- Opowiadanie: Geralt16 - Początek cz.I

Początek cz.I

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Początek cz.I

Alex spojrzał na zegarek – już północ. Gdzie on jest?– pomyślał i rozejrzał się dookoła, zatrzymując wzrok na opuszczonym budynku.

***

Cezary jeszcze raz przyjrzał się opuszczonemu budynkowi. Nie wiedział czemu tu przyszedł, wyczuwał jedynie coś dziwnego. Nie umiał tego nazwać ale podświadomie wiedział, że jest tam coś cennego. Jeszcze raz upewnił się, że nikt go nie obserwuje i ruszył przed siebie.

Znalazł się w niewielkim korytarzu, który teraz straszył obdartymi ścianami i powybijanymi szybami akwarium. Nagle usłyszał za sobą brzdęk butelki. -Ktoś tu jest– pomyślał odruchowo wyciągając przed siebie lewą dłoń.

– Hej, Łysy jakiś gówniarz wlazł na nasz teren! -usłyszał przed sobą ochrypły krzyk.

– Nie powinieneś pałętać się po takiej okolicy. Coś może ci się stać, jest tu pełno złodziei. Prawda chłopcy! -powiedział inny głos przed nim.

– Prawda!- odkrzyknął mu chór innych głosów. Rozległ się brzdęk kolejnej tłuczonej butelk, któremu towarzyszyły głośne kroki.

– Idą-pomyślał i zamknął oczy, musiał się skupić, nie pierwszy raz z kimś walczył, ale pierwszy raz była to tak liczna grupa.

– Wolisz w twarz czy w brzuch?– zapytał go Łysy, śmiejąc się paskudnie. Cezary nic nie odpowiedział tylko w kółko zaciskał i rozluźniał palce lewej ręki.

– Hej, co z tobą, w domu cię nie nauczyli żeby odpowiadać starszym?– powiedział Łysy. Cezary poczuł ,że jego ciało przechodzi energia, dobrze znał to uczucie, w końcu towarzyszyło mu odkąd pamiętał. Otworzył oczy i zobaczył przed sobą łysego i wytatuowanego wszędzie gdzie się dało faceta, który groził mu fragmentem rozbitej butelki.

– Nie martw się, nie zrobimy ci aż takiej krzywdy – powiedział z paskudnym uśmiechem.

– Czekam – powiedział Cezary.

– Ty gówniarzu – powiedział i zamachnął się tulipanem. Cezary rozluźnił palce a na jego ręce pojawił się płomień. Napastnik nie dokończył zamachu i teraz stał jak wryty patrząc na płonącą dłoń Cezarego. Dzieciak popatrzył mu w oczy uwielbiał patrzeć na zdziwienie swoich oponentów gdy dostrzegali jego umiejętności wiedział, że nie musi robić nic więcej żeby przejść ale i tak uderzył, Łysy krzyknął z bólu i trzymając się za brzuch zaczął pełznąć w stronę wyjścia a za nim pobiegło jeszcze dziesięciu. – Liczyłem na coś więcej – pomyślał rozczarowany i poszedł w głąb korytarza.

Tak naprawdę nigdy nie zastanawiał się skąd ma moce, ale zawsze uważał siebie za wyjątkowego co zawsze poprawiało mu samoocenę. Uważnie rozejrzał się po okolicy przyświecając sobie płomieniem, budynek był zrujnowany i oczyszczony ze wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość. Ściany poobdzierane z tapety, powyrywane miejscami kafelki i powybijane okna tworzyły przerażającą atmosferę którą dodatkowo potęgowała ciemna i cicha noc panująca na zewnątrz. Cezary głośno przełknął ślinę i ruszył przed siebie. Po chwili znalazł się na rozpadającej klatce schodowej. Skupił się aby sprawdzić skąd dokładnie wyczuwa to coś.– Piwnica.– burknął pod nosem po chwili i ociągając się zaczął schodzić po schodach. Kiedy zszedł jego oczom ukazała się wykonana w zamkowym stylu piwnica, która w przeciwieństwie do całej reszty budynku była nieruszona i nie ograbiona. Cezary dopiero po chwili uświadomił sobie, że dookoła palą się pochodnie i może przestać podtrzymywać płomień. Niepewnym krokiem ruszył przed siebie. Po drodze mijał malowidła naścienne, zbroje oraz regały wypełnione książkami. Im dalej brnął przez to miejsce tym bardziej zastanawiał go fakt, że żadna z tych rzeczy nie został splądrowana oraz to, że światło pochodni nie było widoczne poza piwnicą. Kiedy znalazł się na końcu pomieszczenia rozejrzał się jeszcze raz, tym razem zobaczył za sobą podest z umieszczonym na nim zdobionym mieczem. -Co się tu do cholery dzieje? – pytał sam siebie, wpatrując się w ostrze. Teraz był pewien, to właśnie to było źródłem tej energii. Po chwili zastanowienia ruszył w stronę podestu, a kiedy znalazł się tuż przed nim uważnie przyjrzał się broni. Był to długi jednoręczny miecz wykonany z jakiegoś dziwnego stopu którego nie znał. Rękojeść ozdobiona runami błyszczał kusząco a na ostrzu połyskiwały krwisto czerwone symbole. Cezary wyciągnął dłoń i chwycił broń, poczuł jak przez jego ciało przechodzi fala energii.

– Odłóż to na miejsce!- usłyszał czyjś głos za sobą.

– Niby dlaczego?– odpowiedział bez zastanowienia.

– Odłóż to, natychmiast!- usłyszał ponownie.

– Nie.-odpowiedział odwracając się – Wtedy dopiero zobaczył swojego rozmówcę. Był to mężczyzna w średnim wieku z narzuconym na plecy skórzanym płaszczem pod, którym nosił ciemną koszulę, a na nogi naciągnięte miał jeansowe spodnie.

– Oddaj to – warknął do niego nieznajomy.

– Bo co mi zrobisz staruszku – odpowiedział.

– Nie prowokuj mnie gówniarzu! – krzyknął.

– To ty mnie nie prowokuj – odkrzyknął i znowu rozpalił swoją dłoń.

– Kim jesteś? – spytał niespodziewanie.

– Cezary – rzucił szybko.

– Jak to możliwe? – zdziwił się.

– O czym ty gadasz? – spytał się dzieciak.

– Oddaj ten cholerny miecz! – krzyknął.

– Jest mój. Pierwszy go znalazłem.

– Jest mój albo oddasz mi go teraz, albo zabiorę go z twoich zwłok – zagroził.

– Spróbuj! – odkrzyknął Cezary.

– O północy na placu przed tym szpitalem – odpowiedział.

– Jak to „tym szpitalem” – spytał.

– Rozejrzyj się dookoła – powiedział z ironicznym uśmiechem.

– Co jest do cholery – powiedział Cezary kiedy zorientował się, że nie jest już w tym dziwnym pokoju w piwnicy, a w szpitalnym holu.

– Pamiętaj o północy – powiedział i skierował się do wyjścia.

Cezary stał dalej patrząc w osłupieniu na pokój który teraz przypominał bank. Kiedy otrząsnął się z osłupienia uświadomił sobie, że nieznajomy nawet nie drgnął kiedy rozpalił swoją rękę. – Kim on jest? – zastanawiał się, gasząc swoją dłoń. Kiedy w końcu mu się to udało rozejrzał się dookoła, tym razem znajdował się na sali sądowej.-Co się tu dzieje?– pytał sam siebie. Kiedy wyszedł z tego pomieszczenia z powrotem znalazł się w holu w którym teraz leżało dziesięć trupów wśród których Cezary rozpoznał Łysego. Po chwili poczuł odór spalonego ciała wymieszanego z krwią i od razu zwymiotował, po czym zatkał nos i wybiegł z budynku.– Kto to zrobił?– pytał sam siebie, nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział, i wiedział, że nieprędko wyrzuci ten obraz z pamięci.

Stał na pustym placu, popatrzył na zegarek było wpół do jedenastej.-Mam czas.-pomyślał i pobiegł do swojej kryjówki. Ulice o tej godzinie były praktycznie puste. Po drodze mijał jedynie pijaków, którzy nie zwracali uwagi na miecz który niósł w ręce. Kiedy dotarł do niewielkiej rudery wieża zegarowa wybijała jedenastą. Wszedł do środka i szybkim ruchem ściągnął buty. Po czym podszedł do niewielkiego stolika na którym stała świeczka i pośpiesznie ją zapalił. Kiedy paliła się już silnym płomieniem, rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Po chwili zaniechał poszukiwań i sięgnął po butelkę wody która stała na niewielkim regale, szybko wypił połowę po czym resztę wody wylał sobie na głowę. Odetchnął i położył się na prowizorycznym łóżku. Wpatrywał się w ścianę próbując wymazać z pamięci obraz spalonych ciał. – Kim jest ten facet? – zastanawiał się, wspominając ich rozmowę.

***

Alex znowu spojrzał na zegarek.– Wpół do pierwszej.– powiedział do siebie i rozejrzał się po placu, na jego końcu dostrzegł góra piętnastoletniego dzieciaka z długim mieczem przypiętym do pasa. Dzieciak miał na sobie białą koszulkę i sięgające kolan spodnie.

– Jednak przyszedłeś – powiedział do niego.

– Myślałem ,że będziemy walczyć a nie rozmawiać – odpowiedział Cezary.

– Uprzedzam ,że zwycięzca decyduje o losie przegranego – powiedział Alex

– Co to za różnica. Walczmy! – krzyknął rozzłoszczony.

– Czekam – powiedział.

