- Opowiadanie: Wolimir Witkowski - Józek śmieciarz [ Pegi 18+ :) ]

Józek śmieciarz [ Pegi 18+ :) ]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Józek śmieciarz [ Pegi 18+ :) ]

Jak zwykle około piątej nad ranem, nasz bohater – tytułowy śmieciarz – lądował na małej planecie, Złotopylica. Małej, czyli wielkości powiedzmy wsi. Znajdowała się ona w Galaktyce Polandusa, gdzie każdy organizm żył po tysiąckroć dłużej niż na Ziemi. Jak każda większa galaktyka posiadała ogromne stacje, które generowały gazy niwelujące próżnię. Pokrywały one większą, bardziej zagospodarowaną część galaktyki.

 

Złotopylica nie orbitowała. Umiejscowiona była tak, że nie docierały do niej promienie słoneczne, a co za tym idzie panowała tam wieczna noc. Nie istniały też pory roku, nie wiał wiatr, nie padał deszcz… Zupełnie jakby człowiek śnił i postrzegał wszystko tylko za pomocą słuchu i wzroku. Jedynie przepiękne mgławice powodowały, że planeta mieniła się tysiącami barw, co sprawiało, że dołująca monotonia była trochę mniej odczuwalna. Czasem też coś zaśmierdziało, na przykład jak Józek przeszedł.

 

Tak więc około godziny piątej, nasz śmieciarz wychodził ze statku, stawał w kolejce do Cyberdronki i czekał wśród sobie podobnych tlenoholików. W Złotopylicy sprzedawano najtańszy roztwór na bazie tlenu w promieniu trzech godzin świetlnych. Miał w sobie sporo azotu, ale w łeb dawał i to się liczyło najbardziej.

 

Należy zaznaczyć, że ludzie już od blisko sześciuset lat nie potrzebowali skafandrów, by oddychać swobodnie w kosmicznej przestrzeni. Wynaleziono implanty, które na to pozwalały jeśli były ładowane co sześć tygodni. Niestety taki skondensowany tlen zabiłby przy bezpośrednim użyciu, więc Józek nie mógł się nim upajać. Stał zatem pod sklepem, czekając na otwarcie.

 

~*~

Drzwi do Cyberdronki otworzyły się. Złomiarz wszedł, wziął trochę kiełbasy, kilka baterii, żarcie w puszce i rzecz jasna, cztery butelki Mocnego Wdechu.

 

Po wyjściu ze sklepu, przystanął na moment jak kowboj przed salonem, spojrzał na mgławicę i zamyślił się. Po krótkiej chwili, nieprzerwanie wpatrując się w paletę kolorów, chwycił butlę w dłoń i sztachnął się porządnie aż nim lekko zachwiało i zrobiło mu się ciemno przed oczami. Podejrzewać można, że na jego poczciwej gębie – za wielką, rudą brodą – pojawił się uśmiech, ale to tylko domysły… Patrzył na chmury gazowe jeszcze przez chwilę, po czym przeczesał ręką długie, przetłuszczone włosy, podrapał się po tyłku wycierając przy okazji tłustą łapę, pierdnął donośnie dramatycznym barytonem i odszedł w kierunku swojego statku.

 

Drzwi były otwarte. Nigdy ich nie zamykał, bo nie było po co. Jego pojazd był wart tyle, ile ważył, a że nie było naturalnej grawitacji, to nie ważył nic… Teoretycznie. Ale mniejsza o to, statek był po prostu gówno wart. Zresztą, jeśli nie pokrywająca go rdza, to sama jego nazwa odrzucała potencjalnych złodziei. Cooter 2300, tak się nazywał. Warto wspomnieć, że liczba 2300 to rok produkcji, a był dwa tysiące sześćset pięćdziesiąty czwarty. Dziw, że ten złom w ogóle jeszcze latał.

 

 

Podczas gdy lekko otumaniony tlenem złomiarz zbliżał się do statku, zza otwartych drzwi pojazdu, wybiegł czarno-biały kundel. Szczekał radośnie i podskakiwał wesoło, podgryzając obdarte spodnie Józka.

 

– Już kiełbasę zwęszyłaś paskudo? Co Łajka? – powiedział do psa i pomachał jej pętkiem Niezwyczajnej przed nosem.

