- Opowiadanie: Aragel - Czarny Posłaniec

Czarny Posłaniec

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Czarny Posłaniec

Przybył z dalekiego kraju.

 

Podróżował w gęstym całunie nocy, mknąc między drzewami niczym błędny ognik, podrywał w górę lekko ośnieżone gałęzie, niosąc z sobą smutną melodię. Szeptał. Drzewa, leśne zwierzęta, a nawet ptaki – wszyscy oni słuchali bacznie, jakież to skrywane prawdy raczy on przed nimi odsłonić…

 

 

Anja Gergiev siedziała na miejscu pasażera starego UAZ'a 469. Samochód mknął właśnie po ośnieżonej wiejskiej drodze. Był środek nocy i jedyne, o czym marzyła, to jak najprędzej znaleźć się we własnym domu i szybko wskoczyć do łóżka. Uniosła głowę i zerknęła przez boczną szybę terenówki; wszystko pokrywał biały puch, księżyc rzucał białe światło na ośnieżone pola sprawiając, iż cały krajobraz zdawał się mienić tysiącem zimnych iskier.

I w tym momencie, zupełnie znikąd, na samym środku drogi wyrósł ciemny kształt. Anję z ogromną siłą wcisnęło w fotel… samochód skręcił gwałtownie w lewo. Kierowca manewrował pojazdem starając się nie wypaść z drogi.

– Kurwa! – wrzasnął Borys, UAZ lekko się zakołysał, ale po chwili jechali znowu prosto. Byli już bezpieczni.

– Niewiele brakowało – odezwał się Borys z wyczuwalną ulgą w głosie – Te pieprzone renifery pchają się dosłownie wszędzie… – szybko przerwał i zjechał na pobocze.

– Wybacz mi moje złe maniery… Wszystko w porządku? – zapytał.

Anja, słysząc to i widząc jego minę uśmiechnęła się, nagle niespodziewanie wybuchła śmiechem.

– Wiesz, może nie jestem już najmłodsza… ale nie znaczy to, że zaraz się stłukę, jak jakaś lalka z porcelany. Zresztą podróżowanie w twoim towarzystwie zawsze, na swój sposób, wiąże się z jakimś ryzykiem.

Lekko zmieszany, ale za to bardziej odprężony Borys powiedział tylko – Skoro wszystko jest w porządku… to możemy jechać dalej.

I po chwili terenówka znalazła się z powrotem na drodze.

 

 

Światła samochodu oświetliły dom Anji – w końcu znaleźli się na miejscu. Borys zatrzymał wóz na podjeździe, szybko z niego wyskoczył, aby pomóc jej wysiąść. Ale kiedy otworzył drzwi od jej strony, zaprotestowała gestem prawej dłoni, po czym powoli opuściła wnętrze pojazdu, ostrożnie kładąc stopy na zmarzniętej ziemi.

– O mały włos, prawda Borys? – nagle zażartowała.

– Taaak… – odpowiedział marszcząc przy tym czoło – Ta wielka, jeżdżąca puszka sardynek prawie koziołkowała, a tobie nawet na chwilę humor nie przestał dopisywać… Ohh… Anja, ty już nigdy się nie zmienisz.

Anja nagle spochmurniała. Popatrzyła mu prosto w oczy. Borys szybko dostrzegł, że coś się w niej zmieniło… Miał wrażenie, że nagle jakby się postarzała.

– Na zmiany pozostało mi niewiele czasu… – powiedziała poważnym tonem – Doktor oznajmił mi, że wystąpiły komplikacje…

Borys chciał coś powiedzieć, jakoś pocieszyć, ale zamiast tego wziął ją w swoje ramiona i przytulił. Trwali tak razem w milczeniu przez jakiś czas. Borys bardzo się o nią martwił, zaoferował swoją pomoc. powiedział, że będzie czuwał i wszystkiego doglądał, ale odmówiła. Tej nocy chciała być sama. Pożegnali się czule, po czym opuściła jego ramiona i zniknęła za drzwiami domu. Borys stał jeszcze przez chwilę. Tej nocy odjechał z głową pełną zmartwień.

 

 

Nie było powodu, aby włączać światło – poświata księżyca zapewniała je, zamiast elektryczności. Anja przekroczyła próg sypialni. Szybko pozbyła się butów i płaszcza. Nie czekając od razu wskoczyła do łóżka. Ciężkie powieki same się zamykały, i zaledwie po upływie paru sekund spała pogrążona w głębokim śnie.

W czasie, kiedy spała nagle zmieniła się pogoda – zaczęło wiać. Wicher bił po oknach z dziką siłą, ozdoby na werandzie pospadały na posadzkę, masy śniegu zostały przywiedzione aż pod same ściany budynku. Jednak wkrótce na zewnątrz wszystko się uspokoiło, nastała cisza i spokój – zupełnie jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki.

