
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
"Pamiętajcie, że czynów popełnionych w imię miłości nie sposób rozsądzać ludzką miarą".
Mam 35 lat i jestem zwyczajny. Nie brzydki, nie ładny. Tylko wysoki i wysportowany. Zwyczajny. Nie tyle stary ile czasem taki… zmęczony. Pracuję w firmie z kapitałem zagranicznym. Spółce Akcyjnej. Ciężko jest. Dobrze płacą jednak. Naprawdę dobrze.
Ona była pierwsza. Nie pierwsza w ogóle i nie ostatnia nawet. Ale pierwsza ważna. Tak kiedyś myślałem. Dopóki nie zorientowałem się, że nie tylko pierwsza z ważnych, ale i ostatnia. Że po niej już żadnej nie może być ważniejszej. Że ona, ona i tylko ona.
Czy to dlatego, że kocham?
Czy też dlatego, że kocham…czarownicę?
Sam nie wiem, co nas trzymało przy sobie przez tyle lat. Może to była naprawdę miłość? A może bardziej nienawiść?
Nie! To musiały być czary: tylko to mogło mnie trzymać przy jednej osobie tyle lat. Jak w więzieniu.
Po studiach zamieszkaliśmy razem. Rodzice kupili nam mieszkanie. Moi rodzice – nasze mieszkanie. Chcieli mieć wkład w szczęście syna.
Wydawało by się, że raj. Ale zaczęły się nieporozumienia rodzinne. Bo za mało zarabiam. Bo ograniczam ją i niewolę. Bo tak się na nią patrzę. I w ogóle: marnuje życie ze mną. A jej zegar biologiczny tyka – cokolwiek by miała na myśli.
Powiedziałem jej, myśląc o tym zegarze:
– Musisz z tym coś zrobić.
Odwrzeszczała, że ja też coś muszę z tym zrobić. Nie chciałem jej robić przykrości i nie słuchać się. Wziąłem więc dodatkową robotę, by więcej zarabiać. Jej zresztą też nie było zwykle w domu. Bo w domu nudziła się: zaczęła wychodzić.
Na początku po zakupy tylko. Potem z psem. A na końcu na spacery. Sama. I nigdy nie wiedziałem, kiedy wróci. Zresztą tak samo było u niej w pracy. Też nudziła się. Też wychodziła. I też nikt nigdy nie wiedział, kiedy wróci. No to zwolnili ją, jak tylko pokazała się w robocie.
I dotarło do mnie dopiero po latach, po co wychodziła: uprawiać magię.
Wiem to dobrze, poznałem po piętnie czarownicy, które pojawiło się jej między łopatkami. Na plecach. Na nic zdało się jej tłumaczenie i wyjaśnianie sytuacji najcnotliwszymi kłamstwami.
Teraz tak zastanawiam się: może za wcześnie podjąłem decyzję o jej losie? Może wystarczyło z nią porozmawiać? Może wtedy nie doszłoby do tego?
A tak wróciła do domu na pełen etat. I dalej wychodziła po zakupy – choć ja jadłem w pracy. Z psem wychodziła dalej też – choć pies uciekł pół roku temu.
Wychodziła na długie spacery – chociaż na dworze było czasem 20 stopni mrozu.
I wracała coraz później i coraz rzadziej – na coraz krócej.
Najwyraźniej czciła wolność, zemstę i pieniądz.
No i sex pozamałżeński
Bardzo chciałem, żeby była szczęśliwa. Pracowałem coraz więcej i więcej, żeby nie mogła już powiedzieć, że "za mało zarabiam". I żeby była zadowolona.
Tak się teraz zastanawiam: może za dużo pracowałem? Czy może za mało?
Chyba nie, bo wczoraj, kiedy wróciła ze swojego czterodniowego spaceru, stanęła z podręczną torba podróżną w progu i powiedziała, że wróciła – to była taka jak kiedyś. Rozszerzone oczy, zaczerwienione policzki. Patrzyła się na mnie z taką miłością i oddaniem. Tak jak przed kupnem mieszkania: poczułem się, że ja, ja i tylko ja.
Tylko, że ja widziałem już przedtem w jej oczach jad zgniłych trupów. I wiedziałem, ze jej mózg został wyżarty, a sercu nie zostało nic więcej, tylko lodowata bezdenna otchłań.