 

Sunia, rzecz jasna nie odpowiedziała, bo to był pies z odzysku można powiedzieć. Tlenoholik znalazł ją w jakimś pradawnym złomie, co miał Sputnik 2 napisane na kadłubie. Wszczepił jej implant tlenu i od tamtej pory razem zbierają śmieci z kosmosu. Pozostałości ze Sputnika 2 oddał do Utylizone, bo do niczego innego się nie nadawały.

 

 

Po pokładzie zardzewiałego statku Józka, oprócz niego i Łajki błąkał się także robot starej generacji – Hellmans. Jako, że był to stary robot, zajmował się głównie sprzątaniem, podgrzewaniem posiłków oraz pilotowaniem statku podczas gdy Józek spał lub gdy odleciał po tlenie. Blaszany załogant umiał mówić jedynie po angielsku, mimo iż rozumiał polski. Kiedyś rudy złomiarz nawet wgrał mu polski język do syntezatora mowy, ale okazało się to błędem. Nie mógł wytrzymać ciągłego rzucania mięsem w ojczystej mowie – Hellmans był bowiem strasznym marudą i do tego wulgarnym. Niewiele gadał, a jak już gadał, to narzekał, a jak narzekał, to przeważnie przeklinał.

 

– What took you so long, Joe? – spytał robot, bynajmniej nie z grzeczności.

 

Józek nic nie odpowiedział – był jeszcze mniej gadatliwy. Wrzucił tylko garść baterii do koszyka Hellmansa i poklepał go po stalowym, kwadratowym łbie.

 

– Do not try to buy me! – oburzył się robot. – I am not a hooker! – Chrup, chrup, chrup. – Mmmm…

 

~*~

Tego szczególnego dnia – choć w sumie trudno nazwać go dniem, bo do Słońca było za daleko – Józek nie wyczuwał nic szczególnego. Jak co dobę oblatywał galaktykę w poszukiwaniu wszelkiego rodzaju śmieci. Po jego statku można było poruszać się swobodnie jak po pokładzie zwykłego okrętu. Wszystko to dzięki generatorom mini pola grawitacyjnego oraz wspomnianym wcześniej implantom. Cooter 2300 nawet wyglądał trochę jak zwykły okręt – miał kadłub, kajutę, mostek, ster i antenę, co wyglądała jak maszt. Poza tym, statek wyposażony był w turbiny, skrzydła i wielki zasysacz, którym wciągał złom do ładowni. Wyjątkiem była sytuacja, gdy złomiarz zauważył coś ciekawego – wtedy podlatywał na tyle blisko, by pole grawitacyjne przyciągnęło przedmiot na pokład zamiast do zsypu.

 

Jak się pewnie domyślacie, właśnie coś takiego Józek nagle zauważył. Podleciał bliżej i Hellmans przechwycił obiekt swoimi stalowymi kikutami. Rudobrody stanął naprzeciwko znaleziska i zaczął przyglądać się sporo wyższej od niego drewnianej figurze w kształcie gruszki. Wymalowana była w przeróżne, kolorowe wzory oraz widniał na niej wizerunek jakiejś kobiety. Łajka biegała naokoło i obwąchiwała ją zawzięcie merdając ogonem.

 

– Zeskanuj to Hellmans – poprosił Józek.

– No fucking way! – zaprotestował robot. Nie lubił tego robić, ponieważ baterie mu się wtedy szybko wyczerpywały.

– Dam ci pięć trzy razy a. Alkaliczne.

 

Hellmans bez zastanowienia uruchomił skaner na swoim korpusie i po chwili wiązka lasera błysnęła mu z oczu prześwietlając nieznany obiekt.

 

– It is a … It is a… MATRYOSHKA – powiedział z trudem robot.

– Matrioszka?

– Quote from Wikipedia: It is a set of dolls of decreasing sizes placed one inside the other.

– Musi się zatem jakoś otwierać. Ciekawe ile za to dadzą na Stacji Tysiąclecia?

 

