- Opowiadanie: pitye - Prosta droga do kradzieży [Fantastyczny kicz 2011]

Prosta droga do kradzieży [Fantastyczny kicz 2011]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Prosta droga do kradzieży [Fantastyczny kicz 2011]

X spity niczym wieprzek, zwalił się pod stół. Już od kilku godzin jedyne, czym się zajmował, to obrzydliwe chlanie. Najpierw, jak na eleganckiego kupca przystało, tylko najznakomitsze trunki. Potem jednak oberżysta chciał się wzbogacić na pijanym gościu, który, chociaż pił coraz tańsze i gorsze napitki, nie zauważał tego i płacił dalej tak, jak za te drogie.

 

I tak cały wizerunek, na który pracował X, trafił szlag.

 

Pijak wyciągnął rękę. Wygryzione do krwi paznokcie czyniły zwykłe podrapanie się po tyłku niemożliwym. Zdaje się, że chciał ściągnąć ze stołu widelec, ale trafił na nóż. Stwierdził, że to nawet lepiej i zaczął zdzierać sobie skórę, nie zwracając na nic uwagi. Nie zdziwił się, gdy przy stoliku, pod którym leżał, usiedli jacyś ludzie. Mężczyzna i drugi osobnik o nieokreślonej jednoznacznie płci, sądząc, że stolik nie jest zajęty, a do tego w dalekim kącie, rozmawiali swobodnie.

 

– Nie to, że ja bym chcieć, żebyś za mnie decyzję podjął, Thicko – mówił ten nieokreślony.

– Wiesz, ile mogę znieść, ale już mam tego serdecznie dosyć! – odpowiedział mężczyzna. – Męczysz mnie tym od kilku tygodni. Zrozum, że tak dalej nie możesz żyć…

– Teraz to nie mogę wyżyć od twojego smrodu – przy ostatnich słowach Thicko X pierdnął. – Jedziesz jak zdechła mysz w muszej marynacie po pięciu dniach!

– Ty bezjądrowy, bezmaciczny mutancie! A może to tobie wczorajszy obiad się odbija – bowiem z nimi tak było, że gustowali w smaku dojrzałej padliny, ale w zapachu już nie. W tym momencie, jakby na ostatnich Thicko słów potwierdzenie, rozległo się donośne beknięcie. – Drgawek dostaję z obrzydzenia. Dziwię się, że to ciebie ta zołza wybrała…

– Ugly jest pełna uroku, ma gust i miała rację, po mnie sięgając. Wszak jestem najlepsz…

– Tak, jak świeże mięso… – mruknął Thicko. – Dobra, ale bierzmy się do roboty, bo jak najszybciej chcę się ciebie pozbyć, wariacie!

– W bezosobowych formach, jeśli łaska! – wrzasnął nieokreślony, tak, że wszyscy, nawet oberżysta, się obejrzeli. – Mamy wejść do obiekta…

– Do obiektu. Jak już coś mówisz, to tak jakbyś stał przed językoznawcą ze słownikiem i rylcem!

– Po co mu rylec? – sapnął X spod stołu.

– Żeby ci w mózgu zasady wyryć. – zwracając się do swojego towarzysza, odpowiedział Thicko.

– No tak, szanujmy kretynów! – zaśmiał się nieokreślony. – W każdym razie, wejdziemy do obiekta, czyli do kupca i co? Mamy obrobić jego dom, czy sklep?

– On nie ma sklepu. To, co chce sprzedać, sprzedaje w domu, w wielkim sekrecie. A ja i tak dowiedziałem się, w której izbie trzyma pieniądze.

– Ugly mówiła, że chodzi o trzy bluzki i dwie spódnice.

– Tyle znaczy zwykła babska zazdrość… Wynajmuje zawodowego włamywacza…

– Myślałem, że jesteś jej mężem?

– Ty jesteś tym włamywaczem…

– Aha.

– … i chce tylko ukraść znienawidzonej sąsiadce kilka łachów. Nie ma nic, co powstrzymałoby mnie od skorzystania z okazji i uszczknięcia czegoś dla siebie. A jeżeli przy okazji spotkamy tego złodzieja Honesta, to chętnie połamię mu kilka kości.

 

X pod stołem jakby poraził piorun. Mówili o… bardzo dobrze znanej mu osobie. Zdołał tylko pisnąć:

– Dlaczego?

