- Opowiadanie: Bohdan - ETIUDA EGZYSTENCJALNO – TEOLOGICZNA

ETIUDA EGZYSTENCJALNO – TEOLOGICZNA

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

ETIUDA EGZYSTENCJALNO – TEOLOGICZNA

ETIUDA EGZYSTENCJALNO – TEOLOGICZNA

 

 

– Aniele Boży, stróżu mój…– dało się słyszeć bardzo cichy, wysoki głos dziecka. Prawie szept. W kącie pokoju, z głową zadartą do góry klęczała kruczowłosa dziewczynka, wypowiadająca słowa modlitwy. W pokoju znajdowało się pięć łóżek, na których spały dzieci. W sierocińcu obowiązywał podział wiekowy, starsze dzieliły pokoje z rówieśnikami, podobnie było w przypadku młodszych. Ośmioletnia Justyna należała do drugiej grupy.

– … zaprowadź mnie do żywota wiecznego – dziewczynka kontynuowała modlitwę.

– Amen – odpowiedział niski głos. Słowo zostało wyartykułowane przez mężczyznę, który pojawił się nagle w pomieszczeniu. Posiadał długie, jasne, opadające na ramiona włosy. Ubrany był w czarny, sięgający podłogi, jednoczęściowy strój. Przybysz był wysoki, wyglądał na ponad dwa metry wzrostu.

– Wstań, moje dziecko – rzekł do małej Justynki. Dziecko powstało z pozycji klęczącej, spojrzało ciemnymi oczami na mężczyznę i wyraźnie zadowolone powiedziało:

– Przyszedłeś. Wiedziałam, że przybędziesz, Marku.

– Oczywiście, maleństwo. To mój obowiązek. Dopóki nie uznam, że mnie nie potrzebujesz, dopóty będę zawsze w pobliżu, gotowy do niesienia pomocy.

Podszedł do dziewczynki i podał jej swą dłoń, po czym oboje udali się kierunku jedynego, wolnego łóżka. Justynka wyglądała na jeszcze niższą niż była w rzeczywistości, idąc obok olbrzymiego anioła. Mężczyzna podniósł oburącz dziecko, po czym delikatnie, powoli opuścił małą postać na posłanie.

– Znowu śniły mi się te straszne rzeczy…– powiedziała.

– Tak, wiem o tym. Przybyłem, aby pomóc ci zasnąć. Spowoduję też, że twój sen będzie spokojny i pozbawiony koszmarów – odrzekł.

– Czy ty naprawdę masz na imię Marek?

– Mam wiele imion, dziecko. Dla ciebie przybrałem właśnie takie.

– Mój tata tak się nazywał….– powiedziała Justyna i posmutniała. Rok temu dziewczynka jechała samochodem wraz z rodzicami na piknik poza miasto. Mieli wypadek. Rodzice zginęli na miejscu, dziecko przeżyło. Wszystko z powodu pijanego rolnika, który traktorem zajechał im drogę.

– Wiem, maleńka – rzekł współczującym tonem i pogłaskał podopieczną po włosach.

– Marku?

– Słucham?

– Dlaczego tak się mną opiekujesz? – zapytała

– Widzisz, każdy z nas ma prawo wybrać sobie jednego, szczególnego człowieka, którym musi się zaopiekować. Pomagamy wszystkim, ale najbardziej dbamy o wybrańców, takich jak ty. Pojawiamy się głosząc dobrą nowinę, przybywamy również wieszcząc nadejście nieszczęścia. A teraz zaśnij, dziecko – wyszeptał kilka słów w dziwnym języku. Dziewczynka usnęła.

 

…………………

 

Niebieskie audi mknęło po autostradzie. Kobieta siedząca za kierownicą lubiła dynamiczną jazdę, poza tym spieszyła się do redakcji. Miała ciekawy temat do opisania, prócz tego czekała na nią sterta tekstów do zredagowania. Trzydziestodwuletnia Justyna Sromecka była wiceprezesem i jednocześnie współwłaścicielem małej firmy wydawniczej „Angelus".

Zaczął padać deszcz, który wkrótce przeobraził się w gwałtowną ulewę. "Co za pogoda, akurat teraz musiało zacząć lać, kiedy jestem spóźniona". Nie zwolniła. W dalszym ciągu, pomimo rzęsistego deszczu, prowadziła samochód w szybkim tempie. Poprzez strugi wody spływające po przedniej szybie pojazdu, zauważyła pieszego, stojącego obok jezdni. „Co on robi w taką ulewę na poboczu autostrady?"– pomyślała. Mijając postać spojrzała w jej kierunku. Był to wysoki mężczyzna, ubrany na czarno, z długimi, jasnymi włosami. Wydawało się, że na jego twarzy pojawił się uśmiech. „To on, Marek!"– rozpoznała w nim opiekuna z dzieciństwa. Zwolniła i zjechała na pobocze. Zatrzymała auto. Bez namysłu opuściła samochód i ruszyła w kierunku miejsca, gdzie dostrzegła pieszego. Pogoda spowodowała, że nie mogła nagle hamować, więc miała do przejścia około pięciuset metrów. Zajęło jej to około trzech minut. Kiedy znalazła się na miejscu, nikogo nie zastała. Rozejrzała się dokoła z nadzieją, że dostrzeże znajomą postać. Bez rezultatu. „Chyba umysł splatał mi figla" – pomyślała, kierując się w stronę samochodu. Deszcz przestał padać. Wsiadła do pojazdu, wystukała numer w telefonie komórkowym.

– Cześć Robert. Nie, wszystko w porządku. Utknęłam w korku i chciałam cię uprzedzić, że się spóźnię. Dobrze, do zobaczenia wkrótce – zakończyła rozmowę. Uruchomiła silnik i ruszyła.

Przejechała około dwóch kilometrów, kiedy dostrzegła na jezdni wozy strażackie. Chwilę później zauważyła samochody policyjne, karetki i ludzi krzątających się w pobliżu. Podjechała bliżej. Policjant pokazał jej gestem, żeby opuściła szybę. Uczyniła to.

– Musi pani zatrzymać pojazd. Trzeba zaczekać do czasu, aż usuniemy zator. To trochę potrwa, jak sądzę.

Rzeczywiście, autostrada była zupełnie nieprzejezdna. Kilka aut było doszczętnie zniszczonych, na jezdni znajdowało się mnóstwo szkła. Justyna dostrzegła również zapakowane, czarne worki, położone nieopodal miejsca wypadku. „Ciała" – domyśliła się.

– Co się stało? – zapytała policjanta.

– Straszny karambol – odpowiedział – w którym brało udział pięć aut. Nikt nie przeżył. Wie pani jak to jest, ludzie ciągle się gdzieś spieszą, a tu jeszcze dodatkowo jazdę utrudniała ulewa – przerwał wypowiedź. Najwyraźniej uznał, że nie widzi powodów by mówić dalej.

„Pojawiamy się głosząc dobrą nowinę, przybywamy również wieszcząc nadejście nieszczęścia"– Justyna przypomniała sobie słowa, które usłyszała będąc dzieckiem.

Po pewnym czasie, służby drogowe umożliwiły przejazd czekającym kierowcom. Kobieta wrzuciła pierwszy bieg i powoli włączyła się do ruchu. Do końca jazdy, nie przekroczyła sześćdziesięciu kilometrów na godzinę.

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

 "Ubrany był w czarny, sięgający podłogi, jednoczęściowy strój"-chyba
"A teraz zaśnij, dziecko Wyszeptał kilka słów w dziwnym języku. Dziewczynka usnęła." a myślnik?
"Niebieskie audi mknęło bardzo szybko po autostradzie. "- jak "mkneło" to "bardzo szybko" raczej niepotrzebne.
"Miała ciekawy temat do opisania, prócz tego czekała na nią sterta tekstów do przeczytania i zredagowania."- ja bym usunął "przeczytania". Choć, co prawda, zdarza się redagowanie bez przeczytania:).
"Zauważyła, poprzez strugi wody spływające po przedniej szybie pojazdu, pieszego, stojącego obok jezdni. "- chyba nadprogramowy przecinek. Chociaż ja bym wywalił "zauważyła" wprost przed "pieszego".
Hmm... styl trochę kuleje, fabuła według mnie trochę za prosta, bardziej taka migawka z życia, ale może być.