Zaintrygowany śmieciarz zaczął oględziny w poszukiwaniu włącznika lub dźwigni, by w ostateczności znaleźć szczelinę. Domyślając się, że to gwint, odkręcił górną część wielkiej lalki. Nie zdziwił go fakt, że w środku znajdowała się mniejsza wersja tej samej figury. Ją także odkręcił i znalazł jeszcze mniejszą wersję. Gdy odkręcił trzecią lalkę, wyskoczyła z niej piękna, uśmiechnięta brunetka w srebrzystej halce i zaczęła tańczyć. Wtedy Józek się zdziwił a Łajka się rozszczekała. Tancerka szybko jednak tańczyć przestała, wybałuszyła oczy i złapała się za gardło kwicząc jak prosię. Złomiarz błyskawicznie wyjął inhalator z kieszeni, podał go kobiecie i rozkazał Hellmansowi przynieść implant awaryjny oraz sprzęt do montażu. Gdy robot się zjawił, włożyli razem zakrzywioną rurkę do gardła kobiety i wdmuchnęli urządzenie. Brunetka odetchnęła a Józek uspokoił się. Za chwilę jednak serce podeszło mu do gardła i rozrosło się odbierając mu mowę. Otworzył szeroko oczy wpatrując się w kształtne, krągłe piersi i stwardniałe sutki, przebijające się przez jedwabną halkę sięgającą ledwo za pupę. Teraz to on skanował kobietę i gdyby miał laser w oczach to pozioma, czerwona wiązka zniżałaby się bardzo powoli, by zatrzymać się na zgrabnych nogach.

 

– Jezus Maria! Gdzie ja jestem? Coś ty mi do gęby włożył zboku jeden? Zapłacisz ekstra! – oburzyła się tancerka. Prawdopodobnie miała trzydzieści kilka lat.

– Eeeee – odparł śmieciarz ciągle patrząc na piękne nogi i bose stopy.

– We have installed for you implant to breathe, you dumbass! – dodał Hellmans.

– Toto gada? – zdziwiła się kobieta. – Co to mówi?

– Eeee… Że zainstalowaliśmy ci implant…

– Na cholerę mi trzeci implant? – przerwała.

– Do oddychania implant. Co ty w tym czymś robiłaś?

– Jestem Sandra, zamówiona striptizerka. To jest ta cała impreza? To jakieś jaja?

– Jesteś na pokładzie Cootra 2300, w kosmosie znaczy się – odpowiadał zakłopotany kapitan.

– W jakim kosmosie? W Houston miał być ten wieczór kawalerski. Moja pierwsza fucha i już coś spartoliłam. Trzeba było zostać w Polsce.

– Houston doesn't exist since two thousand fourty four, you stupid bitch! – wtrącił robot.

– Co on tam?

– Mówi, że Houston nie istnieje od dwutysięcznego czterdziestego czwartego roku.

– Jak nie istnieje, jak istnieje. Jeszcze dzisiaj kurier miał mnie dostarczyć do siedziby Nasa na wieczór kawalerski jakiegoś rosyjskiego doktorka.

– Obawiam się, że robot ma rację.

– Nie, to matka miała rację. Głupia pipa jestem – zmartwiła się kobieta.

– Agreed! – przytaknął Hellmans.

– Jeszcze przedwczoraj byłam w Polsce – kontynuowała, – wczoraj przyleciałam do USA, a dzisiaj jestem w jakimś kosmosie i do tego okropnie głodna.

– Eat shit, whore!

– Że co?

– Mówi, że dobrze się składa, bo mamy kiełbasę.

 

 

Józek zaprosił kobietę do kajuty, poprosił by usiadła i poczęstował ją Niezwyczajną. Sam usiadł naprzeciwko i wbił wzrok tam gdzie poprzednio. Z tej perspektywy wszystko wydawało się jeszcze piękniejsze. Śliczna, smukła twarz. Duże, brązowe oczy ubrane w gęste rzęsy oraz jasna jak gwiazda cera były kropką nad „i". Poddał się… Setki lat samotności spowodowały, że niczego więcej nie potrzebował by zakochać się bez pamięci. Nawet gdyby nic nie miało się wydarzyć, on będzie ją wspominał do końca swych dni. Będzie wspominał nawet to, co się nie wydarzyło a co mogło się wydarzyć. Tlenowa jazda w porównaniu do tego co czuł teraz, była niczym lekki uśmiech przyrównany do pełni szczęścia. Miał wrażenie, że jego serce jest większe od niego. Miał wrażenie, że on sam stał się sercem… Rozum kaput.

 

Maślanym wzrokiem obserwował, jak Sandra zajadała się kiełbasą. W końcu kobieta się odezwała.

 

– Jak w czterdziestym czwartym, jak ja w jedenastym jechałam na tę imprezę? – powiedziała i przegryzła kiełbasę.

– Nie wiem. Ale musiało nastąpić jakieś załamanie czasoprzestrzeni czy coś. Nie znam się… Ja… Ja złomiarz jestem – odpowiedział wstydliwie i spuścił wzrok na podłogę.