Potem powiedziała:
– Mam dla ciebie, mój mężu, dwie wiadomości. Obydwie dobre.
-Tak? – zapytałem z niepewnością w głosie i z niedowierzaniem.
– Jutro mamy ognisko. Wiesz z naszymi najlepszymi przyjaciółmi. Od naszego wesela nie udało się ich zebrać wszystkich razem.
– A gdzie?
– Tam, w parku. Przycinali gałęzie ze służb komunalnych, więc o drzewo nie musimy się martwić. Jest cała kupa dodała rozpromieniona – Tylko benzyna, żeby zapalić.
– A druga wiadomość?
– Wiesz – zaczęła z niepewnością – Ostatnio nie układało się między nami. Miałam depresję. Taki narastający PMS damski. Brak wiary i takie tam.
Na chwilę zamilkła.
– No i poznałam kogoś. Kogoś, kto był ważny dla mnie. Dlatego tak często nie było mnie w domu. Ale to już przeszłość, kochanie. Bo on zawiódł moje zaufanie. On nie jest taki jak ty – dorzuciła – wielkoduszny, kochający, oddany. Zaopiekujesz się dzieckiem? – dodała niby bez związku.
Poczułem taki strach, ze nawet Bóg ukryłby się, gdyby go poczuł. Ja jednak wytrzymałem diabelską presję.
Nie mogłem odmówić żonie rozsądku w podjętych przez nią działaniach. Bo gdyby wszystkie odtrącone kobiety i wszyscy mężczyźni usiłowaliby dogonić swoje uciekające fascynacje, to wokół nas byłby obóz treningowy sprinterów. Nie dałoby się tam żyć. No kto by chciał wciąż biegać?
Natomiast, co do jej oczekiwań względem dziecka… cóż. Nawet się ucieszyłem. Bo urok świata dla mnie polega na tym, że jest on tak rozkosznie popierdolony i niezrozumiały. Oczywiście dla racjonalnie myślącego człowieka. To właśnie źródło jego urody, a mojej fascynacji światem.
Uśmiech, który zagościł na moich ustach, nie znikł aż do rozpoczęcia ogniska z przyjaciółmi. Bo wiedziałem, że już niedługo naostrzę rdzawy nóż losu, by wytoczyć krople przeznaczenia z serca diabła. I rozgrzeję swoje lędźwie w spełnieniu losu.
Żona także uśmiechała się przez cały czas, uspokojona moim szczęściem. Nawet, kiedy ją częstowałem ginem z dodanym – dla smaku – kwasem gamma-hydroksymasłowym (GHB).
Co miałem zrobić? Kochałem ją tak, jak tylko można kochać. Bardziej niż życie, bardziej niż powietrze, którym oddychałem. Serca biciem, ciepłem oddechu i krzykiem rozkoszy. Krzykiem bólu. Nie chciałem, żeby to uczucie, którego potęgi teraz doświadczałem, skończyło się sprzeniewierzeniem – ucieczką, nudą lub zdradą. No i zdałem sobie sprawę z tego, że tak jak oczekiwanie na miłość to już jest miłość, i tak jak żal za miłością to miłość – tak i nienawiść to miłość. Jak ja ją nienawidziłem!
Szukałem tylko znaku.
Spojrzałem na nią: słońce rozświetliło jej oczy. I jej policzki. Teraz wiedziałem, że to znak od Boga.
A potem…
Wszedł, trzymając żonę w ramionach, na szczyt kupy uciętych gałęzi. Położył ją u swoich stóp. Ci, co stali blisko, zobaczyli, że on uśmiecha się do zebranych przyjaciół. Bez lęku i trwogi. Pozdrowił zebranych uniesiona dłonią. I rzucił zapalona zapałkę na nasączone benzyną gałęzie. A potem rozgrzany stos zapadł się. Ci, co stali blisko mówili, że widzieli w jego oczach błyskające ogniki szczęścia.