– A dlaczegóż by nie? – Thicko znowu nie zauważył, że to nie jego nieokreślony partner zadał mu pytanie. – Kto go tam wie, na czym się tak dorobił…

 

X prawie na kolanach wypełzł z oberży. Zupełnie zignorował okrzyki zdziwienia siedzących przy stoliku, gdy wyłaził spod obrusa. Niechcący przygniótł kolanem stopę nieokreślonego.

– Na smakowitą ziołową wątróbkę mojej ciotki! Toż to jakieś zwierzę sunie po ziemi!

 

X popędził (o ile tak to można w jego stanie nazwać) do domu Honesta. Nie było do niego bardzo daleko, ale i tak wystarczająco, aby X zdążył upaść i zedrzeć sobie resztę skóry z tyłka i kolan. Przewrócił się też do rynsztoka i, gdy w końcu dotarł do celu, był już nie tylko spity jak wieprzek, ale i cuchnący.

 

Potrącając służącą, wdarł się do holu. Od razu skierował się do sypialni – miejsca, które znał bardzo dobrze, choć zwykle nie miał czasu go dokładnie obejrzeć. Opierając się o ścianę, dotarł do drzwi. Nacisnął klamkę i wtedy dopiero zawahał się.

 

Co powie rodzina Honesta, gdy tak wbiegnie do sypialni pana domu? Że jest niewyżyty? Może dojdą do wniosku, że jest złodziejem i nigdy mu nie uwierzą, gdy poinformuje o planowanym skoku Thicko. Poza tym, Honest prawdopodobnie straci do X całe swoje zaufanie. Tego biedny pijak by nie przeżył.

 

Delikatnie uchylił drzwi. Przez szparę zauważył, że w pokoju był ktoś. W łóżku byli ze sobą (ze sobą!) Honest i jego żona. Ten widok wstrząsnął stojącym u progu pijaczyną. X poczuł nagle siłę, urażoną dumę i chęć zemsty. Wszedł do sypialni z tak wielkim impetem, że drzwi uderzywszy w ścianę, rozpadły się.

 

– Wiedziałem, że tak będzie! Kocham cię, kocham cię, a potem to! – zaczął krzyczeć. – Miałem ci pomóc, a tak już nie zamierzam. Sami domyślcie się, że Thicko biegnie was obrabować, a może i zabić! Niech najlepiej was oboje żywcem porąbie, a potem z waszych szczątków ugotuje sobie polewkę albo gulasz! Mnie to nie obchodzi! Może nawet wam wszystkie włosy z głowy powyrywać, żeby spadły, nic mi do tego!

– Skarbie – szepnął Honest. – Znasz tego pomylonego człowieka? Kto mu w ogóle drzwi otworzył? – tutaj mężczyzna zastanowił się, czy aby na pewno ktoś X wpuszczał.

– Po raz pierwszy go widzę. – odparła żona Honesta. – Obedience będzie się musiała tłumaczyć.

 

X już bez słowa, zataczając się wyszedł na ulicę. Słońce parzyło jego twarz, chociaż dopiero wzeszło. Nieszczęśnik wcale jednak nie zwracał na to uwagi. Przed oczami migały mu wspomnienia rozkosznych chwil z Honestem. Nigdy nie przypuszczał, że zostanie tak zdradzony. Wszak Honest przysięgał, że nic go z żoną nie łączy, że nikt poza X się nie liczy. Jakże więc nieszczęśnik mógł podejrzewać, że jest ciągle okłamywany?

 

Powoli w jego umyśle, teraz dodatkowo jeszcze spowolnionym przez alkohol i nieszczęście, zaczął dojrzewać niecny plan. Zemsta miała być słodka, tak słodka, by zagłuszyła gorycz zdrady.

 

– Tak… – X mruknął do siebie. – Thicko i ten nieokreślony gość powinni się cieszyć. Jakiś cichy anioł pomoże im dokonać skoku.

 

X wrócił pod dom Honesta. Po krótkim zastanowieniu uznał, że zwykłe otworzenie furtki, by złodzieje nie mieli z tym problemu, będzie wystarczającym wsparciem. Zrobił tak, jak pomyślał i po chwili ukrył się w krzakach. Wkrótce usłyszał nadchodzących mężczyzn, którzy nad wyraz nieostrożnie zbliżali się do celu.

