
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
***
Łzy policzków płynęły bruzdami
Padł mąż na ziemię
Jako padło całe plemię
Świat się zalał wspomnieniami
Potok krzywd się sączył wkoło
Wtem już pierwsze miasto płonie
W ogniu zła już ratusz tonie
Płomień strawi wiejskie sioło
-Chujowa ta twoja ballada – rzucił strażnik i poszedł dalej pełnić służbę, co sam rozumiał jako pogwizdywanie na wracające z targu mieszczki, naciąganie dziwek i grę w kości. Taką filozofię pełnienia służby wyznawała w Latarni znaczna część milicjantów z których co piąty był na żołdzie miejscowych złodziei a co dwunasty sam zajmował się rozbojami w wolnych chwilach. Pewnie dlatego straż miejska nie cieszyła się tutaj powszechnym szacunkiem. Przestępczość zaś, kwitła wesoło jak na wielką metropolię przystało. Bard spojrzał na nabazgrany niewprawną ręką podrostka napis na kamienicy przy której się rozłożył. „Jebać milycję!". Błąd zdawał się być nieodłącznym znakiem rozpoznawczym rzezimieszków, tym razem jednak elf w pełni zgodził się z odczuciami młodocianego półświatka. Gdyby nie wybitna znajomość etykiety z pewnością powtórzyłby nawet jedno z popularnych hasełek odnoszących się do latarneńskich stróżów prawa. Zamiast tego jednak westchnął tylko i zmarszczywszy brwi wrócił do komponowania.
Zło zalało chat powały,
Wdarło się pod miejskie mury,
Zmordowało nawet kury,
Wszystkie dziewki się…
Elf zgrzytnął zębami.
-Wszystkie dziewki się…. zżymały? Nie pasuję. Wszystkie dziewki ubiec chciały… Też źle. Może by tak…
-Może by tak zamknąć mordę? – zapytał uprzejmie brodaty przechodzień lekko się zataczając. – Napisz najpierw kurwi synu a później ludziom truj…
Bard nie zareagował. Wysłuchiwał podobnych uwag od ponad godziny. Wiedział na co się piszę stojąc nad ranem na ulicy usianej wyszynkami. Tuż po wygaszeniu latarni po bruku przetaczała się trzeźwiejąca kawalkada amatorów nocnego życia, posiadających o tej porze niezbyt dobre zdanie o życiu w ogóle. Minstrel nie przepadał za tłumami tego typu. Sterczał tu jednak bez słowa i nadziei na zarobek.
-Wszystkie dzie… – zaczął znów nieporuszony. Tym razem riposta z ulicy przyszła tak szybko, że nie zdążył nawet dokończyć słowa.
-Się posrały, jako i nasz minstrel mały.
Elf odłożył lutnię i kręcąc głową zakrył dłonią oczy w wymownym geście. Kiedy kolejny z wytaczających się klientów zaczął wymiotować zaraz po przekroczeniu karczemnego progu, minstrel uznał, że dzielnica uciech nie może mu już zaoferować niczego interesującego. Przerzucił lutnię przez ramię i ruszył w głąb miasta. Poranek w Latarni był naprawdę fascynującym zjawiskiem. Mieszkańcy włóczyli się po miejskich uliczkach w sennej drodze do domu lub pracy. Kramarze rozwijali uliczne stragany a na rogach uczęszczanych ulic zmieniały się warty straży miejskiej. No i dziwki. Te kilka godzin od świtu do południa, było jedyną porą kiedy nie można ich było zobaczyć na ulicach. Może poza paroma starszymi ladacznicami, które trawione chorobami i nędznym żywotem łapały się każdej okazji do zarobienia kilku brzęczących monet. Elf skrzywił się na widok ponętnie, w mniemaniu brzydkiej prostytutki, wydętych warg. Nigdy nie przemawiała do niego ludzka uroda. Szybko przemknął przez kupieckie dzielnice wiedząc, że nie znajdzie tam nikogo spełniającego jego oczekiwania. Następnie kilkadziesiąt minut przemierzał slumsy. Mieszkańcy znów okazali się oparszywieli, zapijaczeni i głodni. Czuły węch minstrela już zdążył się przyzwyczaić do fetoru wydzielającego się w tej dzielnicy. Kilka dni temu jednak, gdy był tu pierwszy raz, omal nie zwrócił śniadania. Od tego czasu przemierzył miasto wzdłuż i wszerz. Nie znalazł nikogo wartościowego. Zmęczony całonocnymi poszukiwaniami wszedł do obskurnej tawerny na skraju dzielnicy. Nie zwrócił nawet uwagi na szyld – nazwa z pewnością nie była godna zapamiętania. Wiedział jednak, że w takich miejscach przebywają często interesujący osobnicy, szukający schronienia przed strażą, zemstą czy dłużnikami. Jego potencjalni pracownicy. Pierwszym co zwróciło jego uwagę, był pijany w sztok młodzieniec w marnym pancerzu. Stół przy którym zasiadał zarzucony był pustymi kuflami i dzbanami wśród których leżał niedbale ciśnięty miecz. Bystre oczy elfa w mig wychwyciły ślady łez na ponurym obliczu. Minstrel uśmiechnął się do siebie i zamówiwszy dzban droższej gorzałki przysiadł się do wojownika. Nalał płynu w dwa kubki i wymownie postawił jeden z nich przed mężczyzną. Ten w milczeniu sięgnął po trunek i wychylił szybciej niż mógłby na to wskazywać jego stan. Elf rozlał kolejną kolejkę.
***
początek mnie oczarował "chujowa ta twoja ballada"...
Swoją drogą, fajnie by było, gdybyś wstawił nieco wiecej tekstu - człowiek sie zaczytuje i bum! - koniec.
Pozdrawiam