Inni spośród przyjaciół utrzymywali jednak, że to tylko odbijały się w źrenicach płomienie…
Autor zaś wie, z racji funkcji pełnionej w tym opowiadaniu, ze w tym momencie w echu bożych zaklęć spłonął magiczny ból głównego bohatera. Bo poprzez moc ognia posiadł ten bohater, jak jego żona uprzednio, znajomość praw maga. I zjednoczył się zżoną bożym oddaniu.
Wow. Ale zdania i do tego te odstępy. Czy to celowe? Bo jesli nie to jest czas na poprawienie wyglądu tekstu.
Gdyby było lepiej napisane, to mogłoby być nawet fajne (chociaż jakoś tak pogubiłem sie na końcu), a tak wyszedł niestety z deka kulawy i dosyć banalny w obszarze treści tekścik.
Aha - jest jeden akapicik, taka perełka ;)
"Uśmiech, który zagościł na moich ustach, nie znikł aż do rozpoczęcia ogniska z przyjaciółmi. Bo wiedziałem, że już niedługo naostrzę rdzawy nóż losu, by wytoczyć krople przeznaczenia z serca diabła. I rozgrzeję swoje lędźwie w spełnieniu losu."
Pozdro
Rodzice kupili nam mieszkanie. Moi rodzice - nasze mieszkanie. - powtórzenie.
Bo za mało zarabiam. Bo ograniczam ją i niewolę. Bo tak się na nią patrzę. - jak wyżej.
Też nudziła się. Też wychodziła. I też nikt nigdy nie wiedział, kiedy wróci. - powtórzenie.
A tak wróciła do domu na pełen etat. I dalej wychodziła po zakupy - choć ja jadłem w pracy. Z psem wychodziła dalej też - choć pies uciekł pół roku temu. - co z nią? głupia jakaś?
I wracała coraz później i coraz rzadziej - na coraz krócej. - kolejne powtórzenia.
Tylko, że ja widziałem już przedtem w jej oczach jad zgniłych trupów. - przedobrzyłeś z porównaniem.
Poczułem taki strach, ze nawet Bóg ukryłby się, gdyby go poczuł. Ja jednak wytrzymałem diabelską presję. - no proszę, takie straszne coś, że nawet dobry Jahwe dałby nogę, a masz bohater dzielnie sobie z problemem poradził!
No i zdałem sobie sprawę z tego, że tak jak oczekiwanie na miłość to już jest miłość, i tak jak żal za miłością to miłość - tak i nienawiść to miłość. - megapowtórzenia.
Wszystkich błędów nie wypisałem, uwierz mi jest ich bez liku. Masz dziwną manierę zaczynania zdania od litery "I" lub od słowa "Bo". Piszesz używając krótkich zdań, trochę nie podoba mi się taki styl. Na końcu narrator, który był głównym bohaterem, opisuje spalenie zwłok niewiasty, jakby przestał być centralną postacią utworu! Treść eseju może ma głębszy sens, ale jest podana słabiutko. Pozdrawiam.
Mastiff
A mi się podoba. lubie głebokie treści. Jestem ciekaw czy napisałeś to pod wpływem własnych emocji?
pozdrawiam, i życze powodzenia na przyszłość:)
Ibastro:
żebyś wiedział, jak ja pogubiem się, uznałbyś, ze zmierzasz - wciąż - prostą drogą w kierunku prawdy. Nawet przy koncówce tekstu :D
Bohdan:
wybacz, w dzieciństwie zwykłem jąkać się (a między nami mówiąc - i teraz ta przypadłość nie jest mi obca), stąd upodobania i preferencje stylu, które - jak najbardziej trafnie - wskazałeś:) Cieszę się jednak, ze owe - niwątpliwe :) - ułomności stylistyczne nie przeszkodziły Ci dobrnąć do końca tego gniota, a dla mnie - dziecka ukochanego, bo najmłodzego.
Tak to już bywa w życiu, ze najmłodszych kocha się równie niezasłużenie, co najmocniej:D
masztalski: to zabawa jeno, emocje niecnie wykorzystane obcych człowieków zostały. Inspiracją całości był sparafrazowany fragment tekstu o samospaleniu - znaczy kocepcja samospalenia "w ogniu uczuć".
To było napisane już przez inne osoby, wiele, wiele razy - lecz takze w innym ujęciu.