 

 

Pierwsze promyki słońca dotknęły jej policzków. Otworzyła oczy, nastepnie przewróciła się z prawego boku na plecy. Wpatrując się w sufit myślała o tym, co powiedział jej lekarz.

– Czterdzieści trzy lata… – powiedziała sama do siebie.

Leżała tak jeszcze do 9:45.

Czajnik zagwizdał oznajmiając, że woda w końcu się zagotowała. Anja podniosła go z palnika i zalała sobie kawę. Z kubkiem w dłoni udała się do salonu.

Kubek z trzaskiem spadł na ziemię. To, co zobaczyła…

Nagi chłopiec, leżał bez ruchu na posadce tarasu. Bez chwili zwłoki otworzyła szklane drzwi i pobiegła do niego. Anja wciągnęła go do środka, położyła na kanapie i natychmiast nakryła grubym kocem. Oddychał – lecz był to bardzo płytki oddech. chłopak był bardzo blady – bliski śmierci. Nie tracąc ani sekundy błyskawicznie rozpaliła ogień w kominku, a następnie pobiegła do kuchni, żeby zadzwonić po Borysa – szpital był zbyt daleko.

– Cholerne pustkowie! – zaklęła biorąc słuchawkę do ręki. Szybko wstukała numer. Czekała, ale nie było żadnej odpowiedzi.

– Niech to szlag! – wrzasnęła i rzuciła słuchawką.

 

W międzyczasie w pokoju:

 

Języczki ognia podrygiwały radośnie w kominku, przywodząc na myśl grupę cyganów dającą popis na jarmarcznej scenie. Nagle parę drobnych iskierek strzeliło z paleniska. Na wzór małych robaczków rozeszły się po pokoju.

 

Trzy iskierki musnęły jego prawy policzek. Serce chłopaka nagle zabiło szybciej, krew w żyłach przyśpieszyła. Po chwili szara twarz zmieniła barwę na jasno różową. Spazmatyczny dreszcz wstrząsnął jego wątłym ciałem, uniosły się ciężkie powieki.

Przebudził się…

 

Anja znalazła się z powrotem w salonie, serce zabiło jej mocniej; chłopak zniknął, nie było go w pokoju – zupełnie jakby wyparował.

Miała zamiar się obrócić i wybiec, kiedy nagle chmura gęstego, ciemnego obłoku przesłoniła jej twarz, naglę stała się senna…

 

 

I w końcu nastała wiosna.

Zima dłużyła się niemiłosiernie i zdawałoby się, że nie ustąpi, ale w końcu dała za wygraną, zresztą nie miała innego wyjścia – dni stawały się coraz dłuższe i cieplejsze.

Od samego rana dopisywał jej humor. Zaraz po przebudzeniu, zamiast nastawić wodę na kawę, pobiegła do salonu, aby otworzyć szklane drzwi i wpuścić trochę świeżego powietrza. Zapach przyrody budzącej się na powrót do życia podziałał na nią od razu – i wcale nie gorzej niż kubek mocnej kawy.

Zaraz po porannej toalecie postanowiła, że uda się na przechadzkę. Na chwilę przed wyjściem stanęła przed lustrem. Badawczo spoglądając w gładką taflę zwierciadła upewniała się raz jeszcze odnośnie swojej prezencji, ale na swoje szczęście, nie doszukała się niczego rażącego. Mimo czterdziestu dwóch lat nadal wyglądała pięknie. Jej smukła twarz prawie nie nosiła śladu zmarszczek, a błękit oczu był nadal tak samo żywy, jak za młodzieńczych lat. Zadowolona szybko spięła złociste włosy i ruszyła w drogę.

Przechadzka trwała półtorej godziny, nadeszła pora powrotu. Kiedy przekraczała drewniany mostek nieopodal domu, dostrzegła ślad ruchu w źdźble trawy. Zaintrygowana, postanowiła to sprawdzić.

Tym, co tak przykuło jej uwagę był ptak – gawron. Miotał się nerwowo, starając się poderwać do lotu, ale nie był w stanie – miał złamane prawe skrzydło.

Zrobiło się jej żal ptaka, pozostawiony w takim stanie na pewno zginie. Przykucnęła i ostrożnie wzięła go na ręce.

– Nie bój się, nic ci nie zrobię. – powiedziała łagodnym głosem, po czym pogłaskała go po pierzastej główce. Gawron nagle się uspokoił, uniósł lekko dziób odwzajemniając się jej dziwnym, ufnym spojrzeniem.