 

Wszelka nadzieja, jaka się w nim zrodziła, tysiące infantylnych marzeń wyśnionych przez te kilka minut, padły na twarz przed bezlitosnym, sadystycznym Katem Realistą… Ciach! Serce kaput. Rozum zmartwychwstał.

 

– To tak jak mój tatko – powiedziała beztrosko z pełną buzią Sandra, a Józkowi oczy zapłonęły i jednocześnie podeszły łzami. – Pewnie zamartwia się na śmierć – dodała, po czym przestała przeżuwać i znieruchomiała. Zawiesiła wzrok na pustej ścianie.

 

Józek może i był niewykształconym śmieciarzem. Może i nie znał się na technologii. Ale dobrze wiedział co powinien teraz zrobić.

 

– Będę na pokładzie w razie gdybyś… – wyszeptał i wyszedł.

 

 

~*~

 

Przez kolejne dwie doby Sandra praktycznie nie wychodziła z kajuty. Opuszczała ją wyłącznie w celu skorzystania z łaźni lub toalety. Józek przychodził do niej tylko rankiem, by dać jej jedzenie i wodę. Sam spał na pokładzie razem Łajką i Hellmansem.

 

Trzeciego ranka, po raz pierwszy od dwustu kilkunastu lat, postanowił się ogolić. Po raz pierwszy w tym tygodniu postanowił się wykąpać (a był piątek). W przypływie nagłej potrzeby zmian umył też sobie zęby i włosy, które to spiął w kuc. Ze skrzyni na znalezione skarby wyciągnął świeże ubranie: czarne dżinsy i takiego samego koloru elegancki, rozpinany sweter. Okazało się, że nie jest wcale starym capem. Na oko miał około trzydziestu ziemskich lat i jak na rudzielca był cholernie przystojny. Subtelnie wystające kości policzkowe, gęste, ciemne brwi, kształtny nos… Do tego, gdy założył na siebie sweter, który nie był wyciągnięty jakby go końmi próbowano rozerwać, to widać było wyraźnie jego smukłą, lecz muskularną sylwetkę.

 

Skończywszy niecodzienne rytuały, poszedł do Cyberdronki odprawić te codzienne. Tym razem jednak wrócił bez Mocnego Wdechu. Wziął za to ze sobą coś słodkiego dla Sandry. Zapukał do kajuty, poczekał na zaproszenie i wszedł. Kobieta siedziała w srebrzystej halce i spojrzała na niego nie ukrywając zdumienia. Józek położył zakupy na stole.

 

– Dziękuję – powiedziała.

– Nie ma za co – odparł szczerze.

– Naprawdę dziękuję… Za to, że się mną opiekujesz.

– Drobiazg. Nie przejmuj się.

– Myślałam, że jesteś starszy – zmieniła temat. – Naprawdę na imię mam Eliza – dodała i wstała wyciągając rękę w stronę rudego przystojniaka.

– Józek – odparł i uścisnął jej dłoń.

 

Zaiskrzyło.

 

Trzymali się tak przez chwilę za ręce i patrzyli sobie w smutne, lecz rozżarzone oczy. Świat jakby stanął w miejscu, czas też się chyba zatrzymał, a wszechświat się prawdopodobnie zdematerializował. Józek zrobił nieśmiały krok do przodu i Eliza w odpowiedzi zrobiła to samo. Stanęli ze sobą twarzą w twarz, podświadomie rozchylając lekko wargi. Puścili swe dłonie, by po chwili ona położyła ręce na jego torsie. Józek delikatnym ruchem poprawił jej włosy, po czym subtelnie przyciągnął jej głowę do swojej twarzy. Drugą ręką chwycił ją za biodro i trochę bardziej stanowczo przysunął ją do siebie. Poczuła co się dzieje na dole i tętno podskoczyło jej momentalnie. Serce załomotało, oczy zapłonęły, oddech stał się szybszy i głośniejszy. Brakowało tchu. Zamknęła oczy i włożyła język do jego ust. On zacisnął lekko dłoń na jej sprężystym pośladku i przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej, by poczuła jak mocno go pociąga… Jęknęła…

 

~*~

Czekał tyle lat…

 

