
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Dyrektor oświadczył nam, że w najbliższym czasie zwolni się stanowisko kierownika głównego działu, Kowalski odchodzi na emeryturę a jedynymi kandydatami jesteśmy my – ja i Nowak. Dyrektor jeszcze nie wie który z nas awansuje, zdecyduje jutro na zebraniu na które nas zaprasza. Postanowiłem ułatwić mu wybór. Wiedziałem gdzie mieszka Nowak, zaczaiłem się więc w moim samochodzie pod jego domem. Około północy pojawił się, wracał chwiejnym krokiem, widocznie oblewał swoje jutrzejsze zwycięstwo, he, he. Ruszyłem pełnym gazem, impet uderzenia powalił go na beton, dla pewności przejechałem po nim dwa razy. Ciało wrzuciłem do bagażnika i pojechałem do domu. Mieszkam na odludziu więc nikt mi nie przeszkadzał, zaciągnąłem go do łazienki i wcisnąłem do wanny. Spieszyłem się, około trzeciej zapakowałem pokrojone fragmenty ciała do dwóch walizek i wywiozłem do lasu, tam je zakopałem.
Rano pojawiłem się w firmie. Zaczęło się zebranie, dyrektora denerwowała nieobecność Nowaka, ja spokojnie czekałem na zasłużony awans.
– No dobrze – dyrektor zerknął na zegarek – zaczynamy bez…
Drzwi otworzyły się, wszedł Nowak. Co jest do cholery?!
– Przepraszam bardzo ale utknąłem w korku, przegapiłem coś?
– Nie, miło cię widzieć. Przystąpmy do rzeczy, zdecydowałem już kto z was zostanie kierownikiem – dyrektor popatrzył na nas i zatrzymał wzrok na Nowaku – TY! Gratuluję.
– Dzięki szefie – uradowany spojrzał na mnie – mam nadzieję że nie jest ci przykro?
– No wiesz, gratuluję. Będziesz doskonałym kierownikiem – odparłem grobowym głosem. Co to ma wszystko znaczyć?
Nocą przyjechałem pod jego dom. Wyłamałem drzwi łomem i cicho zakradłem się do sypialni. Spał spokojnie, karierowicz. Uderzyłem łomem w głowę i poprawiłem kilka razy, w końcu usłyszałem chrobot pękających kości. Ciało polałem benzyną i podpaliłem. Wybiegłem na ulicę i odjechałem pozostawiając za sobą piękny pożar.
Rano zjawiłem się w pracy. Nowak właśnie wychodził z sekretariatu.
– Cześć, podpisałem umowę, co słychać? Źle wyglądasz.
– Tak. Źle się czuję, powiedz szefowi, że idę do lekarza – odwróciłem się i wyszedłem z firmy.
Pojechałem do lasu, gdzie to było? Brązowa walizka pod sosną. Zacząłem kopać rękami, nic, nic tu nie ma!! Pobiegłem do drugiej kryjówki, nic!!! Uwalany ziemią wróciłem do samochodu.
Pod dom Nowaka przyjechałem w dziesięć minut. Tak jak myślałem, wszystko w porządku, ani śladu pożaru czy włamania. Z w a r i o w a ł e m !
Postanowiłem udawać że nic się nie stało. Tylko spokojnie, może te ostatnie dni to tylko zły sen, jestem przepracowany, tak chciałem awansować że aż moja podświadomość zaczęła projektować te szalone obrazy. Przecież nie zabiłbym człowieka. Kupiłem tabletki na uspokojenie i pojechałem do domu.
Minęły dwa tygodnie, wszystko wróciło do normy. Nowak okazał się dobrym kierownikiem a ja dostałem podwyżkę.
Spotkałem go w windzie.
– Które piętro?
– Dziesiąte. Jak ci się pracuje na nowym stanowisku?
– Dobrze. Słuchaj, jak jeszcze raz mnie zabijesz to sam umrzesz straszną śmiercią, masz to jak w banku. Rozumiesz?
– Eee, co?
– Nie udawaj idioty. Co sam się rozjechałem, pokroiłem, spaliłem i co tam jeszcze? Jeżeli tak ci zależy na karierze to zadzwoń pod ten numer – podał mi wizytówkę i wyszedł z windy.
Spojrzałem na niepozorny, czarny kartonik i przeczytałem czerwony napis: „ Mefisto – Usługi. Telefon 666 – 666. Dzwonić o północy."
KONIEC
No.to opowiadanie jest dużo lepsze moim zdaniem, niż poprzednie. Zabawna konkluzja. Z mojej strony muszę dodać, że według demonologów godziną diabła jest 3.00 nad ranem. Północ jest godziną duchów. Pozdrawiam.
Mastiff
Sympatycznie napisane. Muszę jednak powiedzieć, że zakończenie jest przewidywalne.
Brakuje przecinków -- przed takimi słówkami jak gdzie, który stawiaj bez zastanowienia.
Taki szczegół kryminalistyczny -- jak człowiek ma zamiar się trudzić z ćwiartowaniem zwłok, peklowaniem ich et cetera, to raczej nie dokona mordu przy pomocy samochodu, szczególnie własnego. Zostanie tam zbyt dużo śladów -- jakieś włosy, kawałki palców lub płaty skóry. Poza tym, rozjeżdżany człowiek lubi sobie trzasnąć czaszką o przednią szybę.
Tak poza tym, to opowiadanko na plus i pozdrawiam.
I po co to było?
Fajne. Pomysł ciekawy i przyzwoicie napisane.
Troszkę surowe, ale zabawne ;)
dam 4/6
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066
> Brakuje przecinków -- przed takimi słówkami jak gdzie, który stawiaj bez zastanowienia.
Radzę uważać z takimi radami, bo potem natykamy się na kwiatki w rodzaju "okna przez, które widać było księżyc"...
Tekst znośny - wg mnie dobrze by mu zrobiła zmiana nazwisk bohaterów na jakieś mniej wzięte ze standardowego dowcipu. Nie mogliby się nazywać np. Pietrzyk i Sobala albo jakoś tak? Byłoby bardziej realistycznie.
W trakcie czytania miałam ochotę dokonać eksterminacji na około 2/3 zaimków, ale to tylko moje zboczenie. Ogólnie miło, choć jak już ktoś zauważył wcześniej - po bliższym przyjrzeniu widać fuszerkę w szczegółach. Wydaje mi się, że możnaby opowiadanie trochę rozwinąc, nadać mu wiecej klimatu i zbudować napięcie. Zasługuje na to.
www.portal.herbatkauheleny.pl
"okna przez, które widać było księżyc" -- przecinek i tak musi być. Jak się koledze obiło o uszy wyrażenie przyimkowe, to już będzie do przodu. Poza tym, gołe zaimki który, gdzie i tak dalej chyba najczęściej występują, więc, nawet nie wiedząc o jakichś regułach specjalnych, kolega wychodzi ekonomicznie -- pod względem ilości błędów -- na plus.
W każdym razie przyjmuję założenie, że, jeżeli człowiek nie ogarnia całości zasad, to lepiej poznać chociaż te węzłowe i konsekwentnie nimi operować, nawet ryzykując okazjonalnego kwiatka.
pozdrawiam
I po co to było?
Dobre :D
Zabawna opowiastka.