 

Skrzydło zrastało się szybko – opatrunek z lekarskich patyczków i bandaży jednak się sprawdził. Po dwóch miesiącach ptak był już gotów, aby znowu rozpostrzeć skrzydła.

– No dalej mały, nie bój się. Chyba nie zapomniałeś jak się lata, co? – mówiła do niego. On zaś stał na parapecie mierząc ją swoimi bystrymi, czarnymi ślepiami.

– Wiem, o co ci chodzi – kontynuowała, żartobliwie przybierając surowy wyraz twarzy – miałeś się u mnie tak dobrze. Dbałam o ciebie; myłam, karmiłam… Chyba jednak źle podziałały na ciebie moje luksusy.

Czarny ptak zakrakał, jakby w odpowiedzi. Następnie wskoczył jej na ramię i w pożegnalnym geście lekko potarł szyję kobiety swym szarym dziobem.

– Żegnaj – powiedziała ze łzami w oczach.

 

Ciemna zasłona opadła, senność ustąpiła, przyjemne ciepło rozeszło się po jej całym ciele. Nagle otworzyła oczy.

Stał nad nią, przyodziany w gęste, czarne pióra; mierzył badawczo swymi bystrymi oczyma. Nagle do niej dotarło.

– Nie bój się, nic ci nie zrobię – powiedział łagodnym głosem – identycznie – jak ona wtedy.

Anja nadal nie mogła uwierzyć w to, co widziała. To nie mogła być prawda. 'Choroba wkroczyła w ostatnie stadium' myślała, to z stąd te halucynacje…

– To nie są halucynacje – przemówił szczupły chłopak odgadując jej myśli – Tamtej wiosny uratowałaś mi życie. Byłem wtedy bardzo słaby… gdyby nie twoja pomoc, to źle by się dla mnie to skończyło. Miałem u ciebie dług, spłaciłem go – jesteś już zdrowa. Kiedy skończył podał jej rękę i pomógł wstać. Czując jego ciepły dotyk natychmiast zdało sobie sprawę, że jednak jest prawdziwy. Spojrzała głęboko w jego przenikliwe, czarne oczy.

– Dzi…dzię.. kuję… – wykrztusiła z siebie zalewając się łzami.

Objął ją mocno i delikatnie pogładził po głowie. Gdy już się uspokoiła siedli razem przy kominku. Wyjaśnił jej wiele spraw, zaczynając od tego – dlaczego zastała go takiego na śniegu, gdzie się podziewał, kiedy już wyzdrowiał… Cały dzień upłynął im na wspólnej rozmowie. Aż w końcu nastał wieczór – czas pożegnania. Udali się razem na taras.

– Krótkie i kruche jest wasze życie, śmiertelnicy. Ciesz się nim, Anjo – powiedział i nachylił się do pocałunku. Zamknęła oczy, i wtedy ich usta spotkały się na krótką chwilę.

Kiedy otworzyła oczy już go nie było – zniknął gdzieś w gęstym całunie nocy.

 

 

Koniec

Komentarze

"Nagi chłopiec, leżał bez ruchu na posadce tarasu. Bez chwili zwłoki otworzyła szklane drzwi i pobiegła do niego. "- heh, oczywiste skojarzenie;).
Dobra, to zacznę od tego, że świetnie napisane. Z uczuciem, ale też umiejętnie. Szczerze podziwiam. A skończę na tym, że mnie poruszyło, mimo że nie przepadam za tkliwymi tekstami. Tu też duży plus. Daję 5. A co mi tam!

Dzięki, Lassar! Następne opowiadanie będzie prawdopodobnie o Adrianne Walker, ale jeszcze trochę na nie poczekacie (sam nie moge się doczekać) ;p 

Na początek, taki mały brak literki 'a' zauważyłem.
"- Wiem, o co ci chodzi - kontynuował"(a)

Samo zas opowiadanie bardzo ładnie skomponowane i nieźle napisane. Technicznie rzecz ujmując calkiem dobrze i zapewne, podobnie jak Lassar, postawił bym 5, gdyby nie sama treść. Jakaś taka miałka i bez wyrazu. Nie wzruszyło jakoś szczególnie, nie rzuciło na kolana... Jeśli znajdę czas, to przeczytam raz jeszcze, może wtedy podziła :)
Ale pisz. Czekam na kolejne teksty. Pozdrawiam

No ja bym nie przesadzał z takimi ochami. Tekst dobry, porządnie napisany i z wyczuciem. No ale pięć? Sam nie wiem. Chociaż patrząc na to, co jest tutaj publikowane... No zdecydowanie się wyróżnia.