~*~

Świadomość odzyskał gdy miał ją pod sobą. Nagą, wpatrzoną w niego zamglonymi, spełnionymi oczami. Jej włosy rozpostarte były na pościeli niczym wachlarz, a idealne piersi falowały delikatnie pod wpływem jego posuwistych, coraz wolniejszych ruchów. Skończył już dawno, ale jego nieaktywny od lat i niemal zapomniany sprzęt, ciągle był nabrzmiały jakby miał zaraz eksplodować. Józek zatrzymał się lecz nie wyjmował go. Został w środku i przytulił się do Elizy. Jego strzała Amora pulsowała samowolnie zmniejszając się po woli. Kobieta poruszyła się nieświadomie i poczuła jak w jej wilgotnej, gorącej waginie znów zaczyna pulsować rozpalony członek zwiększając swoją objętość i wślizgując się coraz głębiej. Westchnęła z nagłego przypływu podniecenia. Odepchnęła Józka i przekręciła go na plecy. Chwyciła ręką jego twardy jak dąb, purpurowy maszt i oplotła go swoim ociekającym pożądaniem różanym żaglem. Zarzuciła głową, by poprawić swoje włosy i trzymając ręce na jego klatce piersiowej, zaczęła delikatnie falować biodrami we wszystkich możliwych kierunkach jakby dryfowała po lekko wzburzonym morzu. Zanosiło się na sztorm.

 

Tak jak jest cisza przed burzą, tak jest i po. Sen zmorzył ich błyskawicznie.

 

~*~

Józek obudził się z uśmiechem na twarzy, podrapał się po gęstej brodzie i zerwał się na równe nogi z przerażeniem rozglądając się dookoła. Stał przed Cyberdronką. Obok niego leżały cztery puste Mocne Wdechy. Na sobie miał obdarte spodnie i wyciągnięty sweter. Włosy miał tłuste jakby w nie sobie smalec wcierał. Zastanowił się przez chwilę i upadł na kolana, po czym runął twarzą w podłoże i rozpłakał się w głos. Coś w nim pękło. Bił pięściami w ziemię a oczami wyobraźni odbierał sobie życie na różne sposoby. W zasadzie nie zrobił tego tylko z jednego powodu.

 

Powód przybiegł do niego i zaczął lizać go po dłoni oraz zaczepiać łapą by wstał. Józek otarł łzy rękawem, podniósł się i kopnął butelkę po Mocnym tak, że wyleciała poza sztucznie generowane pole grawitacyjne. Zabrał resztę zakupów i poszedł z psiakiem na pokład.

 

– What took you so long, Joe? – spytał robot, bynajmniej nie z grzeczności. Ale to żadne Deja Vu, Hellmans zawsze zadawał to pytanie.

Koniec

Komentarze

Czekam na krytykę, ponieważ mam spore wątpliwości co do tego tekstu. A jak się komuś spodoba to też niech napisze :)

Pozdrawiam 

P.S. Jak tutaj dawać myślniki zamiast dywizów? Jakimkolwiek sposobem nie wklejam i tak mi zamienia na dywizy :/

No to przeczytałem... Mam mieszane odczucia. Bo niektóre kwestie sa bardzo zabawne ale jakoś nie przekonuje mnie tło - chyba zbyt abstrakcyjna sceneria.
Może przeczytam później jeszcze raz... 

To samo powiedziała moja żona :)

za pomocą słuchu i wzroku
Czasem też coś zaśmierdziało 
A atmosfery ponoć nie ma, co? 

nie potrzebowali skafandrów, by oddychać swobodnie w kosmicznej przestrzeni
Akurat oddychanie to najmniej ważna funkcja skafandra. To cudo chroni przed promieniowaniem kosmicznym i, co ważniejsze, wyrównuje ciśnienie. Nie będę się nad tym rozpisywał, ale sytuacja człowieka w próżni bez skafandra jest raczej nieprzyjemna...

Ogólnie - opowiadanie do przeczytania. Nawet wywołuje uśmiech. :)

Pozdrawiam

 

Zaraz coś z tym zrobię... Atmosfera się znajdzie, a Galaktyka Polandusa próżnią nie będzie ;)

Dzięki za sprostowanie. 

Dodałem generatory gazów, HA! :)

Sprytnie! :)

Ten króciutki tekścik napisałem w Wordzie.

 

— Cześć, stary! Jak leci?

— Nic nie leci, na pysk padło.

— Ou! Dlaczegóż to, spytam nie tylko z płonej ciekawości?

— Małgośka wyczaiła jakimś cudem, a co dalej, mówić nie muszę...

 

Są myślniki? Są.

Kopiuj w Wordzie, wklej w przeglądarce — Firefoks — no i jak widać...

Kopiuję w Wordzie, ale korzystam z Google Chrome. Nie wiem, czy to ma jakiś wpływ... Aż zainstaluję liska i sprawdzę.