Dzięki, Lassar. Skorzystałem z Twojej rady i zmieniłem nieco tekst. Pozdrawiam.

Mastiff

Sympatyczne, aczkolwiek wyglada jak fragment , wprowadzenie do czegoś dłuższego. Bo na opowiadanie jako takie to mi nie wygląda.

ups, nie zwróciłam uwagi na tytuł ;). Przepraszam.

Nie szkodzi agazgaga :). Co tam tytuł, hehe.

Mastiff

Ja wiem... Temat nie nowy, potraktowany troche po łebkach. Nadało by się na umoralniające opowiadanie dla kierowców chronicznie przekraczających prędkość :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Hehe ty Fasoletti to masz łeb. Jutro wysyłam tekst do Ministerstwa Transportu. Wiesz, lipa z kasą...

Mastiff

Z poczatku po wstepie z aniołem myślałem, że będzie banał.
i w sumie był banał, prosty ale zarazem rzeczowy.
ktoś, nie pamietam kto, powiedział "w prostocie piękno"
uchwycić prostą niby banalną rzecz, w konkrętny przekaz, to naprawdę sztuka.
pozdrawiam serdecznie:) 

o rany, momentami miałam wrażenie, że czytam opowiadanie na kicz :P Kobieta jedzie szybko autostradą w strugach deszczu, ale zauważa i rozpoznaje mężczyznę stojącego przy autostradzie. No pal licho z tym, w sumie tego anioła stróża może i mogła zobaczyć. Ale, na litość, na autostradzie nie ma pobocza na którym można się zatrzymać, zostawić samochód i sobie wysiąść, autostrady mają również to do siebie, że nie są przystosowane do ruchu pieszego, a tu czytamy, że szła pół kilometra. No i nie wiem, który rocznik musiałoby mieć to audi, żeby mieć drogę hamowania 500m, nawet w deszczu. Autorze, research nie boli! Na pierwszym lepszym forum motoryzacyjnym można wyczytać, że w deszczu, na wyhamowanie z prędkości 100 km/h potrzeba "100, a nawet 150m (jeżeli mamy stare, słabe opony)". Wartość 500m jest kompletnie wzięta z sufitu. Za to bohaterka jest niezwykle szybka. Przeszła pół kilometra w 3 minuty, co daje prędkość 10km/h, podczas gdy tempo marszu normalnego człowieka to ok 4-5km/h. A przypominam, mamy jeszcze intensywny deszcz.
Nie kupuję przesłania opowiadania, którego autor wciska kit w sprawach tak łatwych do sprawdzenia :P

No cóż Bellatrix, rzeczywiście motoryzacja nie jest moim mocnym punktem i na forach tego typu nie przesiaduję. Jak widzę, jesteś dobrze obeznana/y. Wezmę Twoje obliczenia pod uwagę. Sprawa następna. Nikomu nie wciskam kitu, wynikło to z nieznajomości tematu, o czym napisałem na wstępie. Pozdrawiam.

Mastiff

Masztalski, dzięki za pozytywną opinię. Również serdecznie pozdrawiam

Mastiff

Ja się na motoryzacji nie znam:), więc może dlatego opowiadanie podobało mi się.

@Bohdan: nie jestem ani trochę obeznana z motoryzacją, co najwyżej nieco z fizyką, po prostu wartości w Twoim opowiadaniu wydały mi się absurdalne, więc sprawdziłam/przeliczyłam/napisałam. I dobra rada na przyszłość: jeżeli na jakimś temacie się nie znasz to albo o tym nie pisz, albo wyguglaj i sprawdź :)

pozdrawiam,
B

Nowa Fantastyka