Cezary nie czekał dłużej i rozpalając dłoń rzucił się na nieznajomego. Alex patrzył jak dzieciak szarżuje na niego z wybitnie słabym magicznym płomieniem. Nie spuszczając z niego wzroku podniósł lewą dłoń i zaczął szeptać słowa inkantacji. Cezary zamachnął się próbując trafić przeciwnika, jednak jego ręka zatrzymała się niespodziewanie tuż przed twarzą nieznajomego, a on poczuł przenikający ból jakby uderzył w ścianę. Alex patrzył spokojnie na rywala który kurczowo trzymał się za rękę, nigdy nie przypuszczał, że pójdzie tak łatwo.

– Jak ty to zrobiłeś? – spytał Cezary

– Tak jak ty – odpowiedział Alex.

– Przecież nikt inny tego nie potrafi? – dziwił się.

– Jesteś idiotą – powiedział Alex.

– Czemu? – spytał.

– Bo nie potrafiłeś odpowiedzieć na moje pytanie – powiedział i ponownie uniósł lewą rękę inkantując nowe zaklęcie. Cezary dobył miecz i nieudolnie próbował się nim zasłonić. Alex zakończył zaklęcie, dzieciak odruchowo zamknął oczy czekając na cios, ale o dziwo nic się nie stało. Popatrzył na przeciwnika który teraz stał spokojnie z wciąż uniesioną ręką. – Na co on czeka? – zastanawiał się w myślach. Alex prawą ręką sięgnął pod płaszcz zza którego płynnym ruchem dobył niewielkich rozmiarów miecz. – A więc chce walczyć wręcz – pomyślał Cezary i rzucił się na niego. Alex przeciągnął lewą dłonią po ostrzu, które na chwilę zajaśniało niebieskim światłem. Cezary przerwał szarżę i ponownie zasłonił się bronią.

Nieznajomy nie czekał dłużej, w mgnieniu oka podbiegł do niego i ciął. Dzieciak od razu upadł na ziemię trzymają się za lewą rękę z której powoli sączyła się krew. Cezary był pewny, że atak go nie dosięgnął ale teraz był pewny, że nie ma ręki, a przecież widział ją. Jednak dłużej nie mógł się nad tym zastanawiać, ponieważ zemdlał. Teraz był tylko i wyłącznie na łasce swojego przeciwnika. Alex popatrzył na nieprzytomnego dzieciaka, spokojnym krokiem podszedł, schylił się i podniósł miecz. – Za późno.-powiedział i zabrał miecz, po czym zatoczył ręką niewielkie kółko, jeszcze raz spojrzał na swojego przeciwnika.-Ma gówniarz zdolności. Bez żadnej pomocy nauczył się namiastki magii elementarnej.– powiedział ktoś z rosyjskim akcentem.

– Siergiej, co ty tu robisz? – spytał Alex.

– Znaleźli Atlantydę – odpowiedział lakonicznie.

– Trzeba iść. Jak myślisz co z nim zrobić? – powiedział wskazując palcem Cezarego.

– Na twoim miejscu zacząłbym go szkolić. Chociaż odciąłeś mu taki kawał energii, że wątpię czy cokolwiek z niej pozostało – odpowiedział Siergiej.

– Niech ci będzie – powiedział Alex i ruchem ręki wrzucił dzieciaka do portalu, po czym sam do niego wszedł.

Siergiej stał jeszcze chwilę na placu, przyglądając się ruderze przed nim. Po czym płynnym ruchem zapalił papierosa i ruszył w głąb miasta.

Koniec

Komentarze

Zgubiłam się, to jakiś problem z formatowaniem, że ten dialog na początku jest zapisany ciągiem?
Poza tym, dalej do dialogów, nie są płynne. Więc przyznam się, nie przeczytałam. Zraził mnie "sklejony" początek.

Już poprawiam.

Spacje dajemy po znaku interpunkcyjnym, nie przed nim. Stosujemy je także z obu stron myślników, wydzielających partie dialogowe. Kropki nie zawsze są potrzebne w zapisie dialogów. Przecinki szaleją. Do generalnego remontu całość...

-O północy na placu przed tym szpitalem.-odpowiedział.
Kropki nie są potrzebne na przykład tutaj. Nie dwie.
- O północy na placu przed tym szpitalem - odpowiedział.
Innych błędów nie poprawiam ani nie wytykam. No chyba, że chcesz, to mogę pomóc, poprawić, wyjaśnić. ^^
A co do treści, mi akurat nie przypadła do gustu. Dzieci z mieczami i magicznymi mocami, więcej walki, mniej fabuły.
Ale jeśli lubisz pisać, to będzie coraz lepiej.
Pozdrawiam. ^^

@Istota Neutralna: To jest wstęp do większej całości w której nie dość ,że więcej fabuły będzie to jeszcze dzieciaka nie będzie. Ten tekst i następna jego część są wprowadzeniem w świat.
Wielkie dzięki za krytykę, już zabieram się do poprawy.

Poprawki wprowadzone, jakbym o czymś zapomniał to piszcie.
Pozdrawiam

Nowa Fantastyka