 

– Nie rozumiem, dlaczego takim problemem jest używanie w stosunku do ciebie rodzaju męskiego! Co jest złego w określaniu cię jakoś? – zapytał Thicko kręcąc głową.

– Nie jestem mężczyzną! – wydarł się jego towarzysz.

– Ale kobietą też nie! Podejmij w końcu decyzję!

– A co ci do tego? A może po prostu cię pociągam, ale nie wiesz, jako kto: kobieta, czy mężczyzna.

– Tego by tylko brakowało! Nie sądzisz, że mam wystarczająco piękną żonę Ugly?

 

Nieokreślony tylko parsknął. Zbliżali się już do granic posiadłości Honesta, więc przestali hałasować. Planowali zajść podwórze od tyłu i przemknąć między drzewami, które, jak widzieli, kilka tygodni wcześniej domownicy posadzili z małych sadzonek. A były to drzewa, które powoli rosną… Niestety, nie udało im się, ponieważ nie było tam bramy, a żeby przeskoczyć zaledwie metrowy murek, nie przyszło im do głowy. Znaleźli się więc z powrotem z przodu domu.

Otwarta furtka wyglądała podejrzanie, postanowili więc z niej nie korzystać. (X klął jak szewc, bo jego zemsta nie dokonała się.) Dobre pół godziny zajęło Thicko i jego towarzyszowi wspinanie się na okratowaną wysoką bramę. Miała ona dodatkowo ostre wykończenia, które groziły wypruciem flaków.

 

W tym czasie X skorzystał z tego, że murek z tyłu domu był niski i dostał się na trawnik Honesta. Wydawało mu się, że dostrzegł biegające gdzieniegdzie skrzaty z garnuszkami pełnymi złota. Monety wysypywały się i zostawały na ziemi. X sięgnął po te najbliższe. Chwycił ręką na coś ciepłego i trochę, jak na monety, zbyt rozlazłego. Myślał, że trafił na żyłę złota. Wsadził sobie nawet palec do ust, by zakosztować smaku bogactwa. To nie było złoto, ale odchody psa właścicieli. Przyznajmy jednak od razu, że X nie zorientował się. Spakował je nawet do kieszeni, nie chciał się bowiem rozstawać ze swoim skarbem.

 

X bez zastanowienia wyciągnął z szopy na narzędzia drabinę i, czyniąc przy tym mnóstwo hałasu, ustawił ją przy oknie gabinetu Honesta (który wraz z żoną obserwował niezdarne starania pijaka). Następnie, w pośpiechu, bo widział nadchodzącego już Thicko, otworzył okno na całą szerokość i napisał kredą na ścianie: „Wejście dla złodziei, nie dla służby!". Miał nadzieję, że teraz mu się powiedzie. Ukrył się za stosem skrzyń ustawionych przy ścianie.

Thicko miał złe przeczucia. Najpierw furtka, a teraz jeszcze otwarte okno. Czyżby ktoś ich wyprzedził? Przecież to niemożliwe, by stracili całą fortunę, którą mieli dzisiaj zdobyć! Szybko ruszył do drzwi, ciągnąc za sobą nieokreślonego towarzysza. Był gotów zaryzykować porażkę, byle tylko nikt nie zdobył „jego" pieniędzy.

 

Szarpnął za sznurek dzwonka. Nikt się nie zjawił. Thicko zaczął szarpać coraz gwałtowniej. Ponownie nie otwarto mu. Wbiegł więc do środka, nie czekając na zaproszenie. X nie miał nawet ochoty kląć. Co za idioci stanęli na jego drodze! Będzie musiał sobie poradzić sam. Wdrapał się po drabinie do gabinetu Honesta.

 

W oknie stała żona Honesta, zmieniona bardzo. Jej brązowe włosy unosiły się i opadały, choć nie było wiatru. Skóra miała odcień błękitu. Oczy z jakimś niezdrowym blaskiem wodziły za X. Jej dłonie miały wykrzywione palce, a na szyi nabrzmiały żyły. Niewątpliwie na coś czekała.

 

W gabinecie spotkali się we czwórkę: Honest, Thicko, nieokreślony i X. Honest uśmiechnął się do nieokreślonego.

– Lowlife! Czy w końcu decyzja została podjęta? – mrugnął do niego okiem. – Jesteśmy już po pierwszej miksturze, pozbawiliśmy cię płci. Czy już wiesz, na który eliksir się zdecydujesz?

– Nie – powiedział nieokreślony trzęsąc się na całym ciele. – Ale już niedługo powinienem…

– Nie musisz.

 

Honest w nadnaturalny sposób zaczął się przeobrażać. Wkrótce w pokoju było trzech takich samych mężczyzn. Wszyscy poruszyli delikatnie palcami. Pojawiły się na nich długie i ostre jak brzytwa szpony. Każdy z Honestów zaczął się zbliżać do innej ofiary.

 

– Tak X, mówiłem, że cię kocham, a ty tak łatwo wierzyłeś – mówili jednocześnie. – A ja tylko żywiłem się twoją spermą, która pozwala mi potem być blisko z Mary, moją żoną.

– Co chcesz… chcecie nam zrobić?! – krzyknął Thicko. – Przecież nikogo nie skrzywdziliśmy… ja nikogo nie skrzywdziłem!

– Ech, to nie ma znaczenia. – trzy postaci mówiły niczym jedna. – Moja żona jest krwawą osobą, lubi jeść świeżych ludzi, a i ja mam ochotę na porządną ucztę…

– Wy… chcecie nas zjeść?! – wrzasnął X.

– Sam narobiłeś mi ochoty na gulasz z ludzkich szczątków. Tak sobie myślę, że pieczeń z człowieka w pomarańczach też jest niezłym pomysłem…

 

W tym momencie wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. X wyciągnął zza pleców wyłamany szczebel drabiny i rzucił się na zbliżającego się do niego Honesta. Ten od razu zareagował i rozpłatał nieszczęsnemu pijaczynie gardło. Jednocześnie pozostali pozbawili życia Thicko i Lowlife. Po dokonaniu dzieła ponownie się zjednoczyli.

– Moja droga krwawa Mary, zapraszam! – zawołał Honest. – Czeka nas obiad, jakiego dawno nie mieliśmy.

Kiedy kobieta weszła do pokoju, zmarszczyła nos.

– Tego jednego możemy oddać skrzatom – powiedziała wskazując na zwłoki X. – Tak cuchnie, że nawet najlepsze przyprawy tego nie zmienią. A skrzaty, będą miały chociaż, z czego garnki ulepić.

– Dobrze – odparł Honest i wyrzucił ciało na zewnątrz. – A teraz do kuchni!

– Tak, do kuchni! – zaśmiała się Mary. – Już nie mogę się doczekać, kiedy będę znowu miała krwistoczerwone włosy i białą skórę!

 

Honest przytulił kobietę i mocno pocałował. Trzymając się za ręce, wyszli z pokoju.

Koniec

Komentarze

Może faktycznie opko jest kiczowate, bo nie niesie z sobą żadnych wartości artystycznych. Jednak dla mnie jest ono głupie i absurdalne, miejscami ewentualnie odrobinkę śmieszne. Niestety, tylko odrobinkę. 
W dodatku po przeczytaniu miałem wrażenie, że autorka nie zrealizowała żadnego zamysłu. Dosłownie. Mam poczucie całkowitej pustki tego tekstu, poczucie zmarnowanego czasu.  
Nazwanie głównego bohatera "X" również nie za bardzo przypadło mi do gustu. Nie wiem, co autorka chciała przez to osiągnąć, nie wiem, czy to osiągnęła, jednak dla mnie to całkowity bezsens.
Może gdyby relacje między bohaterami były lepiej przedstawione tekst czytałoby się przyjemniej i nie pozostawiałby takiego... No właśnie, co ja czuję względem tego tekstu? Nic. Nie jestem nim ani ucieszony, ani zdegustowany, ani nic innego. To chyba w tym opku jest najgorsze.
Już od samego początku widać pewne niedopracowanie fabularne - dlaczego X pije? Dla mnie istotne są motywacje bohaterów, one sprawiają, że postacie żyją. Tutaj zaś mamy eleganckiego kupca, który chleje jak zwykły pijak. Żadnego słowa wyjaśnienia, cała sytuacja staje się nieautentyczna.
Strony technicznej nie oceniam, nie mam ochoty na wyłapywanie i opisywanie błędów. 

Pozdrawiam 

OK, do konkursu.

Nowa Fantastyka