Co do tekstu, to odpuściłbym to "W międzyczasie w pokoju:". Po co to? Są inne środki stylistyczne(chyba to określenie tu najlepiej pasuje), by wyrazić, że coś się dzieje w tymże pokoju. Zresztą ten dwukropek? No nie wiem, nie wiem...

pozdrawiam

Podobało mi się, opowiadanie z przesłaniem. Rzeczywiście, jak wspomniano w powyższych komentarzach, technicznie bez zarzutu.

Mastiff

@Aragel
Domyśliłem się chwile po napisaniu komentarza:).

Aha, i jeszcze coś- zmienileś\łaś płeć razem z kontem?!?

Bardzo dobre, nastrojowe opowiadanie. Podobało mi się :)

Tak, Lassar - jestem niestety facetem (Oczywiście mi ten stan rzeczy nie przeszkadza, ale inni moga się poczuć rozczarowani). Bo wiecie, moje pierwsze konto powstało dla żartu... Zabawa spodobała mi się na tyle, że postanowiłem storzyć to ''prawdziwe'' z chęcią publikowania czegoś lepszego.. Sorry za to, bo nie wiedziałem, że tak wyjdzie.

Na koniec mała ciekawostka odnośnie opowiadania - Pierwsza wersja tekstu była pisana w języku angielskim - od razu, bez szkicu. Udało mi się skończyć gdzieś tak z 60%, po czym zaniechałem pracy. Parę dni temu wpadłem na pomysł, żeby przełożyć na polski i doprowadzić historię do końca.

Oto wstęp z oryginału - różni się trochę.

He came from the far north...

Moving smoothly through the thick shroud of the night, passing among the trees like a wisp, he raised their branches, bringing a sad melody from the far north. He whispered... whispered words - sad one. Trees and wood dwellers listened intently, to the emissary's revealed truths...

- Skoro wszystko jest w porządku... to możemy jechać dalej. I po chwili terenówka znalazła się z powrotem na drodze.
Ostatnie zdanie powinno być albo po myślinku, albo od nowego akapitu.

Dobre, bez wielkich ochów, ale podobało się :)

Teraz powinno wyglądac dobrze, dzięki za uwagę!

Przebrnąłem przez tekst bez zatrzymań i nie spoglądałem co akapit, aby sprawdzić ile jeszcze do końca zostało. Nastrojowe, chociaż próbka tekstu w języku angielskim dowodzi, że język ten potrafi -- jak twierdził Wilhelm von Humboldt -- (nie odejmując nic naszej ojczystej mowie) oddziaływać na wyobraźnię jak mało który.

Angielski posiada większą bazę słów, ale odnoszę wrażenie, że teksty w języku polskim są ładniejsze. Z drugiej strony, kiedy czytam książkę po angielsku, tekst wydaje się bardziej przejrzysty. Jedyne co mnie wkurza w angielskim to pisownia - umiem ze słuchu zapisać fonetycznie zdania w skrypcie, a jak piszę normalnie to robię takie literówki, że szok (szkoda, że nie jestem wzrokowcem).  Dzięki, Apopis - z tak pochlebną recenzją się jeszcze nie spotkałem. Motywujesz mnie do dalszej pracy!

Jeszcze raz dzięki!

Takie opowiadania chce się czytać.

Dziękuje wszystkim za komentarze. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, aż tak pozytywnych reakcji! Mógłbym iśc za ciosem i napisać coś podobnego, ale tego nie zrobie, bo was szanuje. Następna praca będzie zupełnie w innej konwencji (na miejscu Lassara już zacierałbym ręce). Do piątku może uda mi się skończyć. Mogę wam powiedzieć, że tym razem będzie ostro... Pozdrawiam!

Czytało się lekko i choć fajerwerków nie ma, jest to całkiem przywoity tekst. Ma klimacik.

Pozdrawiam.

"Nie było powodu, aby włączać światło - poświata księżyca zapewniała je, zamiast elektryczności." - straszne jest to zdanie. W dodatku IMO wynika z niego że poświata księżyca zwykle zapewnia elektryczność xD

"W międzyczasie w pokoju:" - to też mi nie brzmi.

A poza tym tekst ciekawy - choć niektóre błędy wytrącają z rytmu. Nie mam teraz siły ich szukać, zresztą pewnie poprzednicy już ci je pokazali. Tekst dobry, podoba mi się, po przeczytaniu nie miałam poczucia, że straciłam czas :)

A jednak potrafisz ugryźć... Dzięki za zwrócenie uwagi - następnym razem postaram się o lepszą korektę. Zgodze się z tym, że rytm może być czasem faktycznie zachwiany, muszę nad tym popracować...  Poprzednicy nie zwrócili na to uwagi (i chwała im za to).

Wezmę sobie do serca twoje słowa (lekko uszczypliwe, ale szczere). ;p

Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka