie, dlatego proszę rozpisywać się głębiej, dokładniej, treściwiej.
Za błędy ortograficzne najmocniej przepraszam, postaram się je poprawić.
A co do anachronizmów, to nie wiem w jakim sensie są, o jaki ich typ się AdamKb'owi rozchodzi.
a prowokacja? prowokacja na tle religijnym? ho ho.. grubo. oj grubo. a.. hmm.. wiele nad tym nie myślałem i to nie było moim celem. oto cała w tym moja prowokacja. Nie obchodzi mnie to w co ktoś wierzy.
ale teraz dzięki Wam drodzy mi komentatorzy, dzięki którym mogę poznać swojego stylu słabości (bo o to, na tym mi najbardziej zależy), naszła mnie myśl z ciekawym pomysłem, dodania drugiego podrozdziału do Początku cyklu Ręce Boga (sam prowokujący tytuł Ręce Boga nie jest pewny, może ulec zmianie, ale jakoś ten jak narazie wydaje mi się najlepszy i ma jakiś tam związek z jeźdźcami apokalipsy i może z wieśniaczym symbolem prasłowiańskim, co się zowie Ręce Boga, który zobaczyłem w wikipedi).
a i w sumie to kolejne rozdziały nie wiele mają z prowokacją. chyba nie.
zapomniałem dodać że nie obchodzi mnie też religia, nawet trochę. bo dowiedziałem się że pujdę do piekła, za to że po komuni nie byłem u spowiedzi przez 6 czy tam siedem lat
no i dlatego że mikołaja nie ma a szatan jest
Prowokacja bynajmniej nie na tle religijnym, ale na tle estetycznym, drogi autorze.
Ja nie jestem w stanie przeczytać tego tekstu przez mnogość błędów ortograficznych, zdań prostych, dziwną interpunkcję i kropki stawiane w najmniej oczekiwanych momentach.
Wstawienie przez Ciebie tekstu zbiegło się z serią ostrych wypowiedzi na tematy okołoreligijne oraz "okołokomentatorskie" ( te drugie w tonie: a po cholerę zwracać uwagę na błędy"). Trudno było nie ulec sugestii, że opowiadanie z tyloma ortograficznymi bykami i Bogiem w tytule może mieć jakiś związek...
a exturio czytałeś po tym jak już poprawiłem błędy, hę krytyku?
w sumie to nie wiem, czemu tak jest, ale być może to co ja rozumiem a ktoś inny nie, wynika z tego, że to oddaje mój tok myslowy który tylko ja rozumiem bardziej niż ktoś inny. i zapewne przez to nie uda mi się odszukać tego co dla innych jest niezrozumiałe w tym co napisałem, dlatego nie będe tego czytał przez powiedzmy kilkanaście dni, a wtedy byc możę uda mi się zrozumieć w czym siedzi diabeł. bo chciałbym zrobić to tak, aby było zrozumiałe dla każdego, a nie tylko dla mnie, co mnie złości.. bo nadal jestem kiepski ;/
co do AdamKB to wydarzenia ze świata to dla mnie czarna magia, tymbardziej wydarzenia na tle religijnym. ostatnie wydarzenie o którym słyszałem to.. heh.. śmierć białego murzyna..
no troche z tym przegiołem jacksonem.. ale serio.. nie wiem nic o wydażeniach w świecie, które nie są conajmniej trochę ciekawe.
a co do błędów, to najmocniej przepraszam, teraz już poprawiłem - chyba.
i poprostu nie każdy błąd potrafię dostrzec. szczególnie tych tam, gdzie wszystko wydląda dobrze tak jak jest, a może być źle i wyglądać dobrze, a jak jest dobrze to wygląda źle, ale niestety musi być inaczej i tylko w jeden sposób, bo zasady pisowni ktoś ustalił inaczej
no i trzecia sprawa, to faktycznie to same to dance makabre nie ma żadnego sensu gdy jest samotne, krótkie i niczym niewyjaśnione - wygląda to jak kicz i wiele temu brakuje, aby miało jakiś sens.. dlatego postaram się jak najszybciej zrobić fragment I Początku, który powinien więcej wyjaśnić
a exturio czytałeś po tym jak już poprawiłem błędy, hę krytyku? - Myślisz, że jak raz zatruję się jedzeniem w restauracji to pójdę do niej ponownie, sprawdzić, czy coś się może poprawiło?
OK, połączyłeś jakoś niektóre zdania, poprawiłeś ortografię. Fajnie, że "usmego" już nie razi z samego początku. Jednak dla mnie ten tekst nadal jest niezjadliwy i nie chodzi tutaj tylko o powtórzenia praktycznie w każdym zdaniu, nadal leżącą interpunkcję, nadal bezsensownie podzielone zdania złożone (zapisane w formie zdań prostych). Nie pasuje mi Twój styl, tyle.
zatruć się raczej nie zatrujesz, bo to nie jedzenie tutaj serwuję, ale coś co można poprawić bez sprawiania cierpienia innym
przez moment myslałem że skoro sam tutaj przyszedłeś.. to jednak spodobało ci się jedzenie, ale chyba się myliłem i to grubo, bo jednak przyszedłes tylko po to aby zbluzgać szefa kuchni.
jeśli ci się nie podoba, to już moja w tym głowa, będę się starał aby ludziom podobał się mój styl nad którym ciągle pracuje, ale to ani nie jest początek tej zabawy ani koniec
Jakie tam wydarzenia z szerokiego świata... Dysputy w Hyde Parku i publicystyce.
Nie chodzi o zbluzganie szefa kuchni, bo to niczego na lepsze nie zmieni --- chodzi o przekonanie tegoż szefa, by smaczniej gotował. Bo na razie, niestety...
Machnąłeś cały wykład o staraniu, by tekst był czytelny, zrozumiały nie tylko dla Ciebie, Autora, ale dla każdego czytelnika. OK, to początek dobrej drogi. Podpowiem: zrozumiałość silnie zależy od użycia właściwych słów we właściwych kontekstach i we właściwym porządku. Tak więc: gramatyka, ortografia, słowniki plus dobrze napisane książki jako wzory, z których wiele można się nauczyć --- i do przodu.
Powodzenia.