Test:

- Halo? Czy to działa? - zapytał Łord.
- Zobaczymy jak przejdę dalej. Teraz widzę znowu dywiz - odpowiedział Chrom. 

- Jesteś do kitu Chromie - krzyknął zdenerwowany edytor! - Lisku, ty spróbuj.

Lisek pomajstrował, coś tam skręcił, coś wyrzucił, gdzieś coś przetarł. Otarł pot z czoła i rzekł:

- Niestety. Nic z tego.

A czy w samym Wordzie masz myślniki? Bo to na cuda zakrawa, u mnie działa, u Ciebie nie.
Na wszelki wypadek --- dokładniutko:
1. Word 2007 w trybie zgodności wstecznej, piszę, zaznaczam wszystko, przycisk "kopiuj".
2. Firefoks --- kursor w okienku, z menu "edycja" polecenie "wklej".

AdamieKB, nie jestem komputerowym mośkiem :)

Worda mam 2003. Może to wina tego, nie wiem. Zarówno myślniki jak i półpauzy mi zamienia na dywizy. W okienku do wklejania jest ok, ale jak kliknę "wstaw" to zmienia już na te cholerstwa. 

Nie obrażaj się na zapas, bo ja się naciąłem na skrótach klawiaturowych, więc napisałem, co napisałem.
Z czego morał taki, że Word i FF mają swoje tajemnicze tajemnice...

Początek bardzo obiecujący. Później opowiadanie coraz bardziej rozczarowuje niestety. Nie tego się spodziewałem. No a zakończenie to już w ogóle nie pasuje mi do klimatu całego opowiadania. Miałem nadzieję, że wreszcie będę mógł powiedzieć, że coś mi się tu podoba, no ale niestety...

Możesz się za to poszczycić faktem, że jest to z dwóch opowiadań, które przeczytałem do końca(nawet jeśli zakończenie mnie rozczarowało).

Pytanie: Jesteś rudy? :D

@Wolimir

Ja to robię tak. Wklejam tekst Worda, do Notatnika. Później znowu kopiuj i wklej i daję tutaj. Tekst się wkleja, ale pojawia się to okno, by tekst znów wkleić. Tam klikam anuluj i tyle.

@AdamKB Nie obraziłem się, napisałem by wyjaśnić :) Nie należę do obrażalskich.

@3unkiat Nie jestem rudy i złomu nie zbieram :)

Mi to opowiadanie też się nie podoba do końca. Sam sobie bym 3 postawił, może nawet z minusem. Napisałem, to i wstawiłem tutaj. A nuż się komuś spodoba. Gdy je zaczynałem, w głowie miałem inny plan, ale wiadomo jak to z planami bywa...

**  

Mi tekst się wkleja tylko przez to okienko :/

Na dywizy nie zamienia mi się tylko wtedy, gdy wklejam jako zwykły tekst i odznaczam "zachowaj końce linii", ale wtedy szlag bierze wszystkie akapity itp. Wkleja się ciurkiem :)


No to już wymyka się wszelkim próbom zrozumienia.
Przecież mój komputer i moje programy nie są z Marsa!

— Próba Łorda.
— W kubeł morda!

Sposób się w końcu znalazł. Działa jednak tylko w Mozilli. Zatem na Fatastykę tylko przez liska :)

Chłe, chłe, chłe...
Czy drugą kwestyjkę z powyższego mikrodialogu mam rozumieć jako prośbę skierowaną do mnie?

Absolutnie nie! Bardziej widziałem Ciebie jak to mówisz :)

Już na serio: Świetnie, że zadziałało. Będzie więcej porządniej wygladających tekstów.

- Próba mikrofonu - raz, raz, raz... - działa ?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nie mogłem się powstrzymać, ale skutek marny. Argh. :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

A Wolimirowi zadziałało. Trenuj, trenuj...

- - - - -
Z tego opowiadania robi się pole treningowe, Adamie.


Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Pod tym opowiadaniem.
Nie kapryś, z własnej woli dołączyłeś do treningu...

Opowiadanie też może być workiem treningowym. Jest słabe. 

Znam już jednak tajemną sztukę władania myślnikami na tym portalu, więc mam motywację do pisania. Będzie mnóstwo dialogów ;) 

Bravissimo, Maestro.

Gracias, gracias. Muchas gracias, Mentore.

Miało być grazie. Nie jestem poliglotą :)

Fajne opowiadanie. Przyjemny, plastycznie opisany, dość zabawny, lekko absurdalny tekst.
Podobało mi się.

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka