
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Ciemna noc. To zazwyczaj wtedy błotnistymi uliczkami biednej wsi przechadzali się czarno odziani ludzie.Ten raz nie był wyjątkiem.W blasku wysokich lamp widać było młodą twarz mężczyzny, który zapewne przybył tu tylko na jedną noc, jak wiele młodocianych kamratów pragnących zaciągnąć się na pokład ,,Czerwonego siekacza''. Ciche i spokojne kroki świadczyły nie o jego ostrożności, lecz kryjącym się w nim strachu. Nieznane budzi w młodych lęk, a o tej wiosce krążyły naprawdę okropne plotki.
Jego usta zdążyły już spęcznieć z zimna, a skórzana kurta zaczęła powiewać, sprawiając, że chłopak był nieodporny na mróz. On jednak szedł dalej, próbując pokazać swoją siłę i męskość. Ręce schowane w kieszeniach drżały mu, a oczy spoglądały raz po raz, to w prawo i w lewo, jakby jego głowa nie chciała obracać się w żadne strony.
Nagle zatrzymał się jednak i obrócił na pięcie. Przed nim widniały drewniane drzwi z wyrzeźbionym napisem ,,Pod złocistą foką''. Chłopak przeczytał napis kilka razy, by upewnić się, że wybiera właściwy lokal, po czym niepewnie podszedł na stopień i zastukał srebrną kołatką trzykrotnie. Dało się słyszeć ciężkie kroki, stawiane przez właściciela lokalu, a po chwili drzwi otworzyły się. Oczom młodzieńca ukazał się gruby barman, który miał tak brudną koszulę, że nie dało się już odróżnić śladów po tłuszczu i napojach, od kręgów wytworzonych z potu. Uśmiechnął się, pokazując szczerbate uzębienie. Chłopak odchrząknął niepewnie, próbując odwzajemnić uśmiech, co nie wyszło mu zbyt dobrze. Grubas wpuścił go do środka, a ten jak najszybciej ulotnił się od obrzydliwego odoru gruczołów potnych. Usiadł na krześle przy blacie i zamówił słaby trunek.
– Tu takich rzeczy nie mamy, ale… – odparł barman i po chwili przeszukiwania butelek na półkach położył na blacie jedną, małą – to powinno wystarczyć.
– A co to? – Odparł chłopak próbując odczytać zabrudzoną etykietkę.
– Białe wino, ale tutejsza kompozycja, więc możesz spodziewać się czegoś o wiele bardziej rozgrzewającego, niż gdziekolwiek indziej – barman zaśmiał się – No dalej, spróbuj! – pogonił chłopaka.
– Ech… – młodzieniec westchnął i niepewnie wyjął korek lokalnym korkociągiem i napił się krótki łyk, po czym z krzywą miną na twarzy odciągnął od siebie butelkę.
– Minę masz jakąś niewyraźną chłopie, czy wszystko z tobą dobrze? – zapytał się i wykrzywił usta w zdziwieniu.
– Nie to… – kaszlnął. – Tylko… – ponownie kaszel – Mocne… Och, mocne…
– Hehehe! Wiedziałem, że przypadnie ci do gustu – barman wyjął kolejną butelkę i podał ją młodzieńcowi. – Dobrego nigdy za wiele!
Chłopak jednak odmówił i z uśmiechem zapytał:
– Oferujecie może noclegi?
– Tak… – barman powiedział zawiedziony i z pewną nutą nostalgii spojrzał na butelki niespożytego trunku. – Na pewno nie chcesz się napić?
– Nad rankiem muszę być trzeźwy, więc… Ech… – młodzieniec powędrował wzrokiem na białe wino i po chwili zastanowienia lekko drżącym głosem dodał: – Ale t-t-tylko jedną butelkę…
Grubas wyszczerzył nieliczne zęby na znak uśmiechu i razem poczęli spożywać alkohol. Po godzinie sytuacja wymknęła się spod kontroli i upita dwójka śmiała się i paplała o niczym i o wszystkim. Pod osłoną nocy lokal nabył sobie jeszcze kilku gości i do białego rana paradowali oni parami, trójkami, grupami… Wszyscy świetnie się bawili… Do czasu, gdy wreszcie wzeszło słońce, a kogut zapiał, sygnalizując blady świt.
***
Jego powieki rozkleiły się, wpuszczając drażliwe promienie słoneczne, a w uszach zaczął dędnić odgłos okropnego, acz znajomego zwierzęcia. Młodzieniec zerwał się szybko na równe nogi i wśród ospałych, pijanych ciał leżących na podłodze pobiegł w stronę drzwi. Już ranek, już ranek, spóźnię się, myślał. Biegł po błotnistej dróżce tak szybko, ile sił w nogach. Wiatr przewiewał mu przez brązowe włosy, a oczy bezsensownie błądziły wśród widoków, nie mogąc złapać równowagi. Ach, ten alkohol…
Prędko podbiegł do portu i w ostatniej chwili przedarł się przez stanowisko rezerwacji i wbiegł na pokład masywnego statku, o czerwonej jak krew banderze. Oddychał szybko i nierówno. Pot zlewał mu się po barkach, szyi i plecach. Zdjął z siebie skórzany płaszcz, ukazując białą koszulę. Szybko stracił równowagę i oparł się o jedną z drewnianych belek w szkielecie statku. Ach, ten kac…
– Kamracie!!!!!! – zawrzeszczał męski głos prosto do ucha młodzieńca, a ten wielce przestraszony zerwał się i stanął na baczność, twarzą przodem do wrzaskliwego mężczyzny.
Przed oczyma miał lekko rozmazany obraz twarzy mężczyzny całej w bliznach. Jego grymas nie wskazywał na szczęście, a młody coś czuł, że sztylet, jeszcze teraz trzymany w jego ręce, może za chwilę stanowić dla niego zagrożenie.
– Kamrat przytomny?! – wrzasnął właściciel broni.
Chłopak chciał coś powiedzieć, ale gdyby choć na chwilę otworzył usta, zmysły pirata mogłyby wyczuć trunek. Poza tym zjadał go stres. Nic nie powiedział…
– Mam powtórzyć?! – krzyknął mężczyzna i poklepał go po plecach z wielką siłą. – Do szeregu!
Chłopak szybko podbiegł do innych początkujących i ustawił się adekwatnie do nich. Kilku zaśmiało się pod nosem, lecz wystarczyło jedno spojrzenie doświadczonego pirata, a ci uciszyli się.
– Młodzi panowie! – chłopak ledwo powstrzymał się od zatkania uszu przez częstotliwość dźwięków wysyłanych przez mężczyznę. – Do tej pory znani byliście jako szczury lądowe. Razem ze swoimi bliźnimi oraliście pola, wypełnialiście swe obowiązki, lecz drogi się rozchodzą… Wy, inteligentni, zaciągnęliście się na pokład ,,Czerwonego siekacza''. Jednak wiedzcie, że przeistoczenie się w wilka morskiego to długi czas przygotowań i ćwiczeń. Tak więc tylko nielicznym z was uda się osiągnąć przynajmniej miano ,,majtka''. Ale na razie macie jeden dzień dla siebie. Poznajcie się, kopulujcie, co tam zechcecie, tylko by mnie nie wnerwić, bo już o północy czeka was trudne zadanie. Żegnam! – chłopcy chwilę stali w bezruchu, lecz po zastanowieniu rozeszli się, jedni do swoich kajut, a drudzy pozostali na górnym pokładzie. Nasz bohater należał do tych z pierwszej grupy. Chciał odpocząć przed trudnym zadaniem i pozbyć się kaca. Nie mógł przecież zadania wypełnić na wpół trzeźwo.
***
– Czy to tutaj? – zapytał się chłopak innego z kamratów, nie pewien, czy dostał się do właściwej części statku, ten odwrócił się do niego, ukazując mięśnie klatki piersiowej. Chłopak poczuł coś w gardle, lecz przełknął ślinę i uśmiechnął siękrzywo. – To kajuta początkujących?
– Taaa… – mięśniak odwrócił się z powrotem, by rozpakować się.
I w tej właśnie chwili młodzieniec zorientował się, że nie wziął ze sobą absolutnie nic. Żadnej torby z ekwipunkiem… Pidżamy, broni, rzeczy prywatnych… Nic…
Ale nie przejmował się tym… Od razu rzucił się na hamak i owinął kocem. Zanim jeszcze skleił powieki powiedział:
– Jak ci na imię?
– Ty się do jasnej cholery nie wtrącaj i nie próbuj tu z nikim zawierać jakichkolwiek przyjaźni. Przez najbliższe czternaście dni będziemy między sobą rywalizować, więc po prostu odwal się, gówniarzu, dobrze?
– A ja Nathaniel…
Młody ścisnął poduszkę, zagryzł zęby, po czym pogrążył się we śnie.
Wybudziły go krzyki i widok ognia…
(...) i podał ją młodzieńcu.
Mam chęc zadać Autoru pytanie: to po polskiemu?
(...) butelki niespożytego trunku.
Jakiego??
(...) powędrował wzrokiem na białe wino (...).
Przydałoby się powędrować pamięcią na podręczniki do polskiego.
(...) razem poczęli spożytkować alkohol.
Żeby tylko nie poczęli kolejnego alkoholika, spożytkowując alkohol.
Pod osłoną nocy lokal nabył sobie jeszcze kilku gości i do białego rana paradowali tak parami, trójkami, grupami… Wszyscy świetnie się bawili…
Bardzo operatywny lokal. Przyjazny dla właściciela. Sam nabywa gości, potem sam dostarcza im rozrywki, paradując z nimi parami oraz trójkami i całymi grupami.
Miałem obie odpuścić na dłużej, niech inni pokażą, czy uważnie czytają, ale nie zdzierżyłem.
P.S. Wieś biedna, ale kołatka srebrna. Noc ciemna, a gościu maszeruje ulicą oświetloną wysokimi lampami. W tej biednej wsi.
Jeżu kolczasty...
Ten raz nie należał do wyjątków - nie brzmi to dobrze, jak na moje ucho. Lepiej ten wieczór, albo ta noc.
W blasku wysokich lamp widać było młodą twarz mężczyzny, który zapewne przybył tu tylko na jedną noc, jak wiele młodocianych kamratów pragnących zaciągnąć się na pokład ,,Czerwonego siekacza''. - powinno byc wielu
Jego usta zdążyły już spęcznieć z zimna, a skórzana kurta zaczęła powiewać, sprawiając, że chłopak jest nieodporny na mróz. - pomieszałeś czasy, był nieodporny
On jednak szedł dalej, próbując pokazać swoją siłę i męskość. - męskość trochę mi się kojarzy:)
Oczom młodzieńca ukazał sięgruby barman, - się gruby (spacja)
- Ech… - młodzieniec westchnął i niepewnie wyjął korek lokalnym korkociągiem i napił siękrótki łyk - się krótki (spacja)
- Czy to tutaj? - zapytał się chłopak innego z kamratów, nie pewien, czy dostał się do właściwej części statku, ten odwrócił się do niego, ukazując mięśnie klatki piersiowej. Chłopak poczuł coś w gardle, lecz przełknął ślinę i uśmiechnął siękrzywo. - się krzywo (spacja)
Nie jestem dobrym poszukiwaczem błędów, inni są w stanie znaleźć więcej. Nie podoba mi się Twój styl, niestety, ale to moja subiektywna opinia. Rozumiem, że to początek opowieści? Jak na razie nie zauważyłem żadnego związku z fantastyką. Czy główny bohater to Hawthorne?
Mastiff
Dziękuję za wskazane mi błędy i przykro mi, że mój styl pisania nie odpowiada twoim oczekiwaniom. :)
Wyluzuj się chłopie, ja nie chcę, żeby ci było przykro. Jak wspomiałem - to moja subiektywna opinia, sądzę, że niektórzy czytelnicy polubią twój styl. Pisz dalej a mną się nie przejmuj. Ja mam gorszy styl od Twojego, sporo błędów popełniam a jakoś żyję:) Pozdrawiam
Mastiff
1. "... sprawiając, że chłopak był nieodporny na mróz." - dziwne. Nie prościej - "sprawiając, że chłopak był podatny na mróz."?
2. "...to powinno wystarczyć." - tak wygląda prawidłowo zakończone zdanie. Chodzi mi o ten trzykropek, który postawiłeś o tu, w tym miejscu - "- Tu takich rzeczy nie mamy, ale…"
Prawidłowo - "- Tu takich rzeczy nie mamy, ale… - odparł barman i po chwili przeszukiwania butelek na półkach położył na blacie jedną, małą - ...to powinno wystarczyć." - o tak właśnie wygląda.
3. " ...po czym z krzywą miną na twarzy odciągnął od siebie butelkę." - hmm... Odciągnął tak?
Moim zdaniem pomysł niezły. Czekam na następną część. : )
No to tak... Błędów trochę jest, jak już przedmówcy wspominali, ale kto ich nie robi? Trochę interpunkcyjnych w dodatku rzuciło mi się w oczy, a czasem brak spacji w odpowiednim miejscu. Dziwnie też czyta się o "rozklejaniu" i "sklajaniu" powiek. Normalnie człowiek raczej nie ma ich sklejonych, prawda?
Teraz sama historia. Przyznam szczerze, że pierwsze co, to chwycił mnie tytuł. Ostatnio mam trochę fazę na opowieści z piratami w tle, więc zabrałam się za to opowiadanie mając dość spore oczekiwania. Początek jakoś tak trochę zleciał bez zbytniej uwagi z mojej strony. Jednak druga część już była ciekawsza (może dlatego, że główny bohater w końcu dotarł na statek piracki). Ogółem zarys fabularny pomysłowy - bohater, skacowany przybywa na statek piracki (podoba mi się).
Zdaniem: Poznajcie się, kopulujcie, co tam zechcecie, tylko by mnie nie wnerwić, bo już o północy czeka was trudne zadanie - podbiłeś moje serce!
Ah, no i tym, że bohater nie zabrał piżamki - jakoś nie wyobrażam sobie poważnego pirata śpiącego w piżamie. Jak dla mnie to oni chodzą, śpią, piją i biją non stop w tych samych ciuszkach :)
Czekam na ciąg dalszy...
Pozdrawiam.