Ale swoją satysfakcję odczuwałem przy pisaniu, bo przed oczami miałem wiele wiele dziewczyn, dzięki którym - zapewne - będę bogaty w życiu.
Jesli, oczywiście, zdecyduję się sprzedać okazałe poroże:)
:) dobre
Inspirację piosenką KATA wyłapałem :P
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Krótkie, fajne i miło się czytało.
Tylko czemu nagle narracja zmienia się w trzecioosobową?
Pozdrawiam,
Horn.
Fasoletti: rzeczywiście byłem na ich koncercie niedawno w "stodole":) nieźli w dalszym ciągu. troszku jeszcze było mcormacka, palhniuka i pilipiukaoraz...:):D
Urban Horn: z niewiedzy mojej. bo on (to "ja") zginął, a historia nie skończyła się. ta narracja zresztą byla "inspirowana" (znaczy słowa inne chyba, ale sens ten wyraził ktoś inny przede mną:)
do miłego:)
A kto tam teraz w ogóle spiewa? Ten gość co z nim nagrali Mind Cannibals? Bo jak go usłyszałem, tom się załamał :P Romek fałszował, bo fałszował, ale jakoś się to wpasowywało w muzykę KACIORA....
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
No jak to kto- Roman K. Znowu, po przerwie chyba:)
"No i zdałem sobie sprawę z tego, że tak jak oczekiwanie na miłość to już jest miłość, i tak jak żal za miłością to miłość - tak i nienawiść to miłość. Jak ja ją nienawidziłem!
Szukałem tylko znaku." - w tym momencie się roześmiałem.
Czytając Twoje komentarze odniosłem wrażenie, że jesteś dumny z tego opowiadania i tylko pozornie skromnie nazywasz go gniotem. Osobiście uważam, że jest to gniot. Nie byłem w stanie przebić się przez warstwy tekstu, który był dla mnie niezrozumiały. Chaotycznie konstruujesz zdanie, bardziej niż ja:D. Nie wmawiaj sobie, że wygląda to jak zabieg stylistyczny. Wygląda to tak jakbyś nie był w stanie złożyć tego do kupy, jednocześnie sprawiasz wrażenie jakbyś miał o sobie bardzo wysokie mniemanie.
To jest moje zdanie. Pozdrawiam.
JW
"No i zdałem sobie sprawę z tego, że tak jak oczekiwanie na miłość to już jest miłość, i tak jak żal za miłością to miłość - tak i nienawiść to miłość. Jak ja ją nienawidziłem!
Szukałem tylko znaku." - w tym momencie się roześmiałem.
Czytając Twoje komentarze odniosłem wrażenie, że jesteś dumny z tego opowiadania i tylko pozornie skromnie nazywasz go gniotem. Osobiście uważam, że jest to gniot. Nie byłem w stanie przebić się przez warstwy tekstu, który był dla mnie niezrozumiały. Chaotycznie konstruujesz zdanie, bardziej niż ja:D. Nie wmawiaj sobie, że wygląda to jak zabieg stylistyczny. Wygląda to tak jakbyś nie był w stanie złożyć tego do kupy, jednocześnie sprawiasz wrażenie jakbyś miał o sobie bardzo wysokie mniemanie.
To jest moje zdanie. Pozdrawiam.
JW
Wystoon :
Szanuję Twoje zdanie. Uwierz mi, to jest gniot. Co mogę zrobić, żebyś mi uwierzył?
Nie wiń też siebie, że nie rozumiesz....:D
Jak też ie wkadaj w me usta to, czego tam nie było - i nie powinno być:)
Nie winię siebie;). Winię Ciebie.
JW
Nie winię siebie;). Winię Ciebie.
JW
Ciekawe. Nawet dojrzałość pewną tu dostrzegam.
szoszoon:
swoją?
bo nie autora:):)
Ten pierwszy akapit zaczynający się od słów: "Mam 35 lat..." - czy przypadkiem nie pochodzi od z tego źródła, bo znalazłem w necie taki adres do pewnego bloga? I tam jest to samo co tutaj.
http://mrinmapi.blog.interia.pl/
Czy to jest Twój blog? Bo te same zdania użyte?
Pozdrawiam.
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick
a tak - przeróbka- z mojego na moje:D
to w jakimś poscie wyjaśniłem kiedyś