9
Blue przechyliła nieznacznie głowę, w absurdalnej parodii owczarka niemieckiego, który zwietrzył nieznany mu dotąd zapach. I byłoby to całkiem urocze, gdyby owczarek którego spotkałem w ten uroczy wigilijny wieczór nie był cholernym trupem.
– Co przez to rozumiesz? – zapytała kwaśno – tak, kwaśno! – jakbym to ja, nie ona, popełnił jakiś niewyobrażalny gwałt na estetyce zmartwychwstania.
Panie Czartoryski, w przypadku dam roztrząsanie kwestii ich śmierci wydaje się daleko niestosowne.
Nigdy nie uczęszczałem na lekcje savoir vivre'u.
– Nie żyjesz – powiedziałem w końcu. Mój głos zabrzmiał nadzwyczaj głośno w wibrującej ciszy pokoju i niemile zaskoczyło mnie zachrypnięte brzmienie własnego głosu. Odchrząknąłem. – Widziałem, jak umierasz.
– Czy to oznacza, że mam wyjść z tego przytulnego mieszkania i wskoczyć do dziury na cmentarzu? – rozdrażniona przewróciła oczami. Z mankietu swojej kurtki wytrząsnęła papierosa i wcisnęła filtr do kącika ust. Nie używając zapalniczki, pstryknęła palcem w końcówkę i w półmroku tytoń rozjarzył się niewyraźnie. Zaciągnęła się głęboko. – Nie można zabić czegoś, co już jest martwe – mruknęła, wciąż z papierosem przyklejonym do dolnej wargi. – Wy, Daltoniści, dość nieopatrznie zapatrujecie się na tak prowizoryczną sprawę, jaką jest dziura w piersi.
– To niemożliwe – powtórzyłem tylko.
Dziewczyna na moim łóżku podparła się rękami i podciągnęła swoje ciało pod ścianę, opierając plecy o kwiecistą tapetę. Wydmuchnęła ponownie dym i obrzuciła mnie krytycznym spojrzeniem.
– Co jest niemożliwe? – zapytała cicho. – To, że widziałeś jak zasłabłam – celowo uniknęła słowa "umarłam" wyczułem to w jej nazbyt ironicznym tembrze głosu – czy to, że jestem tutaj i zasmradzam twoją sypialnię radziecką podróbką tabaki? To uważasz za niemożliwe? Moją obecność tutaj?
Tym razem mój niewyparzony język uszanował sygnały mojego mózgu dotyczące braku stosownej odpowiedzi i nie wyrwał się przed szereg, demaskując mnie kolejną nietrafioną sugestią,
Zamilkłem.
– Powiem ci, co jest możliwe – zerwała się gwałtownie z materaca, na co przywarłem do ściany, jak panienka na widok tłustego pająka na poduszce, nie dorosły facet w obliczu drobnej kobiety celującej w niego z papierosa – miałam przekazać ci to w subtelniejszy sposób, ale okazałeś się bardziej tępy niż przewidywałam i uznaję za stosowne zrezygnować z romantycznego wstępu – wyraz mojej twarzy najwyraźniej nie zmienił się w grymas zrozumienia – możliwe, ba, pewne! jest to, że narobiłeś niezłego rozpierdolu i tylko cholerne zrządzenie losu sprawiło, że dusza twojej opiekunki z pokoju obok wciąż telepie się w jej żywym ciele.
Wyrzuciła to z siebie na jednym wydechu i umilkła, by zaczerpnąć powietrza.
Musiałem coś przetrawić.
– Chwilę, grozisz mojej matce?
– Nie ja! – Machnęła lekceważąco ręką – ci, którzy chcą świeżego mięsa są równie przyjaźnie nastawieni do ciebie, jak do mnie. – Naraz spoważniała. Spojrzała na mnie tymi niesamowitymi, szmaragdowymi oczami i ze zdziwieniem, jak nie lękiem, dostrzegłem w nich przebłyski troski – zrozum, potrzebujesz pomocy.
Nie podjąłem tematu, zszokowany gwałtowną zmianą tonu.
– Potrzebujesz pomocy, Kuba i to nie jest jedynie czcza gadanina – poczułem na policzkach chłodny dotyk i drgnąłem, uświadamiając sobie, że Blue dotknęła mojej twarzy rękoma. Ich aksamitny dotyk sprawił po chwili, że mimowolnie się odprężyłem. Mógłbym tak stać w nieskończoność, wpatrzony w rosnące źrenice jej oczu, chłonący porami ciała kojący puls cudzych dłoni – oni są blisko. Możesz oszukać ludzi, Kuba, ale nie oszukasz miasta. Ludzie mają zawodne oczy i często odwracają wzrok od tego, czego nie pojmują rozumem, jednak mury tego miasta są inne. Są jak stara dziwka, która w swoim rozwiązłym życiu widziała zbyt wiele, aby czuć skrępowanie w stosunku do zjawisk, które gwałcą naturalny porządek rzeczy.
Byłem tam, w swoim małym pokoju na czwartym piętrze, ale jednocześnie widziałem mury miasta, w którym spędziłem całe życie. Więcej, byłem nimi. Niemal czułem, jak pamięć o wydarzeniach ślizga się wzdłuż chropowatej powierzchni cegieł, zostaje przez nie wchłonięta i dociera niżej, dopóki nie wsiąknie w miękki grunt i ściekając między grudkami żwiru skapuje na głowy tych, którzy znajdują się głęboko pod powierzchnią świadomości.
Tamci podnoszą głowę, jakby zwabieni zapachem świeżej krwi.
I tym śladem docierają do mnie.
Wierzyłem jej, cholernie jej wierzyłem.
Nacisk na mojej skórze zwiększył się. Zamrugałem oczami i napotkałem pełen napięcia wzrok Blue.
– Oni wiedzą – wyszeptała z naciskiem. – Wiedzą o istnieniu neutralnego mocnego i choć nie domyślają się, gdzie mogą cię znaleźć, to kwestią czasu pozostaje, kiedy wkroczą do tego mieszkania i odbiorą to, co w ich mniemaniu im się należy.
Wspomnienie bezokiej twarzy rozbłysło między zwojami mojego mózgu i strach – paskudne, lepkie uczucie, zacisnął swoje szpony na moim gardle.
Na Boga, miałem tylko dziewiętnaście lat! Nie byłem cholernym super bohaterem!
– Co mam zrobić?
Nagle odjęła swoje dłonie od mojej twarzy i wróciła do swojej zdystansowanej postawy. Nie wiedzieć czemu, zawstydziłem się swojego pytania, jakbym nieświadomie zrzekł się części własnej niezależności poprzez przyznanie się do własnej słabości. Chwila magii minęła bez powrotu, zostawiając dwójkę obcych sobie istot samym sobie, ich obecności i podjętych decyzjom.
Niedbale wskazała mi łóżko: na kołdrze odcisnął się ślad jej obecności.
– Najpierw się prześpij.
Byłem tak wyprany z energii, że bez cienia wymuszonego buntu wlazłem pod pościel. Jednak za nim na dobre nie odpłynąłem w krainę koszmarów, nawiedziło mnie wspomnienie jeszcze jednej osoby, która uczestniczyła w minionych wydarzeniach.
– Co z Pavelem?
Blue obrzuciła mnie spojrzeniem ordynatora szpitala psychiatrycznego, którego pacjentowi zdecydowanie się pogorszyło.
– Odcięli mu głowę – odpowiedziała. – Wierzysz w cuda?